"Tygodnikowi" nie odmawiam

Wielkie autobiograficzne książki Zdzisława Jeziorańskiego (Jana Nowaka): Kurier z Warszawy, Wojna w eterze i Polska z oddali, to nade wszystko opowieści świadka i uczestnika najważniejszych wydarzeń najnowszej historii Polski. Dzięki nim wpisał się w powszechną pamięć Polaków i stąd pewnie ogromny autorytet, którym się cieszył niemal u wszystkich.

30.01.2005

Czyta się kilka minut

Jan Nowak Jeziorański z Jerzym Turowiczem w redakcji "TP", lata 90. /
Jan Nowak Jeziorański z Jerzym Turowiczem w redakcji "TP", lata 90. /

Jednak ten autorytet był zbudowany nie tylko na wspaniałym życiorysie i popularności, którą zdobył przez blisko ćwierć wieku żywego kontaktu z rodakami przez Radio Wolna Europa. Dla Jana Nowaka doświadczenia przeżytego czasu nie były krainą ucieczki. Przeszłość zamknął w książkach, żył tym, co się dzieje tu i teraz. Poczuwał się do obowiązku uczestnictwa. Mawiał: “Jeżeli mogę się do czegoś przydać...". Był autorytetem. Teraz, kiedy zmarł, mówi się nawet, że jednym z ostatnich. Jak się rodzą wielkie autorytety? Nie ma pełnej odpowiedzi, dlaczego właśnie ten, dlaczego do tego człowieka tak wielu żywi zaufanie.

O jego wielkości powiedziano już wiele, mądrze i pięknie. Ja, idąc za odruchem serca, chcę pożegnać Przyjaciela. Przyjaźnią bowiem darzył “Tygodnik Powszechny", Jerzego Turowicza, a także mnie. Kiedy dzwoniłem, prosząc o coś, odpowiadał zawsze: “»Tygodnikowi« nigdy nie odmawiam". Kiedyś, w jakimś ważnym dla Polski momencie, poprosiłem go o komentarz. Odpowiedział, że dzień ma wypełniony po brzegi, ale komentarz przyśle. Nie przysłał, więc zadzwoniłem. Okazało się, że w mnóstwie zajęć zapomniał, a my już zamykaliśmy numer. Wtedy spytał, czy mogę go nagrać, i podyktował - z głowy - bardzo dobry tekst, który mógł iść prosto do druku.

Warto prześledzić dzieje jego przyjaźni z “Tygodnikiem". Dzieje nie pozbawione napięć i sporów, częściowo wynikłych z machinacji reżimu, zmierzających do skłócenia naszego środowiska z Kościołem. Te spory znalazły wyraz także na falach eteru. Dyrektor RWE spierał się ze Stommą i Kisielem o ocenę sytuacji w Polsce i sposoby działania. Ale - jak napisał - “cały ten pojedynek nie pozostawił najmniejszego osadu niechęci. Przeciwnie, nawiązała się przyjaźń na odległość, oparta na wzajemnym szacunku". Nikt chyba tak jak on na stronicach “Polski z oddali" nie oddał sprawiedliwości ludziom “Tygodnika", którzy - znów zacytuję - “nie walczyli o nic dla siebie. Szukali rozpaczliwie dróg wyjścia".

Mimo że dane mu było oglądać zło i zła dotkliwie doświadczyć, Jan Nowak Jeziorański nigdy nie zwątpił w siłę dobra i z pasją szukał go w ludziach. Uporczywie też szukał dobrej strony każdego wydarzenia. Wiozłem go kiedyś ulicami Rzymu. Był to czas wyjazdów z Polski. Uchodźcy koczowali w podrzymskich obozach, a na skrzyżowaniach myli szyby samochodów, żeby zarobić. Nowak zaczął lamentować, że upodlenie narodu, że jak ci młodzi się nie wstydzą, na co ja, że nie, że zamiast kraść, żebrać lub nic nie robić, coś jednak robią. Na co on, natychmiast, z entuzjazmem, żebym przy najbliższym skrzyżowaniu pozwolił im umyć szyby i że on zapłaci.

Darząc kogoś przyjaźnią - a przyjaciół miał wielu - cieszył się każdym spotkaniem. Pamiętał i tych, którzy wyrządzili mu krzywdę, ale w tej pamięci był żal bez mściwości. A krzywdzono go straszliwie, próbując odebrać dobre imię. Wszystko to opisał, więc nie ma potrzeby od nowa opowiadać. Mówił mi, że zdołał przejść przez to tylko dzięki modlitwie i pomocy “z Góry". Miał tam swoich ulubionych orędowników, wśród nich - jeśli dobrze pamiętam - świątobliwego kapucyna, ojca Marię Józefa, który 5 sierpnia 1864 r. towarzyszył w drodze na śmierć Janowi Jeziorańskiemu, jednemu z czterech powieszonych wraz z Romualdem Trauguttem na stokach Cytadeli.

Szczególnie bliski był mu też właśnie Jan Jeziorański, daleki przodek. Mało kto wie, że spełniając wyrażoną na łożu śmierci prośbę marianina ks. Józefa Jarzębowskiego Zdzisław Jeziorański dokończył rozpoczęte przez zmarłego opracowanie książki o Janie Jeziorańskim (“Veritas", Londyn 1974). We wzruszającym i bardzo osobistym słowie wstępnym opisuje, jak odkrywał zaskakujące analogie między swoim życiem a życiem powstańca 1863 r., “zapomnianego bohatera". Z jedną różnicą: “gdyby nie okoliczności - czytamy w słowie wstępnym - Jeziorański nie miałby na pewno sposobności wykazać tego hartu ducha, który nieoczekiwanie wyniósł go na szczyt heroizmu i - nie boję się użyć tego słowa - świętości. Dożyłby zapewne późnego wieku jako najprzeciętniejszy w świecie zjadacz chleba".

Jan Jeziorański zginął w wieku 29 lat. Jego potomek Zdzisław przeżył 92 lata. A okoliczności? To trwająca dziesiątki lat konieczność trudnych decyzji i wciąż od nowa dokonywanych wyborów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2005