W szklanej pułapce?

Zręczny manipulator, hoch-sztapler uwodzący publiczność prostym pomysłem na muzykę czy poważny artysta, swoją działalnością zwracający uwagę na istotne problemy ludzkości? Kim jest Philip Glass? Zapewne i jednym, i drugim.

17.07.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Philip Glass otwarcie przyznaje, że muzyczne studia w konserwatywnej Juilliard School w Nowym Jorku niewiele mu dały. Owszem, nabył podstawowych umiejętności kompozytorskich, artystycznej ogłady, ale dopiero wyjazd do Europy na początku lat 60. do kipiącego awangardową myślą Paryża, zaważył na jego estetycznych wyborach. Gruntowne studia w klasie Nadii Boulanger w amerykańskim konserwatorium w Fontainebleau pozwoliły mu bez przeszkód posługiwać się rzemiosłem kompozytorskim. Jednak dopiero pod wpływem spotkanego tam Ravi Shankara, mistrza gry na sitâr, Glass odnalazł ścieżkę, którą podąża do dzisiaj. I choć twórca zawsze wykazywał zdumiewającą odporność na ukąszenia panoszącej się wówczas w Europie Drugiej Awangardy, to poznanie tradycyjnej muzyki Indii i Tybetu, fascynacja jej szlachetną prostotą, a także klimat społecznych zmian skłoniły go do radykalizacji języka muzycznego. Wspólnie ze Stevem Reichem stał się prekursorem repetitive music - nieco uboższej estetycznej krewnej minimal music, której niezrównanymi wirtuozami pozostali La Monte Young i Morton Feldman.

Propozycja ta, polegająca na konstruowaniu muzycznego przebiegu z powtarzanych komórek melodyczno-rytmicznych, poddawanych niewielkim wariacyjnym zmianom, stała się estetycznym manifestem Amerykanów. Glass, a z nim Reich i John Adams, otwarcie buntowali się przeciwko twórczości ówczesnych awangardzistów i z podniesionym czołem kontestowali muzyczną rzeczywistość. Aliści Glass, w odróżnieniu od starającego się trzymać fason Reicha, coraz bardziej upraszczał swój język, szedł na kompromis z niewymagającym słuchaczem i flirtował z muzyką popularną, niebezpiecznie zbliżając się do momentu, w którym niemal każda kompozycja brzmi tak samo. Zupełnie jakby znalazł się w szklanej pułapce - widzi zmieniającą się rzeczywistość, ale nie potrafi/nie chce wyzwolić się z własnego, już ogranego idiomu.

Trudno więc nie zgodzić się z opinią, że Glass od wielu lat popełnia kompozytorski autoplagiat. Z drugiej strony nikt prawdopodobnie nie zaprzeczy, że o ile muzyka czysto instrumentalna razi miałkością warsztatowych rozwiązań i może frustrować swoją przewidywalnością, to niektóre dzieła sceniczne oraz muzyka filmowa (choćby świetna ścieżka dźwiękowa filmu “Godziny") mają w sobie jakąś magiczną moc, siłę niewyobrażalnej wręcz ekspresji. Może się to wydawać dziwne, wszak kompozytor, posiłkując się odtrąbionym przez postmodernistów kryzysem wielkich narracji, tworzy muzykę pozornie pozbawioną dawnych emocjonalnych kontrastów, gry konfliktów, sekwencji napięć i rozładowań, w której przeczy zachodniemu poczuciu czasu. W zamian proponuje ekspresyjne trwanie, które - o dziwo - nie jest dla słuchacza neutralne. Podskórne wrzenie dźwiękowych komórek, stan podwyższonej rytmicznej temperatury oraz nieustanny drive wprowadzają niepokój i są doskonałym kontrapunktem dla dramaturgii dzieł scenicznych i filmowych.

Począwszy od opery “Einstein on the Beach" (1975-76), pierwszej części trylogii “character-operas", pięciogodzinnego utworu złożonego z luźnych impresji na temat życia i pracy wielkiego fizyka, każde kolejne dzieło dotyka istotnych dla zaangażowanego społecznie Glassa tematów. Cywilizacyjne zagrożenia z pierwszej części twórca konfrontuje z problemem nierówności społecznej i walki o prawa człowieka w operze “Satyagraha" (1980), swoistej “hagiografii" Gandhiego. Cykl zamyka “Akhnaten" (1983), rzecz o egipskim władcy Echnatonie, gorliwym krzewicielu idei religii monoteistycznej.

Najbardziej spektakularnym przejawem społecznikowskiego zacięcia kompozytora jest jednak jego udział w pracy Godfreya Reggio nad filmową trylogią “Koyaanisqatsi" (1982), “Powaqqatsi" (1987) oraz “Naqoyqatsi" (2002). Po raz pierwszy w Europie, na zakończonym właśnie Festiwalu Teatralnym “Malta" w Poznaniu, obrazy zostały pokazane z muzyką wykonywaną na żywo przez The Philip Glass Ensemble pod dyrekcją Michaela Riesmana. Projekcję zmyślnie urządzono na ostatnim piętrze parkingu w Starym Browarze. Nocna panorama Poznania, towarzyszący widzom wieżowiec, okazały pomnik wielkopolskiego biznesu i lądujące na pobliskim lotnisku samoloty stały się mimowolnymi oskarżonymi w filmowym procesie przeciw cywilizacji.

Najbliższa jest mi druga część trylogii, ta najbardziej humanistyczna, bezpośrednio oskarżająca bogatszą, “lepszą" część ludzkości. Reżyser umieścił bowiem w kadrze człowieka; już nie zajmował się - jak w “Koyaanisqatsi" - globalnym wymiarem konfliktu środowiska naturalnego, z jego czystością i nieskazitelnym pięknem z ekspansywnym rozwojem cywilizacji, który burzy prastarą równowagę. W “Powaqqatsi" Reggio pokazuje smutną codzienność mieszkańców Trzeciego Świata, ich nierówną walkę o przetrwanie. Obraz jednakże nie nosi znamion rozpaczliwego krzyku, trudno w nim znaleźć wyraźnie przedstawioną społeczną niesprawiedliwość. To raczej permanentny taniec, zachwycający swoim pięknem rytuał pracy, świetnie podkreślany dobrze zagraną muzyką wywiedzioną z etnicznych źródeł. Najsłabszym ogniwem trylogii jest film najnowszy, traktujący o prymacie technologii, która zastąpiła w globalnej wiosce Boga. Rozczarowały nudna narracja, wyświechtane już chwyty, a pretensjonalne obrazki skomputeryzowanego świata wyraźnie trąciły myszką. Ujęcia i forma, które były zaskakujące w latach 80., błyskawicznie przechwycone i wyeksploatowane przez świat reklamy, straciły na sile. Dobrze natomiast spisała się wiolonczelistka Maya Beiser. Mimo nieczystości i nierówności, starała się odnaleźć w mechanicystycznej partyturze nieco ciepła, różnicowała dynamikę, pragnęła nadać każdej frazie indywidualny rys.

***

Philip Glass pisze: “Teatr, który opowiada znane historie w moralizatorskim tonie, niekiedy satyrycznym, pozytywnie nastrajając do życia, nigdy nie znaczył dla mnie zbyt wiele. Zawsze natomiast poruszał mnie teatr będący wyzwaniem dla wyobraźni społeczeństwa, ludzkich pojęć porządku" (“Music by Philip Glass", Nowy Jork, 1987).

PHILIP GLASS, “THE QATSI TRILOGY", w ramach XV Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego “Malta" 2005: PHILIP GLASS, MICHAEL RIESMAN (dyr.), MAYA BEISER (viol. w “Naqoyqatsi"), The Philip Glass Ensemble, Stary Browar, Poznań, 1- 3 lipca 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2005