Ucieczka kowboja

Widok kowboja pędzącego na koniu przez pustynię Utah tylko dla przybysza może wydać się egzotyczny. W najbliższym barze spotkamy wielu Jesse Jamesów, jakby żywcem wyjętych z dawnego kina. Kiedy więc Howard Spence ucieka w pełnym rynsztunku z planu filmowego, nie wygląda wcale na kogoś przebranego.

06.11.2005

Czyta się kilka minut

Sam Shepard jako Howard Spence /
Sam Shepard jako Howard Spence /

Gdyby nie to, że ma rozpoznawalną twarz i że spowodował właśnie poważny zastój w produkcji, ściągając na siebie towarzystwo ubezpieczeniowe, Howard mógłby paradować w kowbojskim kostiumie nie wzbudzając najmniejszej sensacji. Wkrótce zamienia się z napotkanym staruszkiem na jeszcze bardziej fotogeniczny kowbojski uniform i chyżo pędzi przed siebie. Byle dalej od zgiełku i blichtru, byle dalej od fikcyjnych światów produkowanych seryjnie pod masowy gust. Tymczasem jego własne życie szykuje dlań scenariusz jeszcze bardziej kiczowaty i filmowy.

W najnowszym filmie Wendersa próżno dopominać się o życiowe prawdopodobieństwo i tradycyjnie pojmowany realizm. "Nie wracaj w te strony" to film zbudowany przede wszystkim z materii kina, krytyczny wobec amerykańskiej kultury pop i stojących za nią mitów, a zarazem karmiący się nimi z dość ryzykownym zapałem. W tym wszystkim szamoce się główny bohater - skazany przez siebie samego na nieautentyczność i pozór w świecie ulepionym z pieniędzy i pustej sławy.

Howard (w tej roli Sam Shepard, niezapomniany "Homo Faber" u Volkera Schlöndorffa, o twarzy jeszcze bardziej udręczonej) był kiedyś ikoną najbardziej amerykańskiego z filmowych gatunków. Czasy kontrkultury zdemitologizowały western, nielicznym udało się podnieść go potem do rangi sztuki - zazwyczaj, jak w przypadku Clinta Eastwooda czy Jima Jarmuscha, w mocno polemicznym wydaniu. Howard i jego reżyser bezwstydnie odcinają kupony karmiąc masową wyobraźnię wyświechtanymi kliszami.

Kolejne dni zdjęciowe przeplatane orgietkami w służbowych przyczepach dołują naszego kowboja coraz bardziej, powodując w końcu złamanie kontraktu i wspomnianą już eskapadę. Prosto z westernu wskakujemy nagle w inny stricte amerykański gatunek - w kino drogi, spodziewając się, i słusznie, że droga będzie wyboista, ale w finale bohater dokona dramatycznego odkrycia prawdy o sobie. Zanim to jednak nastąpi, bożyszcze brukowych pisemek zdąży poznać kilka miażdżących faktów z własnej biografii.

Pierwszym przystankiem w tej żałosnej kowbojskiej odysei będzie dom matki Howarda - niewidzianej od 30 lat żwawej jeszcze staruszki, zawsze gotowej na przyjęcie syna marnotrawnego. W tę rolę wciela się Eva Marie Saint, niezapomniana z ról u Alfreda Hitchcocka ("Północ - Północny Zachód") czy Elii Kazana ("Na nabrzeżach"). To od niej dowie się Howard, że nagrzeszył w swoim życiu znacznie więcej, niż mu się dotychczas zdawało. Oto gdzieś w Montanie mieszka jego dorosły syn, poczęty w latach świetności z bliżej niezidentyfikowaną fanką gdzieś na tyłach filmowego planu. Nawet wszechwiedzącym tabloidom tropiącym każdy upadek Howarda coś podobnego się nie śniło!

Mamy więc wątek cudownie odnalezionego syna - jeden z ulubionych chwytów tasiemcowych seriali. Ameryka to wielki kraj, więc takie rzeczy mogą się w nim przytrafiać - niekoniecznie gwiazdom filmowym wiodącym hulaszczy żywot. Podróż Howarda, która zrazu była tylko desperacką rejteradą - przed terrorem sławy, przed własną karykaturą, przed detektywem, który ma zmusić go do dotrzymania kontraktu i powrotu na plan - znajduje wreszcie określony azymut. Ów niepoznany dotąd syn ma być dla Howarda znakiem konfrontacji z własnym przegranym życiem, które - jak na ironię - dla milionów jest uosobieniem sukcesu i spełnienia.

Wenders wysyła więc swego bohatera, podobnie jak Jarmusch w znanym u nas filmie "Broken Flowers", na poszukiwanie potomka, ale tak naprawdę jest to wyprawa w poszukiwaniu siebie samego. W odległym miasteczku Howard odnajdzie także dawną kochankę, obdarzoną gasnącą urodą Jessiki Lange, niedawnej blond piękności amerykańskiego kina. Tu także, w jakże zaściankowej scenerii, odnajdzie utracony raj. Raj niegdyś wzgardzonej normalności - choć rojący się od różnej maści prowincjonalnych dziwaków.

Film Wendersa łatwo oskarżyć o niezdecydowany ton opowiadania, a już na pewno o recykling pomysłów własnych i cudzych. W porównaniu ze słynnym "Paris, Texas" z 1984 roku (do którego Shepard, ceniony dramaturg i scenarzysta, również przyłożył rękę jako autor scenariusza), w porównaniu ze wspomnianym filmem Jarmuscha, w porównaniu z wieloma filmami z cyklu "bohaterowie są zmęczeni" gorzka komedia twórcy "Lisbon Story" z pewnością nie wypada imponująco, ani tym bardziej odkrywczo. Jednak już pierwsze obrazy otwierające film - choćby sposób, w jaki Wenders fotografuje osławione "bezkresne amerykańskie przestrzenie" - mają w sobie świeże, lekko ironiczne zdziwienie.

Nie ma w tym filmie bezpardonowej lewackiej krytyki, jakiej dopuścił się Wenders w swym poprzednim obrazie pod zjadliwym tytułem "Kraina obfitości", gdzie bohater, a zarazem ofiara wietnamskiej wojny, po ataku na World Trade Center wpada w obsesję antyislamskiej inwigilacji. W "Nie wracaj w te strony" Ameryka jawi się niemieckiemu reżyserowi przede wszystkim jako nieustający teatr. Każdy tu gra jakąś rolę. Życie bez przerwy naśladuje kino.

To dlatego nierzeczywisty, serialowy nieomal happy end każe nam zapytać podejrzliwie: czy Howard Spence nie wciela się przypadkiem w swoją kolejną rolę? W rolę przeciętnego Amerykanina w kowbojskim kapeluszu, rolę kochanka, który po 30 latach odkrywa prawdziwą miłość w "zaliczonej" ongiś kelnerce, wreszcie rolę nawróconego ojca usiłującego niezdarnie nadrobić stracony czas? Jeśli Howard, wyliniały kowboj, ma uosabiać Amerykę widzianą oczami Wendersa, to jest ona przede wszystkim krainą niedojrzałości. Tyle że ta niedojrzałość nie ma w sobie już nic a nic z niewinnego dziecięctwa.

"NIE WRACAJ W TE STRONY" ("Don`t Come Knocking"). Reż.: Wim Wenders, scen.: Sam Shepard, zdj.: Franz Lustig, muz.: T - Bone Burnett, wyst.: Sam Shepard, Jessica Lange, Sarah Polley, Eva Marie Saint, Tim Roth, Gabriel Mann, Fairuza Balk i inni. Prod.: Niemcy/USA 2005. Dystryb.: Monolith Plus.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2005