Wielkość, która blaknie

Wbrew internetowej plotce Wielka Rafa Koralowa nie umarła. Choć nikt nie umie powiedzieć, jak długo jeszcze pożyje.

21.10.2016

Czyta się kilka minut

Na zbliżeniach – wyblakłe fragmenty umierającej Wielkiej Rafy Koralowej / Fot. RICHCAREYZIM / DREAMSTIME.COM // WWF.AUSTRALIA // WWW.RICE.EDU
Na zbliżeniach – wyblakłe fragmenty umierającej Wielkiej Rafy Koralowej / Fot. RICHCAREYZIM / DREAMSTIME.COM // WWF.AUSTRALIA // WWW.RICE.EDU

Wielka Rafa Koralowa zmarła w 2016 roku po długiej chorobie” – ogłosił 11 października na swojej stronie internetowej amerykański magazyn „Outside”. Taki tytuł nie mógł się nie klikać. W niecały tydzień podzieliło się nim niemal półtora miliona internautów. Tym bardziej że źródłem był magazyn z ustaloną renomą. Choćby za sprawą tego, że to na jego łamach w latach 90. Jon Krakauer opisywał tragiczny w skutkach sezon na Mount Everest, a jego późniejsza książka weszła do kanonu literatury himalaistycznej.

Temat rafy, jak dobrą plotkę, podchwycił cały internet. Musiało minąć kilkadziesiąt godzin, by ktoś się zorientował, że ten nekrolog opublikowano o wiele za wcześnie.

Wielka Rafa Koralowa to tak naprawdę cała galaktyka paru tysięcy raf. Ciągną się one południkowo wzdłuż północnej części wschodniego wybrzeża Australii przez 2,3 tys. km, a więc 14 stopni szerokości geograficznej. Na zdjęciach wykonanych z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wyglądają niczym zanurzona w oceanie skamieniałość przylepiona do przybrzeżnych wód kontynentu. Na wschód jest już tylko przepastna czerń oceanu. Tam wysoka na ponad dwa kilometry ściana rafy niemal pionowo opada w jej głąb.

Kilka milimetrów rocznie

Tak ogromny ekosystem nie może być jednorodny – wręcz przeciwnie, jest jednym z najbardziej złożonych na kuli ziemskiej. Pośród tysiąca oplecionych nią wysp i lagun żyje więcej gatunków organizmów niż w całej Europie. Wśród nich tak dziwaczne, jak diugoń przybrzeżny, parometrowy ssak stadnie pałaszujący połacie morskiej trawy. Odkrycie rafy przypisuje się kapitanowi Jamesowi Cookowi, który w 1770 r. utknął na niej podczas pierwszej ekspedycji do Australii i Nowej Zelandii. Oczywiste jednak, że znana była wcześniej rdzennej ludności. Przyglądać się jej dokładniej zaczęliśmy jednak dopiero w połowie ubiegłego wieku, kiedy stało się to możliwe za sprawą wynalezienia akwalungu.

Rafy to twory powstałe z bezliku wapiennych szkieletów koralowców. Organizmy te funkcjonują w symbiozie z zooksantellami – jednokomórkowymi, zdolnymi do fotosyntezy glonami. Wymiana między tymi organizmami dotyczy dostępu do światła słonecznego i produktów tej fotosyntezy.

Jednak żeby rafa powstała, spełnionych musi zostać kilka warunków. Temperatura wody przy powierzchni nie może być niższa niż 24 st. C, a jej głębokość nie powinna przekraczać 50 m. Musi być ona czysta i odpowiednio słona. Kiedy tych kilka czynników się zgra, koralowce zbijają się w kolonie. Rafa rośnie kilka milimetrów rocznie.

Gorzej, gdy zmieniają się właściwości wody. A tak się właśnie dzieje w warunkach globalnego ocieplenia. Zbyt duże zakwaszenie wody upośledza zdolność koralowców do produkowania wapiennych szkieletów. Gdy z kolei zbyt wysoka jest temperatura, zooksantelle przyspieszają fotosyntezę i produkują za dużo tlenu. Koralowce przestają być zadowolone z takiej współpracy i się ich pozbywają, ale wtedy zaczynają głodować i tracą kolor. Proces jest odwracalny – gdy tylko warunki się poprawią, przygarną nowego symbiotycznego glona. Jeśli jednak przez kilka tygodni się to nie uda – giną.

Rafa to gigantyczna siatka takich wzajemnych relacji. Jednak to koralowiec jest podstawą ich wszystkich.

Ojciec chrzestny

Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku Wielka Rafa Koralowa wydawała się wystarczająco gigantycznym tworem, by samemu o siebie zadbać. Jak wspomina dr John „Charlie” Veron, wieloletni pracownik naukowy Australijskiego Instytutu Nauk Morskich, zagrażały jej jedynie częste w tym regionie cyklony oraz żarłoczna szkarłupnia z rodziny rozgwiazd, znana jako korona cierniowa, która żywi się koralowcami. Veron od niemal pół wieku nurkuje w rafach całego świata, uważany jest za największego eksperta w ich temacie. Odkrył niemal co trzeci znany nauce gatunek koralowca. Stąd pseudonim: „ojciec chrzestny koralowców”.

W 1981 r. po raz pierwszy zaobserwowano, że na dużych połaciach rafy dochodzi do ich blaknięcia. Jak na ironię, w tym samym roku Wielka Rafa Koralowa trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Od tamtej pory w wyniku kilku kolejnych takich masowych blaknięć zginęła ponad połowa wszystkich koralowców na rafie.

W marcu tego roku rozpoczęła się kolejna epidemia. W różnym stopniu dotknęła niemal całej rafy, a w jej wyniku ubyło 22 proc. koralowców.

Tak naprawdę to, co w ubiegłym tygodniu ogłosili redaktorzy „Outside”, Veron mówił już siedem lat temu. W 2009 r. wystąpił przed członkami Towarzystwa Królewskiego w Londynie z referatem o mocnym tytule: „Czy Wielka Rafa Koralowa siedzi w celi śmierci?”. Teraz jednak stanowczo odcina się od nekrologu z „Outside”. – Nie widziałem tego artykułu przed publikacją, redakcja się ze mną nie konsultowała – mówi „Tygodnikowi”. – Mimo to uważam, że dobrze zbadali temat. Jednak tytuł jest po prostu niedorzeczny, nieprawdziwy i tylko szkodzi sprawie. W żadnym wypadku nie wyraża mojej opinii czy opinii jakiegokolwiek innego naukowca zajmującego się rafami.

Podobnie brzmi oświadczenie dr. Russella Reichelta, kierownika Morskiego Parku Wielkiej Rafy Koralowej (obszaru ochronnego ustanowionego w 1975 r.). „Stwierdzenia, że rafa jest martwa, są nieodpowiedzialne i nieprawdziwe. (...) Nagłówki, które podważają sens naszej pracy, nie pomagają nam chronić przyszłości rafy, co jest naszym jedynym celem”.

Przyspieszyć ewolucję

Rzeczywiście, choć prowokacyjny nekrolog zwrócił uwagę na problem, kompletnie przemilczał inny jego aspekt. Rafa nie jest niezmienna, na przestrzeni milionów lat ginęła już wielokrotnie. W obecnej postaci strzeże wschodniego wybrzeża Australii nie dłużej niż 9 tysięcy lat, bo tyle minęło od ostatniej istotnej zmiany poziomu wód w oceanach. Ma też ogromną zdolność regeneracji. Problemem obecnych zmian klimatycznych na Ziemi jest ich gwałtowność. To, co dotychczas zajmowało tysiące lat, teraz, za sprawą działalności człowieka, dzieje się w kilka dekad. Wiadomo, że wzrost temperatury wody o 2 st. C zdziesiątkuje Wielką Rafę Koralową. A taki wzrost jest na dłuższą metę niemal pewny.

Dlatego podejmując próby ratowania rafy naukowcy nie chcą odkrywać Ameryki – próbują jedynie przyspieszyć naturalne procesy ewolucji koralowców tak, by uczynić je mniej wybrednymi na to, w jakiej wodzie żyją. W dawnej placówce Verona bada się możliwości sztucznego zapładniania organizmów umieszczonych w akwariach. Niewola zdaje się im nie przeszkadzać – rozmnażają się jak na wolności, w pełnej harmonii z kalendarzem. Gdy uda się stworzyć odporniejsze koralowce, trafią one w części rafy najbardziej dotknięte bieleniem. Naukowcy liczą, że stanie się to już za kilka lat.

Nieśmiało przebąkują też, że to raczej ostatnia deska ratunku. Chyba że rafa jednak znów poradzi sobie sama. Związany z BBC przyrodnik sir David Attenborough po raz pierwszy nurkował na Wielkiej Rafie Koralowej mniej więcej w tym samym czasie, co Veron. W 2014 r. wrócił na wybrzeże Australii na potrzeby nowego serialu dokumentalnego i na pokładzie łodzi podwodnej zszedł 300 metrów pod wodę. To zupełnie odmienny świat niż przy powierzchni, rafę budują tam zupełnie inne gatunki koralowców, w większości w ogóle nieznane nauce. Teoretycznie mogłyby w przyszłości skolonizować również górne jej części, zastępując swoich umierających pobratymców.

Rondel wciąż gorący

Tak czy inaczej, Veron pozostaje pesymistą. Komentując tegoroczne masowe blaknięcie, mówił w „Brisbane Times”: „Wciąż tylko przyspieszamy pojawienie się warunków, których skutkiem będzie masowe wymieranie koralowców. Jest aż tak źle”.

Posłużył się też pewnym przykładem. Kiedy gotujemy wodę w rondlu i zmniejszymy płomień, minie trochę czasu, nim dostosuje się ona do nowej temperatury. To samo z klimatem. Nawet jeśli nagle ograniczylibyśmy emisję dwutlenku węgla do atmosfery, przez co najmniej dwie dekady klimat i tak będzie się ocieplać. A to oznacza co najmniej kilka katastrofalnych w skutkach blaknięć Wielkiej Rafy Koralowej. Koralowce będą masowo ginąć, bo gwałtowne odwrócenie zjawisk zachodzących w oceanach jest po prostu niemożliwe.

Owszem, redaktorzy magazynu „Outside” mocno przesadzili, już teraz pisząc rafie nekrolog. Jednak ci, którzy twierdzą, że z rafą wcale nie jest tak źle, coraz bardziej przypominają – jak to ujął jeden z internautów komentujących artykuł – czarnego rycerza z filmu „Monty Python i Święty Graal”. Gdy król Artur kolejno obcinał mu wszystkie kończyny, a z kikutów tryskała krew, ten wił się wołając, że to tylko draśnięcia i że nikt go nie pokona. – Mam 71 lat i chyba przeżyję Wielką Rafę – puentuje dziś Veron.

Równie ponuro brzmią ostatnie słowa we wspomnianym serialu BBC „Wielka Rafa Koralowa”. „Czy naprawdę tak mało obchodzi nas Ziemia, na której żyjemy, że nie chcemy chronić jednego z jej największych cudów przed konsekwencjami naszego własnego działania?”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2016