Toczka jeden i pół

Za jego głowę Rosjanie wyznaczyli nagrodę. Nienawidzą go: jest najlepszym ukraińskim obserwatorem artyleryjskim na tym odcinku. Jego rodzina została po drugiej stronie frontu.

09.03.2015

Czyta się kilka minut

Jedna z grafik „Asasyna”. Koledzy mówią o jego pracach, że pokazały wojnę, zanim przyszła. / Fot. Reprodukcja Monika Andruszewska
Jedna z grafik „Asasyna”. Koledzy mówią o jego pracach, że pokazały wojnę, zanim przyszła. / Fot. Reprodukcja Monika Andruszewska

Wcześniej, zanim spadły pociski, jego pozycję – stanowisko naprowadzania artylerii – zwano „Toczką dwa”. Czyli: „Kropką dwa”. Wcześniej, to znaczy przed tamtym ostrzałem z wyrzutni Grad, który zmiótł piętro budynku i zerwał połowę dachu. Odtąd żołnierze żartują, że została z niej „Toczka jeden i pół”.

Z pokoju, który kiedyś był czyjąś sypialnią, można obserwować gwiazdy. I nie tylko.

Niebo przecinają komety niosące śmierć. Na horyzoncie tlą się wielobarwne zorze eksplozji i pożarów. Po rozchybotanych schodach wbiega żołnierz. To on. Pseudonim „Asasyn”. Obserwator. Najczęściej wzywana przez krótkofalówki osoba w Piskach.

Papierowy rozejm 

Żołnierze mówią, że „Asasyn” wie o nadchodzącym ataku, zanim siły rosyjskie i lokalni separatyści (dziś sprowadzeni do roli „mięsa armatniego” pod rosyjską komendą) go zaplanują. To on koordynuje większość ognia artyleryjskiego ze strony batalionów ochotniczych, które trzymają tu front. Oparty o resztki ściany, wsłuchuje się w noc. Termowizor w jego rękach przypomina dziecięcą zabawkę.

Po kilku minutach znajduje w ciemnościach nocy pozycję wroga. Wraca do piwnicy. Bez słowa wskazuje kolegom punkt na mapie. Niedaleko, trochę ponad kilometr. Przez krótkofalówkę podaje parametry. Za chwilę spadnie tam salwa z granatnika.

Zorze dogasają.
Takie działania nazywają tutaj „profilaktyką”.

Wprawdzie granatnik AGS nie jest bronią zbyt skuteczną. Ale kaliber ma na tyle mały, że używanie go nie koliduje z regułami zawieszenia broni. I nawet jeśli Rosjanie zdążą się ukryć, to przez jakiś czas nie będą się wychylać – ze świadomością, że nie mogą bezkarnie strzelać.

Choć od ogłoszenia porozumień mińskich ich poczucie bezkarności i tak jest wielkie. Po stronie rosyjskiej rozejm istnieje tylko na papierze. Miasteczko Piski koło donieckiego lotniska – jedno z tych miejsc, na które, jak się powszechnie sądzi, może ruszyć wiosną rosyjska ofensywa – codziennie jest ostrzeliwane przez artylerię separatystów.

Nawet jeśli to artyleria kalibru mniejszego niż sto milimetrów – „Mińsk 2” nakazuje wycofanie kalibrów powyżej tej granicy – to i tak jest to artyleria: działa, moździerze.

Tymczasem ukraińskie wojsko w zasadzie nie odpowiada na ogień. Żołnierzom jednak czasem trudno się powstrzymać. Tak jak wtedy, drugiego dnia niby-rozejmu, gdy separatyści użyli ukraińskich fal radiowych, by w chłodny poranek puścić w krótkofalówkach hymn Związku Sowieckiego.

Później rosyjski ostrzał trwał kilka godzin. Nawoływania o medyka na jedną z pozycji w Piskach urwały się ściszonym „Już nie trzeba”.

Dom po drugiej stronie

„Asasyn” pochodzi spod Doniecka.
Gdy pytam go o odległość między Piskami a rodzinną miejscowością, podaje ją z dokładnością co do metra. To koordynaty z „Toczki dwa” na jego rodzinny dom. Jeśli zajmą go Rosjanie, nie zawaha się skierować tam ognia.
W rodzinnym domu, w swoim pokoju, namalował kiedyś na ścianie obraz. Jezioro na leśnej polanie, z jeziora wychylają się rusałki, światło księżyca spowija pole błękitną łuną. Jeśli człowiek spędza kilka dni na malowaniu ściany, a potem potrzebuje kilku sekund, by tę ścianę zburzyć, to ważne, by przynajmniej robił to świadomie.

Gdzie chciałby kiedyś żyć? Mówi, że nie przychodzi mu do głowy żadne inne miejsce poza rodzinną miejscowością. Okala ją wielki las. Spędził tam rok, pracując jako gajowy.

Wspomina to jako najpiękniejszy czas w życiu. Patrzył na drzewa. Malował. Pisał wiersze.
Rodzice nie wiedzą, że jest na wojnie. Wierzą, że znalazł stabilną pracę w Kijowie. Taka jest oficjalna wersja.

Matka, gdy pisze do niego, sytuację w rodzinnej miejscowości przedstawia tak, aby go nie martwić. Owszem, to teraz terytorium „Donieckiej Republiki”, pisze matka, ale oni nie są tacy źli, jak przedstawiają to media. Da się żyć. Zresztą nie ma ich wielu, prawie ich nie spotykamy. Rosyjskiego wojska też nie ma – zapewnia.

Matka nie wie, że chyba nikt nie jest tak dobrze zorientowany o ruchach wojsk jak jej „Asasyn”. Cieszy się, że przynajmniej jej ukochany syn jest w bezpiecznym miejscu.

120 tysięcy

Człowiek-byk spogląda w przestrzeń. Z profilu kobiety czekającej w oknie spływa jesienny deszcz. To obrazy nostalgiczne. Ale więcej jest tych mrocznych. Z kosmicznej zawieruchy wychyla się oko demona. Wiatr rozrywa postać wędrującą przez step. Samuraj schyla się, przygnieciony eksplozją czerwieni i czerni.

Grafiki, które kiedyś tworzył, mogłyby być wystawiane na aukcjach. W innym świecie. W tym, który jest, za głowę „Asasyna” Rosjanie dają 120 tys. dolarów. Niezły wynik jak na kogoś przed trzydziestką. Dlatego nie pokazuje twarzy fotografom. Zawsze kryje się w cieniu, zasłania twarz chustą. Tylko nieliczni znają jego prawdziwe imię.

Denerwuje się, gdy do Pisków przyjeżdżają dziennikarze. Boi się, że któryś sfotografuje go, w chwili nieuwagi, i żezostanie rozpoznany przez wroga.

Ostatnio, w piątek 27 lutego, w Piskach zginął dziennikarz. Ukraiński fotograf Siergiej Nikołajew. Zabił go pocisk z moździerza. Dozwolonego przez „Mińsk 2”. Razem z Siergiejem zginął żołnierz, który mu towarzyszył. Ochotnik z Kamieńca Podolskiego. Prywatnie: ojciec trojga dzieci.

„Asasyn” uważa, że gdyby strona ukraińska nie trzymała się ułudy rozejmu i artyleria pracowała normalnie (tak tumówią: artyleria nie strzela, lecz „pracuje”), tych śmierci można byłoby uniknąć. Że dziennikarza i żołnierza mogła uchronić skuteczna „profilaktyka”.

Czasem koledzy oglądają jego obrazy, zapisane na tablecie.

– Nie widzę tu nic poza eksplozjami. On namalował wojnę, zanim się zaczęła – mówi ktoś.

Zapytany o tytuły rysunków, kręci głową. – Nie pamiętam – mówi. – Ja sprzed wojny i ja obecny to już dwie inne osoby. To malował ktoś inny.

Pierwszy „Asasyn” pełni funkcję wokalu ekstremalnego w swoim blackmetalowym zespole. Drugi „Asasyn” opowiada matce o nieistniejących próbach. Matka cieszy się, że udaje mu się połączyć pracę z muzycznym hobby. Poniekąd ma rację: muzyczny słuch pomaga mu przy identyfikowaniu źródeł ostrzału.

Pierwszy „Asasyn” uprawia karate. Ćwiczy walkę mieczem samurajskim. Medytuje. Drugi koordynuje ogień i nie zastanawia się, gdzie trafią pociski. Widzi tylko koordynaty i cel. To czasem jak gra komputerowa. Czy nie myśli otym, że po drugiej stronie są ludzie? Myśli. Ale to ludzie, którzy zabrali mu dom i las. Czy są godni tego, by patrzeć na nich jak na ludzi?

„Asasyn” wie, że Rosjanie celowo umieszczają stanowiska swojej artylerii na osiedlach mieszkalnych. Tym bardziej trzeba ich zabić. Z terrorystami się nie negocjuje.

Zna mapę. Nikt nie zna jej lepiej. I nikt tak bardzo nie chce się pozbyć Rosjan z Doniecka. Może z miesiąc temu był z kolegami na przepustce, w Kijowie. Poszli na piwo. On pił herbatę, alkohol uważa za używkę, jak narkotyki. Zadzwonił telefon z Pisków. Prosili, by pomógł skoordynować ostrzał. Otworzył na tablecie mapę. Wyliczył dane. 700 kilometrów dalej wybuchały pociski, które naprowadził, a on uśmiechał się znad herbaty i ciastek.

Już nie wrócisz 

Piski, front. Wokół komputera leżą krótkofalówki. „Asasyn” słucha rosyjskich częstotliwości. Komend, rozmów. Zapisuje informacje. Stąd wie, że po rzezi w Debalcewe do Doniecka wrócili sławni z okrucieństwa „Giwi” i „Motorola”.

Pogardza nimi.

Wydaje się, że nic nie może wyprowadzić go z równowagi. Zachowuje spokój nawet wtedy, gdy Rosjanie namierzą jego częstotliwość i mówią mu, że wiedzą, po akcencie w jego rosyjskim, iż pochodzi stąd. „Asasyn”, jesteś trupem. Znajdziemy cię. Już nie wrócisz do domu.

Mogą mieć rację.
Co będzie robił po wojnie?
Po wojnie? Czyli kiedy?
W każdym razie już nie umie malować. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2015