Wojna o tożsamość

Irlandią Północną wstrząsają zamieszki na skalę niewidzianą od lat. Okazuje się, że Belfast nadal może być tylko albo niebiesko-biało-czerwony (czyli protestancki), albo zielono-biało-pomarańczowy (czyli katolicki).

21.01.2013

Czyta się kilka minut

Belfast, Irlandia Północna, 2011 r. / Fot. Jessica Brandi Lifland / POLARIS / EASTNEWS
Belfast, Irlandia Północna, 2011 r. / Fot. Jessica Brandi Lifland / POLARIS / EASTNEWS

Tym, którzy sądzili, że skoro w Irlandii Północnej od kilkunastu lat nie ma już masowego terroru, to prowincja ta stała się krainą zgody i spokoju, ostatnie wydarzenia powinny otworzyć oczy. Jak na dłoni bowiem widać, że wcale nie nastąpiło zasypanie przepaści między dwiema społecznościami: katolikami i protestantami. A bez tego o zgodzie w Irlandii Północnej nie ma oczywiście mowy.

OPUSZCZONA FLAGA

Brak terroru oznacza jedynie, że nie ma terroru – nie mniej i nie więcej. Że można bez obaw mijać zaparkowane samochody, siadać na ławce i nie zerkać na kosze od śmieci albo pić piwo w pubie bez obaw, że wtargną tam ludzie w kominiarkach i z karabinami w ręku. Nie można tego nie doceniać. Ale do wysnucia wniosku, że wszelkie koszmary przeszłości Irlandia Północna ma już definitywnie za sobą, jest jeszcze daleko.

Oto bowiem od początku grudnia w całej prowincji, ale przede wszystkim w Belfaście dochodzi do zamieszek na skalę niewidzianą od lat. Dzień w dzień i noc w noc demonstranci blokują ulice, atakują przeciwników, podpalają samochody i obrzucają policjantów kamieniami.

Nie jest to nic nowego, bo zamieszki zawsze wybuchały tu przy byle okazji. Zadziwia więc coś innego: upór demonstrantów – oraz to, kim są. Gniew i oburzenie demonstrują bowiem protestanci, zwłaszcza młodzi. A to jest coś nowego.

Na ulice wyprowadziła ich decyzja rady miejskiej Belfastu, która 3 grudnia postanowiła, że należy się rozstać z flagą brytyjską, która dotąd stale powiewała nad ratuszem. Od tej pory flaga będzie wywieszana tylko 19 razy w roku: w dni świąt państwowych i urodzin członków rodziny królewskiej.

Protestanci żądają, aby tę decyzję cofnięto. To jest jednak raczej nierealne – nie tylko dlatego, że katolicy mają w radzie większość. Panuje opinia, że nie ma podstaw, by Komisja ds. Równości, która czuwa nad zachowaniem stanu równowagi między obiema społecznościami, dopatrzyła się tu uchybień. Flaga wisi rzadziej, ale jednak wisi, nie zdjęto jej całkowicie, a to oznacza, że społeczność protestancka nie została zlekceważona.

SYMBOLE ZAWSZE ŻYWE

To nie pierwszy i zapewne nie ostatni przypadek konfliktu wokół symboli, bo w Irlandii Północnej symbole są bardzo ważne. Obecny spór o flagę to tylko mała jego odsłona. Katolicy w radzie pragnęli zresztą całkowitego usunięcia flagi brytyjskiej i dopiero Alliance Party – Partia Sojuszu, katolicko-protestancka – zdołała wyperswadować im ten pomysł. Protestanci z kolei w swoim czasie doprowadzili do zwiększenia liczby dni, gdy wywieszana jest flaga nad Stormontem, siedzibą ulsterskiego parlamentu. Wiosną ubiegłego roku katolicka partia Sinn Fein, związana z Irlandzką Armią Republikańską (IRA), zaproponowała, aby obok brytyjskiej wieszać tam flagę Irlandii. Ale ta idea nie znalazła uznania...

W Irlandii Północnej, gdzie dwie społeczności w najlepszym razie są sobie niechętne, w gorszym – otwarcie wrogie, symbole żyją własnym życiem. Symbole to deklaracja, czytelna i jednoznaczna. Przybysz, który zabłąka się na zabudowanych podobnymi szeregowymi domami ulicach Belfastu, od razu wie, gdzie jest. Mówią mu o tym – ba, wręcz krzyczą! – krawężniki, okiennice, drzwi sklepów, wszystko. Poza ścisłym centrum i eleganckimi, mieszanymi dzielnicami klasy średniej, Belfast jest albo niebiesko-biało-czerwony, czyli protestancki, albo zielono-biało-pomarańczowy, a zatem katolicki.

Tak sformułowana deklaracja przynależności narodowej płynie z potrzeby zamanifestowania jej wszem i wobec, ale także scementowania własnej grupy. Symbole własne są równie mocno podkreślane, co symbole obce – odrzucane. Gdy jeszcze było w zwyczaju, że na zakończenie każdego seansu filmowego odgrywano hymn brytyjski, katolicy zawczasu opuszczali kino. Kontakt z symbolem wroga był nie do przyjęcia.

WALKA O FLAGĘ I TOŻSAMOŚĆ

Konflikt w Irlandii Północnej to nie jest wojna religijna, jak można by sądzić po stosowaniu terminów „katolicy” i „protestanci”. To konflikt tożsamości. Podczas gdy katolicy utożsamiają się z Irlandią i za cel stawiają sobie zjednoczenie wyspy (podzielonej w 1922 r., gdy z 26 hrabstw utworzono Wolne Państwo Irlandzkie, natomiast sześć hrabstw północnych pozostawiono przy Wielkiej Brytanii), protestanci nie dopuszczają myśli o rozerwaniu więzów z Koroną Brytyjską. Nie da się tego pogodzić. Nawet w warstwie słownej: o ile katolicy mówią, że żyją w Irlandii Północnej, protestanci deklarują, że mieszkają w Ulsterze.

Protestanci wyszli więc na ulice m.in. dlatego, że decyzją w sprawie flagi na ratuszu zakwestionowano w warstwie symbolicznej brytyjskość prowincji. Z kolei jej podkreślanie równie mocno oburza katolików, dlatego demonstrują, gdy członkowie protestanckiego Zakonu Orańskiego letnimi paradami czczą rocznicę podboju Irlandii (bitwa nad Boyne, 12 lipca 1690 r.). Porozumienie pokojowe z Wielkiego Piątku 1998 r. (10 kwietnia) nic pod tym względem nie zmieniło i, jak się zdaje, zmienić nie mogło. Teraz bardziej niż dotąd widać, że było to porozumienie państw – Irlandii i Wielkiej Brytanii – oraz partii i przywódców, a nie obu społeczności i zwykłych ludzi.

Choć detonatorem obecnego gniewu protestantów była sprawa flagi, prawdziwe jego przyczyny są dużo głębsze. Nieoczekiwanie znaleźli się oni w sytuacji, jakiej się nie spodziewali. Społeczność zawsze dominująca (choćby z uwagi na przewagę liczebną nad katolikami, w stosunku 2:1, i lepszą pozycję wobec Londynu), bardziej zamożna, uprzywilejowana i oczywiście rządząca, doświadcza dziś dotkliwego poczucia niezasłużonej krzywdy.

NA PRZEGRANEJ POZYCJI

Nie dotyczy to naturalnie wszystkich – zamożnych elit raczej nie. Ale mieszkańców wschodniego Belfastu, gdzie kilometrami ciągną się skromne domy ludzi z warstw niższych, z całą pewnością już tak (to tu zresztą, poza zamieszkami w ścisłym centrum, dochodzi do najbardziej zaciętych starć z policją, a nawet ataków na domy w katolickiej enklawie Short Strand). Protestanci uważają, że wyrównywanie szans, czyli nadrabianie wielowiekowej dyskryminacji katolików, poszło za daleko. Teraz to katolicy, ich zdaniem, zawsze są górą i mają więcej praw, natomiast protestanci są na przegranej pozycji.

„Szczególnie młodzi lojaliści [tak określa się ekstremistów protestanckich – red.] są zdania, że nie ma dla nich przyszłości. Uważają, że republikanie [ekstremiści katoliccy – red.] dostają wszystko. Tymczasem po obu stronach są młodzi ludzie bez wykształcenia i bez pracy, za to mający poczucie, że to już nie jest ich miejsce” – mówił w walijskim radiu BBC Peter Hain, eks-minister do spraw Irlandii Północnej. Podobnie to ocenia tygodnik „The Economist” pisząc, iż „biedni protestanci z Belfastu mają poczucie, że katolicy dostają wszystko, czego chcą, a dziedzictwo unionistyczne jest wymazywane”.

Przywódcy protestanccy zdają sobie z tego sprawę. Podczas inauguracyjnego posiedzenia nowego forum unionistycznego Peter Robinson, premier i przywódca Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP), podkreślał, że zadba ono o rozwiązanie problemów, których istnienie uświadomiły władzom zamieszki. Rzecz w tym, że samo powstanie forum może być wymierzone właśnie w Robinsona, któremu protestanci mają niemało do zarzucenia. Jamie Bryson, przewodniczący forum i wschodząca gwiazda DUP, oskarża go, że ułatwił objęcie stanowiska wicepremiera szefowi sztabu IRA. Chodzi o Martina McGuinnessa z Sinn Fein. Młode pokolenie protestantów okazuje się równie nieprzejednane jak starsze.

Z DALA OD SIEBIE

Władze prowincji w większej mierze jednak koncentrują się na wymiernych skutkach protestów, w obawie, że zrujnują one jej reputację, z fatalnym skutkiem dla gospodarki. Nie tylko z uwagi na koszty utrzymania porządku, lecz dlatego, że zamieszki odstraszą turystów i inwestorów zagranicznych, przerażonych wizją przemocy i destabilizacji. Turystyka i inwestycje to dwa filary, na których starano się oprzeć gospodarkę Ulsteru po 1998 r. Konflikt może sprawić, że oba filary zaczną się kruszyć.

Ale to wszystko są sprawy doraźne, trudne do rozwiązania, lecz nie fundamentalne. Problemem najważniejszym i najtrudniejszym – co teraz, po latach spokoju, widać coraz wyraźniej – jest zbliżenie obu społeczności. Powszechnie szanowany, nieżyjący już przywódca protestancki David Ervine (za młodu terrorysta z UVF, Ochotniczych Sił Ulsteru, a później zdeklarowany zwolennik pokoju) powiedział mi kiedyś tak: „W Irlandii Północnej jesteśmy głęboko podzieleni. Żyjemy osobno, mamy osobne szkoły, szpitale, cmentarze, boimy się drugiej strony i demonizujemy się wzajemnie. W ogóle się nie znamy. Są tacy protestanci, którzy nigdy w życiu nie mieli okazji osobiście poznać katolika. Tym trudniej jest ten konflikt rozwiązać”.

Od tego czasu niewiele się chyba zmieniło i wszyscy o tym wiedzą. Słynne mury, oddzielające w Belfaście dzielnice katolickie i protestanckie, nie nikną. Są podwyższane, powstają nowe. Póki mieszkańcy bezpieczniej czują się za murami niż pod ochroną policji – a tak, według badań prowadzonych przez University of Ulster, uważa prawie 70 proc. mieszkańców – w Irlandii Północnej nieprędko coś się zmieni. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2013