W przebraniu syna

W „Titane” francuska reżyserka funduje nam ostrą jazdę nie w imię taniego szoku, ale by powieźć nas w zupełnie niespodziewanych kierunkach, do miejsc tylko z pozoru najmniej bezpiecznych.

10.01.2022

Czyta się kilka minut

Agathe Rousselle jako Alexia/Adrien w filmie „Titane” / MATERIAŁY PRASOWE
Agathe Rousselle jako Alexia/Adrien w filmie „Titane” / MATERIAŁY PRASOWE

Jej filmy pozornie grzebią się w ludzkiej mięsności – tak zresztą, „Mięso” po prostu, nazwała swój debiut w 2016 r. Był on krwistym horrorem o dojrzewaniu, w którym nastoletnia wegetarianka, zmuszona do zjedzenia kawałka surowego królika, przeistaczała się w żarłoczną kanibalkę. Ale już wówczas szokująca fizjologia i gatunkowy sztafaż przykrywały coś więcej niż tkanki czy hormony. W nagrodzonym niedawno Złotą Palmą „Titane” Julia Ducournau opowiada wprost o cielesnych transgresjach i to w nich szuka odpowiedzi na najbardziej pierwotne, a w dobie transhumanizmu na nowo stawiane pytania, co w nas tak naprawdę ludzkie.

Trzeba zaznaczyć wyraźnie: to film dla ludzi o mocnych trzewiach, najlepiej z poczuciem humoru czarnym i tłustym niczym smar silnikowy. Skapuje on z ekranu już od pierwszej sceny, kiedy mała Alexia jadąc z ojcem autem powoduje ciężki wypadek. Po tym, jak zostanie wszczepiona do jej mózgu tytanowa płytka, z małej samochodziary wyrasta wyuzdana tancerka samochodowego show, w środku zaś gniewna i niebezpieczna kobieta-hybryda, która jedynie w obcowaniu z czterokołową maszyną znajduje seksualną rozkosz. Za to napotkanych na swej drodze mężczyzn i kobiety zabija bez specjalnego powodu, z wdziękiem biseksualnej modliszki. A kiedy zajdzie w hybrydową ciążę, smolisty olej samochodowy będzie wypływał obficie również z niej samej, zamiast krwi czy mleka.

Tak oto Ducournau, z udziałem wyczynowego aktorstwa Agathe Rousselle, obdarzonej androginiczną urodą, tworzy postać odpychającą i zarazem fascynującą. Jej naznaczone innością ciało, zawsze samotne pośród innych ciał, coraz bardziej jest przez nią „przekraczane”: samookaleczane i deformowane, maskowane i przebierane. Chcąc uniknąć sprawiedliwości za swoje zbrodnie, Alexia zaczyna ukrywać swą tożsamość, płeć, coraz większy brzuch. W końcu dokonuje transformacji totalnej – podszywa się pod zaginionego przed laty chłopca i zamieszkuje z jego ojcem. Gdzie? W kipiącej testosteronem bazie strażackiej. Tym sposobem Alexia staje się Adrienem, a to dopiero pierwsza połowa filmu.

I tutaj wypada się zatrzymać, nie tylko ze względu na spoilery. Bo literalne streszczenie „Titane” za bardzo przypomina queerowe porno albo mokry sen ministra tropiącego „sztukę zdegenerowaną”. Tymczasem francuska reżyserka funduje nam tę ostrą jazdę nie w imię taniego szoku, ale by powieźć nas w zupełnie niespodziewanych kierunkach, do miejsc tylko z pozoru najmniej bezpiecznych. Początkowo można odnieść wrażenie, iż tworzy kolejny horror o fetyszyzowaniu motoryzacji typu „Christine” (1983) Johna Carpentera czy kolejną erotyczno-samochodową fantazję rodem z „Crashu” (1996) Davida Cronenberga, podszytą „żuławską” frenezją. I rzeczywiście, pulsująca pod maską auta hydraulika ma w sobie coś pornograficznego, a pokazany w „Titane” akt seksualny z maszyną uznalibyśmy za prefigurację seksu przyszłości, gdyby właśnie nie dokonywała się na naszych oczach. Jednak najbardziej frapująca jest postapokaliptyczna aura filmu.

To świat, w którym zgasło słońce. Niemal cała akcja rozgrywa się nocną porą, pośród niewielu słów, w rytm transowej muzyki, stąd posthumanistyczna baśń dla dorosłych brzmi chwilami jak nokturn science fiction. Nie przypadkiem drapieżna Alexia ma wytatuowane pod piersiami słowa „miłość to pies z piekła rodem” – rozświetlone wyłącznie sztucznym światłem miasto spowija infernalna czerwień. To także świat posttraumatyczny, po brzegi wypełniony żałobą. Szprycujący się sterydami kapitan brygady ratowniczej (w tej roli charyzmatyczny Vincent Lindon), który stracił synka, projektuje swoje ojcowskie nadzieje na Alexię (już jako Adriena). Ona zaś w jego wystygłym domostwie, w otoczeniu pożarów, rodzinnych kryzysów i podejrzliwych męskich spojrzeń odnajduje kuriozalne schronienie po ucieczce ze stylowego apartamentu jej rodziców. Wszystko to kojarzyłoby się z przekręconym w chorej wyobraźni filmem braci Dardenne, gdyby Ducournau nie poszła jeszcze dalej w noc, nie zanurzyła się jeszcze głębiej w ludzko-maszynowe bebechy. Aż do znalezienia w tych czeluściach rozbłysku światła.

Inna rodzina jest możliwa – zdaje się mówić trzydziestoośmioletnia reżyserka i będzie to dla wielu widzów, szczególnie w Polsce, najbardziej transgresyjny przekaz tego filmu. Zwłaszcza że finał przy dźwiękach „Kommt, ihr Töchter, helft mir klage” („Chodźcie, córki, pomóc mi opłakiwać”) z Bachowskiej „­Pasji według św. Mateusza” nadaje filmowi zgoła religijny, by nie rzec: pasyjny wymiar. Dla niektórych katartyczny, dla innych zapewne bluźnierczy. Co więcej, ucieczka w inną tożsamość płciową oraz cały związany z tym swoisty akt odkupienia tu staje się udziałem seryjnej morderczyni, która nie staje pod moralnym pręgierzem. Bo Ducournau stara się, żeby jej surrealny film był daleki od dosłowności i żeby rozpływał się w ambiwalencji, prowokując do przewartościowywania sądów. W historii Alexii interesują ją losy ziemskiej kosmitki, odmieńca transformującego na naszych oczach w coraz to nowe formy, chociaż w przeciwieństwie do anielskiego Orlanda z powieści Virginii Woolf i filmu Sally Potter nie próbuje pod żadną z tych postaci nas uwodzić.

Można zatem przypuszczać, że reżyserka eksperymentuje na swoim widzu co do możliwości jego własnych przekroczeń. Jak daleko jesteśmy w stanie podążyć za tak zmiennokształtną, niepochwytną, wręcz psychopatyczną bohaterką? Kiedy jednak w najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach słyszymy: „nieważne, kim jesteś, zawsze będziesz moim synem”, wszelkie maski opadają, a role stają się ciałem. W czasach zapośredniczonej bliskości ten film, zbudowany – niczym ze złuszczających się warstw naskórka – z samych zapośredniczeń, pisany głównie językiem przemocy, niespodziewanie zamienia się w manifest bliskości. I zarazem w manifest kina jako maszyny empatii, pozwalającej na własnej skórze wczuć się w kogoś, kto wydaje się pochodzić z bardzo odległej galaktyki.

„Titane” to również głos kobiety, która dopiero jako druga w historii (po Jane Campion za „Fortepian” w 1993 r.) opuściła festiwal w Cannes z jego głównym trofeum. W wywiadach Ducournau potwierdza, iż tworzone przez nią cielesne horrory są mocno naznaczone kobiecym spojrzeniem. Grozy szukają pośród mięsnych włókien, bionicznych implantów czy genderowych wcieleń i jednocześnie potrafią wydobyć spomiędzy nich coś prawdziwie wzruszającego. Choć zazwyczaj zrodzonego w okrutnych bólach.©

TITANE reż. Julia Ducournau. Prod. Francja 2021. Dystryb. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. W kinach od 14 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2022