Pożar pod wodą

Stąpam po gruzach życia – ani trochę nie dramatyzuję. Oto jak las może płonąć bez ognia.
z Australii

06.04.2020

Czyta się kilka minut

Wielka Rafa Koralowa, Queensland, Australia / AUSCAPE / UIG / GETTY IMAGES / AUSCAPE / UIG / GETTY IMAGES
Wielka Rafa Koralowa, Queensland, Australia / AUSCAPE / UIG / GETTY IMAGES / AUSCAPE / UIG / GETTY IMAGES

Tutaj nie ma przesypującego się między stopami piasku. Plaża pozornie jak każda inna, wielki półksiężyc bieli. Lekko różowiejąca w świetle zachodzącego słońca. Wyspa Lady Musgrave, jedna z najdalej na południe wysuniętych części Wielkiej Rafy Koralowej, zasypia.

Mógłbym być dzieckiem – buszować po tej plaży, przeczesywać jej zawartość niecierpliwymi palcami. Byłaby to dla mnie skrzynia skarbów, niesamowitych i niezrozumiałych kształtów. Mógłbym być zniecierpliwionym turystą – wtedy byłaby to plaża-koszmar, usłana kłującymi podeszwy stóp kostropatymi kamieniami.

Ale jestem biologiem. Chrzęst, który słyszę pod stopami, potrafię nawet biologicznie zaklasyfikować. Wiem, jakie królestwo i jaka gromada tak chrzęści – i wiem, że jest to dźwięk nieodwracalności, braku powrotu – przynajmniej w irytująco krótkiej skali czasowej mojego własnego życia. A najgorsze jest to, że wiem, czym jest ta plaża – podobna do tysięcy innych na brzegach Australii, Sri Lanki, Indonezji… To cmentarzysko. Rumowisko dziwnych szczątków, filigranowych struktur będących najpiękniejszymi kościotrupami naszej planety.

W XIX w. zachwycał się nimi Ernst ­Haeckel. Ogarnięty manią opisywania symetrii, struktury, fraktalności przyrody – pokochał m.in. te drobne organizmy, irytująco statyczne dla nas, ludzi, przyzwyczajonych do ekscytowania się przyrodą w ruchu.

Stąpam po gruzach życia – ani trochę nie dramatyzuję. Oto jak las może płonąć bez ognia.

W okowach grawitacji

Nurkowanie na rafie koralowej to coś, na co my, ludzie, nie jesteśmy przygotowani. Wychowujemy się w mocnym uścisku grawitacji naszej planety. W świecie, z którym jesteśmy oswojeni, ucieczka spod tej ciążącej nam siły wiedzie przez sztywność. Nawet tego nie zauważamy, choć już to, że z wyprostowania ciała zrobiliśmy jeden z atrybutów bycia człowiekiem, o czymś świadczy. Pomijamy nieświadomie przejawy sprzeciwiania się dominacji sił przyciągania: ignorujemy jako oczywistość węzły i pasma drewna zamknięte w łodygach roślin, wyprężające pnie drzew wysoko, byle bliżej słońca. Napompowane płynami i osadzone na twardych wapiennych szkieletach ciała kręgowców – ewolucyjnie ukształtowane do opierania się grawitacyjnemu przyciąganiu – nie zaskakują.

Nurkując na rafie koralowej, musimy na nowo nauczyć się logiki przestrzeni i życia wyjętych z tego grawitacyjnego krajobrazu. Pozbawione szkieletu bezkręgowe formy po prostu poddają się fizyce. Musimy przywyknąć, że ich kształt jest płynny i zmienia się z każdym wodnym prądem, z każdym zafalowaniem morskiej toni. Kasujemy ze swojej świadomości lądowe kolory – wszystko filtrowane jest przez wszechobecny turkus przejrzystej wody, wszystko wygląda jak odmalowane w dziwnym technikolorze. I wszystko uwolnione jest od pionowej dominacji tej jednej siły: na rafie koralowej liczą się wszystkie kierunki. Każdy ma swoich amatorów, swoje uporządkowane stada, chmary życia podążającego nie byle bliżej nieba, ale wszędzie tam, gdzie prowadzą niewidzialne linie wodnych autostrad.

No i wreszcie – są one. Krajobraz zlany z lasem, lasem rosnącym we wszystkich kierunkach i we wszystkich odmianach matematycznej symetrii. Koralowce – jakby skonstruowane jako ilustracja każdej geometrii, każdego ruchu wody i kierunku działania. Niektóre są jak wyprężone, tysiącletnie drzewa, z dziwną korą nie korą, pociętą tajemniczymi wzorami. Inne rozrastają się na boki jak wielkie plastry pszczelego miodu albo tworzą sklepienia katedr z dobrze nam znanymi z architektury rozwiązaniami w postaci żebrowych sklepień czy łukowatych przęseł. Jeszcze inne po prostu są, przypominając pofałdowane mózgi czy zamrożone na nieistniejącym wietrze falbany.

Jestem biologiem, ale też biomatematykiem, dlatego wszędzie próbuję dostrzec rozwiązania dziwnych systemów równań, parametryczne krzywe i kawałki fraktali. I nie potrafię wyjść z podziwu, jak to wszystko zostało policzone i wbudowane w krajobraz. Całe to bogactwo zanurzone jest w wiecznie ruchomej wodzie, a mimo to sprawia wrażenie zastygłego w letargu i w ciszy.

Prastara relacja

Trudno uwierzyć, że te miliardy kształtów i kierunków stanowią świadectwo życia i nieustającej aktywności ­mikroskopijnych organizmów, niewiele większych od łebka od szpilki. Koralowce to bliscy krewniacy meduz, żebropławów i stułbi. Maleńkie, zaopatrzone w kilka, kilkanaście ramion polipy koralowców tworzą gigantyczne kolonie i obudowują się warstwami węglanu wapnia, tworzącego nierealistyczne struktury i kształty. Choć pozornie niemal martwe, koralowe konstrukcje tętnią życiem – tyle że znacznie wolniejszym i dyskretniejszym od naszego.

Koralowe kolonie w ciągu setek i tysięcy lat konstruują całe archipelagi. Obrastając wyłaniające się z oceanu wulkaniczne lądy, tworzą wokół nich rojące się od życia podwodne oazy, a po kolejnych tysiącach lat „zatapiają” powoli erodujące wyspy, pozostawiając po sobie rajskie atole. Karol Darwin był pierwszym, który dostrzegł i zrozumiał ten prastary cykl wznoszenia i erozji koralowych konstrukcji. Był też jednym z pierwszych badaczy bogactwa koralowych form.

Kiedy przepływa się nad rafą, zaskakuje jej wielobarwność. Węglan wapnia budujący szkielet rafy powinien być śnieżnobiały – ale to kolor, którego z reguły nie widać. Nie bez powodu. Koralowce to organizmy funkcjonujące w bardzo delikatnej, bardzo starej relacji z innymi organizmami – glonami.

Endosymbioza – jak nazywamy ten rodzaj przyjaźni między dwiema formami życia – w przypadku koralowców polega na posiadaniu we wnętrzu swoich komórek fotosyntetyzujących glonów zwanych zooksantellami. Dostarczają one koralowemu partnerowi ponad 80 proc. substancji odżywczych. Relacja jest wzajemna: koralowce w rewanżu kąpią swoje glony w koktajlu z dwutlenku węgla i amoniaku, zasilając ich fotosyntezę i produkcję białka. Glony nadają też koralowcom kolor, od beżowo-zielonego do wszystkich odcieni żółci, a nawet jaskrawej purpury. Na tej kruchej, niezwykłej relacji opiera się funkcjonowanie ekosystemu dającego schronienie gigantycznej bioróżnorodności płytkich, tropikalnych wód oceanicznych.

Epizody blaknięcia

Kiedy w listopadzie i grudniu, na początku australijskiego lata, płonęły deszczowe lasy Nowej Południowej Walii i Wiktorii, nikt nie miał wątpliwości, że mamy do czynienia z jedną z największych katastrof ekologicznych w historii tego kontynentu. Szare, zadymione dni i krwistoczerwone zachody słońca fotografowane przez turystów w największych australijskich miastach były tylko groteskowym śladem dramatu rozgrywającego się ledwie kilkadziesiąt kilometrów poza granicami metropolii. Wrażenie katastrofy było tym większe, że żywioł połykał drzewa w zastraszającym tempie.

Trudniej zauważyć, że równie niszczący – jeśli nie bardziej katastrofalny – pożar od lat trawi ekosystemy, które płonąć nie powinny. Od lat 80. zeszłego wieku Wielką Rafę Koralową dotykają coraz częstsze, coraz drastyczniejsze epizody tzw. blaknięcia (ang. coral ­bleaching). Przyczyna? Przede wszystkim podnosząca się w zastraszającym tempie temperatura oceanów oraz podążające za nią inne przekształcenia oceanicznego ekosystemu: zmiana składu glonów planktonicznych, postępujące zakwaszenie wód morskich, redukcja nasycenia wody tlenem.

W wyższej temperaturze (czasami wystarczy nawet ogrzanie się przybrzeżnych wód o 1-2 stopnie Celsjusza) symbiotyczne zooksantelle opuszczają swoich koralowych towarzyszy. Pozbawione ich obecności koralowce blakną, bieleją, odsłaniając blady kolor wapiennych szkieletów. I zaczynają głodować – w końcu większość ich życiowej energii pochodziła właśnie od glonowych współlokatorów. Rafa umiera. A sytuacji nie poprawiają związane także z globalnym ociepleniem niszczycielskie cyklony i sztormy, uszkadzające nadbudowane przez tysiąclecia bariery koralowych szkieletów.

To jest śmierć przytłaczająca. Nauczony doświadczeniem, wskakując do wody w okolicach Wyspy Lady Musgrave spodziewam się obezwładniającego koloru, chmar ryb, toczących się po dnie wielkich jeżowców. Ale niebieska toń jest martwa. Gdzieś w oddali, tuż za granicą widoczności, rozmytą przez dziesiątki metrów oceanicznej wody, majaczy ta zdrowa rafa, milcząca – ale i krzycząca całym swoim życiem i harmidrem. Tu została najeżona znajomymi kształtami kanciasta bryła.

Cisza tutaj jest martwa, smutna, szara. Rozgałęzione struktury wyglądają podobnie, ale szybko okazuje się, że coś się zmieniło. Koralowe wielościany są jakby przybrudzone, niektóre połamane, zawalone pod własnym ciężarem, zgruchotane w zaścielające dno kopce koralowego rumoszu. Ta część rafy przyjęła na siebie uderzenie jednej z największych fal upałów, jakie dotknęły w ostatnich latach wschodnią część australijskiego wybrzeża.

W termicznym stresie

Kiedy latem 2016 i 2017 r. naukowcy patrzyli na mapy temperatury oceanicznej wody, z przerażeniem obserwowali czerwone owale rozlewające się z dnia na dzień w tych najpłytszych, bogatych w koralowce rejonach. Jak gigantyczne oka na oceanicznym rosole, komórki temperatury o 2-4 stopnie wyższej niż otoczenie oblewały najbogatsze i najstarsze części południowych rubieży Wielkiej Rafy Koralowej.

Blaknięcie koralowców jest procesem odwracalnym – jeśli temperatura wody odpowiednio wcześnie wróci do normy i oceaniczne glony zdążą wniknąć do koralowców, zanim te umrą z głodu. Strefy podgrzanej wody u wybrzeży Australii potrafią jednak przez wiele tygodni utrzymywać koralowy ekosystem w stanie termicznego stresu, doprowadzając polipy koralowców na skraj śmierci głodowej – i ostatecznie zabijając rafę. Opróżnione z koralowców wapienne szkielety teoretycznie mogą zostać zasiedlone przez nowe polipy, jednak w ciepłej wodzie, blisko powierzchni – a więc oblane intensywnym światłem słonecznym – białe konstrukcje szybko pokrywają się brudnym osadem innych morskich glonów, które stopniowo zatykają pory w koralowym szkielecie i ostatecznie uniemożliwiają odbudowę kolonii. Osłabione brakiem kolonijnych mieszkańców, erodowane przez glony i naruszane przez sztormy i cyklony, rafy koralowe pękają i walą się pod własnym ciężarem na dno oceanu, a wynoszone na brzeg dają początek plażom-cmentarzyskom, smutnemu świadectwu niegdyś kipiącego od życia ekosystemu.

Zniszczenie, jakie wiąże się z blaknięciem i śmiercią raf koralowych, przyćmiłoby pewnie pożary trawiące lądowe lasy. Rafy są domem dla około 25 proc. wszystkich oceanicznych gatunków zwierząt. Są miejscem rozrodu i dorastania niezliczonych gatunków ryb o kluczowym znaczeniu ekonomicznym. Ale – w przeciwieństwie do lasów i dżungli – położone są znacznie dalej od politycznych debat i naszych codziennych wyborów. W percepcji człowieka rafy koralowe – i całe oceaniczne życie – zawsze były „gdzieś tam”, i „gdzieś tam” zawsze jakoś powinny sobie poradzić. Jednak smutna rzeczywistość jest taka, że w przeciągu kilkudziesięciu lat możemy bezpowrotnie stracić wszystkie ekosystemy koralowe naszej planety.

Spotkanie ze smokiem

Niedzielne popołudnie, Shelly Beach w Sydney roi się od rodziców z dziećmi, psów, sprzedawców lodów, surferów i biegaczy. Życie toczy się na wąskim półksiężycu rozgrzanego piasku. Mało kto zapuszcza się w spokojną wodę zatoki dalej niż na kilka metrów. Pewnie dlatego, że mało kto wie, co kryje pod sobą powierzchnia Cabbage Tree Bay Aquatic Reserve. Leżę na falującej wodzie i pozwalam oceanowi nieść mnie dalej i dalej od plaży.

Pode mną jak niemy film przewija się piaszczyste dno, kolczaste kiście jeżowców, porzucone perłowe muszle, falujące minimeduzy. Jakieś 20-30 metrów od brzegu piaszczyste dno zaczyna porastać… trawnik? Sunę dalej, trawa się zagęszcza, falujące odwzorowanie kwietnej łąki otacza mnie ze wszystkich stron. Między wiotkimi blaszkami liści pulsują mieniące się czerwienią i błękitem mątwy. Spomiędzy kęp trawy wypływa – nie, wyłania się – no właśnie co? Wiem – dla niego tu przypłynąłem. Dziwny stwór z rodzaju Phyllopterys, krzyżówka przerysowanego konia, liściastego wodorostu i fantastycznego potwora w neonowych kolorach – zatacza dostojny łuk, i niewzruszony moją obecnością odpływa w trawiastą dal. Jeśli chcesz spotkać smoka (precyzyjnie mówiąc – smoka morskiego, sea dragon), u wybrzeży Nowej Południowej Walii masz duże szanse. Jeszcze masz szanse.

Problem podgrzewających się oceanów nie dotyczy tylko raf koralowych, choć one – ze względu na swoje specyficzne wymagania, kapryśnych endosymbiotycznych partnerów i położenie w klimatycznie bardzo niestabilnych regionach tropikalnych – są na to podgrzewanie najwrażliwsze. Inne unikatowe morskie ekosystemy również gotują się na powolnym ogniu katastrofy klimatycznej. Szczególnie jest to widoczne właśnie tutaj, w Australii, która w 2019 r. pobiła wszelkie rekordy i zanotowała najwyższe temperatury w historii swoich pomiarów.

Australijskie oceany od lat odczuwają konsekwencje tych niekorzystnych zmian. Tylko w ciągu ostatnich kilku lat drastycznej redukcji uległy m.in. unikatowe podwodne łąki porastające piaszczyste przybrzeżne wody Nowej Południowej Walii. Siedliska magiczne – i kluczowe dla lokalnej bioróżnorodności. Podobnie jak rafy koralowe, podwodne łąki są skarbcem niezwykłych gatunków, filtrem pochłaniającym rozpuszczony w wodzie oceanicznej dwutlenek węgla i buforem dającym pełnomorskim gatunkom schronienie w czasie gwałtowniejszych zdarzeń pogodowych na oceanie.

Niestety – podwodne łąki są również smakowitym kąskiem dla obcych gatunków roślinożernych ryb, które masowo napływają w te wody, zachęcone ocieplaniem się morza. Podobnie jak w przypadku raf, po przebogatych morskich łąkach pozostają łyse, ciche i puste równiny, wyjałowione przez agresywnych rybich najeźdźców, ogołocone z wszystkiego, co utrzymywało ich bogactwo.

Gaszenie pożaru

Wykresy obrazujące wzrost średniej temperatury Ziemi powinny dla każdego z nas być dramatycznym wezwaniem do działania. Życie w Australii – na kontynencie, który obecnie wiedzie prym w tempie zmian klimatycznych i w rozmiarach powodowanych przez nie katastrof ekologicznych – jest dla obserwatorów współczesnego klimatu podwójnie trudne. Australia, dzięki swojemu położeniu na styku tropikalnych, umiarkowanych i subantarktycznych wód oceanicznych, jest epicentrum morskiej bio- i ekoróżnorodności. Ale taka koncentracja biologicznego bogactwa, wrażliwego na bezprecedensowe zmiany ziemskiej temperatury, oznacza, że możemy je w całości utracić za jednym zamachem.

Te wyjątkowe morskie ekosystemy „płoną” równie dramatycznie – choć niewidzialnie – jak australijskie lasy. Czy kolejne pokolenia będą mogły spotkać się z podwodnymi konstrukcjami koralowców, zamieszkanymi przez tysiące gatunków? Czy będą mogły spotkać najprawdziwsze morskie smoki, spokojnie żeglujące wśród falujących morskich traw?

Biolodzy nie przekreślili jeszcze przyszłości tych najcenniejszych, najdelikatniejszych oceanicznych ekosystemów. Coraz więcej wiemy o koralowcach, o ich – wcześniej nieznanej – plastyczności, o zdolnościach adaptacyjnych. Podejmujemy pierwsze próby „wychowywania” koralowców bardziej odpornych na wysokie temperatury, tolerujących tymczasowe podgrzania oceanicznych wód i dających nadzieję na zachowanie rafowych ekosystemów. Ale są to tylko nieporadne próby łatania tego, co powinniśmy naprawiać u samych podstaw, uderzając wprost w przyczyny globalnego ocieplania się klimatu.

Kolejne 10-15 lat będzie kluczowych – to one zdecydują o tempie ocieplania się naszej planety w perspektywie następnych stu lat, i to one zdecydują o przyszłości podwodnych katedr, morskich lasów, oceanicznych smoczych łąk. Czy będzie to wyrok śmierci, czy nadzieja na przyszłość – w stu procentach zależeć będzie od nas. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2020