Człowiek z łopatą

Ludzie, którzy podjęli dramatyczną decyzję opuszczenia swojego kraju, cierpią. Czego możemy od nich oczekiwać? Że widząc 15 tysięcy uzbrojonych Polaków zawrócą, kupią powrotne bilety i odlecą do krajów, z których uciekli?

12.11.2021

Czyta się kilka minut

fot. Grażyna Makara /
fot. Grażyna Makara /

Las, grupa zmarzniętych, zaszczutych ludzi, mężczyzn i kobiet, starszych, młodszych i dzieci – to obraz, który wielu z nas kojarzył się z białoruską granicą. Oni – marznący, głodni, my – w ciepłym domu, przy kolacji. Tak było do zeszłego poniedziałku. Pamiętaliśmy, że Bóg powiedział: „Przybysza, osiadłego wśród was, będziecie uważać za tubylca, który się osiedlił wśród was. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł. 19, 33-34).

My też byliśmy przybyszami. Pamiętam choćby ośrodki dla polskich uchodźców we Włoszech, w Latinie i Kapui. Pamiętam młodych ludzi z Polski, jak w morderczym upale, na skrzyżowaniach większych ulic Rzymu, rzucali się na samochody z ofertą umycia zakurzonej szyby. Kiedyś Jan Nowak Jeziorański, którego wiozłem przez Rzym, ubolewał nad ich poniżeniem, ale na moje dictum, że jest wprost przeciwnie, bo znaleźli sposób, by żyć nie tylko z włoskiej zapomogi, zadeklarował, że na najbliższym skrzyżowaniu da pieniądze rodakowi, który nam umyje szybę. Tak, byliśmy uchodźcami. Choć nie koczowaliśmy w lasach, to jednak kiedyś policja odkryła polskich uchodźców mieszkających w starożytnych grotach koło Villa Giulia. Sami byliśmy przybyszami, więc los przybyszów przy polskiej granicy poruszał wiele serc i budził empatię. Przynajmniej niektórych.


Marek Kęskrawiec: Najbliższe dni pokażą, czy UE jest w stanie wpłynąć na Putina, by zatrzymał Łukaszenkę. Na razie jedyną ofertą jest haracz.


 

Cały poniedziałek 8 listopada oglądaliśmy w rządowej TVP filmy z dużymi grupami uchodźców na białoruskiej drodze lub w lesie, i ten filmik: zbliżenie na człowieka, który, z zaciętą twarzą, łopatą niszczy żyletkowe zasieki i gniewnie grozi polskiemu strażnikowi, kierującemu ku jego twarzy strumień gazu łzawiącego. Człowiek z łopatą odskakuje, wygraża strażnikowi i po chwili na nowo atakuje łopatą konstrukcję chroniącą granice Unii Europejskiej. W tle widać kilku mężczyzn dość niemrawo rzucających na graniczne druty niezbyt grube, ścięte w lesie drzewka. Powtarzalność (przez cały poniedziałek i we wtorek rano) tego jednego, jedynego ujęcia budzi podejrzenie, że być może ci atakujący naszą granicę uchodźcy są w swej masie raczej spokojni. Przecież gdyby było więcej takich jak ten z łopatą, to rządowi (i wojskowi) operatorzy nie omieszkaliby ich sfilmować i pokazać publiczności... A może człowiek z łopatą był jedyny, ale pokazany kilkadziesiąt razy miał się stać nową ikoną „uchodźcy-agresora”?

Ikony ikonami, a ludzie, którzy podjęli dramatyczną decyzję opuszczenia swojego kraju, cierpią. Do tej podróży zmusiły ich rozmaite okoliczności: niektórych wojna, zagrożenie życia, innych bieda, brak perspektyw. Wiemy, że zostali oszukani. Zapłacili za pomoc w wyjeździe, jechali z nadzieją i podobnie jak Polacy, którzy się dają nabierać na fałszywe propozycje pracy, nagle znaleźli się w pułapce.


Zobacz nasz serwis specjalny poświęcony sytuacji na pograniczu polsko-białoruskim


 

Pytam, czego możemy od nich oczekiwać? Że widząc 15 tysięcy uzbrojonych Polaków zawrócą, kupią powrotne bilety i odlecą do krajów, z których uciekli? Wiemy, że nie, bo białoruskie służby nie pozwolą im zawrócić. Gdzie mają iść? Ich los nikogo nie interesuje. Unia, NATO, nasz rząd, wszyscy wielcy nie martwią się o nich, ale o granice. Jedyny komunikat, jaki otrzymują, brzmi: „Daliście się zwabić w pułapkę, nie ma dla was miejsca w wielkiej, chrześcijańskiej Europie. Teraz sobie zamarzajcie na śmierć w Białorusi. Umrzyjcie, a my będziemy mieli święty spokój. My i bez was mamy dosyć własnych zmartwień i nie wiele nas obchodzi los jakiegoś zrozpaczonego człowieka z łopatą”.

Drogi Czytelniku, a co Ty byś zrobił, znalazłszy się w takiej sytuacji?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2021