Dziwny rozejm

W Donbasie trwa „zawieszenie broni”. Czyli wojna: Rosjanie powiększają zajęty obszar. Symbolem ukraińskiego oporu jest donieckie lotnisko. Cierpią cywile.

13.10.2014

Czyta się kilka minut

Płonie zniszczony główny terminal lotniska w Doniecku. 8 października 2014 r. / Fot. Dmitry Lovetsky / AP / EAST NEWS
Płonie zniszczony główny terminal lotniska w Doniecku. 8 października 2014 r. / Fot. Dmitry Lovetsky / AP / EAST NEWS

Północna część Doniecka, leżąca w pobliżu międzynarodowego lotniska, popada w coraz większą ruinę. Spadające pociski niszczą kolejne budynki, zabijają kolejnych ludzi. Tak jest codziennie – chociaż, podobno, trwa zawieszenie broni. Ludzie tu mieszkający boją się, że nie przeżyją zimy w takich warunkach.

Donieck to miasto specyficzne. Już kilkaset metrów od dworca zupełnie się zmienia, pojawia się coraz więcej niskiej zabudowy. Można odnieść wrażenie, że nagle znaleźliśmy się w prowincjonalnym miasteczku.

Ale potem, z każdym mijanym skrzyżowaniem, dysproporcji jest więcej – i to specyficznej, bo wojennej natury. Gdy zatrzymuję się przy bazarze, obok straszą przystanek i sklep. A właściwie to, co z nich zostało. Budynek w niektórych miejscach obłożono metalowymi blachami. Z jego zachodniej ściany został szkielet, dach jest częściowo zerwany. Ściany poszatkowane od odłamków, sterty gruzu.

– Nie, to już stare – mówi młody chłopak, który sprzedaje papierosy. Na ten dom pociski spadły cztery dni temu, ale dla chłopaka to zamierzchła przeszłość. Tutaj każdy dzień przynosi coś nowego. Kto strzela? Jeden z mieszkańców, nazwijmy go Iwan, twierdzi, że jedna i druga strona. Choć najpierw się zastrzega: – A skąd mam wiedzieć?

Tutaj, po prorosyjskiej (czy może po prostu: rosyjskiej) stronie frontu, wszyscy – poza Iwanem – są przekonani, że za ostrzałem stoją Ukraińcy, zwłaszcza znienawidzona przez Rosjan ochotnicza Gwardia Narodowa. Ukraińskie pociski – przekonują – mają lecieć przede wszystkim z miejscowości Pisków i Awdijiwki (są tam pozycje Ukraińców). – Widziałem, jak wybuchła bomba fosforowa, o tutaj – chłopak od papierosów pokazuje w stronę lotniska. Skąd wie, jak wybucha bomba fosforowa? Pewnie nie wie, po prostu tak usłyszał.

Bój o lotnisko

Paradoksalnie – a może wcale nie paradoksalnie? – walki o donieckie lotnisko i inne istotne punkty w Doniecku nasiliły się po tym, jak 5 września w Mińsku podpisano zawieszenie broni. Z terminalu, który został rozbudowany z okazji Euro 2012, została kupa gruzu.

Chociaż słowo „walki”, sugerujące aktywne działania obu stron, nie jest zbyt ścisłe. Sprecyzujmy: atakują Rosjanie. W zasadzie niemal codziennie siły ukraińskie, trzymające pozycje na lotnisku, są atakowane. Jak dotąd odpierają szturmy – choć cena jest wysoka. Kilka dni temu władze ukraińskie podały, że przez miesiąc „rozejmu” zginęło 64 ukraińskich żołnierzy i członków oddziałów ochotniczych, a ok. 200 zostało rannych. Straty rosyjskie nie są znane. Z kolei ONZ poinformowała, że wedle jej danych od początku „rozejmu” zginęło ponad 300 ludzi (jaki procent mieliby stanowić żołnierze, a jaki cywile, nie podano). Większość Ukraińców zginęła na lotnisku. W ten sposób „Donieck International” stał się symbolem ukraińskiego oporu.

Dlaczego akurat lotnisko jest atakowane? Trudno powiedzieć. Może chodzi o kwestie praktyczne, może „Doniecka Republika Ludowa” chce mieć własny port lotniczy.

A może chodzi także o prestiż. Bo Rosjanie usiłują zdobyć „Donieck International” od wielu miesięcy. Po raz pierwszy do poważnych walk doszło tutaj 26 maja – i już wtedy siły rosyjskie doznały poważnych strat, mówiono o setce zabitych. To właśnie wtedy z Donbasu do Rosji pojechały pierwsze trumny – a w każdym razie pierwsze sfotografowane.

Teraz, we wrześniu i w pierwszych dniach października, walki stały się jeszcze bardziej zacięte. Wzmocnieni artylerią i nowymi oddziałami piechoty Rosjanie powoli zaczęli wdzierać się na lotnisko.

Dziś obie strony wysyłają sprzeczne komunikaty – co jest już normą podczas tej wojny. Ostatnio „premier” nieuznawanej „Donieckiej Republiki” Ołeksandr Zacharczenko obwieścił, że teren niemal w stu procentach jest pod ich kontrolą. Strona ukraińska codziennie informuje o bohaterskiej walce żołnierzy broniących lotniska, którzy nie poddają się mimo ogromnego naporu przeciwnika i zadają mu duże straty. Ponieważ walki trwają codziennie, wydaje się, że „Donieck International” rzeczywiście nadal się broni.

Gotowi na sezon grzewczy

Także na bazar spadły pociski. Rozwaliły jedną z bud, pozostawiły leje, odłamki, powybijane okna. Praktycznie wszystkie stoiska zostały zamknięte. Teraz kręci się tu kilka osób, które chcą pokazać dziennikarzom, co przeżywają.

– Zobaczcie, co oni nam robią. My chcemy normalnie żyć – mówi, płacząc, starsza kobieta. Łzy często mieszają się tu ze złością i bezsilnością. Nikt nie wie, co ma robić dalej, jak i gdzie żyć.

Z każdym krokiem napotyka się nową porcję cierpienia. Kolejne powybijane okna, zbombardowane domy, ranni i zabici.

Maksym szedł po wodę z kranu technicznego, bo w domach nie ma jej od dawna. Spadł pocisk artyleryjski, odłamek ranił go w skroń (już mu zaszyli) i rękę. Dłoń jest strasznie spuchnięta, widać ogromną ranę. – To akurat był kawałek szkła – mówi Maksym.

Brak wody jest szczególnie dotkliwy w trakcie pożarów. – Straż pożarną i pogotowie trzeba by oddać pod trybunał – twierdzi Iryna, która mieszka w pobliżu. Gdy spadły pociski, sąsiednie budynki zaczęły płonąć. Najpierw jeden, potem kolejne dwa. Straż pożarna miała odpowiedzieć, że nie przyjedzie, bo to strefa walk. Iryna poprosiła, żeby chociaż dostarczyli wodę do gaszenia, ale też odmówili. – A jak dzwoniłam na pogotowie, że chyba kogoś zabiło, to powiedzieli, żeby wynieść go w bezpieczne miejsce, wtedy go zabiorą – twierdzi Iryna. – Niby jak miałam to zrobić? – rozkłada ręce.

Poza wodą nie ma też prądu, rzadko jest gaz. Brak perspektyw, aby „rozejm” zamienił się tu w prawdziwy rozejm, powoduje, że wielu mieszkańców boi się nadchodzącej zimy. Niedawno „premier” Zacharczenko stwierdził, że 80 procent terytoriów kontrolowanych przez separatystów w obwodzie donieckim jest gotowych do sezonu grzewczego i ma się on zacząć najpóźniej 15 października. Słabe to pocieszenie dla tych, co mieszkają w pobliżu lotniska, bo oni należą do tych pozostałych 20 procent.

Ulica śmierci

Wołodymyr, którego spotykam na zniszczonym bazarze, prosi, żebym zapisał jego komentarz, jego krótkie przesłanie do prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki: aby on przeżył to, co przez niego – jak twierdzi Wołodymyr – przeżywają tu prości ludzie. Po czym zaprasza na jabłka i herbatę. Mieszka obok bazaru. Dom pełen zwierząt: dwa psy, dwa koty, królik. Do sąsiadów niedawno wpadł pocisk. Mówią, że z wyrzutni rakiet Grad. Wołodymyr pokazuje odłamki, które znalazł na swoim podwórku. Jego syn Witalij nie chodzi do szkoły, bo w okolicy nie zostały otwarte, a do centrum nie ma jak dojechać. Mimo to Wołodymyr nie chce opuszczać domu, bo – jak mówi – „to nasza ziemia”. Inni też mówią: „Zostajemy, bo nie mamy gdzie się podziać”.

Siedzimy z Wołodymyrem przy akompaniamencie artylerii. Strzela w zasadzie cały czas. Słychać chyba moździerze (charakterystyczne „pyknięcia”), Grady, rzadziej karabiny. Przez kilka godzin, które tu spędziłem, było przynajmniej 50 wybuchów. Jedne bliżej, inne dalej. Na dalsze eksplozje prawie nikt nie reaguje. Nie odwracają głów, nie chowają się, nie mrugają oczami. Wojna stała się codziennością dla tych, co zostali. Są mniejszością, większość dawno się stąd wyniosła – w inne części Doniecka, w spokojniejsze miejsca na Ukrainie lub do Rosji.

– Tam dalej jest „ulica śmierci” – pokazuje rosyjski bojownik (nie podaje imienia, tylko wiek: 22 lata). – Dojdziecie do końca, tam będzie nasz posterunek. Jak ktoś za niego wychodzi, to zaczynają strzelać „ukropy”.

Ukrop” to „koper”, dziś pogardliwe określenie Ukraińców. Chłopak ma prawie tyle lat, co niepodległa Ukraina, ale mówi, że to Związek Sowiecki był tym państwem, w którym warto żyć.

W stronę „ulicy śmierci” zmierza starsza kobieta. – Przepraszam, czy tam strzelają? – pokazuje kierunek. Odpowiadam, że teraz nie strzelali. Dosłownie sekundę potem słychać wybuch. Starsza kobieta postanawia, że pójdzie do domu.

Małe szanse na (s)pokój

Kilkaset metrów od „ulicy śmierci”, jeszcze w lipcu, pocisk (czyj?) wpadł do garażu i zniszczył go całkowicie. Ale nie eksplodował. W środku widzę wbity w ziemię pocisk. Wtedy saperzy przyjechali go obejrzeć, uznali, że nie ma niebezpieczeństwa, więc odjechali. W domu obok nadal mieszka rodzina. Boi się ruszyć niewybuch. Sterczy więc do tej pory.

Ostatnio pociski spadające bliżej centrum są coraz częstszym zjawiskiem. Serhij mieszka kilkaset metrów od dworca: mówi, że pocisk wysadził dach i wpadł mu do mieszkania. – Normalnie wracam do domu o siedemnastej, ale akurat musiałem zostać dłużej. Musiał tu interweniować Bóg.

Żołnierze, którzy przyszli rano, także w tym przypadku powiedzieli, że nie ma zagrożenia, i poszli sobie, zostawiając to, co zostało z pocisku w jego mieszkaniu. Serhij mieszka teraz właściwie pod gołym niebem. Martwi się, że nie dostanie szybko pomocy, a już teraz w Doniecku jest dosyć zimno. Wkrótce pojawią się deszcze, a za nimi mrozy.

W czasie gdy zniszczone zostało mieszkanie Serhija, pociski uszkodziły jeszcze kilka innych budynków. Jeden spadł na sklep spożywczy. Zginęły dwie sprzedawczynie. Tamtego dnia w sumie życie straciło tu pięć osób.

W Doniecku każdy marzy o pokoju albo chociaż spokoju. Nic nie zapowiada, by w najbliższym czasie udało się go zaprowadzić.


Tekst ukończono w piątek 10 października.


PAWEŁ PIENIĄŻEK jest niezależnym dziennikarzem, wydarzenia na Ukrainie relacjonuje od początku protestów na kijowskim Majdanie. 2 grudnia ukaże się jego reporterska książka „Pozdrowienia z Noworosji”. Za relacje z Ukrainy publikowane również w „Tygodniku Powszechnym” został nominowany do tegorocznej nagrody dziennikarskiej MediaTory.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2014