USA: Usunięcie ciąży będącej wynikiem gwałtu lub kazirodztwa w wielu stanach jest niemożliwe

Niektóre republikańskie stany nie czekały nawet doby na wdrożenie restrykcji.

04.07.2022

Czyta się kilka minut

Aktywistka Norma McCorvey, znana jako Jane Roe, w której sprawie Sąd Najwyższy USA w 1973 r. wydał przełomowy wyrok dotyczący jej prawa do aborcji.  Na zdjęciu w czasie marszu na rzecz wyboru w Waszyngtonie, 9 kwietnia 1989 r. / CONSOLIDATED NEWS PICTURES / GETTY IMAGES
Aktywistka Norma McCorvey, znana jako Jane Roe, w której sprawie Sąd Najwyższy USA w 1973 r. wydał przełomowy wyrok dotyczący jej prawa do aborcji. Na zdjęciu w czasie marszu na rzecz wyboru w Waszyngtonie, 9 kwietnia 1989 r. / CONSOLIDATED NEWS PICTURES / GETTY IMAGES

Donald Trump może być z siebie dumny. W 2016 r. jako kandydat w wyborach prezydenckich obiecywał, że będzie mianował do Sądu Najwyższego wyłącznie sędziów pro-life. Słowa dotrzymał i za swojej prezydentury wysłał do SN aż trójkę konserwatystów. Każdy z nich – Neil Gorsuch, Brett Kavanaugh i Amy Coney Barrett – zagłosowali za obaleniem precedensu Roe v. Wade, gwarantującego konstytucyjne prawo do aborcji. W wyniku decyzji grona sześciu sędziów za regulacje w tej kwestii odpowiadają teraz wyłącznie władze stanowe.

Trump, podwójny rozwodnik znany ze skandali seksualnych i szerzenia kłamstw wyborczych, decyzję SN określił mianem „największego od dekad zwycięstwa na rzecz życia”. Wtórował mu były wiceprezydent Mike Pence, który na Twitterze pochwalił sędziów za „odwagę przekonań” i od razu wezwał do zakazania aborcji w całym kraju.

Machina ruszyła

Niektóre republikańskie stany nie czekały nawet doby na wdrożenie restrykcji. W aż 13 stanach obowiązują bowiem tzw. trigger laws, czyli ustawy, które po unieważnieniu precedensu Roe v. Wade automatycznie weszły w życie. Tak stało się m.in. w Kentucky, Missouri czy Luizjanie, gdzie dopuszcza się przerywanie ciąży jedynie w przypadku zagrożenia dla życia matki, a za wykonanie zabiegu lekarzom grozi do 15 lat więzienia. Tylko w czterech spośród tych stanów z trigger laws dopuszcza się usunięcie ciąży będącej wynikiem gwałtu lub kazirodztwa. Przepisy może zaostrzyć w sumie 26 stanów, co potencjalnie dotknie nawet 35 mln kobiet.

Amerykański spór o aborcję rozpoczął się w latach 70. XX w. za sprawą kelnerki z Teksasu posługującej się pseudonimem „Jane Roe”. Kobieta zaskarżyła teksańskie przepisy aborcyjne twierdząc, że została zgwałcona i powinna mieć prawo do przerwania ciąży. Choć Roe zdążyła w międzyczasie urodzić, jej sprawa po długiej batalii trafiła do Sądu Najwyższego (Roe v. Wade). Aż siedmiu spośród dziewięciu sędziów uznało wówczas, że kobieta miała konstytucyjne prawo do aborcji. Od tamtej pory wykonanie zabiegu bez względu na przyczynę legalne było w całym kraju w pierwszym trymestrze ciąży, regulacje dotyczące późniejszych etapów leżały zaś w gestii poszczególnych stanów.

Precedens Roe v. Wade nie od razu wywołał oburzenie wśród ewangelików będących dziś jedną z głównych sił napędowych ruchu pro-life. Jak dowodzi na łamach „Politico” historyk religii Randall Balmer, kluczowi dla podniesienia tej kwestii stali się działacze z tzw. ruchu New Right. Krytykowali oni republikański establishment za zbyt łagodny kurs wobec feminizmu i ruchu praw obywatelskich, który postrzegali jako zagrożenie dla segregacji rasowej. A ta była dla nich kluczowa, bo prowadzili szkoły i uniwersytety wyłącznie dla białych uczniów. Jak pisze Balmer, ewangelicy sięgnęli po temat aborcji nie ze względów moralnych, ale dlatego, że był on dobrym sposobem mobilizacji wyborców i zemsty na prezydencie Jimmym Carterze – to właśnie za jego administracji segregujące uczniów szkoły ewangelickie straciły ulgi podatkowe.

Polityczna kalkulacja zwyciężyła także w Partii Republikańskiej, której czołowy polityk – Ronald Reagan – jeszcze jako gubernator Kalifornii wprowadził liberalne prawo aborcyjne. Z biegiem lat partia uznała jednak, że kampania na rzecz ochrony życia pozwoli przyciągnąć konserwatywnych katolików i protestantów niezadowolonych z przemian społecznych w USA. Zaledwie trzy lata po słynnym werdykcie Roe v. Wade Partia Republikańska wpisała do swojego programu sprzeciw wobec aborcji, a w 1980 r. właśnie ten wątek był kluczowy dla zwycięstwa Reagana w wyborach prezydenckich.

Sędzia-aktywista

Z biegiem dekad amerykański ruch ­pro-life coraz bardziej rósł w siłę: w latach 80. i 90. aktywiści organizowali protesty pod klinikami aborcyjnymi, zastraszali personel medyczny, pacjentki zaś nazywali dzieciobójczyniami. Dochodziło również do podpaleń, zamachów bombowych, ataków z użyciem kwasu, a nawet zabójstw lekarzy dokonujących aborcji. Kluczowy dla ruchu pro-life okazał się jednak dopiero rok 2010, gdy Republikanie zdobyli przewagę w 25 legislaturach stanowych i uczynili z nich maszynki do uchwalania restrykcji. Jedna z największych antyaborcyjnych fal przetoczyła się przez Amerykę w 2019 r. Władze 15 stanów przygotowały wówczas projekty ustaw zakazujących aborcji od momentu wykrycia bicia serca płodu. Nowe przepisy uchwalono w Ohio, Georgii, Missouri, Kentucky, Missisipi i Luizjanie.

W Alabamie politycy poszli o krok dalej, wprowadzając niemal całkowity zakaz aborcji, również w przypadku gwałtu i kazirodztwa. Projekty ustaw, zablokowane przez sądy federalne, celowo napisano tak, aby były sprzeczne z precedensem z 1973 r. Obrońcy życia mieli bowiem nadzieję, że po długiej batalii sądowej jedna z ustaw trafi pod obrady Sądu Najwyższego, a ten zniesie konstytucyjne prawo do aborcji. I tak się ostatecznie stało: czerwcowy wyrok SN dotyczył uchwalonego w Missisipi zakazu przerywania ciąży po 15. tygodniu.

Trzeba przyznać, że ruch pro-life nie mógł wymarzyć sobie lepszego składu sędziowskiego: aż sześciu spośród dziewięciu sędziów SN ma bowiem powiązania z Federalist Society. To prawnicza organizacja od lat lobbująca za mianowaniem do wymiaru sprawiedliwości przeciwnych aborcji konserwatystów. Swoich sympatii dla stowarzyszenia nie kryje m.in. sędzia Samuel Alito, autor opinii SN, która przesądziła o zniesieniu konstytucyjnego prawa do aborcji. Dwa lata wcześniej Alito podczas konwencji Federalist Society wygłosił płomienną przemowę, wykrzykując, że liberałowie są „zagrożeniem dla wolności religijnej i wolności słowa”.

Napiwek na rzecz aborcji

To, że amerykańska prawica chce cofnąć kraj do lat 70. XX w., przeczuwała od jakiegoś czasu Annie Fuhrman. Kelnerka z Austin w Teksasie przyznaje, że już kilka miesięcy temu kupiła w aptece zapas tabletek „dzień po”. Zrobiła to w reakcji na wprowadzone we wrześniu 2021 r. przepisy zakazujące aborcji po wykryciu bicia serca płodu. W Teksasie dodatkowo karani mogą być lekarze i osoby, które pomagają kobiecie w dokonaniu zabiegu, w tym nawet kierowcy Ubera wiozący je do kliniki. Teraz, gdy zapadł przełomowy wyrok Sądu Najwyższego, władze Teksasu chcą zakazać prawa do aborcji, z wyjątkiem przypadków, gdy zagrożone jest zdrowie i życie matki.

– Mieszkam w stanie, gdzie dla polityków ważniejsze od sytuacji kobiet jest prawo do posiadania broni i ochrona nienarodzonych dzieci – uważa Annie i dodaje, że nowe przepisy mogą najbardziej dotknąć biedniejsze Amerykanki głównie z mniejszości etniczno-rasowych.

– Austin położone jest w środkowym Teksasie. Aby wyjechać stąd do sąsiedniego stanu, gdzie aborcja jest legalna, potrzeba co najmniej sześciu godzin. Dla wielu kobiet to może być bariera nie do pokonania, czy to względu na brak urlopu, samochodu, czy też zwyczajnie pieniędzy – tłumaczy Fuhrman. Dodaje, że po czerwcowym werdykcie SN jej pracodawca zaangażował się w zbieranie funduszy dla pracowniczek sektora usług, które będą zmuszone wykonać aborcję. Jedną z propozycji dla gości lokalu jest przekazywanie części napiwku na rzecz kobiet. Dofinansowanie dla Amerykanek, które nie mogą wykonać aborcji w pobliżu miejsca zamieszkania, zapowiadają m.in. Disney, Starbucks, Microsoft, Amazon czy Citigroup.

Koniec początku

Wsparcia dla kobiet zmuszonych do podejmowania trudnych decyzji oczekuje również Emily Walton. Amerykanka pochodzi z Boise w stanie Idaho, gdzie już niebawem przerywanie ciąży będzie dopuszczalne wyłącznie w przypadku gwałtu, kazirodztwa lub zagrożenia dla życia matki.

– Kto pomoże tym kobietom? – wścieka się. – Gubernator naszego stanu zapewnia, że musimy zjednoczyć wysiłki, by pomagać Amerykankom, które nie planowały zajścia w ciążę, a które potrzebują pomocy finansowej i dostępu do opieki zdrowotnej. Tylko że na budowanie tego rodzaju wsparcia Republikanie mieli wiele lat! Aktywiści pro-life skupieni są głównie na prowadzeniu punktów kryzysowych, gdzie wykonuje się kobietom test ciążowy i wmawia się, że aborcja może wywołać raka piersi.

Emily odnosi się w ten sposób do działalności ośrodków zarządzanych w Idaho przez organizację Heartbeat International. Tego rodzaju „kliniki pro-life” rozsiane są po całym kraju. Niektóre placówki reklamują się w internecie, przyciągając nastolatki myślące, że trafiają do kliniki aborcyjnej. Zdarza się, że aktywiści proponują kobietom pomoc finansową w zamian za urodzenie dziecka i oddanie go do adopcji.

– Nie może być tak, że jakaś grupa na podstawie swoich przekonań religijnych mówi innym, co mają robić. Ostatni wyrok Sądu Najwyższego jest bardzo niebezpieczny, bo Amerykanie kochają wolność. Mam siedem sióstr i większość z nich nie zgadza się ze zniesieniem prawa do aborcji. Uważa tak też wiele moich konserwatywnych znajomych – zaznacza Emily.

To, jak różnie patrzą na te kwestie mieszkańcy Idaho, pokazuje seria demonstracji przed parlamentem stanowym w Boise. Naprzeciwko tłumu aktywistów wykrzykujących hasła „Moje ciało, mój wybór” działacze pro-life świętowali obalenie precedensu Roe v. Wade i nawoływali do zakazania tabletek używanych do aborcji farmakologicznej (odpowiada ona już za połowę przypadków przerywania ciąży w USA). O tym, że walka o konserwatywne wartości się nie skończyła, mówił m.in. członek organizacji National Right to Life Committee. Cytowany przez „New York Timesa” James Bopp Jr. przekonywał, że obalenie Roe v. Wade to jedynie „połowa sukcesu” i należy uchwalić ustawę zakazującą zabiegów na poziomie federalnym. „To będzie trudne zadanie, bo istnieje wiele sił, które są nam przeciwne. Jak mawiał Churchill, to jest dopiero koniec początku”.

Jane tu była

Pełna mobilizacja panuje również w szeregach ruchu pro-choice, opowiadającego się za prawem kobiety do wyboru. Tuż przy granicach republikańskich stanów powstają mobilne kliniki oferujące aborcję farmakologiczną. Organizacja Planned Parenthood, która prowadzi kliniki aborcyjne w całym kraju, walczy już w sądach o tymczasowe zablokowanie przepisów w konserwatywnych stanach. Do tej pory udało się to m.in. w Luizjanie, Kentucky i na Florydzie. Z kolei prokuratorzy z zarządzanych przez Demokratów miast zapowiadają, że nie będą stawiać zarzutów wobec klinik wykonujących zabiegi pomimo zakazu. Solidarność panuje także wśród liberalnych stanów: gubernatorzy Kalifornii, Oregonu i stanu Waszyngton deklarują, że pomogą w opłaceniu podróży do klinik aborcyjnych na ich terytorium.


Czytaj także: Watykan powściągliwie odniósł się do zniesienia konstytucyjnego prawa do aborcji, które podzieliło Amerykanów. 


 

Przed listopadowymi wyborami do Kongresu szykuje się walka na noże: organizacje pro-choice zadeklarowały, że na wsparcie liberalnych kandydatów przeznaczą 150 mln dolarów. Demokraci, z prezydentem Joem Bidenem na czele, zagrzewają już wyborców do pójścia do urn. Przekonują, że dzięki utrzymaniu przewagi w Kongresie będą mieli szanse na uchwalenie federalnych przepisów gwarantujących prawo do aborcji w całym kraju.

Tymczasem Amerykanie biorą sprawy w swoje ręce. Gdy w maju do mediów trafił przeciek wskazujący, że sędziowie chcą zakazać aborcji, liberalni aktywiści atakowali „kliniki pro-life”: podpalali je, obrzucali koktajlami Mołotowa i zostawiali za sobą wymalowany sprejem napis „Jane Roe tutaj była”. Po kilkudziesięciu latach role się odwróciły. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Walka na śmierć i życie