Wieczór w Nablusie

Lata temu siedziałem na dachu domu na przedmieściach Nablusu.

11.01.2015

Czyta się kilka minut

Obok mnie Hassan, świeżo upieczony lekarz. Na dole czekała słodka herbata, daktyle przygotowane przez jego młodą żonę, i surowy ojciec – głowa rodu – który chciał ode mnie usłyszeć, co Europa naprawdę myśli o konfliktach na Bliskim Wschodzie.

Ale z Hassanem nie było nam do poważnych rozmów, wleźliśmy więc na ten dach pod pretekstem oglądania instalacji do ogrzewania wody przy pomocy promieni słonecznych. Chcieliśmy się urwać. Zapalić, pogadać jak dwóch rówieśników. Ja byłem ciekawy wykształconego Palestyńczyka, on dawno nie rozmawiał z nikim z Europy. Widok mieliśmy piękny. Oliwkowy zagajnik rozpływał się w gasnącym słońcu. To pozwalało zapomnieć, że za zakrętem stoi izraelski czołg, obowiązuje godzina policyjna, a na nieodległej starówce, po ostrzale z ciężkiej broni, kilka ulic zamieniło się w gruzowisko.

Nie mówiliśmy o tym. Hassan opowiadał o studiach, o żonie, o planach, w których pojawiało się słowo: „wyjechać”. Chyba myślał o Niemczech, bo wymienił ten kraj. „Szkoda, że musimy wracać, dobrze by wyskoczyć na piwo, ale i tak nie ma gdzie” – myślałem. Znajomość z Hassanem stawiała wiele spraw na miejscu. Był człowiekiem, który mówił językiem mojego pokolenia. Słuchał podobnej muzyki i czytał podobne książki. Czułem, że nie bardzo chce mu się żyć na Zachodnim Brzegu Jordanu. Że chciałby zapomnieć o tlącej się od lat wojnie. Zająć się leczeniem ludzi, zbieraniem na nowy samochód, posyłaniem dzieci do dobrych szkół i kibicowaniem jakiejś porządnej europejskiej drużynie. Wówczas było to marzenie niedościgłe, bo na dole czekał tata, który chciał mu przekazać swoje dziedzictwo – trwanie na niespokojnych i nudnych przedmieściach. Hassan się tu wychował, ale przecież zawsze starał się być z boku. Nie angażować się. Pracować, przytakiwać ojcu, marzyć o lepszym życiu.

W końcu zadałem młodemu doktorowi pytanie. Nosiłem się z nim od chwili, gdy zobaczyłem zaparkowany przed domem jego samochód. Na przedniej szybie miał przyklejoną fotografię szahida – chłopaka, który zginął w zamachu samobójczym w Jerozolimie.

– Dlaczego oni to robią? – Co? – Rozrywają się na kawałki w centrum miasta. Zabijają przypadkowych ludzi. – Wyobraź sobie, że nie ma tego domu. Nie ma mojej żony. Nie jestem lekarzem. Jestem biedny, jestem nikim... – I wtedy? – Idę do meczetu. Dają mi jeść, pić, trochę pieniędzy. Zaczynamy rozmawiać. Po jakimś czasie sam dochodzę do wniosku, że po tamtej stronie będzie mi lepiej… – Ty? – Ja? Nie! Ale ja bez domu, żony i przyszłości. Kto wie, jak wyglądałoby moje życie. – Rozumiesz ich? – Pytasz lekarza? Palestyńczyka? Hassana? Nie wiem, co odpowiedzieć. – Dlaczego wozisz zdjęcie szahida na szybie auta? – Tak wypada… Wiesz, to był mój kuzyn.

Tydzień, może dwa tygodnie później byłem już w Jerozolimie. Dokładnie o 15.10 przy Jaffa Road, tuż koło wejścia na bazar Mahana Yehuda, młoda Palestynka wysadziła się, wchodząc do autobusu linii numer 6. Wszystko dokładnie zanotowałem, a notes trzymam do dziś: 6 zabitych, 84 rannych. Z notatek wynika, że tego dnia przed bazarem było tłoczno, bo ludzie robili ostatnie zakupy przed szabasem. Poodrywane ręce, nogi, głowy przemieszane z pomarańczami i pomidorami. Urzędnicy wybiegali z pobliskich biur. Darli na sobie odzież, żeby robić prowizoryczne opatrunki.

Po dwóch godzinach sprzątnięto szczątki ludzkie z chodnika. Zostały tylko krwawe plamy na bruku i osmalony autobus. Mechanik mocował się z kołem: „Trzeba jakoś ruszyć stąd to cholerstwo”. Śmierć jest częścią codzienności. Ludzie znów śpieszyli się do domu. Zaraz szabas.

Nie mogłem się dodzwonić do Hassana. Chciałem zapytać, co o tym myśli. Czy znajduje usprawiedliwienie palestyńskiej dziewczyny? Czy bieda, gorycz, brak przyszłości mogą ją tłumaczyć? Czy mu przykro z powodu niewinnych pasażerów autobusu linii numer 6? Byłem też ciekawy siebie: czy po tym, co zobaczyłem przy Jaffa Road, miałbym znów ochotę rozmawiać z Hassanem tak samo jak na dachu domu w Nablusie?

Nigdy już nie wróciłem w tamte strony. Hassana wspomniałem niedawno. Zastanawiałem się, czy wyzwolił się spod wpływu ojca i spełnił sen o Europie. Jeśli tak, to pewnie prowadzi praktykę lekarską gdzieś na Zachodzie, posyła dzieci do dobrej szkoły i kibicuje solidnej niemieckiej drużynie. Jeździ nowym autem, na którym nie ma zdjęcia swojego kuzyna szahida. Czyta gazety i wieczorami rozmawia z żoną o tym, co stało się w Paryżu. Musi to budzić w nim niepokój. Sąsiedzi patrzą na niego podejrzliwie, być może straci pacjentów.

Ma problem. Takim jak on coraz trudniej będzie być z boku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2015