Muzyka i modlitwa

Paweł Łukaszewski, kompozytor: Sprawy muzyki religijnej załatwia się dziś rękami domorosłych grajków. To smutne, bo kiedyś to Kościół był mecenasem sztuki na najwyższym poziomie.

27.08.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Wratislavia Cantans
/ Fot. Wratislavia Cantans

DANIEL CICHY: Kim trzeba być, by pisać wartościową muzykę religijną?
PAWEŁ ŁUKASZEWSKI: Cechy kompozytora muzyki religijnej lub sakralnej, bo istnieją między nimi różnice, omawiają różne dokumenty Kościoła, nie załatwiając jednak sprawy, gdyż opisują pewien model i związane z nim wyobrażenie o twórcy. A każdy kompozytor jest inny. Myślę, że przede wszystkim trzeba być człowiekiem dobrym, pisać Prawdę. Kompozytor niesie przesłanie, pośredniczy w przekazywaniu wiary, jego muzyka może być modlitwą. Potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której kompozytor niewierzący pisze przejmujący utwór religijny. Nie chcę być w tej kwestii ortodoksyjny, bo im jestem starszy, tym więcej mam wątpliwości, chociaż dokumenty Kościoła jasno stwierdzają, że kompozytor powinien wierzyć. W przeciwnym wypadku nie będzie to sztuka prawdziwa. A przecież pisanie muzyki sakralnej jest naśladowaniem Stworzyciela. Z drugiej strony każdy artysta ma szansę wypowiedzi i nie powinien mieć zamkniętej drogi. Być może podejmując się napisania utworu religijnego, ma ukryte intencje? Chce być lepszym człowiekiem? Dokumenty Kościoła wskazują także na pewne cechy muzyki religijnej – powinna uwznioślać, zaspokajać duchowe potrzeby, przybliżać do Boga. Jak to osiągnąć? Moim celem jest pisanie muzyki sakralnej. I czasem daje się go osiągnąć, rzadziej w całym utworze, częściej sfery sacrum dotykają takty, frazy, fragmenty. Nie mam na to recepty. Staram się znaleźć takie dźwięki, wartości rytmiczne, współbrzmienia, które połączone ze sobą w odpowiednich proporcjach – jak w pracowni alchemicznej – dadzą efekt trudny do określenia słowami. Wówczas czuję, że coś w tym jest, że jest to głębokie, bo głęboko to odczuwam. Ale jak to się robi, trudno powiedzieć. Być może to kwestia chwili, w której do głowy przychodzi pomysł, w którym tkwi boska iskra? Pisze Pan głównie religijną muzykę wokalną i wokalno-instrumentalną. Był to dość naturalny wybór. Pochodzę z Częstochowy, wychowałem się w cieniu Jasnej Góry, tam skończyłem średnią szkołę muzyczną, chodziłem na wykonania utworów Góreckiego, Kilara, Pendereckiego. Z drugiej strony mój ojciec, Wojciech Łukaszewski, który był kompozytorem, a zmarł bardzo młodo, pozostawił szkice niedokończonego utworu „Litania do Madonny Treblińskiej” do słów Brandstaettera. Dokończyłem tę partyturę, traktując ją jako testament, oznaczenie drogi, którą ojciec podążałby, gdyby żył dłużej. Pana twórczość jest znana głównie poza Polską, uwielbiają ją Brytyjczycy. W kraju funkcjonuje pan na obrzeżach muzyki współczesnej. Nie jestem pupilkiem ministrów i dyrektorów, ale radzę sobie całkiem nieźle. Nie roztrząsam tej kwestii, nie pytam o to, kto dostaje zamówienia czy stypendia twórcze. Czasy się zmieniły. Mamy wolność i demokrację. Piszę więc taką muzykę, jaką chcę. Nie podlegam dyktaturze awangardy, która od dziesiątków lat determinuje muzykę polską. Bywając za granicą, widzę, że Polska nie jest odbierana przez twórczość tak bardzo mocno u nas dopieszczaną, ale często przez gatunek, którym ja się zajmuję. Bo w przeciwieństwie do muzyki promowanej, która bez wsparcia nie zostałaby zauważona, moja twórczość za granicą świetnie sobie radzi. Każdy kompozytor żywi tęsknotę, by jego muzykę odbierano spontanicznie, a nie doceniano dlatego, że ktoś powiedział, że jest wartościowa. W Polsce kompozytorów muzyki chóralnej traktuje się mniej serio? W ostatnich latach utarło się, że kompozytor muzyki chóralnej jest twórcą II lub III kategorii. Wielką sztuką jest byle jakie dmuchnięcie w trąbkę, ale utwór chóralny jest niczym. Mam inne zdanie, bo komponowanie na chór wymaga doskonałej znajomości warsztatu i specyfiki tego szczególnego instrumentu złożonego z kilkudziesięciu głosów. Przekonanie o niższości twórczości chóralnej wynika stąd, że kompozytorzy nie potrafią pisać na chór i ten gatunek deprecjonują. W najnowszej historii muzyki polskiej mamy kilka nazwisk, które dokonały wyłomu w muzyce chóralnej – Romuald Twardowski, Andrzej Koszewski, Juliusz Łuciuk, Józef Świder, Marek Jasiński, również Górecki i Penderecki. Tyle że nikt w kraju nie docenia tej właśnie twórczości, nie promuje jej. Moje kompozycje brzmiały po kilkaset razy w Australii, Kanadzie, Japonii, Chinach, nie mówiąc o Europie. Anglicy z wytwórni Hyperion wydali mi dwie autorskie płyty bez zaangażowania złotówki ze strony polskiej, moje partytury wydaje oficyna Chester w Londynie. Nie robiliby tego, gdyby nie było odbiorców, a zajmowanie się twórczością chóralną nie przynosiło zysków. Jeszcze nie tak dawno istniał u nas silny ruch chóralny... Decyzje rządów doprowadziły do wykreślenia z programu nauczania w szkołach przedmiotu „muzyka”, chóry amatorskie nie są wspierane, nie ma mody na śpiewanie w chórze. Czas poświęcony muzyce w telewizji nie wspiera twórczości wartościowej, zepchniętej do TVP Kultura. Ograniczone horyzonty osób decydujących o miejscu sztuki w mediach skutkują tym, że młode pokolenia są głuche. Smutne jest, że za miliony złotych promujemy naszych wykonawców za granicą, a nie potrafimy zadbać o kulturę w Polsce, by stworzyć równowagę między tym, co postawangardowe i często byle jakie, a tym, co oparte na solidnych podstawach zakorzenionych w tradycji. W kościołach różnych wyznań idzie się dziś na łatwiznę. Co z tym robić? Robić swoje. Zamiast narzekać, postanowiłem zająć się tym, co potrafię. Prowadzę Chór Katedry Warszawsko-Praskiej: naszą misją jest uprawianie w Kościele dobrej muzyki. Poza tym wydaję płyty, nuty, organizuję festiwale muzyki sakralnej, konkursy dla kompozytorów, przez kilkanaście lat byłem członkiem rady festiwalu Gaude Mater w Częstochowie. Problemem jest brak zaufania duchownych do muzyków zawodowych. Uważam, że w Kościele jest miejsce dla absolwentów uczelni muzycznych, w każdej parafii mógłby być zorganizowany mały festiwal, koncerty organowe, mógłby istnieć chór. Niestety na tym polu jest sporo zaniedbań, a kwestie muzyczne załatwia się rękami domorosłych grajków. To smutne, bo kiedyś to Kościół był mecenasem sztuki na najwyższym poziomie. Muzyka sakralna jest potrzebna? Zawsze. Zwłaszcza dziś, gdy ludzie są tak zabiegani. Muzyka sakralna nie jest sztuką tylko do wysłuchania. Po kontakcie z nią powinno coś w człowieku pozostać, czasem motyw, wrażenie, innym razem niepewność, również i pogłębiona wiara. Górecki lubił cytować słowa: „Świat potrzebuje piękna, żeby nie pogrążyć się w rozpaczy”. Bo to ono, mimo bogactwa, rozwoju technologicznego, jest wartością. Żałuję, że dziś zwraca się uwagę raczej na brzydotę, antykulturę, antywartości. Jednak wierzę, że ostatecznie piękno zwycięży, a podążanie za nim pozwoli po wielu latach z czystym sumieniem spojrzeć sobie w twarz.
PAWEŁ ŁUKASZEWSKI (1968) jest kompozytorem, dyrygentem, pedagogiem, wykładowcą Akademii Muzycznej w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Wratislavia Cantans 2012