Wojna ojców

W Polsce znane są przypadki, wktórych ojcowie latami niewidywali swoichdzieci. Dlaczego? Nie chcieli? Nie - winne jest polskie prawo.

12.02.2008

Czyta się kilka minut

Role kobiety i mężczyzny się zmieniły, ale przed sądem ojciec jest zazwyczaj rodzicem drugiej kategorii./fot. MISTY BADWELL-Corbis /
Role kobiety i mężczyzny się zmieniły, ale przed sądem ojciec jest zazwyczaj rodzicem drugiej kategorii./fot. MISTY BADWELL-Corbis /

Za dwa miesiące rząd ma zająć się projektem nowelizacji kodeksu rodzinnego. Propozycje zmian złożyła w Ministerstwie Sprawiedliwości Komisja Kodyfikacji Prawa Cywilnego. Nowelizacja prawa ma m.in. pomóc rodzicom, których kontakty z dzieckiem są utrudnione. Także dziadkowie i krewni będą mieć szersze możliwości widywania się z maluchem. Obecnie rzadko się zdarza, by matka (bo w znacznej większości ten problem dotyczy matek), która mimo orzeczenia sądu uniemożliwia widzenie się dziecka z ojcem, została ukarana.

Jak dziś wyglądają prawa ojca w Polsce, pokazuje choćby historia K.

Przeciąganie dziecka

W swojej dwudziestoletniej praktyce krakowski adwokat Mirosław Kleber nie spotkał jeszcze takiego przypadku.

Sytuacja na pierwszy rzut oka jest tyleż rozpaczliwa, co typowa: Nowozelandczyk K. poznaje młodą polską studentkę. Wybucha gwałtowne uczucie, ona zachodzi w ciążę. Mieszkają u jej rodziców.

Rodzi się piękny syn.

Miłość szybko stygnie, dom zmienia się w piekło. On zarzuca jej, że nie potrafi zająć się dzieckiem, że studia są ważniejsze niż wychowanie małego. Niepijący alkoholik, bardzo zapalczywy, próbuje układać sobie na nowo świat. Ona ma dosyć jego wybuchowego charakteru, jest przekonana, że on ją zdradza. Dowiaduje się, że już w okresie jej ciąży miał drugą partnerkę, z którą zerwał.

K. wyprowadza się z domu, dziecko zostaje przy matce.

Do tej pory jest typowo. Tak się zdarza - miłość błyskawicznie wietrzeje, zamiast niej przychodzi nienawiść. Jak w "Sonacie Kreutzerowskiej" Lwa Tołstoja.

Nietypowe jest zachowanie chłopaka: zamiast, jak Pan Bóg przykazał, honorowo płacić na dziecko i ulotnić się z ulgą, zaczyna walczyć o prawa rodzicielskie. Rozpoczyna się gra dzieckiem.

Najpierw próbują się dogadać. On wysyła jej co miesiąc pieniądze, spotyka się z synem. Z Kanady przyjeżdża jego rodzina, która chce podpisania kontraktu. Proponują: dziecko zostaje przy matce, ale ojciec otrzymuje prawo do częstszych odwiedzin, a także współdecydowania o losach syna. Chce wiedzieć, co dziecko je, chce mieć wpływ na wybór szkoły, chce gwarancji, że syn będzie jeździł samochodem wyłącznie w foteliku.

Rodzina matki patrzy na rodzinę ojca jak na przybyszów z kosmosu. Czy ten chłopak jest normalny? Wpływ na dietę? To mówi mężczyzna? I jeszcze kontrakt poświadczony u notariusza?

Negocjacje przynoszą odwrotny skutek: sytuacja się zaognia, podczas kolejnych odwiedzin interweniować musi policja. On twierdzi, że matka dziecka odmawia mu wejścia do domu. Matka tłumaczy, że ojciec zachowuje się agresywnie, zarówno wobec niej, jak i dziecka. Zdarza się, że nie pozwala mu wejść do mieszkania.

Ojciec wnosi sprawę do sądu, żądając wyznaczenia terminów, w jakich może spotykać się z dzieckiem.

Kontruderzenie przychodzi błyskawicznie - matka wnosi do sądu sprawę o powierzenie władzy rodzicielskiej. Jeśli wygra, rola ojca zostanie ograniczona do minimum. Będzie mógł bawić się z synem raz w tygodniu przez półtorej godziny, w jej domu.

On również składa wniosek o powierzenie władzy rodzicielskiej.

Jednym z prawników ojca jest Kleber. - Myślałem, że po tych dwóch dekadach w sądzie nic mnie nie zaskoczy - opowiada. - Ale nie spotkałem dotychczas mężczyzny, który tak zażarcie walczyłby o dziecko.

Studzenie entuzjazmu

Robert Kucharski pracował w Biurze Porad Obywatelskich, sam rozwodnik, pomagał ojcom, aż stał się specjalistą w udzielaniu im wskazówek. Zna wiele historii podobnych do tej opowiedzianej przez K. W 2000 r. założył (przy wsparciu finansowym Fundacji Batorego) serwis internetowy "W stronę ojca". Kucharski mówi, że choć interesuje go wiele innych rzeczy, nie może odpuścić tematu praw ojca. Dlaczego? Na to pytanie odpowiadają statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości - w Polsce, jedynie pięciu proc. mężczyzn zostaje podczas rozwodu powierzona opieka nad dziećmi, dla porównania w USA liczba ta wynosi ponad 20 proc.

Przyczyn jest kilka, po pierwsze rzadko się zdarza, żeby ojciec występował o powierzenie opieki nad dziećmi. Jednak jeśli już to czyni, jego szanse na powodzenie są minimalne.

Elżbieta Czyż w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zajmuje się prawami dziecka. Twierdzi, że kiedy w trakcie rozwodu oboje rodzice występują o powierzenie opieki nad dziećmi i mają równie dobre warunki, sąd w zdecydowanej większości powierzy opiekę matce.

Czyż: - Bywa tak, że ojciec przegra nawet, gdy jego predyspozycje do opieki nad dziećmi zostaną ocenione jako lepsze. Znam przypadki, gdy sąd powierzał opiekę nad dzieckiem babci od strony matki, po śmierci matki, choć nie miał zarzutów wobec ojca.

Kucharski twierdzi, że nawet jeśli ojciec chce wystąpić o opiekę nad dziećmi, to jego entuzjazm skutecznie ostudzi adwokat. Wyjaśni mu, że jeśli matka dziecka nie jest: narkomanką, alkoholiczką, nie choruje psychicznie i nie znęca się nad rodziną, to nie ma on żadnych szans, aby sąd powierzył mu opiekę nad dziećmi.

Kucharski: - Role kobiety i mężczyzny zmieniły się, nie jest już niczym niezwykłym, że ojciec jest obecny przy porodzie, zmienia dziecku pieluchy, karmi. A mimo to przed sądem ojciec jest zawsze rodzicem drugiej kategorii.

Mężczyzna - pouczony przez prawnika - zgadza się, żeby dziecko zostało przy matce.

Przed rozprawą (kiedy mężczyzna nie ma jeszcze zatwierdzonego sądownie grafiku widzeń z dzieckiem) potomek jest przez matkę używany jako element szantażu. "Nie zobaczysz go, jeśli nie zgodzisz się na takie, a takie alimenty". Bywa tak, że mężczyzna nie widzi malucha nawet kilka miesięcy.

Matce wolno więcej

Przy szczegółowej lekturze dokumentów sądowych sprawy K., łatwo zauważyć interesujące szczegóły.

Choćby ten, że kiedy na samym początku K. wnioskuje o prawne uregulowanie kontaktów z synem, sąd oddala wniosek. Uzasadnienie jest takie: K. ma prawo do kontaktów z synem, matka ten kontakt bezprawnie uniemożliwia. Wiadomo, że ojciec dzieckiem opiekuje się wzorowo, że swoją pracę menadżera zorganizował tak, by jak najwięcej czasu spędzać z małym. Jednak przyznanie mu racji jest przedwczesne, ze względu na dobro dziecka.

K. nie potrafi tego paradoksu zrozumieć.

Kleber: - On nie myśli po polsku, tylko normalnie, dlatego ma takie trudności.

Sąd nie jest przekonany, czy mieszkanie K. spełnia wymogi bezpieczeństwa, mimo że w materiale dowodowym znajdują się nagrania wideo z jego domu. Prawdopodobnie nikt ich nie obejrzał. Sąd nie wysyła też kuratora.

Przy apelacji K. z własnej inicjatywy dołącza ekspertyzę pielęgniarki dyplomowanej, która stwierdza, że mieszkanie jest bezpieczne, wymaga tylko drobnych prac, np. zamontowania zatrzasku na drzwiach pralki. Są zawiasy na szufladach, minimum sprzętów, komfortowe krzesełko, nawet kubełek na pieluchy kupuje taki, żeby syn nie mógł go otworzyć.

Apelacja zostaje oddalona. Adwokaci otrzymują uzasadnienie po półtora miesiąca. K. nadal pozostaje bez oficjalnej zgody na spotkania z synem.

Kiedy jednak sąd rozpatruje wniosek matki o powierzenie praw rodzicielskich, zdarzenia toczą się znacznie sprawniej. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej sprawdza, czy ojciec figuruje w ewidencji. Do ojca przychodzą kurator i policjanci, wypytują go szczegółowo o to, ile lat jest na emigracji, czy przypadkiem nie zamierza wracać do Kanady. Policjanci wizytują dom matki, która opowiada, że ojciec pije i urządza awantury.

Dodajmy, że K. ma wszyty esperal.

Kiedy adwokaci K. proszą o sprawdzenie, czy betonowe schody bez balustrady w domu matki mogą stanowić zagrożenie dla życia dziecka, sąd nie uwzględnia wniosku, a adwokaci matki uznają to za szykanę.

Anna Herman, aplikantka w kancelarii Wojciecha Sobczaka, drugiego adwokata K.: - Nie ośmielimy się powiedzieć, czy w postępowaniu sądowym widać dyskryminację naszego klienta. Na pewno jednak widać coś niezrozumiałego. Jeśli ojciec deklaruje zainteresowanie dzieckiem, postrzegany jest jako dziwny bądź nawet niebezpieczny. W dokumentach pojawia się nawet podejrzenie, że nasz klient ma obsesję i dziecko jest dla niego formą terapii. Jeśli takiej informacji zażądałaby matka, uznalibyśmy to za oczywistość. Albo dziadkowie - matka tego chłopca nie poradzi sobie bez ich pomocy i można przyjąć, że sąd nie dopatrzy się w tym niczego złego. Jeśli jednak nasz klient zadeklaruje, że jego rodzice przyjadą do Krakowa, by pomóc w wychowywaniu chłopca, zostanie to uznane za argument przeciwko niemu. Matce wolno więcej.

Mirosław Kleber bez obaw formułuje ostre tezy. - Sąd i rodzina matki postrzegają mojego klienta jako dziwaka - twierdzi. - On się powołuje na prawa człowieka i ochronę swoich dóbr osobistych. Tymczasem w Polsce, mimo że deklarujemy swoją otwartość na wzorce zachodnioeuropejskie, dominuje taki model - dobry mąż przynosi pieniądze, nie bije i nie pije zbyt wiele. Dobry mąż po rozwodzie płaci alimenty i zabiera dziecko raz w tygodniu do parku. Mój klient chce znacznie więcej, bo jest przyzwyczajony do innych norm. Nie chce być ojcem dochodzącym. I to jest dla Polaków niezrozumiałe.

Siąść i płakać

Rozwód po polsku zamienia życie rozstających się ludzi w piekło. Nie ma mowy o kulturze rozstawania się. Sala sądowa to pole walki, zwycięzca dostaje dziecko.

Kucharski: - Orzeka często sędzina, która w kobiecie widzi pokrzywdzoną, w ojcu winnego. Kiedy ten deklaruje, że chce mieć wpływ na wychowanie dziecka, patrzy na niego jak na człowieka niespełna rozumu.

Sąd zatwierdza grafik widzeń dzieci z ojcem (standardowo jest to co drugi weekend w miesiącu). I tu zaczynają się prawdziwe schody, bowiem ok. 40 proc. porad, jakich udziela fundacja Kucharskiego, dotyczy problemu utrudnionego kontaktu z dziećmi. Choć w orzeczeniu sądu widnieje formuła: "o przyznaniu obojgu rodzicom pełni władzy rodzicielskiej", matki (które często mają już drugie życie, miejsce ojca dzieci zastępuje "wujek") nie zgadzają się, by ojcowie widywali się z dziećmi.

- Problem nierespektowania postanowień sądu w sprawie kontaktów z dzieckiem, w trakcie rozwodu lub po rozwodzie, to najczęstsze skargi z zakresu prawa rodzinnego. Niestety zdarzają się sytuacje, w których matki, chcąc odizolować ojca od dziecka, uciekają się do różnych metod, w tym też oskarżeń o molestowanie seksualne - twierdzi Kucharski.

Co w takim wypadku mężczyzna może zrobić?

- Szczerze? Siąść i płakać - mówi Kucharski.

Czyż: - Rodzic, któremu druga strona ogranicza prawo kontaktu z dzieckiem, może żądać ukarania grzywną, a nawet zmiany postanowienia sądu, jeśli naruszane jest dobro dziecka. W praktyce sądy rzadko wymierzają karę grzywny, a przypadek zmiany postanowienia w sprawie bezpośredniego sprawowania opieki nad dzieckiem znam jeden.

Niestety często mężczyźni, którym kontakt z dzieckiem zostaje utrudniony, reagują nieprawidłowo, czyli odmawiają płacenia alimentów.

Elżbieta Czyż zna przypadki, w których ojcowie przez kilka lat nie widzieli swoich dzieci, bo nie mogą wyegzekwować prawa do kontaktu z nimi.

- Sądy winny bardziej rygorystycznie egzekwować obowiązujące prawo. W Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu czeka na rozstrzygnięcie sprawa przeciwko Polsce, właśnie m.in. o naruszenie prawa do kontaktów z dzieckiem - mówi Czyż.

Zdaniem Kucharskiego jedynie wprowadzenie do Kodeksu Karnego zapisu, że "za bezzasadne i uporczywe utrudniane kontaktu rodzica z dzieckiem grodzi kara ograniczenia wolności" byłoby skutecznym rozwiązaniem. Ale Kucharski nie wierzy, by taki zapis mógł się znaleźć w polskim prawie.

Dziecko jest najważniejsze

K. wygląda na nerwusa. W kawiarni wylewa herbatę, rozsmarowuje pączka na spodniach. Oczywiście wie, że dobro dziecka jest najważniejsze. Niech mieszka przy matce, pod warunkiem, że będzie mógł z nim się częściej spotykać. W innym przypadku nie odpuści, bo nie wyobraża sobie, by dziecko mogło prawidłowo dorastać bez ojca. Dlatego będzie walczył do upadłego, poruszy niebo i ziemię, wszystkie instancje w sądzie. Zapisał się nawet na kurs opieki nad małymi dziećmi, żeby otrzymać specjalny certyfikat i nikt w sądzie nie mógł mu zarzucić, iż czegoś nie dopełnił.

Kleber: - Czasem zastanawiam się, jak postąpiłbym na jego miejscu. Z jednej strony miłość do 18-miesięcznego syna, z drugiej ta społeczna presja, by zrezygnować z upominania się o swoje prawa. I mam poczucie, że nie znalazłbym w sobie tyle uporu. Żyję w Polsce długo, więc wiem dobrze, że tutaj ojciec ma prawa wyłącznie na papierze. Jak by się nie postawił, zawsze startuje z gorszej pozycji.

Na Zachodzie rozpowszechniony jest model tzw. opieki naprzemiennej. Np. co dwa tygodnie zmienia się miejsce zamieszkania dziecka. Aby tak opiekować się dzieckiem, rozwiedzeni rodzice nie mogą mieszkać daleko od siebie, dziecko musi chodzić do jednego przedszkola bądź szkoły. Model zakłada, że żadne z rodziców nie jest po rozwodzie dyskryminowane, maluch tyle samo czasu spędza z mamą i tatą, rodzice wspólnie podejmują najważniejsze dla niego decyzje. W Polsce niemożliwa jest opieka naprzemienna, ponieważ podczas rozwodu należy podać stały adres zamieszkania dziecka (w 95 przypadkach na 100 jest to adres matki). Czasem rodzice sami - wymaga to olbrzymiej dojrzałości - umawiają się, że dziecko potrzebuje obojga rodziców i nikt nikomu nie utrudnia widzeń. Jednak, aby ten model mógł być realizowany w Polsce, trzeba by naruszyć stereotyp kulturowy o nadrzędnej roli matki w wychowaniu dziecka. Na to w naszym kraju chyba nikt nie jest gotowy.

Ostatnio w rodzinie matki dziecka K. napięcie trochę zelżało. Matka pozwoliła ojcu odwiedzać dziecko raz w tygodniu, na półtorej godziny. Pod warunkiem, że nie będzie wychodził z wyznaczonego do spotkań pokoju. Więc nie wychodzi.

Podobno dziecko często musi biegać do kuchni. Babcia ciągle woła.

Matka dziecka nie zgodziła się na rozmowę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2008