Trzy dni, które zmieniły wszystko

Afgańczycy, którzy byli świadkami zamachów lub stracili bliskich, nie potrafią zapomnieć o tym, co ich spotkało.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

Od lewej: 32-letni Mudżibullah był w miejscu, które zaatakowali talibowie. 26-letnia Mariam długo nie mogła pogodzić się ze stratą siostry.  29-letni Dżalil wciąż wzdryga się, gdy czuje zapach spalenizny. /
Od lewej: 32-letni Mudżibullah był w miejscu, które zaatakowali talibowie. 26-letnia Mariam długo nie mogła pogodzić się ze stratą siostry. 29-letni Dżalil wciąż wzdryga się, gdy czuje zapach spalenizny. /

Z pogrzebu wracali samochodem w szóstkę. Mudżibullah Dastiar wraz z dwójką kolegów wysiedli wcześniej. Musieli wrócić do Ministerstwa Rehabilitacji i Rozwoju Obszarów Wiejskich, gdzie pracowali.

Szli więc we trzech ulicą, która uchodzi za raczej spokojną. Po drodze musieli minąć budynek Niezależnej Komisji Wyborczej. To było na kilka dni przed wyborami prezydenckimi w 2014 r., więc ruch był większy niż zwykle.

Za trójką kolegów szedł powolnym krokiem korpulentny mężczyzna w tradycyjnym afgańskim ubraniu. Miał na sobie kamizelkę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Był spokojny. Jak wspomina dziś 32-letni Mudżibullah, może nawet był spokojniejszy niż inni przechodnie, dlatego nie zwrócił na niego uwagi.

– Zobacz, to zamachowiec samobójca! – wykrzyknął jego kolega.

– Co ty gadasz? To jakiś facet idzie do komisji wyborczej – odparł Mudżibullah.

– Nie, to zamachowiec – orzekł drugi.

Koledzy Mudżibullaha pobiegli co tchu.

***

W Kabulu pełno jest lokali gastronomicznych, gdzie przed wejściem stoi rożen. Żarzący się węgiel przypieka nabite na pręty kawałki mięsa. Wokół unosi się dym i intensywny, lekko duszący zapach pieczonego drobiu, baraniny lub wołowiny.

29-letni Dżalil Salahi nie potrafi minąć takich miejsc bez wzdrygnięcia.

Jeszcze gorzej jest w domu, gdy coś się przypali w kuchni. Nie jest w stanie tego znieść, od razu wychodzi złapać świeżego powietrza i powstrzymać napływ wspomnień.

***

To był ciepły letni poranek. Choć jeszcze nie wybiła siódma, Mariam Hussajni już siedziała na zajęciach o bazach danych. Poszła na te studia także dlatego, bo chciała, by jeszcze więcej łączyło ją ze starszą siostrą Nadżibą. Nadżiba ukończyła ten sam kierunek. Mariam robiła notatki, gdy usłyszała huk i poczuła lekki wstrząs. Coś musiało wybuchnąć bardzo blisko. Wykładowca myślał, że uczelnia została zaatakowana.

– Bądźcie cicho, sprawdzę, co się dzieje – powiedział.

Uczelnia była bezpieczna. W mediach społecznościowych od razu pojawiła się informacja, że do eksplozji doszło dwie ulice dalej. Studenci wraz z wykładowcą poszli na dach dwupiętrowego budynku zobaczyć, co się dzieje. Unosił się czarny dym.

W takich sytuacjach każdy dzwoni do bliskich, by upewnić się, że u nich w porządku. Mariam dzwoniła do Nadżiby na każdy z trzech numerów. Były wyłączone. Jej ręce i ciało się trzęsły. Miała złe przeczucia.

– Nie bój się, twojej siostrze nic się nie stało – uspokajał ją wykładowca.

I.

Jego przyjaciele już biegli, Mudżibullah stał chwilę dłużej. Miał wątpliwość, czy to zamachowiec. Wreszcie dostrzegł, że mężczyzna trzyma detonator. „O mój Boże!” – dotarło do niego. Zaczął biec w stronę ministerstwa. Zza zakrętu wyłonił się drugi mężczyzna, także z kamizelką. Mudżibullah był w potrzasku. Zawrócił, chciał wyminąć tego korpulentnego, gdy ogarnęła go fala wybuchu. – Wzniósł się tuman kurzu. To było jak w hollywoodzkim filmie. Piszczenie w uszach, mózg się zatrzymuje, jakby był w trybie slow motion – wspomina.

Zamachowiec, który wyszedł zza zakrętu, wysadził bramę Niezależnej Komisji Wyborczej. Potem wysadził się drugi, a następnie na teren Komisji wtargnęło kilku uzbrojonych mężczyzn. W ataku, do którego przyznali się talibowie, zginęło przynajmniej dziewięć osób.

Przeraźliwe krzyki mieszały się z odgłosami walki. Mudżibullah pamięta kierowcę taksówki, który dostał odłamkiem, krew lała mu się z szyi jak z fontanny.

Mudżibullah był w szoku. Nie wiedział, co się dzieje, co ma robić. Myślał tylko, czy nie stracił portfela ani telefonów (zgubił jeden), czy nie krwawi. Był cały.

Z opresji wyratował go ochroniarz z terenu naprzeciwko Komisji Wyborczej. Uchylił drzwi na teren posesji, krzyczał do Mudżibullaha i innych, by pobiegli do niego się schronić. Ukryli się w stróżówce, w bezpiecznej odległości. Przez godzinę, a może dwie (Mudżibullah stracił rachubę czasu) ukrywali się tam, nasłuchując odgłosów walk.

***

To było trzy i pół roku temu.

W pobliskim szyickim meczecie trwała wieczorna modlitwa. Dżalil bawił się z córką w dużym pokoju. Siedzieli na podłodze i rysowali. Córka miała trochę ponad rok, niepewnie trzymała ołówek. Kolejne kółka i kreski miały przedstawiać jej rodzinę.

Zabawę przerwał huk i dźwięk pękającego szkła. Do wybuchu doszło w meczecie. Zginęło przynajmniej 39 osób, a 45 raniono. Odpowiedzialność za atak wzięła lokalna filia Państwa Islamskiego.

Rodzina Salahich wybiegła na zewnątrz z obawy, że po pierwszej eksplozji może nastąpić kolejna, która dosięgnie ich mieszkania. Po chwili jednak wrócili do środka.

Dżalil chciał tam iść. Nie pamięta, co nim powodowało. Rzucił żonie jakąś wymówkę w stylu „idę do sklepu” i ruszył do meczetu.

***

Mariam dzwoniła co rusz, bezskutecznie. Telefony Nadżiby milczały. Dodzwoniła się do jej koleżanki z pracy, a ta powiedziała, że minibus należący do Ministerstwa Kopalń i Ropy Naftowej był celem ataku zamachowcy samobójcy. Nadżiba, pracownica tej instytucji, prawdopodobnie się w nim znajdowała.

Mariam poszła tam, gdzie to się stało. Widziała płonące pojazdy. Wszystko przysłaniał dym i ogień. Dwóch policjantów zabraniało podchodzić bliżej. Jacyś mężczyźni w cywilnych ubraniach powiedzieli, że rannych zabrano do pobliskiego szpitala.

W zamachu zginęły przynajmniej 24 osoby, a ponad 40 raniono. Do ataku przyznali się talibowie.

II.

Gdy przycichło, Mudżibullah wraz z innymi wymknął się. Złapał autobus. Nie był do końca świadomy, co robi. Musiał wyglądać dziwnie: cały brudny, wyglądający na przerażonego. Współpasażerowie pytali, czy wszystko z nim w porządku.

Pojechał do domu kuzyna. Tamten otworzył drzwi. Zobaczył krewnego, który wyglądał, jakby z twarzy odpłynęła mu krew. Mudżibullah poprosił o szklankę wody i zasnął. Spał ponad trzy godziny. Dziś mówi, że jakby zapadł w śpiączkę.

***

Z zewnątrz meczetu nie było widać wielu uszkodzeń. Zamachowiec wysadził się w środku podczas modlitwy. Z meczetu wybiegali ludzie, wielu z nich rannych. Dopiero wtedy Dżalil zdał sobie sprawę, że stało się coś strasznego.

Wszedł do meczetu i wryło go w ziemię. Dosłownie. Przez chwilę nie mógł się ruszyć, jakby stracił kontrolę nad ciałem. Budynek wypełniał dym, a przez niego przebijały się światła latarek. To ludzie pomagali rannym i szukali bliskich. Ranni błagali o pomoc, ale trudno było ich dostrzec w dymie. Dżalil czuł charakterystyczny zapach po wybuchu przemieszany ze swądem spalonych ciał. Stąd wstręt do szaszłyków i przypalonego jedzenia.

– Stałem, patrzyłem i płakałem – wspomina. – Nie wiedziałem, co robić ani co się ze mną dzieje.

Wreszcie wszedł w chmurę dymu. Kaszlał, dusił się. – Gdy stałem obok, dym był cały czarny. Zdawało mi się, że wewnątrz nic nie będzie widać. Jak w niego wkroczyłem, to było jasno i wyraźnie widziałem ludzi na ziemi – mówi.

Pierwszym, co dostrzegł, była oderwana głowa.

***

Mariam weszła do szpitala.

– Nawet w powieściach nie czytałam o takich rzeczach. Schody przed wejściem były we krwi. W środku zobaczyłam leżące ciała i zemdlałam – wspomina 26-latka.

Nie znalazła siostry. Na spisie poszkodowanych wywieszonym w szpitalu podali, że Nadżiba jest lekko ranna w twarz i rękę. Wraz z bratem, krewnymi, przyjaciółmi i kolegami Nadżiby z pracy próbowali ustalić, co się z nią stało. Szukali w kolejnych szpitalach.

W drugim także pełno było krwi, ciał i ludzi, którzy, tak jak Mariam, chcieli dowiedzieć się o losach bliskich. Na liście znalazła Nadżibę. Poszła do sali, w której miała się znajdować. Okazało się, że to inna osoba o tym samym imieniu.

Stres, lęk i wycieńczenie dawały o sobie znać. W ciągu dnia Mariam mdlała jeszcze kilka razy. W kolejnych szpitalach oglądała zmasakrowane ciała, spodziewając się, że w którymś z nich dojrzy siostrę.

III.

Koszmary we śnie i na jawie nękały Mudżibullaha przez pół roku. Najgorzej, gdy zostawał sam, wtedy wspomnienia nie dawały mu spokoju.

Przez miesiąc po zamachu się jąkał. Bał się też ludzi. Każdy, kto wyglądał jak tamten zamachowiec, wzbudzał w nim lęk. A mężczyzn noszących tradycyjne stroje w Afganistanie jest multum. Poza ojcem Mudżibullah nie chciał widzieć nikogo innego (reszta ich rodziny była już wtedy w Niemczech). Próbował ciągle czymś się zajmować. Wieczorem po pracy czytał książki lub grał na telefonie, byle myśli nie wędrowały ku tamtym przeżyciom.

Z dołka wyciągali go krewni i przyjaciele. Zabierali go z domu, zaciągnęli do amatorskiej drużyny piłkarskiej, a raz zabrali na wakacje do Dubaju, choć i tam wspomnienie o spokojnie sunącym po ulicy mężczyznie w samobójczej kamizelce nie dawało mu spokoju. Powoli dochodził do siebie.

***

Okoliczni mieszkańcy, sklepikarze, kierowcy: kto mógł, wynosił rannych z meczetu. Prywatnymi autami wieziono ich do szpitali. Taka samoorganizacja daje rannemu większe szanse na przeżycie, gdy służba ratunkowa nie radzi sobie najlepiej. Karetki przyjechały jakieś pół godziny po wybuchu, policja jeszcze później.

W tym czasie udało się wynieść wielu rannych, zabitych, a także pozbierać oderwane kończyny, które wybuch porozrzucał po świątyni.

Dżalil nie miał doświadczenia w takiej pomocy. Musiał się przemóc, by dotykać ludzi, którzy czasami wyglądali jak jedna wielka rana. Pamięta, że jednemu noga dyndała na kawałku skóry.

***

Mijały godziny. Mariam trafiła do czwartego szpitala. Lekarz dał jej maseczkę i rękawiczki. Znowu oglądała ciała. Podnosiła prześcieradła i patrzyła na kolejne okaleczone zwłoki. Cała się trzęsła i czuła się słaba, ale już nie płakała. Nie była w stanie.

W końcu zobaczyła Nadżibę. Choć z trudem ją rozpoznała. Twarz była spalona. Ręka oderwana, ale przez to lepiej się zachowała. Na dłoni siostry Mariam dostrzegła trzy pierścionki: jeden od narzeczonego, drugi od babci i ten trzeci, który był prezentem od niej.

Po teście DNA można było zabrać ciało. Mariam umieściła siostrę w trumnie. Wraz z bratem i krewnymi udali się w 400-kilometrową podróż do prowincji Daikundi, z której pochodzą. Trumnę przywiązali do dachu samochodu. Letnie słońce grzało, zapach rozkładu wkradał się do auta.

Droga zajęła im 20 godzin. Na miejscu udali się prosto na cmentarz, by pochować Nadżibę. Mariam zabroniła otwierać rodzinie trumnę. Tylko ona i brat widzieli ciało po zamachu.

IV.

– Rok 2014 był najgorszym w moim życiu. Byłem młody, w pośpiechu, pełen energii, a ten atak mnie zniszczył od wewnątrz. W tym czasie człowiek powinien cieszyć się życiem. Straciłem rok, nim w pełni doszedłem do siebie – przyznaje Mudżibullah.

Lęk jednak nigdy go nie opuścił. Daje o sobie znać zwłaszcza, gdy bezpieczeństwo w Kabulu się pogarsza. Jak w ostatnich miesiącach, gdy stolicą Afganistanu wstrząsnęła fala zamachów z użyciem tzw. lepkich bomb i zabójstw [patrz „TP” nr 10 – red.]. Celem stali się dziennikarze, aktywiści, obrońcy praw człowieka i pracownicy administracji państwowej.

Mudżibullah i jego koledzy proszą ciągle taksówkarza, który wozi ich do pracy, by sprawdzał podwozie, czy nie umieszczono tam ładunku. Po pracy niemal zawsze od razu wraca do domu. Nie chce przebywać na ruchliwych ulicach, gdzie nie wiadomo, skąd może oczekiwać zagrożenia. Gdy dociera do pracy, wysyła wiadomość żonie. Zamach, nawet w innej części miasta, oznacza zawsze wiadomość od niej z pytaniem, czy nic mu się nie stało. Jeśli Mudżibullah wraca do domu z kierowcą, którego nie zna, prosi, by zatrzymał się kilka przecznic od domu – tak aby nie wiedział, gdzie mieszka. Teraz obcym nie można zaufać.

Gdy dochodzi do eksplozji gdzieś w pobliżu, a Mudżibullah słyszy wrzaski rannych, od razu przed oczami widzi wydarzenia z 2014 r. Skronie pulsują, a obrazy w głowie nabierają tempa: kurz, wrzawa, huk, pisk, ofiary, rozerwane ciała, zniszczony samochód. Wszystko to od razu przychodzi mu na myśl.

***

Przed wejściem do domu Dżalil zobaczył, że do buta przykleiły mu się kawałki ludzkiego mięsa i krew. – Do dzisiaj, gdy nadepnę na coś miękkiego, przypominam sobie to wydarzenie – stwierdza.

Wślizgnął się, bo nie chciał pokazywać się żonie i córce. Ubranie zapakował w plastikową torbę i wyrzucił.

Żona od razu na niego nakrzyczała, bo nie mogła zrozumieć, po co poszedł do meczetu.

W mieszkaniu panowała ponura atmosfera. Dżalil włączył telewizor, puszczał muzykę z telefonu. Był przerażony, ale nie chciał dać po sobie tego poznać. Gdy położyli się do łóżka, nie mógł zasnąć.

Wspomnienia nie opuściły go do dzisiaj. Każdy huk wzbudza jego lęk. Od razu przypominają mu się zapachy i sceny. Czasami się wtedy intensywnie poci. – W takich sytuacjach czuję to samo, co czułem, będąc w meczecie – mówi.

Dżalil potrzebuje wówczas godziny lub dwóch, aby się uspokoić. Nie ma złudzeń, że kiedyś uda mu się zapomnieć.

***

Po tygodniu Mariam wróciła do Kabulu. Nie mogła spać. Wystarczyło, by na chwilę zamknęła oczy, i znów widziała szpital, krew, ciała.

Odcięła się od znajomych i przyjaciół, długo nie potrafiła nikomu zaufać. Odseparowała się nawet od rodziny. Chciała być sama, a jednocześnie czuła się samotna jak nigdy.

Mijały miesiące od śmierci siostry. Mariam otrzymała wsparcie psychologiczne i z czasem czuła się lepiej. Zmieniła otoczenie. Postanowiła zacząć życie na nowo.

– Za każdym razem to był mały krok. Pytałam siebie: moja siostra odeszła, ale dlaczego teraz ja mam niszczyć samą siebie? – mówi dziś.

Mariam ma nadzieję, że złe wspomnienia uda się w końcu przezwyciężyć. ©

Współpraca ALISHER SHAHIR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021