Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W poniedziałek 2 maja wydarzyło się coś, czego tak bardzo bała się liberalna Ameryka. Dziennikarze portalu Politico ujawnili szkic opinii Sądu Najwyższego, z którego wynika, że większość sędziów chce unieważnienia wyroku z 1973 r., legalizującego aborcję na życzenie. Jeśli dojdzie do zmian w orzecznictwie (wyrok zapadnie prawdopodobnie w czerwcu), za regulacje dotyczące aborcji będą odpowiadać władze stanowe. A te od lat dążą do zaostrzenia prawa: już w 13 republikańskich stanach uchwaliły przepisy, które po zniesieniu spornego orzeczenia niemal całkowicie zakażą aborcji. W niektórych ustawach nie przewiduje się wyjątków w przypadku gwałtu lub kazirodztwa, a za aborcję lekarzom grozi do 10 lat więzienia. Antyaborcyjna fala może objąć 26 stanów.
W reakcji na przeciek z Sądu Najwyższego, na ulice wyszły tysiące ludzi. Burzliwie było w Waszyngtonie, gdzie budynek Sądu ogrodzono ponad dwumetrowym płotem, a w jego okolice ściągnięto dodatkowe patrole policji. W obronie prawa do aborcji stanął katolik Joe Biden, który powiedział, że „wolność kobiety do wyboru jest kwestią fundamentalną”. Demokraci zapowiadają głosowanie za ustawą gwarantującą prawo do aborcji w całym kraju (choć gest ten byłby tylko symboliczny, bo partia nie ma wystarczającej liczby głosów w Senacie). Z kolei politycy związani z ruchem pro-life promują federalny zakaz aborcji, na co przy obecnym rozkładzie sił też nie ma szans.
Spór o prawo do przerywania ciąży podbił stawkę przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu. Jak pisze „New York Times”, strach przed zadarciem z umiarkowanym elektoratem sprawia, że czołowi Republikanie – ci sami, którzy przez lata walczyli o obalenie wyroku z 1973 r. – teraz unikają tematu jak ognia.
A w cieniu debat o aborcję w miniony wtorek odbyły się prawybory w Indianie i Ohio. W tym wyścigu, który wyselekcjonował kandydatów do głównego starcia w listopadzie, wygrało 22 polityków promowanych przez Donalda Trumpa. Wielkim zwycięzcą jest m.in. kandydat na senatora J.D. Vance, którego notowania w sondażach poszybowały dopiero po tym, jak dostał poparcie od byłego prezydenta, mającego wciąż silną pozycję w Partii Republikańskiej.
Dla jednej części Stanów miniony tydzień był dobry. Dla drugiej – nie mogło być gorzej. ©