Warholand

Dla mieszkańców Medzilaborców i okolicznych wsi muzeum pełni funkcję wieży z kości słoniowej. Przychodzą, jeśli mają gości z zagranicy. Ale jest dużo Polaków, bo blisko.

19.08.2019

Czyta się kilka minut

Muzeum Andy’ego Warhola  i fontanna z pomnikiem artysty,  Medzilaborce, Słowacja / JAN-PETER BOENING / ZENIT / LAIF / FORUM
Muzeum Andy’ego Warhola i fontanna z pomnikiem artysty, Medzilaborce, Słowacja / JAN-PETER BOENING / ZENIT / LAIF / FORUM

Piętrowy otynkowany dom przy drodze. Głośno warczący, niewyczesany wilczur i kilkuletni styrany SUV na podwórku. W przedpokoju linoleum, szafka z gumiakami. Żeliwny kuchenny piec na drewno, za głośno włączone przenośne radio, grające popularne hity, ze sterczącą i błyszczącą w słońcu anteną. Sypana czarna kawa, podana na stole przykrytym ceratą. Mam rozmawiać z ostatnim w regionie żyjącym bliskim krewnym jednego z najsłynniejszych i najbardziej wpływowych artystów globalnej sztuki nowoczesnej XX wieku.

Jan Zavadsky, 74-latek z Mikovej, odbywał tę rozmowę już wiele razy i jest niespecjalnie zainteresowany swoim krewnym Andym Warholem.

– Tak, jestem jego bratankiem [naprawdę – kuzynem ze strony matki – JM], najmłodszym z dziesiątki dzieci. Wiedziałem, że żyje w Ameryce, bo korespondował z moją ciotką Julką [siostrą matki Jana – JM]. Sam też coś tam do niego pisałem... Był bogaty, ale nikt nic nie odziedziczył, bo był artystą – mówi.

Jeszcze mniejszą ochotę ma na mówienie o muzeum Warhola w pobliskich Medzilaborcach. Wywołuje u niego tylko zawiść i złość.

Z domu Julii Warholowej, matki artysty – została tylko zaniedbana, nieużywana studnia. Nie ma już gruszy, której owoce mieli jeść rodzice Warhola.

– Ścieli ją kilka lat temu elektrycy, bo im przeszkadzała w naprawach – mówi Zavadsky.

On sam woli mówić o innych sprawach: – Byłem w Polsce. W ubiegłym roku w Oświęcimiu. Tragedia. Europejczycy przypisują to Polakom, ale prawda jest taka, że jak ktoś tam już był, to musiał się słuchać Niemców. Polacy zachowali się jak patrioci. Węgrzy współpracowali do końca wojny. Słowacy mieli jedno powstanie, ale była też gwardia Hlinki. Polacy się najlepiej zachowali, a Francuzi i Brytyjczycy ich zdradzili.

II wojna światowa to temat, przed którym ciężko uciec w tej okolicy.

– Wielu ludzi odeszło po wojnie za pracą, kiedy Niemcy oddali Sudety. W tym moi dwaj bracia. Tu nie było żadnej pracy. Wielu ludzi pojechało też do Ameryki. Potem zaczęły powstawać duże fabryki, huty, spółdzielnie rolnicze – mówi Zavadsky.

Swoje życie związał, podobnie jak setki osób w okolicznych wioskach, z fabryką czechosłowackiego monopolisty na sprzęt elektroniczny – firmy Tesla w powiatowym Stropkovie. Jej wyroby – telewizory, radia, telefony stacjonarne – gościły w domach większości Czechów i Słowaków. Dzisiaj produkuje głównie domofony, gniazdka elektryczne i włączniki świateł.

Andrej, ojciec Andy’ego, wyprowadził się za ocean w wieku 26 lat w 1912 r. Najprawdopodobniej przeczuł zbliżający się koniec długiego wieku XIX i uciekł przed poborem do armii cesarza Franciszka ­Józefa. Jego żona Julia do Stanów wyjechała już z nowego kraju, Czechosłowacji, w 1921 r.

Dowódcom I wojny światowej nie umknęło strategiczne znaczenie przełęczy Beskidu Niskiego, który oddzielał królestwo Węgier od królestwa Galicji. Po ofensywie armii cara jeden z amerykańskich korespondentów pisał, że „pojawienie się Rosjan zapewne będzie miało taki efekt jak pojawienie się Hannibala, po przejściu przez Alpy, na Rzymianach”. Ale już kilka miesięcy później polskojęzyczne dzienniki w Małopolsce publikowały na czołówkach doniesienia z „wojennej kwatery prasowej”, mówiące o „jednym z najświetniejszych ustępów walki z masą naokół atakujących nieprzyjaciół” i 70 tys. wziętych do niewoli żołnierzy rosyjskich.

Wiele lat później matka Warhola opowiadała synowi o „trupach porozrzucanych w lasach i na łąkach” i „czaszkach żołnierzy, które lśniły jak wielkie pieczarki na długo po zakończeniu wojny”.

– Większość z mieszkańców Mikovej to byli Warholowie i Zavadscy. Dużo było Polaków. Dalej tak jest, ale mieścina wymiera. Po wojnie było nas 950. Teraz jest 120, w tym 80 Cyganów. Wielu ludzi ma tu domy, ale tu nie mieszka – opowiada Jan Zavadsky. Podobnie było w innych miejscach w okolicy – np. w 1880 r. w Łupkowie mieszkało 511 Łemków, 50 Polaków i 10 Żydów.

– Warhol generalnie nie był Słowakiem. Po rodzicach był Łemkiem. A jak popatrzymy dalej, ich rodzice pochodzili z Polski, z Galicji – mówi Michal Bycko, założyciel Muzeum Andy’ego Warhola w Medzilaborcach.

Sam Warhol niechętnie rozmawiał o swoim pochodzeniu. Często mówił, że pochodzi „znikąd”. W prywatnych rozmowach czasami wspominał o „czechosłowackich” korzeniach, chociaż nie zawsze mu to pasowało – ze zdziwieniem zauważył kiedyś, że nie jest się w stanie dogadać z pochodzącą z Czechosłowacji modelką, a podczas audiencji u Jana Pawła II nie miał takich problemów (papież miał pamiętać język rusiński z czasów wędrówek po górach).

Z poczty do domu kultury

Budynek muzeum przy głównej, prowadzącej do oddalonej o 10 km polskiej granicy, ulicy w Medzilaborce (kiedyś imienia Lenina, dziś imienia Warhola) wyróżnia się na tle miasta, chociaż wpisuje się w lokalną architekturę. Nawet fakt, że mieści się pomiędzy Tesco i cerkwią, dziwnie tu pasuje. Towarzyszy mu pensjonat Andy, na jednym z lokalnych sklepów jest nawiązujący do Warhola mural, a obok fontanna z pomnikiem artysty i przystanek w kształcie słynnej „Puszki z zupą firmy Campbell”. To relikty z zarzuconego już pomysłu na zmianę Medzilaborców w „miasto Warhola” z pomocą funduszy unijnych.

Warhol jest już silnie kojarzony z tym miastem, ale stało się tak przez przypadek. O tym, że kuzyn Andy w Ameryce maluje obrazy, a nie domy, rodzina miała dowiedzieć się z jednej z podkarpackich gazet, które ktoś im przywiózł z Polski.

W okresie wzmożonych represji po Praskiej Wiośnie 1968 r. Warholem zainteresował się młody student Michal Bycko. Na badanie jego sztuki nie pozwalała komunistyczna cenzura, więc skupił się na pochodzeniu artysty.

Zainteresowanie amerykańską sztuką u zmierzchu czechosłowackiego komunizmu nie było dla Bycki łatwe: – Pytali o mnie komuniści, pytała służba bezpieczeństwa. Raz wywieźli mnie 30 km i zostawili w deszczu. Innym razem pytali, co myślę o CIA. Nawet nie wiedziałem, co to, powiedziałem, że cenię jej twórczość. Pomyliłem ją z AC/DC.

Andy nigdy w swe rodzinne strony nie dotarł. Zmarł w lutym 1987 r., akurat w chwili kiedy jego brat John przygotowywał się do pierwszego wyjazdu do Czechosłowacji. Przyjechał we wrześniu tego samego roku.

– Spotkaliśmy się, zaproponowałem, żeby tu powstało muzeum, żeby nawet na tej zapomnianej Słowacji była jakaś wystawa przypominająca, że Warhol ma tu korzenie. Znakomicie to przyjął, po powrocie do Stanów zaczął nad tym pracę wraz z Fundacją Andy’ego Warhola – mówi Bycko.

Czechosłowacja u kresu komunizmu niespecjalnie była jednak zainteresowana upamiętnieniem artysty.

– Państwa zupełnie to nie interesowało. Odmówiły nam wszystkie galerie w kraju, nawet Narodowa – dodaje Bycko.

Na udostępnienie budynku poczty zgodziły się Medzilaborce, gdzie w 1989 r. powstała prowizoryczna wystawa informująca o Warholu. Gdy w 1990 r. John wrócił, aby zobaczyć postępy prac nad muzeum, zderzył się ze wschodnioeuropejskimi realiami transformacji, inflacją i brakiem zainteresowania wspieraniem kultury.

– Budynek nie został wyremontowany. Muzeum na oficjalnej stronie przyznaje, że brat Andy’ego wracał „zawiedziony”. A fundacja nie zgadzała się na przekazanie jakiegokolwiek obrazu, póki nie będzie odpowiedniej infrastruktury.

W końcu miasto zdecydowało, że na muzeum przeznaczy ostatnie osiągnięcie czechosłowackiego komunizmu w Medzilaborcach: nowo wybudowany lokalny pałac kultury.

Oficjalne otwarcie placówki nastąpiło 1 września 1991 r. Zaprezentowano dziewięć oryginalnych obrazów Warhola i trzy plansze, które spokojnie zmieściły się w jednej sali. W pozostałych znalazły się informacje o rodzinie i zdjęcia jego krewnych.

Krewni wcale nie byli zachwyceni. Jan Zavadsky, ówcześnie sołtys Mikovej, mocno lobbował, aby muzeum powstało w rodzinnej wsi. Gdy tematem w latach 90. zaczęły się interesować media, również zachodnie, co trzeci jej mieszkaniec twierdził, że jest spokrewniony z amerykańskim malarzem (gdy oczywiste stało się, że nie będzie z tego pieniędzy, tytuł „krewnego” spadł na najbliżej spokrewnionych, z których żyje już tylko Zavadsky). Nie było to trudne we wsi pełnej Warholów i Zavadskich, nawet biorąc pod uwagę, że wielu sąsiadów o tych samych nazwiskach nie było ze sobą spokrewnionych. Dziennikarze, przyjeżdżając na dzień, dwa, nie wdawali się przecież w takie szczegóły.

– Pewnie wam o tym nie powiedzą, ale w muzeum są też obrazy, które Paul [drugi brat Andy’ego] mi dał – mówi Zavadsky, który nie ukrywa swojej niechęci do Bycka (z wzajemnością). – John i Paul myśleli, że Medzilaborce to główny ośrodek w regionie, że w okolicy nie ma nic innego. Gdy przyjechał Paul, obwiozłem go po okolicy. Jesteśmy Rusinami, więc byliśmy w Svidníku, w skansenie i muzeum; w uzdrowisku w Bardejovie, bo bolały go nogi. Chciałem też zabrać go do Starej L’ubovňej, bo planował zobaczyć zamek, ale nie było już czasu. Gdy John, który przyjeżdżał częściej, usłyszał o tej wycieczce, kazał się zabrać w podobną. To było około roku 2000, teraz już nie mamy ze sobą kontaktu.

Awantury

Media, pisząc o nowym muzeum, skupiały się głównie na tym, że przeciekał dach i były problemy z elektrycznością, okraszając to opowieściami o właścicielach obrazów (większość prac wystawianych w muzeum należy do prywatnych kolekcjonerów), zabierających je lub grożących zabraniem, bo warunki ich przechowywania są nieodpowiednie.

– Teraz na przykład przecieka dach w galerii w Prešovie. Czy ktoś o tym pisze? A jak u nas? Bum, od „The Independent” po „The Sunday Times” – mówi Bycko.

Na początku ważnym źródłem utrzymania była pomoc Fundacji Andy’ego Warhola, która dawała rocznie średnio od 10 do 20 tys. dolarów.

– Od pięciu, sześciu lat jesteśmy na swoim. Założyliśmy stowarzyszenie. Ale w tym kraju w trzecim sektorze wszyscy widzą strachy. Od Sorosa po Stany Zjednoczone, slniečkarów [pejoratywne określenie liberałów z większych miast, porównywalne do polskiego „leminga” – red.]. Może wrócimy do współpracy, ale sytuacja w sektorze pozarządowym na Słowacji jest krytyczna – mówi Bycko.

W 2018 r. słowackie media donosiły, że muzeum może nie przetrwać. Problem wywołała obecnie już jego była dyrektorka Ľudmila Štecová, która oskarżyła Bycka o kradzież.

– Dostałem tę sprawę w spadku. Pomiędzy nimi był personalny konflikt – mówi Martin Cubjak, nowy dyrektor placówki, wyjaśniając: – Paul Warhol na początku wręczył trochę obrazów ludziom: rodzinie i Byccze. Zostały wystawione w muzeum i błędnie opisane jako należące do niego. Gdy Bycko przechodził na emeryturę, chciał sprzedać eksponat, wart może 150 dolarów. Dałoby się to rozwiązać łatwo, ale spór przez trzy miesiące był ogólno­krajowym newsem.

– Pracownicy byli przygnębieni, atmo­sfera zła, ludzie przestali wierzyć w to, co robią – dodaje Cubjak. W końcu sprawę udało się wyjaśnić, chociaż tłumaczyć się musieli nawet bracia Warhola. Bycko wrócił na symboliczne stanowisko kuratora wystaw w muzeum.

Teraz Cubjak skupia się na innym problemie, który odziedziczył po poprzedniczce: – Dwa dni przed odejściem podpisała bezsensowną umowę. Mamy wysłać dużą część obrazów do Chin, za darmo, nawet nie wiemy dokładnie gdzie. Musiałem zatrudnić prawnika. Prawdopodobnie umowa została podpisana, gdy ona już nie była pracownikiem muzeum, ale trudno to udowodnić. Oficjalna pieczątka muzeum do dziś do nas nie wróciła.

Zachodnia sztuka

Muzeum składa się z czterech głównych sal wystawowych. Dwie z nich mieszczą dzieła Warhola – można tu zobaczyć słynne prace z puszką zupy Campbella lub Marilyn Monroe, ale też chociażby „Czerwonego Lenina” i zdjęcie artysty z Janem Pawłem II, podobno najczęściej publikowane wśród Rusinów jako obraz związany z Warholem.

Kolejna sala przedstawia historię jego rodziny – są tu dokumenty administracyjne jego i bliższych lub dalszych krewnych, drzewo genealogiczne, szata z chrztu i filmy nakręcone w miejscu, gdzie kiedyś był dom matki (z widoczną jeszcze gruszą).

Najczęstszym zarzutem wobec placówki jest wybiórczość. Nie dowiemy się z niej nic o seksualności autora, o jego słynnych homoerotycznych filmach. Na całej wystawie jest zaledwie kilka prac, które prezentują jakąkolwiek nagość.

Problem z seksualnością Warhola ma też jego rodzina w Stanach (w tym bracia), a otwarciu muzeum na początku lat 90. towarzyszyły protesty przed „zachodnią sztuką pedała”. Dlatego też od wielu lat każdy szanujący się film lub artykuł o słowackich krewnych Warhola nie obchodzi się bez któregoś z nich (z reguły Jana Zavadskiego), wątpiącego w homoseksualizm Andy’ego. Ostatnio Zavadsky pojawił się w „New York Timesie” z sierpnia 2018 r., wcześniej w „Absolucie Warhola”, najsłynniejszym filmie na ten temat w reż. Stanisława Muchy z 2001 r. Dla mieszkańców Medzilaborców i okolicznych wsi muzeum pełni funkcję wieży z kości słoniowej.

– Są wycieczki zorganizowane, na przykład ze szkół. Ale spontanicznie Słowacy przychodzą jedynie, kiedy mają gości z zagranicy, żeby się pokazać. Większość turystów jest z zagranicy, głównie Polacy, Niemcy, ale są też goście z Chin, Korei, całego świata – mówi Bycko.

Obecnie placówkę odwiedza ok. 30 tys. turystów rocznie, przy kilkunastoprocentowych wzrostach, co jak na placówkę kultury na Słowacji uznawane jest za dobry wynik.

Romom wstęp wzbroniony

W pierwszej turze słowackich wyborów prezydenckich w marcu tego roku 45-letnia liberalna prawniczka Zuzana Čaputová wygrała w 71 z 79 okręgów. I mimo że ze sceny dziękowała też w języku romskim i rusińskim, to właśnie na północnym wschodzie kraju, gdzie te mniejszości są najliczniejsze, poniosła największą porażkę. W Svidníku, jako jedynym miejscu na Słowacji, pierwszy był Štefan Harabin, były przewodniczący Sądu Najwyższego, który zapowiadał sprzeciw wobec „ideologii gender” i LGBT+, ochronę „tradycyjnych wartości” przed zagranicznymi organizacjami pozarządowymi i migrantami oraz nowe otwarcie na Rosję.

W Medzilaborcach i Stropkovie wygrał natomiast Maroš Šefčovič, który na potrzeby kampanii musiał porzucić swój brukselski technokratyzm (był wieloletnim komisarzem unijnym i jedynym mało skompromitowanym, rozpoznawalnym politykiem rządzącej od lat partii Smer-SD) na rzecz populistycznych, prawicowych opcji. W każdym z tych okręgów kilkanaście procent dostał też nacjonalista, czasami nazywany wręcz neonazistą, Marian Kotleba, gloryfikujący Słowację z czasów II wojny światowej.

Muzeum Warhola za czasów Bycka prowadziło politykę niewpuszczania Romów. We wspominanym już filmie „Absolut Warhola” widać, jak są wypraszani, kiedy starają się wejść do środka.

– Mucha [reżyser „Absolut Warhola” – red.] był tutaj aż miesiąc. Dobrze nas pokazał, rozumiał naszą duszę jako Słowianin. Chwilę później przyjechała niemiecka ekipa telewizyjna, ale Niemcy już tego nie rozumieli – mówi Zavadsky o filmie, który pokazuje jego i innych mieszkańców jako niestroniących od alkoholu biednych, zapomnianych i niewykształconych kulturowo homofobów i ksenofobów liczących na pieniądze ze Stanów.

Nie wiadomo, czy lokalną duszę rozumie nowy dyrektor muzeum. Chociaż spędził w nim początki swej kariery w zarządzaniu instytucjami kultury (później ją kontynuował w prywatnych galeriach), to Cubjak, dojeżdżający codziennie do pracy mini cooperem 75 km z drugiego największego miasta w kraju, Koszyc, raczej nie nastawia się na otwarcie na lokalną społeczność.

– Muzeum tutaj jest jak UFO, a teraz wejdzie w pełne science fiction – zapowiada. Właśnie planuje pierwszy porządny remont od czasu powstania 30 lat temu placówki. Nowa elewacja miałaby nawiązywać do paryskiego Centre Pompidou. 125 tys. euro, które instytucja dostała na ten cel do tej pory, z pewnością nie wystarczy. Cubjak liczy, że jak pokaże ambitny projekt, to i pieniądze się znajdą. A wtedy wieża z kości słoniowej będzie wyglądać dostojniej.

© Współpraca TAMARA PETERKOVÁ

Tekst powstał w ramach Stypendium im. Leopolda Ungera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2019