Głęboka cisza, głęboki czas

Państwo Adamsowie opuścili już Alaskę, tak bardzo się zmieniła. Mieszkają obecnie na zboczu góry na północnym krańcu pustyni Chihuahua – największej pustyni w Ameryce Północnej.

12.04.2021

Czyta się kilka minut

John Luther Adams na występie perkusistów wykonujących utwór „Inuksuit”  na Making Music New York. Nowy Jork, czerwiec 2011 r. / HIROYUKI ITO / GETTY IMAGES
John Luther Adams na występie perkusistów wykonujących utwór „Inuksuit” na Making Music New York. Nowy Jork, czerwiec 2011 r. / HIROYUKI ITO / GETTY IMAGES

John Luther Adams wspomina: „Wędrowaliśmy po arktycznej równinie. Dennis szedł przede mną. Widziałem, jak jego nogi rytmicznie unoszą się i zapadają się w śniegu. Po chwili można było mieć wrażenie, jakbyśmy chodzili w miejscu: zatopieni w przestrzeni pozbawionej jakichkolwiek punktów orientacyjnych. Straciliśmy poczucie odległości i skali. Dryfowaliśmy po nieodróżnialnej przestrzeni, zawieszeni w czasie. Tego właśnie szukałem w swojej muzyce”.

Stanie się Ocean

Adams jest zdobywcą nagród Pulitzera i Grammy za symfoniczny utwór „Become Ocean” – niespełna 45-minutowe dzieło, w którym słuchacz może mieć wrażenie, że jest świadkiem końca świata. Apokalipsa wydarza się bez jednego wystrzału, krzyku czy wybuchu. „Życie na ziemi wyłoniło się z morza. Teraz, gdy polarny lód topnieje i podnosi się poziom wód, my ludzie znowu, całkiem dosłownie, możemy stać się oceanem” – zapisał w partyturze kompozycji Adams.

Duża orkiestra symfoniczna została tu podzielona na trzy zespoły, zdominowane odpowiednio przez instrumenty dęte drewniane, dęte blaszane i smyczkowe. Kompozytor najchętniej widziałby je rozmieszczone nie przed – jak w tradycyjnych salach koncertowych – ale wokół słuchaczy. Zespoły, niczym fale lub dzielący się lodowiec, zachodzą na siebie. Ale nawet gdy wydaje się, że dochodzi tu do jakiejś kulminacji, spod spodu cały czas dobiegają nas krople wody, spadające z kryształów lodu arpeggia fortepianu, czterech harf, celesty, wibrafonu i marimby. Muzyka się nie zatrzymuje. Sunie bezkreśnie, jednocześnie delikatna i zwalista – napędzana siłą jakiegoś innego porządku: oceanu, pogody, natury.

Utwór jest przeciwieństwem słynnego eksperymentu Johna Cage’a, który chcąc usłyszeć absolutną ciszę, wszedł do dźwiękoszczelnej komory bezechowej w laboratorium na Uniwersytecie Harvarda. W dźwiękowej próżni do uszu kompozytora zaczęły dobiegać dwa nieznane mu tony: wysoki i niski. „Ten pierwszy to twój układ nerwowy, drugi to układ krwionośny” – miał powiedzieć asystujący mu naukowiec. Pokłosiem tego eksperymentu jest utwór „4’33’’” (1952), w którym choć pianista nie gra ani jednej nuty, słuchaczy zewsząd dobiegają dźwięki – Cage każe nam ­słuchać ­nieciszy dokładnie przez cztery minuty i trzydzieści trzy sekundy. John Luther Adams w „Become Ocean” robi coś przeciwnego. Cage wszedł do wewnątrz naszego doświadczenia, Adams stawia słuchacza poza jego własnym ciałem i jednostkowością: ocean i tak się stanie, nawet gdy nie będziemy go słuchać.

„Become Ocean” miało swoją premierę w Seattle w czerwcu 2013 r. Orkiestrę ­Seattle Symphony poprowadził świeżo upieczony dyrektor artystyczny instytucji, młody francuski dyrygent Ludovic Morlot. To była odważna decyzja: wcześniej nazwisko Johna Luthera Adamsa nawet bardziej obyci melomani mogli mylić z siedem lat starszym Johnem Adamsem – kompozytorem m.in. opery „Nixon w Chinach”. Tymczasem „Become Ocean” stało się sensacją. O utworze rozpisywali się opiniotwórczy krytycy. Taylor Swift – jedna z najpopularniejszych amerykańskich gwiazd muzyki pop – była pod tak wielkim wrażeniem dzieła, że na konto Seattle Symphony przelała swoje wyrazy uznania: 50 tysięcy dolarów.

Warizi

John Luther Adams urodził się w 1953 r. w Meridian w stanie Mississippi. Jego ojciec pracował w firmie telekomunikacyjnej. Obowiązki służbowe wymuszały na rodzinie Adamsów kolejne przeprowadzki. Nastoletni bunt zastał Johna w New Jersey. Tam 14-latek założył z kolegami zespół, z którym wykonywali covery spod znaku 3B: The Beatles, Beach Boys i The Birds. Ich muzyczny horyzont poszerzył się znacznie, gdy trafili w świat Franka Zappy, przekraczający gatunkowe podziały na jazz, rock czy awangardę. Obok nagrań, Adamsa zaintrygowała inskrypcja towarzysząca okładkom płyt Zappy: „Kompozytor dnia dzisiejszego nie godzi się umrzeć – Edgard Varèse”.

Kto to jest ten Warizi? – zastanawiał się Adams. W końcu, po drugiej stronie rzeki, w jednym z nowojorskich sklepów płytowych trafił na album „The Music of Edgard Varèse vol. 2”. Z głośnika popłynęły dźwięki niepodobne do niczego, co nastolatek mógł słyszeć kiedykolwiek wcześniej. Nagranie stało się przepustką do świata muzyki eksperymentalnej, a dalej – do CalArts, nowej uczelni artystycznej na przedmieściach Los Angeles.

Młody Adams studiował pod opieką Jamesa Tenneya, współpracownika Johna Cage’a, Steve’a Reicha i Philipa Glassa. Równolegle nauczycielami Adamsa zostały ptaki. Kompozytor godzinami słuchał oraz spisywał ich głosy i pieśni. Tak powstało jego pierwsze poważne dzieło: „songbirdsongs”. Adams jednak nie czuł się do końca dobrze ani w Kalifornii, ani w świecie sztuki.

Głęboka cisza

„Nieustatkowane dzieciństwo pozostawiło we mnie dojmujące pragnienie odnalezienia domu i rodziny: miejsca, do którego mógłbym naprawdę przynależeć, ludzi, z którymi mogłyby połączyć mnie więzy głębsze od krwi. Na Alasce, gdzie spędziłem 40 lat mojego życia, odnalazłem oba te elementy” – pisze Adams w wydanych niedawno wspomnieniach „Silences So Deep: Music, Solitude, Alaska” („Cisze tak głębokie. Muzyka, samotność, Alaska”).

Na Alasce stanął pierwszy raz latem 1975 roku. Kajak, wędrówka brzegiem Zatoki Lodowcowej, tundra. Ledwie 16 lat wcześniej Alaska stała się pełnoprawnym stanem USA. Obszar pięciokrotnie większy od Polski zamieszkiwało wtedy niespełna 400 tys. ludzi. Do żyjących tam od wieków rdzennych społeczności Iñupiat, Yupik, Aleut, Eyak czy Tlingit dołączali Amerykanie: geolodzy, ekolodzy, artyści i hipisi.

Adams dostał pracę w jednej z organizacji zajmującej się ochroną przyrody. Zamieszkał w drewnianej chacie w lesie opodal Fairbanks w środkowej części stanu. Szybko jego najbliższymi przyjaciółmi – towarzyszami wędrówek i członkami nieformalnego Towarzystwa Saunowego Jeziora Ace – zostali ­poeta John Haines i dyrygent Gordon ­Wright. „Istnieją cisze tak głębokie / że możesz usłyszeć w nich / wędrówkę duszy / olbrzymie ślady stóp / w głębi zamarzniętej ziemi” – napisał w wierszu „Listening in October” John Haines.

„Pragnąłem usłyszeć więcej takich cisz, doświadczyć tych wędrówek i spróbować oddać je w mojej muzyce” – Adams komponował później wielokrotnie muzykę do słów Hainesa. Z tego wiersza zaczerpnął tytuł swojej książki. Gordonowi Wrightowi zawdzięcza zaś Adams angaż do Fairbanks Symphony i jej kameralnej siostry Arctic Chamber Orchestra. W zamian za wkład wykonawczy w roli kotlarza (salą prób Adamsa była jego chata, w której ćwiczył, uderzając zamiast w kotły – pałkami w poduszki) kompozytor mógł rozwijać z muzykami orkiestry własne kompozycje.

Utwory Adamsa były swoistymi dźwiękowymi pejzażami Alaski – „Sen biało na białym”, „W miejscu bez drzew, tylko śnieg”, „Najdalsze miejsce”. Były to pejzaże nie tylko materialnych, ale też metafizycznych krajobrazów, czerpiące z praktyk żyjących tam ludzi i ich obrzędów: inspirowane rytmami Eskimosów perkusyjne „Sauyatugvik”, „Strange and Sacred Noise” czy „Inuksuit” na 99 bębnów.

Naalagiagvik

Jednak najbardziej alaskańskim utworem Adamsa jest kompozycja w pełni elektroniczna – „The Place Where You Go to Listen”. Naalagiagvik to w języku iñupiat miejsce, do którego idziesz, by słuchać. Wiatr znad tundry i fale uderzające o brzeg oddają tu swoje głosy żywym i umarłym, duchom przeszłości i temu, co wciąż żyje wokoło: rzece, roślinom, zwierzętom. Silam inua – jak nazwać to miał stary szaman: głos wszechświata. John Luther Adams, wspólnie z Jimem Altierim – geologiem i twórcą muzyki elektronicznej – wykonali dla Muzeum Północy w Fairbanks instalację, która tworzy muzykę i wypełnia pokój barwami, generując je na podstawie natężenia światła, faz Księżyca, wibracji sejsmicznych Ziemi w danej chwili. Siedzący na ławeczce słuchacz nie rozpozna tu żadnych znanych mu dźwięków tradycyjnych instrumentów. Dana struktura, faktura nigdy się nie powtórzy, tak jak nigdy nie powtarza się dana chwila na Ziemi.

„»The Place...« nie ilustruje tego, co widzialne, ani nie amplifikuje tego, co słyszalne, lecz rezonuje z tym, co niesłyszalne i niewidzialne – pisze Adams. – Pewnego razu nad środkową Alaską przeszła potężna burza magnetyczna, której efektem były spektakularne zorze polarne. W tym czasie w Fairbanks było pochmurno i padał śnieg, nie widzieliśmy więc ani ułamka tego spektaklu, ale w »The Place...« mogliśmy go wysłuchać”.

Z czasem alaskańska ekologiczna utopia zaczynała blaknąć. Zmianie ulegał krajobraz – zarówno geograficzny, jak i ludzki. W „Ciszach tak głębokich” Adams wspomina pożegnanie ze swoją pracownią w drewnianej chacie: wylicza partytury, kolekcję nagromadzonych przez lata nagrań terenowych, płyt artystów, którzy mieli na niego wpływ, książki – w tym tę najważniejszą: „Walden, czyli życie w lesie” Henry’ego Davida Thoreau. W 2014 r., po 40 latach, John i Cynthia Adamsowie opuścili Alaskę.

Głęboki czas

Państwo Adams mieszkają obecnie na zboczu góry na północnym krańcu pustyni Chihuahua – największej pustyni w Ameryce Północnej.

„To pustkowie. Naszymi jedynymi sąsiadami są muły, grzechotniki, pekariowce i wspaniała różnorodność ptaków – pisze w mailu do „Tygodnika” John Luther Adams. – Widok z mojego studia zapiera dech w piersiach, a podczas moich codziennych wędrówek nigdy nie spotkałem drugiego człowieka. Pandemia, zawirowania polityczne w moim kraju i utrata jednego z moich najdroższych przyjaciół... miniony rok był prawdopodobnie najbardziej przygnębiającym, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Jedno­cześnie był to chyba najbardziej produktywny i głęboko refleksyjny czas w moim życiu”.

Jednym z tych dokończonych utworów jest rozpoczęty w 1992 r. cykl „Arctic Dreams” na skrzypce, altówkę, wiolonczelę, kontrabas i kwartet wokalny. Za ostateczne brzmienie muzyki, pełne pogłosu, przestrzeni i nakładających się wzajemnie brzmieniowych warstw, odpowiada wieloletni towarzysz sonorystycznych podróży kompozytora: Nathaniel Reichman – inżynier dźwięku, który pracował m.in. przy filmach „Zjawa” Alejandra Gonzáleza Iñárritu czy „Naqoyqatsi” Godfreya Reggio. Tytuł dzieła to nawiązanie do najsłynniejszej książki przyjaciela kompozytora, zmarłego 25 grudnia ubiegłego roku amerykańskiego pisarza i ekologa Barry’ego Lopeza. Lopez, obok Alaski, opisywał przez lata przyrodę stanu Oregon, w którym żył w pustelni podobnej do tej Adamsa. W 2020 r. pożary, które trawiły zachodnie wybrzeże USA, pochłonęły całe archiwum pisarza.

„To okrutna ironia losu, że las, w którym osiadł Barry, by chronić drzewa, został wycięty, aby uratować przed pożarem kolejne połacie ziemi. Nie mniej tragiczne, że człowiek, który tak wyraźnie i stanowczo ostrzegał przed zagrożeniem globalnym ociepleniem, zmarł jako uchodźca klimatyczny” – pisał Adams w pożegnaniu przyjaciela opublikowanym na łamach „Harper’s Magazine”.

Na cykl „Arctic Dreams” składa się siedem onirycznych pejzaży-litanii, inspirowanych arktycznymi miejscami, roślinami, ptakami, pogodą i porami roku. Śpiewane słowa zaczerpnięte są z tradycyjnych języków Alaski. Dzieło ukaże się już 28 maja na płycie nakładem wydawnictwa Cold Blue. Już teraz możemy sięgnąć po trzypłytowy box zawierający trylogię „Become River”, „Become Ocean” i „Become Desert”, który wydała oficyna Cantaloupe Music.

John Luther Adams pracuje właśnie nad kolejnym utworem symfonicznym. Kompozycja będzie nosić tytuł „A Brief History of Deep Time” („Krótka historia głębokiego czasu”).

„W zeszłym roku zająłem się bliżej studiami geologicznymi. Uczyłem się czytać skały z mojego podwórka – pisze w ­mailu. – Świadomość własnej małej i ulotnej obecności wobec 4,57-miliardowej historii Ziemi przynosi mi ukojenie”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2021