Witold Lutosławski

Witolda Lutosławskiego wszyscy szanują. Czy ktoś jego muzykę kocha? Wielokrotnie zadawałam sobie to pytanie i dochodziłam do wniosku, że sama mam z tym pewne problemy. I oto eureka: po prawie dwudziestu latach obcowania z tą twórczością znalazłam nagrania, które... słyszałam już wcześniej, wielokrotnie. Po prostu po raz pierwszy je usłyszałam.

29.08.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

W drugiej połowie lat 70. EMI przy współpracy z Polskim Radiem nagrało sześć kompozycji Lutosławskiego. Sesje odbywały się w studiach radiowych w Krakowie i Katowicach, wzięły w niej udział radiowe zespoły: chór i orkiestra z Krakowa, orkiestra z Katowic. Całość prowadził kompozytor. Te właśnie nagrania wznowiono. W czym tkwi tajemnica ich wyjątkowości? Czas i ludzie - oto odpowiedź.

Czas: bo wtedy, w 1976 r., wszystko nagrywano jeszcze analogowo. Ta technika tchnie w muzykę życie, zachowuje przestrzeń, nie przekłamuje, nie zniekształca, jest w stanie zadowolić nawet audiofilskie uszy, sprawdza się zwłaszcza w muzyce kameralnej.

Ludzie: przede wszystkim sam Lutosławski. W wywiadach wielokrotnie mówił o ekspresji, lecz wykonania jego utworów czarują raczej kunsztem, rzetelnością i doskonałością warsztatu. Emocją, napięciem, teatralnym wręcz dramatyzmem najpełniej nasycał swą muzykę sam. To właśnie pod jego batutą “Postludium I" jest jak najbardziej dramatyczna scena z teatru Szekspira, “Paroles tissées" (z solistą Louisem Devosem - tenor) jak skropiony cytryną szept współczesnego Petrarki, a “Preludia i fuga" odnoszą do pitagorejskiej optyki Josquina de Pres (który w epoce humanizmu w sobie tylko wiadomy sposób potrafił przekuwać muzyczny kunszt i racjonalność w medytację i skupienie).

Jest na tym albumie również uwieczniony słowiczy śpiew niedoścignionej interpretatorki modernistycznych koloratur, Haliny Łukomskiej (“5 Pieśni do słów Iłłakowiczówny"), jest scena dramatyczna bez teatru z solistą - muzycznym aktorem Romanem Jabłońskim (“Koncert wiolonczelowy"), a także wokalna przestrzenność w muzyce nowej, którą naprawdę słychać (“Trois počmes d’Henri Michaux").

Jeżeli mają Państwo problemy z pokochaniem muzyki Lutosławskiego, polecam ten album. Sceptyków czeka miłe rozczarowanie. A może nawet coś znacznie więcej!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2004