Ubezpieczenie od łapówek

Jak za 10 lat wyglądałaby sytuacja pacjentów, gdyby pieniędzmi i systemem rządzili oni sami, rząd, lekarze bądź przemysł medyczny? Porównaj i sam wyciągnij wnioski.

16.07.2012

Czyta się kilka minut

 / rys. Marcin Bondarowicz
/ rys. Marcin Bondarowicz

Jest rok 2020. Wpływy białego klanu, koncernów farmaceutycznych i urzędników zostają spacyfikowane. Za nami wielki bunt pacjentów, w wyniku którego to my decydujemy, ile i komu płacić za leczenie. Taką przyszłość naszej części Europy zobaczyli eksperci w szklanej kuli. Utopia? Niekoniecznie.

Eksperci zaczęli się ze sobą spotykać w ubiegłym roku. W skład grupy wchodzą fachowcy od zdrowia publicznego ze wszystkich krajów naszego regionu: z Niemiec, Polski, Czech, Słowacji, Rumunii...

Doszli do wniosku, że w całej Europie Środkowej pacjenci mają podobne problemy z jakością i dostępnością do usług medycznych. Postanowili je opisać i w specjalnym raporcie pokazać, jak może wyglądać nasza przyszłość.

– Stoimy dziś w Europie Środkowej przed takim samym problemem: brakiem dostatecznej ochrony praw pacjentów i strajkami pracowników medycznych o podwyżki – mówi Adam Kruszewski, jeden z polskich autorów opracowania. Drugim jest Adam Kozierkiewicz. Trzeci – Jaś Skowroński – to polski kardiolog, który pracuje w USA.

– Zaprosiliśmy go do współpracy, bo patrzy na naszą rzeczywistość z perspektywy, a zarazem oczami przyszłości – wyjaśnia Kruszewski.

Raport opisuje, jak za dziesięć lat wyglądałaby sytuacja pacjentów, gdyby pieniędzmi i systemem rządzili oni sami, rząd, lekarze bądź przemysł medyczny.

Zacznijmy od opisu aktualnej sytuacji z punktu widzenia tych czterech grup interesów.

PUNKT WYJŚCIA – ROK 2012

Strajki są w Polsce, Czechach, Słowacji i na Węgrzech. Wszędzie chodziło o pieniądze i podwyżki. I wszędzie lekarze wygrywają. We wszystkich krajach mówią to samo: że „służba zdrowia to nie rynek”, że „w medycynie nie chodzi o pieniądze” i że „życie jest bezcenne”. Nie ma rządu, który potrafiłyby przedrzeć się przez taką retorykę. Na „dobru pacjenta” wykładają się premierzy wszystkich krajów.

Tymczasem zwiększone wydatki na pensje prowadzą do zapaści systemu. Jakość leczenia w publicznych placówkach spada, zamożni i świadomi pacjenci leczą się prywatnie. Nawet starsi ludzie zauważyli, że jest gorzej, choć normalnie nie są wymagający. Rządy nie mają odwagi, żeby coś zrobić.

W tym samym czasie... Skoro już wiadomo, że sektor zdrowotny sypie się coraz bardziej, a rząd nie ma planu zaradczego, pacjenci zaczynają w cyberprzestrzeni formować się w grupy, organizują protesty, coraz więcej wiemy o dramatach spowodowanych funkcjonowaniem służby zdrowia.

W taki właśnie sposób zorganizował protest, a może był to nawet początek prorokowanej rewolucji, Piotr Piotrowski, ojciec 10-letniego Michała chorego na młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów. Założył Porozumienie 1 czerwca. Jego członkowie skrzyknęli się właśnie poprzez internet, żeby protestować pod ministerstwem zdrowia, postulując o pieniądze na leczenie dla wszystkich dzieci z tym schorzeniem. Pan Piotr głośno podkreślał: nie biorę pieniędzy od koncernów farmaceutycznych!

Społeczeństwo ma dość ich protestów, dlatego ostatni (o recepty) tak szybko się skończył.

Rząd chciałby tupnąć nogą, ale ma słabego ministra zdrowia. Rozwiązania, które proponuje jego ekipa, są tymczasowe. A słaba władza jest idealnym celem dla wszelkiego rodzaju lobbystów.

To opis rzeczywistości prawie w każdym kraju naszej części Europy, nie tylko w Polsce. Zobaczmy, jak widzą przyszłość eksperci, i gdzie się znajdziemy za kilka lat.

BIAŁY KLAN W AKCJI – DLA DOBRA PACJENTA

Kluczową rolę w systemie pełnią lekarze. Ich decyzje mają wpływ na to, ile kosztuje nasze leczenie.

Chcą uznania za ciężką pracę i pieniędzy za nią. Jedno i drugie już mają. Zobaczmy, co może się dziać – według raportu – jeśli zdobędą też władzę.

Jest rok 2013 – udaje im się przekonać opinię publiczną, że potrzeba więcej łóżek w szpitalach, zamiast radykalnych zmian (bo do łóżek trzeba więcej lekarzy). Oskarżają ekonomistów, że zrujnowali system. Powstaje prawo, które stanowi, że na wszystkie stanowiska decyzyjne w służbie zdrowia mają być powoływani tylko lekarze.

Rok 2014 – zaczęli rządzić. Obsadzają stanowiska, izba lekarska opiniuje wszystkie nowe akty prawne. Na opisanie zjawiska powstaje nowy termin – „biały klan”.

Pod pozorem ratowania prestiżu zawodu ograniczyli liczbę miejsc na studiach medycznych i miejsc na specjalizacjach. Postawili bariery dla lekarzy z innych krajów. Pacjentom niezwykle ciężko wygrać sprawę o błąd, bo biegli sądowi lekarze chronią lekarzy, ręka rękę myje. Jeśli opinia publiczna bardzo się burzy, poświęcają czasem jednego ze swoich na pożarcie, ale wielu sprawców nigdy nie zostanie ukaranych.

Powstaje NSL – czyli Narodowa Służba Lekarska; ubezpieczyciel publiczny został zlikwidowany, bo według nich był zbędnym pośrednikiem, który zabierał ich pieniądze. Teraz to NSL negocjuje ceny i kontrakty, ustala godziny pracy i liczbę potrzebnego personelu. Znów chcą podwyżek; żeby na nie wystarczyło, rząd podnosi VAT.

Rok 2015 – nie ma miejsca na wolny rynek i konkurencję. Kwitną małe prywatne kliniki, które wysyłają wszystkich trudnych pacjentów do publicznych szpitali. Dlatego prywatny sektor kwitnie, a prywatni inwestorzy omijają jednostki państwowe, bo te dołują. Rząd znów podnosi podatek, tym razem od nieruchomości. Nie ma niezależnego organu kontroli nad zawodem lekarskim ani nad jakością leczenia. Sprawy o błędy lekarskie wygrywają... lekarze. Cały czas domagają się większych płac.

Rok 2016 – naciskany przez NSL parlament przyjmuje nowe prawo wydatków na publiczne zdrowie; koszty generowane przez lekarzy miały być pokryte podatkami za alkohol i tytoń.

Rok 2017 – system nadzorowany przez medyków wykazuje pierwsze oznaki niewydolności, kolejki znów się wydłużyły. Lekarze w prywatnych klinikach biorą pieniądze za przyjmowanie pacjentów w państwowych szpitalach. Powstają quasi-fundacje, które piorą pieniądze z łapówek. Wydatki na leczenie poszły w górę, bo medycy związani tylko przysięgą Hipokratesa przepisywali leki zgodnie ze swym sumieniem i dobrem pacjenta.

Rok 2018 – wydatki na służbę zdrowia przekroczyły 10 proc. PKB i rosną. Ministerstwo finansów wezwało do ich zracjonalizowania, ale lekarze przeciwstawili się innowacjom.

Rok 2019 – sektor publiczny odczuwa brak dobrego personelu średniego i niskiego szczebla, bo zasysają go prywatne kliniki. Podział na bogatych, których stać na prywatne leczenie, i biednych, których na to nie stać, pogłębił się.

Rok 2020 – lekarze pierwszego kontaktu mają płacone od pacjenta, szukają więc pacjentów młodych i zdrowych, a unikają starych i chorych. Najlepiej radzą sobie na rynku prywatne kliniki prowadzone przez znaczących członków systemu – profesorów i ordynatorów. Pielęgniarki średnio zarabiają, ale za to trudno je zwolnić. Farmaceuci mają dobrze, bo lekarze teraz lubią pisać recepty.

RZĄD – GÓRĄ BIUROKRACJA

Na zmianach poza jedna grupą zawodową nikt nie skorzystał. To raczej przerażająca wizja. Niestety, niewiele lepiej wyglądać może przyszłość, gdy o „dobro pacjenta” zatroszczą się urzędnicy i politycy.

Niby mamy szczęście: w 2013 r. powstaje silny rząd, który chce zmian. Zatrudnia młodych ekspertów – doradców, ekonomistów wykształconych za granicą, którzy przygotowali strategiczny plan zmian na najbliższe 10 lat. Chcą kupować maksymalną liczbę usług za rozsądną cenę. Do zarządzania systemem mają powstać nowe instytucje. Pierwsza to Narodowa Rada Standardów Medycznych – decyduje o leczeniu 50 głównych chorób, które pochłaniają 90 proc. wydatków (typu cukrzyca, rak płuc, alzheimer) oraz ustanawia minimalny zestaw usług dla każdej z chorób.

Odpowiednik NFZ ma pilnować wdrażania tych nowych procedur. Nowość: przerwanie leczenia z winy pacjenta obłożone jest karami finansowymi.

W 2014 r. powstaje Centralny Urząd ds. Jakości i nowy zawód: medical supervisor. Taka osoba nadzoruje, czy chory leczony jest zgodnie z procedurami, czy spełniony jest minimalny standard dla każdego pacjenta. Prywatne placówki są traktowane surowiej niż państwowe. Kto nie spełnia standardów, traci dofinansowanie. Protokoły funkcjonują, ale jakość poprawia się powoli.

Z kolei nowa Agencja Oceny Technologii Medycznych ocenia pod kątem naukowym procedury, technologie, leki. To, co jest kosztowne – odrzuca. Wszystkie te agencje robią to, czego chce rząd.

Rok 2015 – cały system jest nastawiony na oszczędzanie. To się udaje, ale wzrasta niezadowolenie pacjentów i jednostek medycznych. Bo to system skoncentrowany na racjonalizacji wydatków, nie ma miejsca na indywidualne potrzeby pacjenta.

Rok 2016 – rządowi nie udało się połączyć systemu skoncentrowanego na efektach z systemem centralnym.

Rok 2017 – ludzie czują się wykluczeni; skomplikowane protokoły oraz opisanie, co i komu bezwzględnie się należy, otworzyły pacjentom drogę do pozwów. Coraz więcej z nich wygrywa, jednostki mają straty.

Rok 2018 i 2019 – okazuje się, że przeregulowanie spowodowało spadek konkurencji, państwowe szpitale wygryzają prywatne jednostki. Powstaje nowa, autentyczna organizacja pacjentów, która wydaje podręcznik, jak poruszać się po świecie służby zdrowia.

Rok 2020 – biurokracja górą: dla każdej nowości musi być odrębny przepis. Idealny lekarz to taki, który przestrzega procedur, dla zdolnych i doskonalących się w zawodzie miejsca nie ma.

GDY RZĄDZI PRZEMYSŁ MEDYCZNY

Z poprzednich scenariuszy wiemy, że gdy przepis i formularz zagarnia wszystko, to nie sposób funkcjonować. A jak może wyglądać przyszłość, gdy nie ma żadnych reguł? Oto kolejny scenariusz, w którym w 2013 r. rząd dogaduje się po cichu z biznesem, że nie będzie zwiększać praw pacjentów i nie będzie kontrolować ostro placówek medycznych.

Rok później – w 2014 – okazuje się, że w kraju nie ma wiążących danych na temat jakości, wyników czy kosztów leczenia. Państwo niczego nie kontroluje, przemysł się wzmacnia. Popyt na leki, różne testy i badania staje się niewyobrażalny. Dzięki temu lekarze nieźle zarabiają, rośnie liczba techników medycznych. Nie ma definicji pakietu podstawowego badań, jest za to opłata za każdą usługę z osobna.

Rok 2015 – nie ma sprawiedliwego dostępu do opieki medycznej. Pacjent, który się czegoś domaga, jest problematyczny. Ważne jest działanie, a nie wynik leczenia. Dlatego jeśli znasz doktora, to masz szczęście. Pojawia się nowy zawód: broker dostępu osobistego – załatwia ci kontakt do dobrego specjalisty – oczywiście za pieniądze.

Rok 2016 – rząd zliberalizował rynek ubezpieczeń, bo miał nadzieję, że to firmy będą promowały jakość w leczeniu. Nic z tego nie wyszło.

Rok 2017 – biedni mają jeszcze gorzej niż wcześniej. Jak dostaniesz w terapii drogi lek, to uważaj się za szczęściarza; nie ma oceny nowych leków, mnożą się plotki o korupcji.

Rok 2018 – mamy liberalny rynek i słabe regulacje, za to biznes odnotowuje wysokie zyski. Ubezpieczyciele wydzierają sobie nawzajem zdrowych klientów.

Rok 2020 – złota era dla przemysłu i dostawców. Głównym źródłem informacji jest poczta pantoflowa, gwarantem jakości usług – osobisty kontakt z ważnym lekarzem lub pieniądze. Brokerzy informacji otwierają drzwi do najlepszych na rynku specjalistów. Dobre placówki tylko dla najbogatszych. Popularne staje się tzw. „ubezpieczenie łapówkowe”, czyli na wypadek, gdyby choroba okazała się naprawdę groźna. Powstają nawet studia i tabele na temat stawek. Biedni są skazani na państwowe szpitale, przewlekle chorzy są zewsząd wypychani.

CZAS ZWYCIĘSTWA „DOBRA PACJENTÓW”

– A teraz czas na czwarty scenariusz, w którym władza i pieniądze należą do pacjentów. Jest on nam wszystkim, niezależnie od kraju w którym mieszkamy, najbardziej bliski – opowiada o pracy nad raportem Adam Kruszewski.

W 2013 r. dowiadujemy się, że z powodu kryzysu zabrakło kasy na leczenie. W następnym roku dochodzi do masowych manifestacji pacjentów przed szpitalami, przychodniami i ministerstwem zdrowia. Rząd próbuje znaleźć pieniądze w budżecie, wraca temat korupcji.

Rok 2015 – rodzi się nowa partia polityczna: Konsumentów Usług Zdrowotnych. Działa przez portale społecznościowe i internet, przyłączają się do niej eksperci, którzy czują potrzebę zmian. Tworzą się lokalne stowarzyszenia konsumentów służby zdrowia, które regularnie informują media o problemach. Okazuje się, że całe społeczeństwo, biedni i bogaci, mają takie same problemy ze służbą zdrowia.

Rok 2016 – partia konsumentów wygrywa wybory, staje na czele koalicji, czas na nowe prawo

Rok 2017 – parlament przyjmuje pakiet ustaw koncentrujących się na pacjencie, powstaje Narodowa Księgowość Zdrowia, która śledzi przepływ pieniędzy. Zamiast organizacji pacjentów wspieranych przez przemysł, które ciągną pieniądze od rządu, powstają wspierane przez rząd organizacje, kontrolujące usługi medyczne.

Rok 2018 – rośnie świadomość konsumentów, rynek usług medycznych jest atrakcyjny dla inwestorów. Lekarze skupiają się na własnym rozwoju i nie oglądają się na izby lekarskie czy inne związki zawodowe. Są nagrody dla tych, którzy nagłaśniają patologie i walczą z nimi. Promowana jest aktywna walka z korupcją

Rok 2020 – konsumenci stają się bardzo silni, tworzą się niezależne rankingi, wyszukiwarki usług, po jakości lub cenie. Pacjenci mają e-kartoteki i aplikacje na smartfony monitorujące stan zdrowia. Kolejki u lekarzy znikają. Organizacje pacjenckie stają się najbardziej wpływowym lobby. Rządzimy!

***

Dyskusja nad raportem odbędzie się jesienią w Pradze.

– Mamy nadzieję, że czas będzie uprawdopodabniał nasze przewidywania – mówi Kruszewski. Na kongresie Stowarzyszenie Sieć Polityki Zdrowotnej Centralnej i Wschodniej Europy chciałby widzieć ministrów zdrowia wszystkich państw regionu.

– Zaproszenie dla Bartosza Arłukowicza i marszałek Ewy Kopacz zaniosę osobiście – dodaje Kruszewski.

Wróżenie ze szklanej kuli przyszłości medycznej dla naszego kawałka Europy ma swój urok. Ciekawe, który scenariusz zwycięży u nas? 


IWONA HAJNOSZ jest dziennikarką „Gazety w Krakowie”.



Specjalne podziękowanie dla Grażyny Zawady za tłumaczenie tekstu raportu z języka angielskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2012