Wielka komisja na słabość polityki

Postawa moralnej wyższości źle się komponuje z liberalną demokracją, która nie jest skłonna przyznawać komukolwiek prawnych dróg na skróty - nawet z tytułu szczególnej cnoty czy zasługi.

14.06.2006

Czyta się kilka minut

Wielka komisja do zbadania wszystkiego, czyli Komisja Prawdy i Sprawiedliwości, jest jedną z wielu dróg na skróty obranych przez rządzącą partię. Wśród argumentów mających je uzasadniać jest m.in. słabość polityki. Słabość polityki to stan, w którym partie rządzące mimo wyborczego zwycięstwa nie są w stanie przekuć swojej woli zmian w wolę polityczną - to jest egzekwowalną przy pomocy instrumentów rządzenia. To stan, w którym rządy jedynie trwają, administrują, a nie rządzą.

Niewydolność i lekceważenie

Słabość polityki jest faktem nie tylko w Polsce, bo światowe demokracje borykają się z tym problemem od dobrych 20-30 lat. Ma on wiele przyczyn: od zmierzchu mocnych ideologii poczynając, na zaniku silnych osobowości wśród przywódców politycznych kończąc. W Polsce można wskazać bardziej partykularne, a mniej cywilizacyjne przyczyny. Dostrzec je - to zarazem zobaczyć jakąś perspektywę naprawy.

Jakie to przyczyny? Niewydolność naszego systemu partyjnego (kwestia ordynacji wyborczej), ciągle zbyt słaba pozycja premiera i rządu w systemie najwyższych władz, kompromitujący system stanowienia prawa, przywileje ludzi władzy... To wszystko można naprawić, a przynajmniej zacząć naprawiać. Ale tutaj PiS nie ma wiele do zaproponowania. Łatwiej, zdaje się, żądać prześwietlenia wszystkiego i wszystkich przez komisję ds. wszystkiego, a jak się nie uda - powiedzieć, że zawinił jakiś mityczny układ.

Jest to zresztą szerszy, wykraczający poza sprawę powołania jednej komisji problem braku respektu Prawa i Sprawiedliwości dla obowiązujących reguł prawnych przy dochodzeniu do wyznaczonych celów politycznych. Dla PiS nie jest to w ogóle sprawa wstydliwa, niestety. Marszałek Sejmu Marek Jurek głosi teorię, że w Polsce panuje "imposybilizm prawniczy". Z kolei główny bodaj ideolog partii rządzącej, prof. Zdzisław Krasnodębski, w licznych tekstach powiada, że koncepcja państwa prawa, jaka się ukształtowała w III RP, uniemożliwia nie tylko prawne rozliczenie przeszłości, ale nawet jej rozliczenie moralne (Krasnodębski wysuwa tu swoją ulubioną i wypowiadaną po wielekroć w wysokonakładowej prasie tezę, że liberalne elity w Polsce zabraniają dyskusji publicznej na najważniejsze tematy).

Na przykładzie wielkiej komisji widać, jak PiS wchodzi w te same koleiny moralnej wyższości, którymi podążały poprzednie wcielenia polskiej prawicy, od ZChN do AWS. Postawa moralnej wyższości źle się komponuje z liberalną demokracją, która nie jest skłonna przyznawać komukolwiek prawnych dróg na skróty - nawet z tytułu szczególnej cnoty czy zasługi. Ale chyba nigdy dotąd to lekceważenie reguł nie było tak ostentacyjne (i nigdy nie dokonywało się w takim jak teraz towarzystwie, co może też nie jest całkiem bez znaczenia).

Obchodzenie Konstytucji

Komisja Prawdy i Sprawiedliwości, zwana też "wielką komisją", to sztandarowy pomysł PiS z okresu, kiedy ta partia ubiegała się dopiero o władzę i pisała swój projekt Konstytucji. Zawiera się

w idei (art. 166 projektu), by powołać gremium, które gruntownie oceni wszelkie nieprawości okresu transformacji. Gremium będące czymś więcej niż znane nam z poprzedniej kadencji sejmowe komisje śledcze. Komisja śledcza bowiem, na jaką dotąd zezwala nasze prawo, jest przeznaczona do zbadania określonej sprawy, nie zaś do zbadania "wszystkiego". Co prawda, komisje śledcze z poprzedniej kadencji miały tendencję do wykraczania poza materię, którą miały badać, ale sama materia była jakoś określona. Teraz zaś pod postacią Komisji Prawdy i Sprawiedliwości materia jest wprost nieograniczona.

Co i rusz zresztą słyszymy, że jakaś kolejna sprawa nadaje się właśnie do rozpatrzenia przez tę komisję, a nie przez zwykłych sejmowych śledczych. Ostatnio min. Zbigniew Wassermann, zaskoczony twierdzeniami Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, że LPR i Samoobrona były, a być może są nadal inwigilowane przez służby specjalne, odesłał tę sprawę do ewentualnego zbadania przez wielką komisję. Zatem i w teorii, i w praktyce ma to być komisja-wszystko.

Komisja ma się składać z posłów i z sędziów, co wywołuje wątpliwości natury konstytucyjnej, bo może tu dochodzić do naruszenia zasady podziału władz. Ale to sprawa drugorzędna. Pierwszorzędny jest problem zakresu jej prac. Rzecz nie polega na jakimś sporze interpretacyjnym, rzecz jest bezsporna (co nie znaczy, że nie znajdą się prawnicy gotowi dowodzić czegoś przeciwnego): tego rodzaju komisji w zgodzie z obowiązującą Konstytucją powołać się nie da. Świadomi tego liderzy Prawa i Sprawiedliwości jakiś czas temu rozważali albo nowelizację ustawy zasadniczej, albo wycofanie się z pomysłu. Ostatnio jednak postanowili go forsować bez zmieniania Konstytucji. Posłużono się logiką typu "w rozumieniu niniejszej ustawy rak jest rybą".

W ustawie powołującej komisję będzie określony przedmiot jej dociekań, a zarazem w ciągu swojej pracy komisja będzie mogła dowolnie rozszerzyć materię tych dociekań "poprzez objęcie postępowaniem innych spraw ujawnionych w toku postępowania". Czyli biorąc rzecz ściśle, rak nie jest rybą, ale pod pewnymi warunkami - "poprzez objęcie postępowaniem innych spraw ujawnionych w toku postępowania" - może nią być.

Jeśli komisja o tak dumnej nazwie startuje od takich prawniczych łamańców, można powątpiewać, czy naprawdę jej twórcom chodzi o te wszystkie szlachetne cele, które deklarują.

Dajmy szansę

Praktyka działania komisji śledczych z minionej kadencji parlamentu pozostawia wiele wątpliwości. Pomijając skłonność śledczych do wykraczania poza materię, mieliśmy nieraz do czynienia, szczególnie w pracach komisji ds. Orlenu, z szukaniem sensacji i popularności za wszelką cenę, co przejawiało się i w obcesowym traktowaniu niektórych świadków, i w urządzaniu przez poszczególnych członków komisji konferencji prasowych, na których domniemania śledczych przedstawiano jako fakty. Z kolei komisja ds. afery Rywina splamiła się niezdolnością do zakończenia swych prac konkluzją. Biorąc to wszystko pod uwagę, można być pełnym obaw co do przebiegu i efektów prac Komisji Prawdy i Sprawiedliwości.

To powiedziawszy, chciałbym jednak zwrócić uwagę, że atmosfera niechęci i podejrzeń, jaka towarzyszy tej komisji już teraz, choć daleko jeszcze do jej powołania, zawiera w sobie pewien rys przesady. Wypada dziś publicznie mówić, że komisje śledcze Sejmu poprzedniej kadencji to bicie politycznej piany, wypada podkreślać stronniczość tworzących je posłów. Myślę, że w tej krytyce, jeśli nie towarzyszy jej namysł nad istotą tamtych prac, łatwo można zagubić to, co najważniejsze. Zgoda: komisje pracowały niezbornie, śledczy w nich zasiadający bywali pośmiewiskiem, a inni mieli na celu tylko "dołożenie" przeciwnikom politycznym. To wszystko prawda, ale prawdą jest też, że dzięki nim dowiedzieliśmy się o sprawach ważnych, a zakrytych, o głęboko patologicznych mechanizmach na styku polityki, biznesu, służb specjalnych i mediów. Nie popadając w paranoję wszechogarniającego i tajemniczego układu, który czyni naszą demokrację pustą fasadą - co głoszą teoretycy IV RP - wypada docenić, że praca trzech komisji śledczych poprzedniego Sejmu coś w naszym kraju zmieniła na plus.

Krytykując bez opamiętania każdy pomysł parlamentarnej komisji śledczej zachowujemy się jak ci polityczni esteci z lat 30., którzy konstatowali wybitny brak urody ówczesnych demokracji. Myślę szczególnie o tych, którzy w tym estetycznym odruchu zbyt łatwo zaakceptowali potem systemy zgoła niedemokratyczne. Demokrację trzeba pielęgnować.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2006