Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W drugiej połowie lat 70. EMI przy współpracy z Polskim Radiem nagrało sześć kompozycji Lutosławskiego. Sesje odbywały się w studiach radiowych w Krakowie i Katowicach, wzięły w niej udział radiowe zespoły: chór i orkiestra z Krakowa, orkiestra z Katowic. Całość prowadził kompozytor. Te właśnie nagrania wznowiono. W czym tkwi tajemnica ich wyjątkowości? Czas i ludzie - oto odpowiedź.
Czas: bo wtedy, w 1976 r., wszystko nagrywano jeszcze analogowo. Ta technika tchnie w muzykę życie, zachowuje przestrzeń, nie przekłamuje, nie zniekształca, jest w stanie zadowolić nawet audiofilskie uszy, sprawdza się zwłaszcza w muzyce kameralnej.
Ludzie: przede wszystkim sam Lutosławski. W wywiadach wielokrotnie mówił o ekspresji, lecz wykonania jego utworów czarują raczej kunsztem, rzetelnością i doskonałością warsztatu. Emocją, napięciem, teatralnym wręcz dramatyzmem najpełniej nasycał swą muzykę sam. To właśnie pod jego batutą “Postludium I" jest jak najbardziej dramatyczna scena z teatru Szekspira, “Paroles tissées" (z solistą Louisem Devosem - tenor) jak skropiony cytryną szept współczesnego Petrarki, a “Preludia i fuga" odnoszą do pitagorejskiej optyki Josquina de Pres (który w epoce humanizmu w sobie tylko wiadomy sposób potrafił przekuwać muzyczny kunszt i racjonalność w medytację i skupienie).
Jest na tym albumie również uwieczniony słowiczy śpiew niedoścignionej interpretatorki modernistycznych koloratur, Haliny Łukomskiej (“5 Pieśni do słów Iłłakowiczówny"), jest scena dramatyczna bez teatru z solistą - muzycznym aktorem Romanem Jabłońskim (“Koncert wiolonczelowy"), a także wokalna przestrzenność w muzyce nowej, którą naprawdę słychać (“Trois počmes d’Henri Michaux").
Jeżeli mają Państwo problemy z pokochaniem muzyki Lutosławskiego, polecam ten album. Sceptyków czeka miłe rozczarowanie. A może nawet coś znacznie więcej!