Wróżka przyszłością narodu

Nad zyskującym popularność u progu każdego roku wróżbiarstwem unosi się duch śmiertelnej powagi: wróżbitów, klientów, krytyków zjawiska, a nawet oficjalnych czynników polskiego państwa.

23.12.2016

Czyta się kilka minut

 / Il. Joanna Grochocka
/ Il. Joanna Grochocka

Nieodwołalny werdykt zapadł w kawiarni Starbucks na pl. Trzech Krzyży 8 w Warszawie, w piątek ok. godz. 12.50, 9 grudnia A.D. 2016 (co znaczą te liczby, nie wiadomo, na wszelki wypadek je odnotujmy).
– Urodził się pan 23 lipca, to ma pan piątkę z dnia. To jest liczba chaosu. To nie jest liczba porządku. Dziennikarz powinien być uporządkowany. Liczba pięć to jest brak koncentracji, liczba pięć to jest takie rozedrganie, robienie niektórych rzeczy na opak. Pięć to jest też liczba niespokoju, czyli pan może bardzo nerwowo podchodzić do pracy. A to jest złe. No i ma pan trójkę z klucza wcielenia. To oznacza, że wielu może pana odbierać niepoważnie.

Werdykt – którego zresztą można było uniknąć („Zaraz ocenię, czy pan jest dobrym dziennikarzem”, takie ostrzeżenie padło chwilę wcześniej) – wyda pod koniec naszej rozmowy najsłynniejszy przedstawiciel branży wróżbiarskiej od morza do Tatr. Wyda go tuż przed gwałtownym (choć niepozbawionym elegancji) przerwaniem rozmowy i wyjściem z kawiarni Starbucks.
Ale po kolei, bez zbędnego chaosu.

Oszczędzam się

Macieja Skrzątka, znanego jako wróżbita Maciej („numer jeden na rynku ezoterycznym w Polsce według tygodnika »Wprost«” – czytamy na stronie), poprosiłem o spotkanie, chcąc się dowiedzieć m.in., czy jest zapracowany.

– To już się nagrywa? – zapytał w odpowiedzi. – Pamiętam początki: miałem 18, 19 lat i przyjmowałem po 28 osób dziennie. Ale od dwóch, trzech lat bardzo się oszczędzam.

– Ilu klientów ma pan dziennie?

– Najwyżej pięcioro. Ja przyjmuję, proszę pana, tylko dwa dni w tygodniu.

– Są jeszcze programy.

– W Radiu Zet Gold codziennie rano przedstawiam swój horoskop. W poniedziałki o dwunastej mam własną audycję. A w poniedziałki i piątki prowadzę programy w Ezo TV.

– To oszczędzanie się wynika...

– ...wynika z tego, że dobrze zarabiam i nie muszę tyrać tak jak pan.
Istotnie: na stronie wróżbity Macieja w zakładce „cennik” czytam, że piętnastominutowa konsultacja kosztuje 200 zł, trzydziestominutowa 350 zł, a tyle samo trwająca, ale określona jako „VIP” – 1000 zł.

Co oznacza VIP?

– Konsultację w pierwszej kolejności. Mam terminy dwumiesięczne. Jak ktoś wykupi VIP, przyjmę w ciągu kilku dni.

– A przychodzą do pana takie prawdziwe VIP-y?

– Przychodzą. Bardzo dużo polityków, osoby ogólnie rzecz biorąc znane. Modele, projektanci, aktorzy.
Wątek codziennej aktywności wróżbity Macieja będzie jednym z niewielu udanych i uporządkowanych. Po jego wyczerpaniu w naszą rozmowę wkradnie się chaos, nieporządek, pewne rozedrganie, a nawet coraz wyraźniej wyczuwalna nerwowość.

Potęga placebo

W 2011 r. CBOS ustalił, że 59 proc. Polaków zgadza się („zdecydowanie” lub „raczej”) ze zdaniem: „niektórzy ludzie mają zdolność jasnowidzenia”, a niemal połowa wierzy w przepowiadanie przyszłości. Ponadto 39 proc. uważa, że istnieje inna cywilizacja, i tyle samo, że możliwa jest telepatia. Na ostatnim miejscu w zestawieniu CBOS jest zdanie: „Ziemię odwiedzają czasem latające talerze, nieznane obiekty UFO” – ale i w ten pogląd wierzyć ma 17 proc. Polaków.

Z kolei dzięki OBOP dostajemy wyraźniejszy wgląd w ewolucję niektórych poglądów i postaw Polaków. I tak w 1994 r. niemal co piąty z nas deklarował, że korzystał z rady wróżki, wróża bądź jasnowidza, pięć lat później odsetek ten spadł do 14 proc., by w roku 2013 wynieść już 10 proc. (równocześnie coraz więcej spośród korzystających twierdzi, że przepowiednie się sprawdziły).

Niezmienne jest jedno – kręcący się biznes: telewizyjne kanały bądź programy ezoteryczne, gazety z horoskopami, tysiące zarejestrowanych (i jeszcze więcej niezarejestrowanych) usług wróżbiarskich, sklepy ezoteryczne – to tylko niektóre przykłady.

Poprosiłem prof. Zbigniewa Paska (urodzonego – jak się okaże – też 23 lipca!), religioznawcę pracującego na wydziale humanistycznym krakowskiej AGH, by odpowiedział na pytanie, skąd popularność magii. Odpowiedź pierwsza: wróżenie, astrologia popychają nas od wolności ku pewności.

– Wykresy, cyfry sugerują, że przewidywanie ma charakter obliczalny – mówi prof. Zbigniew Pasek. – Pragniemy przekonującej opowieści wyjaśniającej, jak jest i jak będzie. Często boimy się podjąć ważną decyzję, bo wolność to ciężar, z którego udźwignięciem wielu z nas ma problem.

Odpowiedź druga: – Ludzie wierzą wróżbitom, bo są skuteczni! – dodaje profesor. – Dzisiejsza astrologia nie bazuje już tylko na przewidywaniu i determinizmie gwiazd. Spełnia też rolę psychoterapii, i dla ludzi z prawdziwymi problemami życiowymi stanowi stosunkowo tanią pomoc doradczą. Ponadto działanie wróżbity można porównać do placebo w medycynie. Placebo przecież daje efekt, również w tym przypadku, bo słowa mają moc ustanawiającą. Jak ktoś przeczyta, że jest lwem, to zaczyna się trochę jak lew zachowywać. Placebo nie działa zawsze, ale wystarczająco często, by ten rynek miał się dobrze.

Kongres Wróżek Polskich

Że ma się dobrze zwłaszcza u progu każdego nowego roku, świadczy analiza aktywności użytkowników na stronie internetowej znanego astrologa, jakiej dokonał – wraz ze współpracownikami – prof. Pasek.

– Liczba wejść w poniedziałek o ósmej rano, kiedy astrolog ten ogłaszał horoskop na dany tydzień, a także każdego pierwszego dnia miesiąca skokowo rosła! To samo dzieje się na początku każdego roku, kiedy również ogłasza nowy horoskop. Skoczyła też po 10 kwietnia 2010 r. Ten ostatni przykład pokazuje funkcję astrologii: w chwilach niepewności ma pokazać, „jak się to skończy”.

Zjawisko branżowego boomu u progu roku potwierdza astrolożka Izabela Podlaska-Konkel (współprowadzona przez nią strona czary.pl ma wtedy znacznie lepszą oglądalność). Spotykamy się na 14. piętrze stojącego blisko stołecznego dworca Central Tower. W jednej z sal konferencyjnych trwa właśnie spotkanie Polskiego Stowarzyszenia Astrologicznego.

– Co tu się dzieje? – pytam astrolożkę, która wyszła z prelekcji, zadbawszy o jej techniczną obsługę (wykłady idą na żywo w sieci).

– Mamy spotkanie sympatyków astrologii oraz ludzi zrzeszonych w PSA. A więc są i profesjonaliści, i osoby, które chcą się dokształcić. Dzisiaj akurat są zajęcia dotyczące interpretacji horoskopów – odpowiada.

Podlaska jest też czynną wróżką. Prowadzi praktykę, przyjmuje klientów w domu. – Nie więcej jednak niż jedną osobę dziennie, bo to duży wysiłek psychiczny – zastrzega. – To w ogóle odpowiedzialny zawód, bo ludzie dobudowują sobie do przekazywanych im przez nas informacji opowieści. Musimy uważać, by nie krzywić się np. na widok jakiejś karty, bo są tacy, którzy nawet takie gesty interpretują po swojemu.

Według astrolożki trudno o portret zbiorowy klientów wróżek i astrologów, poza tym, że są to głównie kobiety (potwierdza to sondaż OBOP) i najczęściej ludzie znajdujący się na życiowych zakrętach.
– Bywają też uzależnieni od wróżb, ale ja osobiście odmawiam im spotkania – mówi Podlaska. – Chcą konsultować każdą decyzję, i wtedy jest im obojętne: czy to tarocista, psycholog czy adwokat. Przychodzą, bo, mówiąc brutalnie, wróżka jest najtańsza.

Bywają też, dodaje astrolożka, klienci biznesowi, coraz więcej jest również ludzi młodych, którzy mniej się boją podobnych zjawisk niż ich rodzice i dziadkowie.

Oczekiwania?

– Niektórzy chcieliby wiedzieć, co zjedzą jutro na śniadanie, a inni, czy zostaną wyrzuceni z pracy – mówi Podlaska. – Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że nasze przepowiednie nie są stuprocentowe, i że różny jest stopień ich szczegółowości.

W związku z tą ostatnią uwagą zadaję Izabeli Podlaskiej pytanie o odbywający się w ramach tegorocznego festiwalu „Zgromadzenia. Sztuka Wspólnoty” Kongres Wróżek Polskich, podczas którego warszawska astrolożka wywróżyła zwycięstwo w amerykańskich wyborach... Hillary Clinton.

– Prawdę mówiąc, trochę do tych wróżb zostaliśmy zmuszeni – przyznaje moja rozmówczyni. – Nie traktowałam tego jako profesjonalnej przepowiedni, starałam się zrelacjonować, co na temat szans obojga kandydatów się uważa. A już po wszystkim powiedziałam mężowi, że zawsze się mylę co do wyborów w Stanach, więc pewnie wygra Trump... Ale nie mam z tym problemu: najgorszy jest wróżbita, który nie potrafi się przyznać do błędu.

Potęga dywinacyjna

Nerwowy przebieg dalszej rozmowy z wróżbitą Maciejem można zobrazować tym oto – dobranym dość chaotycznie – zestawem zdań.

– Mnie to w ogóle nie interesuje! (na pytanie o krytykę ze strony naukowców).

– Nie chcę panu powiedzieć, żeby pan się puknął w czoło, bo to by było nieeleganckie, ale pana pytania są nie na miejscu. Proszę pytać w Radiu Zet Gold i TVN! (na pytanie, czy zatrudniające go stacje traktują wróżbiarstwo poważnie).

– Pan jest nieprzygotowany! (na pytanie o szczegóły konfliktu z innym wróżbitą).

Kulminacja nerwowości następuje jednak, gdy wróżbita Maciej wypomina mi „powielanie pytań”. – To nie szkodzi, bo czytelnicy „Tygodnika” prawdopodobnie pana nie znają – próbuję łagodzić, ale osiągam przeciwny efekt („To po cholerę przeprowadza pan ze mną wywiad?”).

Sytuację ratuję najbardziej neutralnym pytaniem, jakie przychodzi mi do głowy. – W talk show Kuby Wojewódzkiego powiedział pan, że ludzie w ogóle nie wiedzą, co to jest tarot. Wojewódzki nie dał panu tego wyjaśnić. Bardzo proszę!

– Ludzie myślą, że ja wszystko wiem o każdej porze – mówi wróżbita Maciej. – A ja nie jestem jasnowidzem... Żebym mógł przewidzieć przyszłość, muszę położyć karty. Tarot wskazuje wydarzenia, na które mamy wpływ. Tarocista jest w stanie powiedzieć, co dana osoba może zrobić odnośnie tych wydarzeń. Ale też wskazuje na wydarzenia, na które nie ma wpływu. Można nie prowadzić auta, a mieć wypadek spowodowany nieuwagą innego kierowcy. Można się świetnie odżywiać, a zachorować. Tarot to jest potęga dywinacyjna, która pozwala nam dowiedzieć się, jakie zagrożenia czy konsekwencje wynikają z naszych działań.

– Natomiast dla mnie jest również możliwością pomagania – kontynuuje mój rozmówca. – Mam kilkadziesiąt takich przypadków. Nie będę panu o nich mówił, bo nie chcę się chwalić.

Między woźnym a wulkanizatorem

Do wróżbiarstwa z powagą zdają się podchodzić oficjalne czynniki państwa. W 2009 r. grupa naukowców (wśród nich m.in. znany fizyk prof. Łukasz Turski) napisała „List otwarty w obronie rozumu”. Powstał w reakcji na rozporządzenie ministra pracy (wtedy Jolanty Fedak) ustalające oficjalną listę zawodów w Polsce, na której znaleźli się m.in.: wróżbita, astrolog czy bioenergoterapeuta.

„Niżej podpisani uważają za skandaliczne umieszczenie na tej liście szeregu profesji niemających nic wspólnego z cywilizacją XXI wieku, a już na pewno z oficjalnie głoszoną przez Rząd RP ideą tworzenia społeczeństwa opartego na wiedzy” – pisali naukowcy.

Po siedmiu latach w wyszukiwarce zawodów wróżbita trzyma się mocno (jest w towarzystwie m.in.: woźnego, wozaka, wulkanizatora czy wokalisty). „Świadomie wykorzystując wrodzone uzdolnienia do działania w obszarze zjawisk nadprzyrodzonych, dokonuje wglądu w przeszłe i przyszłe wydarzenia przy zastosowaniu ukształtowanych przez tradycję różnych form wróżenia, takich jak: karty (zwłaszcza tarot), kabała, I-cing (zgodnie ze starochińską »Księgą przemian«), chiromancja (wróżenie z ręki), katoptromancja i krystalomancja” – czytamy w opisie.

Do zadań wróżbity należy m.in. „udzielanie porad dotyczących zaginionych osób lub rzeczy”, zaś do zadań dodatkowych „wykorzystywanie zdolności jasnowidzenia, jasnosłyszenia, wspieranie wróżenia zjawiskami mediumicznymi, wykorzystywanie telepatii, teleportacji”.

Zapytałem mailowo ministerstwo, czy państwo polskie nie traktuje możliwości teleportacji – oraz innych wymienionych w rozporządzeniu możliwości – zbyt serio. Ale resort nie potraktował mnie poważnie, więc zatelefonowałem do prof. Turskiego z pytaniem o losy listu otwartego sprzed lat.
– Przez jakiś czas było wokół sprawy głośno – zrelacjonował naukowiec. – Zebraliśmy wiele tysięcy podpisów, spakowaliśmy je i wysłaliśmy do minister Fedak. Ale sprawa umarła śmiercią naturalną.

– Jakich używano argumentów?

– Że podobno takie listy są na całym świecie. Że to unijne prawo. Ale ciekawsze jest to, że spotkaliśmy się z potężną krytyką. Dostaliśmy np. po łbach za to, że potępiamy wróżki, a księży już nie.

Pytam prof. Turskiego, czy było warto i czy nie lepiej potraktować zjawisko mniej poważnie.

– Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję. Trzeba czasem poważnie, a czasem mniej – odpowiada profesor.

Tę drugą strategię fizyk ilustruje anegdotami. O tym, jak w latach 90. zapisał się na kurs przepowiadania przyszłości, ale został zdemaskowany i wyproszony przez organizatora. I o wizycie w telewizji śniadaniowej oraz konfrontacji z radiestetą-różdżkarzem, który w studiu nie wykrył przecinających się pod budynkiem – zgodnie z mapami geodezyjnymi – „cieków wodnych”, a także nie umiał zareagować na rozsypane przed nim przez profesora skorupki od jajek (wedle radiestetów stanowią one „ekrany” chroniące przed tzw. promieniowaniem szarym).

Asyryjski Pluton

Jest i anegdota trzecia, mająca świadczyć o tym, że wróżbiarstwo to zjawisko społecznie szkodliwe, niebezpieczne, i jako takie zasługuje na poważniejszą kontrę.

– Byłem kiedyś dłuższy czas w szpitalu – opowiada prof. Turski. – Leżałem na sali, na której był też chłopak po ciężkiej operacji. Miał tzw. prywatny dyżur, siedziała przy nim pielęgniarka. A że w szpitalu nie da się nieraz spać, to gadaliśmy. Zeszło na astrologię. Ona „wszystko wiedziała”, czytała horoskopy. Powiedziała, że lubi asyryjskie, i że jeden z nich wskazał, iż Pluton... „Hola, hola – mówię do niej – jak asyryjski, to oni nie wiedzieli, że istnieje Pluton!”. Przegadaliśmy całą noc, i ja wtedy zrozumiałem, że dla tysięcy ludzi, którzy czytają horoskopy, astrologia jest nauką! Tej pani kupiłem książkę o astronomii. Nawróciła się!

Pytam prof. Turskiego, czyją porażką jest istnienie przekonania o naukowości astrologii.

– Polskiej edukacji, która nie uczy racjonalnego myślenia – odpowiada fizyk. – Dramatem nowej reformy szkolnej nie jest zmiana administracyjna, ale program, który staje się teraz jeszcze bardziej nieracjonalny. Np. nie będzie w szkole podstawowej nauki o Koperniku. Mamy właśnie premierę „Łotra 1”, czyli kolejnego odcinka „Gwiezdnych wojen”, i te wszystkie dzieci wiedzą, „jak to jest w kosmosie”, tylko że ktoś w swoim bezgranicznym bezrozumie doszedł do wniosku, że nie trzeba uczyć o orbitach i planetach! Tymczasem racjonalne myślenie pozwala nie tyle przewidywać przyszłość, co się do niej przygotowywać.

Prof. Paska pytam o rolę Kościoła katolickiego, który potępia wróżbiarstwo i magię (krytyka przybiera nieraz radykalne formy: Tomasz Terlikowski porąbał kiedyś siekierą karty tarota i nagrał to na filmie), ale niektórzy wierni najwyraźniej nic sobie z tego nie robią.

– 40 proc. uczestników krakowskich targów ezoterycznych to wierzący i praktykujący – mówi religioznawca z AGH. – Moi magistranci robili badania na wawelskim czakramie [wedle legendy – „miejsce mocy” – PW], gdzie pojawiały się osoby wracające właśnie z... sumy. Byli w kościele, ale „by się jeszcze doładować”, przychodzili na czakram. Nie widzieli w tym sprzeczności, bo też wiara katolicka w Polsce bywa jedynie formą kulturową, z którą wielu Polaków nie chce albo nie ma odwagi zerwać. Więc niektóre osoby uważają się za katolików, mimo że od tego, co reprezentują, inkwizytorom włosy stanęłyby dęba. Nasz katolicyzm jest niebywale synkretyczny i nieortodoksyjny, posiada wiele elementów ludowych, magicznych, zabobonnych.

Liczba niepowagi

Podczas spotkania w kawiarni Starbucks dochodzimy do ostatecznego werdyktu.

– Mimo że może pan być bardziej odpowiedzialny czy dojrzalszy, to wizerunkowo niektórzy mogą odbierać pana niepoważnie, bo trójka z klucza wcielenia jest liczbą niepowagi. A więc szczerze mówiąc, uczciwie: nie ma pan takich typowych dziennikarskich liczb – wyjaśnił wróżbita Maciej. A po chwili dodał: – Piątka z dnia może powodować, że może pan spotykać coraz to nowe osoby. To może u pana powodować satysfakcję w pracy. Piątka to są nowości, to jest zmienność.

– To mnie ratuje? – pytam.

– No, w pewnym sensie. Choć ta piątka sprawia, że może się pan często wypalać. Za 10, 15 lat może się pan zajmować czymś całkowicie innym.

– Może wróżbiarstwem?

– Nie! Nie ma pan zdolności. Nie ma pan ezoterycznych liczb. Ma pan piątkę, ma pan siódemkę. Ale siódemkę ma pan z miesiąca, nie z dnia, a z dnia jest ważniejsza. Najlepsze jest dla pana wszystko, co jest związane z podróżami.

– Jednak dziennikarstwo!

– Ale pan może wykonywać ten zawód źle. Na przykład to pana nieprzygotowanie. Wynika właśnie z piątki z dnia. Dziękuję panu za rozmowę!

(Wróżbita Maciej wstaje, podaje mi dłoń, a następnie energicznie wychodzi z kawiarni w towarzystwie swojego asystenta).

Przyszłość

Jaka jest przyszłość wróżbiarstwa? – zapytałem prof. Paska, prof. Turskiego i wróżbitę Macieja (zanim wyszedł).

Od religioznawcy AGH usłyszałem, że przyszłość ta zależy w dużej mierze od kondycji Kościoła: – Jeśli będzie ewoluował w kierunku, jak ja to nazywam, chrześcijaństwa świadectwa i odnowy, które polega na byciu chrześcijaninem od rana do wieczora, to ten rynek utrzyma się na mniej więcej niezmienionym poziomie. Jeśli zaś pójdziemy w kierunku jeszcze większej instytucjonalizacji, to zjawisko może zyskać na popularności. Bo człowiek musi sobie jakoś ten świat opowiedzieć i wyjaśnić.

Wróżbita Maciej odniósł się do teraźniejszości, stwierdzając, że branża ma się doskonale, i nic nie jest w stanie tego zaburzyć.

Z tą diagnozą zgodził się w zasadzie prof. Turski.

– Rynek wróżbiarski w Polsce jest rynkiem przyszłościowym – stwierdził i złożył niespodziewaną deklarację: – Skończyłem studia i obroniłem doktorat za reżymu komunistycznego, więc jak mi w ramach „dobrej zmiany” odbiorą tytuły, to przekwalifikuję się na wróżbitę. ©℗


Grupa elementarna 5151

Już po zamknięciu noworocznego numeru „TP” otrzymaliśmy z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej odpowiedź na pytania związane ze statusem zawodu wróżbity oraz innych opisywanych w tekście zawodów. Oto jej skrócona wersja: 

Zawód “Wróżbita” został wprowadzony do klasyfikacji zawodów i specjalności w 1995 roku rozporządzeniem ówczesnego Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 20 kwietnia w sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności dla potrzeb rynku pracy oraz zakresu jej stosowania (Dz. U. Nr 48, poz. 253).
W 1995 r. nowe zawody wprowadzane były (podobnie, jak dzieje się dziś) w oparciu o wnioski składane przez ministerstwa, urzędy centralne, administrację samorządową, związki zawodowe, organizacje pracodawców oraz stowarzyszenia zawodowe i inne osoby prawne (np. uczelnie wyższe). W 1995 r., z uwzględnieniem m.in. tych wniosków, opracowanie Polskiej klasyfikacji zawodów wykonał Instytut Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS), siłami własnej kadry doświadczonych pracowników naukowych, jak i korzystając z szerokiego grona ekspertów zewnętrznych. Eksperci ci – specjaliści, głównie z zakresu zawodoznawstwa i rynku pracy – przygotowali zapisy do klasyfikacji według określonego formularza, obejmującego pozycje: nazwa zawodu / specjalności, kod, synteza, zadania zawodowe, dodatkowe zadania zawodowe. Obowiązujące wzory formularzu są ogólnodostępne w wersji elektronicznej na wortalu Publicznych Służb Zatrudnienia www.psz.praca.gov.pl.
Klasyfikacja z 1995 roku opracowana została w oparciu o obowiązujący wówczas Międzynarodowy Standard Klasyfikacji Zawodów ISCO-88 opracowany przez Międzynarodową Organizację Pracy i rekomendowany do prowadzenia statystyk rynku pracy. W Standardzie ISCO-88 występowała grupa elementarna 5151 „Astrologers and related workers” (astrolodzy, wróżbici i pokrewni), a w niej wskazane były przykładowe zawody, min. „astrologer” (astrolog) i „fortune-teller” (wróżbita). Obowiązująca obecnie polska klasyfikacja zawodów i specjalności na potrzeby rynku pracy z 2014 r., tak jak poprzednia klasyfikacja, opracowana została w oparciu o Międzynarodowy Standard Klasyfikacji Zawodów ISCO-08 rekomendowany przez Międzynarodową Organizację Pracy do stosowania krajom członkowskim przez Europejski Urząd Statystyczny (Eurostat). W standardzie ISCO-08, tak jak to było w przypadku ISCO-88, występuje również grupa elementarna 5161 „Astrologers, Fortune-tellers and related workers, a w niej wskazane są jako przykładowe zawody niekonwencjonalne wróżbita i astrolog. 
Klasyfikacja zawodów i specjalności służy do prowadzenia badań statystycznych, analiz i prognoz występujących na rynku pracy (także do porównań międzynarodowych – stąd oparcie jej na standardzie MOP). Zgodnie z zaleceniami Eurostatu klasyfikacja ISCO-08 i oparte na niej klasyfikacje narodowe, takie jak polska, mają służyć przede wszystkim do badań statystycznych. Polska klasyfikacja zawodów (i ISCO-08) wykorzystywana jest także w pracy publicznych służb zatrudnienia, np. do analiz i prognoz popytu na pracę (przykładem jest monitoring zawodów deficytowych i nadwyżkowych), w pracy doradców zawodowych, w pośrednictwie pracy, w szkoleniu zawodowym.
Umieszczenie we wspomnianym rozporządzeniu niekonwencjonalnych zawodów oznacza jedynie odnotowanie faktu, że na rynku pracy takie zawody są wykonywane. Nazwy zawodów niekonwencjonalnych wzbogacają nasza wiedzę i porządkują wyobrażenia o rzeczywistości. Powodem wprowadzenia zawodu wróżbity do polskiej klasyfikacji jest konieczność zachowania jak największej spójności ze Standardem ISCO.

Biuro Promocji i Mediów, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017