Tam, gdzie nic nie ma

Svidník w północno-wschodniej Słowacji to mikrokosmos małomiasteczkowych lęków i zaniechań partii mainstreamowych. Czyli tego wszystkiego, co napędza populistów w Europie Środkowej.
ze Svidníka (Słowacja)

17.06.2019

Czyta się kilka minut

Sowieckie działo pancerne z II wojny światowej na terenie muzeum na wolnym powietrzu. Svidník, wiosna 2019 r. / DARIUSZ KAŁAN
Sowieckie działo pancerne z II wojny światowej na terenie muzeum na wolnym powietrzu. Svidník, wiosna 2019 r. / DARIUSZ KAŁAN

Są takie dni, kiedy Adrián Lachata zastanawia się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie wyjechał ze Svidníka.

Na pewno nie skończyłby najbardziej prestiżowych studiów technicznych w Czechach. Nie poznałby Zdenka Hedrlína, matematyka światowej sławy, o którym teraz pisze książkę. Ale, co najważniejsze, gdyby nie opuścił rodzinnego miasteczka w północno-wschodniej Słowacji, rzut kamieniem od granicy z Polską, nigdy nie uwolniłby się od goryczy, małych żali i resentymentów.

– Mieszkańcy Svidníka mają dobre serca – mówi mi Lachata, 32-letni inżynier, który od 11 lat mieszka w czeskiej Pradze. Spotkaliśmy się, kiedy przyjechał do rodzinnego domu, by odwiedzić rodziców. – Tylko że stale czekają na kogoś, kto rozwiąże ich problemy, zamiast samemu coś z nimi zrobić – dodaje.

Jedyny taki powiat

Był późny wieczór, gdy rozmawialiśmy przy kawie nieopodal świeżo wyremontowanego deptaka – i kilka dni po tym, kiedy okazało się, że powiat Svidník jest jedynym na Słowacji, w którym w pierwszej turze wyborów prezydenckich wygrał prawicowy populista Štefan Harabin.

W czasie kampanii – zakończonej sensacyjnym zwycięstwem Zuzany Čaputovej, liberalnej prawniczki i aktywistki antykorupcyjnej – Harabin chwalił Władimira Putina i lamentował nad „lewacką rewolucją” Brukseli, która chce zalać Słowację imigrantami z krajów Maghrebu i Bliskiego Wschodu. Zachęcił do siebie 29 proc. wyborców w mieście i 26 proc. w całym powiecie.

– W takich miejscach jak to ludzie zawsze przypisują ci łatkę. Dla wielu zawsze byłem dziwakiem – uśmiecha się Lachata.

Od dzieciństwa walczy z jąkaniem i niektórzy sugerowali, żeby dał sobie spokój z gimnazjum. Nie tylko ich nie posłuchał, ale tak się zawziął, że dobre oceny pozwoliły mu wyjechać na studia najpierw do Koszyc, a potem do Pragi. Dziś oprogramowanie dla gabinetów lekarskich, którego jest współautorem, wykorzystuje wiele szpitali w regionie.

W cieniu przeszłości

11-tysięczny Svidník to ciche miasteczko emanujące postindustrialnym urokiem, z centrum pełnym budynków w stylu socjalistycznym. Pełno tu ulic, które wciąż noszą nazwiska znanych postaci sprzed roku 1989, a także miejsc pamięci po żołnierzach Armii Czerwonej.

Zanim w styczniu 1945 r. zajęli oni miasto, jesienią 1944 r. musieli stoczyć krwawą bitwę o pobliską Przełęcz Dukielską – stawką tych walk było przełamanie niemieckiej obrony na linii Karpat i wkroczenie na teren Słowacji, wtedy państwa współpracującego z III Rzeszą. W walkach brał udział także Korpus Czechosłowacki, sformowany u boku Sowietów.

Było dość powodów, by w powojennej Czechosłowacji bitwa ta awansowała do rangi mitu założycielskiego „sowiecko-czechosłowackiego braterstwa broni”. A Svidník, miasto najbliższe Przełęczy Dukielskiej, stało się ważnym ośrodkiem dla podtrzymywania tego mitu.

Niektórzy, jak mieszkańcy bloku przy ulicy Armii Czechosłowackiej 364, muszą tylko wyjrzeć przez okno, żeby nacieszyć się wielką historią: ich podwórko jest pokryte maszynami z czasów II wojny światowej, w tym kilkoma czołgami i jednym samolotem. To muzeum bitwy na wolnym powietrzu.

Trwający 41 lat eksperyment komunizmu zostawił ślad na całej Słowacji. Tutaj, w Svidníku, dotknął zarówno gospodarkę, jak i mentalność ludzi w sposób szczególny. Komuniści nie tylko odbudowywali miasto, niemal całkowicie zniszczone podczas wojny. W powojennej Czechosłowacji Svidník stał się także czołowym producentem żywności i produktów tekstylnych.

Dziś po tamtych czasach nie ma już śladu. 30 lat po upadku komunizmu Svidník jest stolicą jednego z najbiedniejszych regionów w kraju. Fabryki stoją opustoszałe. Największym pracodawcą w mieście jest szpital, zatrudniający 343 osoby. W całym regionie nie ma nawet kilometra szyn kolejowych, a bezrobocie wynosi 12 proc.

Co roku minus sto

– Konserwatywne przekonania zawsze są silniejsze na prowincji. Ale przyczyną buntu wyborczego mieszkańców Svidníka nie była żadna lewacka rewolucja, lecz gospodarka – mówi mi Marcela Ivančová, była nauczycielka, która w listopadzie 2018 r. wygrała wybory na prezydenta miasta.

Marcela Ivancova

Jako kandydatka niezależna Ivan­čová pokonała urzędującego włodarza, członka partii nacjonalistycznej, udowadniając, że bunt nie musi oznaczać skrętu w prawo.

– Ludzie tęsknią za komunizmem i czują się opuszczeni przez wszystkie rządy demokratyczne. Moje zadanie polega na tym, żeby ich przekonać, że populizm nie jest rozwiązaniem ich problemów – mówi.

Prezydent Ivančova szacuje, że każdego roku Svidník opuszcza około stu osób. Niektórzy, jak inżynier Lachata, uciekają za granicę: do Pragi, Wiednia albo Londynu. Większość przenosi się bliżej – do Koszyc albo stołecznej Bratysławy. Życie w kosmopolitycznych miastach nie czyni z nich liberałów, ani też nie zmienia automatycznie w euroentuzjastów. – Ale wielu uodparnia się na teorie spiskowe à la Harabin i staje się bardziej tolerancyjna wobec obcych, z którymi mają realny kontakt – dodaje Ivančová.

Spacerując po robotniczych dzielnicach Svidníka spotykam tych, którzy nie mieli możliwości albo ochoty wyjeżdżać. Tych, którzy żyją w Svidníku od dekad albo są tak zaabsorbowani pracą na trzech etatach, że nie mieli czasu, żeby w ogóle rozważać emigrację.

Oni też oczekują zmian. Jedyna różnica jest taka, że w wielu innych miejscach twarzą zmiany stała się liberalna Čaputová. A tutaj – Harabin, głos ludzi wypchniętych na boczny tor przez skorumpowane elity.

Żadnych interesów na wschodzie

Na Słowacji już od 11 lat u władzy utrzymuje się socjalno-konserwatywna partia Smer-SD. Jeśli ktoś ponosi odpowiedzialność za niedorozwój Svidníka, to właśnie ona.

Między jej pierwszym zwycięstwem parlamentarnym (2006) a ostatnim (2016) cały wschód Słowacji zanotował tylko nieznaczny wzrost PKB per capita – i nadal jest na ostatnim miejscu wśród wszystkich regionów Słowacji. W zeszłym roku Róbert Fico, dziś były już premier i nadal szef Smeru, swój stosunek do tej części kraju określił słynnym bon motem: „Mafia nie ma żadnych interesów na wschodzie, bo nic tam nie ma”.

Fico odpowiedział w ten sposób na oskarżenia, że pod jego okiem wyrosły grupy mafijne żerujące na funduszach unijnych wspierających rolnictwo. Nic dziwnego, że dla mieszkańców Svidníka Unia Europejska, jeśli w ogóle o niej myślą, jest jakimś odległym i sztucznym konceptem.

Pieniądze unijne miały, w założeniu, redukować różnice między regionami. W praktyce w Europie Środkowej powstały systemy klientelistyczne, z których korzystają związani z władzą biznesmeni. Na Słowacji liczba afer związanych z marnotrawieniem środków była tak duża, że wymyślono nowe słowo: „tunelowanie”. Oznacza wypompowywanie pieniędzy do kieszeni tych lepiej ustawionych.

Dla wschodu Słowacji to zamknięte koło. Nie ma pieniędzy na drogi – w tym na długo oczekiwany odcinek autostrady R4, którego otwarcie przesunięto do 2029 r. – a zatem nie ma inwestorów i nowych miejsc pracy. Nawet kolejne rekordy Słowacji w liczbie produkowanych samochodów nie robią wrażenia na Svidníku, bo wszystkie fabryki ulokowane są na zachodzie kraju.

Każdy zna każdego

Radovan Olejár – właściciel firmy komputerowej i współzałożyciel Smeru w mieście – twierdzi, że przed laty Fico, wówczas młody i zdeterminowany prawnik, wydawał się nadzieją na lepsze. Tak jak dzisiaj dla wielu Čaputová.

– Wkrótce okazało się, że Smer nie ma żadnego interesu we wprowadzaniu realnych zmian – mówi Olejár, który cztery lata temu oddał partyjną legitymację. Z powodu, jak zaznacza, rosnących tendencji autorytarnych kierownictwa.

Mimo to wschód od dawna obdarzał Smer jakimś masochistycznym sentymentem. W kolejnych wyborach partia biła tu rekordy poparcia. Kiedy Fico pięć lat temu kandydował na prezydenta, zagłosowało na niego aż 66 proc. mieszkańców – chociaż w skali kraju przegrał on z niezależnym Andrejem Kiską. Zresztą byłego premiera nadal wspomina się tu dobrze, jako twórcę szczodrej polityki socjalnej. Zakładała m.in. dodatki dla emerytów, bezpłatne obiady w szkołach oraz bezpłatne pociągi dla dzieci, studentów i emerytów.

– Są jedyną partią zdolną zapewnić stabilność w kraju. I nie żałują pieniędzy na socjal – mówi mi 17-letni uczeń gimnazjum w Svidníku, który deklaruje się jako sympatyk Smeru. W przeciwieństwie do wielu jego kolegów, zwolenników neofaszystowskiej Partii Ludowej Naszej Słowacji. Chłopak prosi, żeby nie ujawniać jego imienia, bo w Svidníku „każdy zna każdego”, a on nie chce kłopotów.

Naturalnie, Svidník jest świadomy błędów i wypaczeń Smeru. A także zbrodni popełnianych pod jego okiem – takich jak morderstwo dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej, które w 2018 r. doprowadziło do demonstracji (największych od aksamitnej rewolucji, która obaliła w Czechosłowacji komunizm) i dymisji rządu Ficy.

Jednocześnie mieszkańcy boją się, że jeśli do władzy wrócą liberałowie, to oni zapłacą największą cenę. Bo nowa władza zabierze wszystkie przywileje, a kraj pogrąży się w chaosie, jak za czasów centroprawicowej koalicji złożonej z czterech partii (2010-12), która padła pod ciosami skandalu korupcyjnego i wewnętrznych animozji.

Charyzma i wyczucie czasu

Według Juraja Volocha – 72-letniego prawnika, który mieszka w Svidníku od prawie pół wieku – Fico długo był tu uważany za „boga”.

Są trzy rzeczy, które doceniają miejscowi, kontynuuje Voloch: – To osłona socjalna, która przypomina o starych dobrych czasach komunistycznych, wartości chrześcijańskie i żelazna pięść.

– Ludzie oczekują od polityka, że będzie silny – uważa Voloch. – Że tu przyjedzie, walnie w stół i obieca, że problemy, których nie da się rozwiązać, zostaną rozwiązane. Fico robił to przez lata, a teraz w tę rolę wszedł Harabin.

Co charakterystyczne, tym razem o sukcesie populisty nie zdecydowały nastroje antyromskie. W wielu miejscach na Słowacji, w tym w regionach wschodnich, obietnica rozprawienia się z ponad 400-tysięczną społecznością słowackich Romów od dawna napędza popularność grup skrajnych. Ale Svidník do pewnego stopnia jest przykładem udanego wprowadzania w życie programów adaptacji i zatrudnienia społeczności romskiej.

– Są zdyscyplinowani i nie sprawiają kłopotów – mówi mi pracownik socjalny na osiedlu przy ul. Festivalovej, gdzie, przy amfiteatrze na obrzeżach miasta, władze przygotowały dla nich trzy bloki. – Romów jest tu 470, ok. 70 proc. ma pracę – dodaje pracownik.

O wysokim wyniku Harabina w mniejszym zatem stopniu zadecydowały rasistowskie uprzedzenia, a tym bardziej nie jego biografia. Jako były przewodniczący Sądu Najwyższego za czasów nacjonalistycznego premiera Vladimíra Mečiara i były minister sprawiedliwości w pierwszym rządzie Ficy, Harabin od dekad jest częścią elity rządzącej.

O wiele ważniejsze okazały się jego osobista charyzma i dobre wyczucie czasu.

Wspólna linia

Od ponad pół roku Svidník nie może się pogodzić z zamknięciem oddziału położniczego – jedynego w okolicy. Oddział był częścią szpitala, który kilka lat temu w ramach prywatyzacji został przejęty przez Penta Investments, kontrowersyjną czesko-słowacką grupę finansową. Zamknięcie oddziału wywołało rzadkie w mieście protesty uliczne.

Jedynym kandydatem, który zainteresował się sprawą, był Harabin. Przyjechał do Svidníka i rozmawiał z pracownikami. čaputová nie tylko nie odwiedziła regionu, ale nawet nie wysłała doń swoich bill- boardów wyborczych, uznając wschód za z góry stracony.

Harabin w dużym stopniu przypomina trzy inne „żelazne pięści” z przeszłości: nie tylko Ficę, ale także popularnego tu Mečiara oraz Vasila Biľaka, twardogłowego komunistę, który podczas Praskiej Wiosny w 1968 r. domagał się interwencji sowieckiej. Biľak to dziecko tej ziemi: urodził się we wsi Krajná Bystrá, 14 km od Svidníka.

– Da się poprowadzić wspólną czerwoną linię od Biľaka, przez Mečiara i Ficę, aż po Harabina – opowiada Voloch. – Wszyscy wcielali się w rolę ojców narodu i dawali ludziom poczucie godności, nawet jeśli ich faktyczne czyny temu przeczyły. W rzeczywistości mieli żelazne usta, a nie pięści.

Teorie i emocje

Gorliwym zwolennikiem Harabina jest Jan Vook, członek rady miejskiej. Siedzimy w kawiarni naprzeciw ratusza, ulokowanej w piwnicy. Mroczny nastrój dobrze oddaje przebieg rozmowy. Na pytania Vook odpowiada innymi pytaniami, głównie retorycznymi.

– Wyobraź sobie – mówi – do Svidníka przyjeżdża inwestor i ogłasza, że postawi fabrykę, jak mu załatwimy 500 pracowników. Skąd ich weźmiemy, jak myślisz?

Odpowiedź, która wisi w powietrzu, to: „muzułmańska inwazja”.

Czterdziestoparoletni Vook jest jednoznacznie krytyczny wobec świata powstałego po roku 1989: – Co było złego w komunizmie? Że ludzie mieli dom nad głową? Że kobiety były motywowane, żeby rodzić dzieci? Że naród i rodzina stały na pierwszym miejscu? Co mamy teraz? W sklepach fistaszki i banany, a młodych nie stać na mieszkanie.

Zapytany o Kuciaka, którego śmierć wywołała demonstracje w niemal całym kraju, ale nie w Svidníku, Vook wzrusza ramionami. – To było tragiczne wydarzenie, ale ile takich wydarzeń doświadczamy każdego dnia. Zapytałbym raczej, kto opłacał demonstrantów.

Pod teoriami spiskowymi Vooka można jednak dostrzec emocję obecną na niemal całym wschodzie Słowacji: inne regiony patrzą na nas z wyższością, nie szanują nas.

Jedno słowo dobrze to podsumowuje: „východniar”, czyli „człowiek ze wschodu”. Ktoś temperamentny, dumny i zaradny, ale niekoniecznie erudyta.

– Jasne, nie zarabiamy takich pieniędzy jak mieszkańcy Bratysławy – biznesmen Olejár mówi mi na odchodne. – Ale mamy takie samo prawo do edukacji, sprawiedliwości i służby zdrowia. Cokolwiek oni myślą, nie jesteśmy ludźmi drugiej kategorii. ©

 

Reportaż powstał w ramach projektu Reporting Democracy BIRN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2019