To nie jest herezja

Szukając nowych argumentów przeciwko święceniom kapłańskim kobiet, Kongregacja Nauki Wiary dokonała sakramentalnej absolutyzacji męskości. Tak jakby męskość Chrystusa szła przed Jego człowieczeństwem.

09.10.2018

Czyta się kilka minut

 / PABLO CASTAGNOLA / ANZENBERGER / FORUM
/ PABLO CASTAGNOLA / ANZENBERGER / FORUM

Wskrzeszona w ostatnich latach w kurii rzymskiej dyskusja na temat święceń kapłańskich kobiet dotyczy już nie tylko ścierania się argumentacji „za” i „przeciw” kapłaństwu kobiet, ale także samej koncepcji kapłaństwa.

Kwestia dla soboru

Już wcześniej bywało, że temperatura sporu osiągała stan wrzenia. Tak było w 1994 r., kiedy interweniował Jan Paweł II, publikując słynny List apostolski „Ordinatio sacerdotalis” o udzielaniu święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom. Papieżowi chodziło o przerwanie jakichkolwiek debat w tej kwestii. Pisał: „Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22, 32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za definitywne”.

Szybko pojawiły się pytania o rangę dogmatyczną tego nauczania: w jak wielkim stopniu wiąże ono sumienie i wiarę katolików. W odpowiedzi w 1995 r. Kongregacja Nauki Wiary oświadczyła, że doktryna zawarta w Liście „powinna być uważana za należącą do depozytu wiary”. Dlaczego? Ponieważ jest „oparta na spisanym słowie Bożym [Piśmie Świętym – JM] oraz od samego początku niezmiennie zachowywana i stosowana w Tradycji Kościoła”. Nauka należąca do depozytu wiary to nauka objawiona, której zaprzeczanie równa się herezji, czyli wyłącza z Kościoła.

Na wypowiedź KNW spadła lawina krytyki, która nie pozostała bez echa w kurii rzymskiej. Trzy lata później Kongregacja wycofała się z wcześniejszego stanowiska, zaliczając doktrynę o wykluczeniu kobiet ze święceń do nauczania tzw. definitywnego. Jak ujął to w 1998 r. jezuita Avery Dulles, którego Jan Paweł II w 2001 r. wyniósł do godności kardynalskiej: „Komentarz KNW przyjmuje bardzo umiarkowaną linię, przypisując tę doktrynę do drugiego poziomu nauczania, więc jej odrzucenie nie jest herezją”.

Potknięcie KNW w latach 90. i zmiana stanowiska, jak też ostatnia, majowa wypowiedź obecnego jej prefekta kard. ­Louisa Ladarii, który w artykule na łamach „L’Osservatore Romano” niespodziewanie „przywrócił” doktrynie rangę depozytu wiary, pokazuje, że nie wszystko jest tu jasne. Trudno się też dziwić, że nie tylko po stronie teologów, ale i wśród biskupów pojawiają się głosy, iż kwestię tę powinien rozstrzygnąć sobór.

Junia czy Junias?

Tradycyjną argumentację za doktryną wykluczającą kobiety ze święceń przypomniała KNW już w 1976 r. w deklaracji „Inter insigniores”. Przedstawiła jednak także argumentację nową, konieczną – jak uznano – w zmieniającej się sytuacji społeczno-kulturowej świata i Kościoła. Trzy tradycyjne argumenty przeciwko święceniom kobiet to:

1. Postawa Chrystusa: Jezus nie powołał żadnej kobiety do grona Dwunastu.

2. Praktyka apostołów: wspólnota apostolska pozostała wierna postawie Chrystusa.

3. Nieprzerwana tradycja Kościoła: Kościół katolicki nigdy nie uważał, że kobietom można ważnie udzielić święceń kapłańskich lub biskupich.

Teologowie, bo nie tylko teolożki feministyczne, poddali te racje poważnej krytyce. Argument z „postawy Chrystusa” nie przekonywał, ponieważ, jak pisała s. Elizabeth A. Johnson: „Jezus nigdy nie wyświęcił dwunastu mężczyzn, powołując do istnienia tylko męskie kapłaństwo. Taka interpretacja jest anachronizmem projektowanym na Ewangelie w świetle późniejszego rozwoju”. W czasach Nowego Testamentu nie istniało jeszcze kapłaństwo w dzisiejszym rozumieniu – jako grupa mężczyzn, którzy sakramentalnie, po przyjęciu święceń, są przeznaczeni do kierowania wspólnotą wierzących, głoszenia słowa Bożego, a szczególnie sprawowania Eucharystii. Tego rodzaju kapłaństwo zaczęło się kształtować dopiero pod koniec I w., przy czym historyczne dane są nieliczne i niepewne.


Czytaj także: O nas bez nas - rozmowa "Tygodnika" z teolożką Zuzanną Radzik


Co do drugiego argumentu – jeśli przyjąć, że Jezus nikogo nie wyświęcił, to wspólnota apostołów nie miała tu czego kontynuować. Nie dość powtarzać jednak, że w Kościele pierwotnym, apostolskim „kobiety – jeszcze raz s. Johnson – znajdowały się wśród najbardziej aktywnych i wiernych apostołów i uczniów”. O tym, że do grona apostołów należały kobiety, pisał już św. Paweł w Liście do Rzymian: „Pozdrówcie Andronika i Junię, moich rodaków i współtowarzyszy więzienia, którzy się wyróżniają między apostołami, a którzy przede mną przystali do Chrystusa” (Rz 16, 7). Zasadniczo minęły już czasy, w których tłumaczenia Pisma Świętego kobiece imię „Junia” oddawały przez męskie „Junias” – bo nie do pomyślenia był apostoł rodzaju żeńskiego. Niemniej w piątym wydaniu Biblii Tysiąclecia i wciąż, nie wiedzieć czemu, jak wół stoi „Junias”.

Jaka tradycja?

Jeśli chodzi o argument z nieprzerwanej tradycji, to KNW na świadectwo przytacza kilkanaście wypowiedzi Ojców Kościoła i teologów średniowiecza, w tym: Ireneusza, Tertuliana, Firmiliana z Cezarei, Orygenesa, Epifaniusza, Jana Chryzostoma, Tomasza z Akwinu i Bonawentury. Dodaje do tego fragmenty z dwóch starożytnych pism: „Didascalia apostolorum” (III w.) i „Konstytucje apostolskie” (IV w.), które długo uchodziły za dzieła samych apostołów. Problem w tym, że – jak przekonująco wykazało m.in. Katolickie Towarzystwo Teologów Ameryki – przywołane starożytne czy średniowieczne wypowiedzi nie mogą poświadczyć tezy KNW, bo po prostu nie podejmują tematu święceń kobiet. A jeśli któryś ze wspomnianych teologów to czyni, to wychodzi od przebrzmiałej już mizoginicznej antropologii, według której kobieta z natury jest istotą gorszą, mniej rozumną, ale bardziej grzeszną od mężczyzny i dlatego niegodną kapłaństwa.

„Konstytucje apostolskie” w przywołanym przez KNW fragmencie głoszą: „»Kobietom nie pozwalamy nauczać w Kościele« [por. 1 Tm 12, 2], lecz jedynie modlić się i słuchać nauczycieli. Wszak nasz Nauczyciel i Pan, Jezus Chrystus, który wysłał nas, dwunastu, abyśmy głosili naukę ludowi i poganom, nigdy nie posłał kobiet z misją nauczania, chociaż ich nie brakowało. Była przecież z nami Matka Pana, i Jego siostry, a nadto Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba, Marta i Maria, siostry Łazarza, Salome i jeszcze inne. Gdyby było konieczne, aby kobiety nauczały, On pierwszy by im kazał katechizować lud wraz z nami. Skoro jednak głową kobiety jest mężczyzna, to nie jest słuszne, by reszta ciała rządziła głową”.

Epifaniusz także nic nie mówi o kapłaństwie kobiet, ponadto zaś w duchu ­tradycyjnym stwierdza bez ogródek: „I które kobiety są nauczycielami (...)? Kobiety są niestałe, skłonne do błędu i złośliwe. (...) Diabeł widzi sposobność, by pluć niedorzecznymi naukami poprzez usta kobiet”.

I jeszcze Tomasz z Akwinu, którego wpływ na doktrynę Kościoła trudno przecenić. W „Komentarzu do Sentencji Piotra Lombarda”, owszem, podejmuje temat kapłaństwa kobiet, ale o nich samych nie ma najlepszego zdania. Po przedstawieniu trzech znanych mu argumentów za święceniami kobiet odrzuca je wszystkie, pisząc krótko: „Z kolei przeciwko temu przemawia 1 Tm 2, 12: »Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem [dosłownie – mężczyzną]«”. Dlaczego? Autor Listu do Tymoteusza nie miał wątpliwości: „Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. (...) Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem – Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo”.

Dodajmy do tego jeszcze i to, że według Tomasza z Akwinu tak naprawdę istnieje tylko jedna prawdziwa płeć, męska – wszak kobieta jest nieudanym, wybrakowanym mężczyzną. Ponadto – jak Akwinata napisał w „Przeciw poganom”: „Kobieta (...) potrzebuje mężczyzny nie tylko, aby mieć potomstwo, jak to jest u innych zwierząt, lecz także, by nią ktoś rządził, mężczyzna bowiem ma rozum doskonalszy i większą siłę”. Ostatecznie w „Sumie teologicznej” wyjawi, że „obraz Boga w taki sposób znajduje się w mężczyźnie, w jaki nie znajduje się w kobiecie: bo mianowicie mężczyzna jest początkiem i celem kobiety, tak jak Bóg jest początkiem i celem całego stworzenia”.

Katolickie Towarzystwo Teologów Ameryki po przebadaniu przywołanych przez KNW świadectw na nieprzerwaną tradycję doszło do wniosku: „Na podstawie studiów historycznych nie da się zakwestionować, iż stały argument za wykluczeniem kobiet z kapłaństwa opierał się na przekonaniu, iż kobiety nie były odpowiednimi podmiotami do takiej posługi z uwagi na niższość ich płci i/lub ich status podporządkowania w systemie społecznym”. Zagadką pozostanie, dlaczego KNW na historyczno-teologiczny dowód nieprzerwanej tradycji przywołała pisma, z których żadnego nie można uznać za świadectwo właściwe, chyba że zgodzimy się na antropologię mizoginiczną, w której kobiety z natury i łaski są istotami gorszymi od mężczyzn, więc niegodnymi święceń i sprawowania świętych czynności sakramentalnych, szczególnie Eucharystii.

Podobieństwo naturalne

Dzisiaj argumentacja taka jest nie do przyjęcia, co jednak nie oznacza, że nie do przyjęcia jest sama ta doktryna. „Inter insigniores” przyjmuje – jak najbardziej słusznie – zasadnicze założenie, że jedną rzeczą jest doktryna, a inną teologiczna argumentacja służąca jej uzasadnieniu. KNW w komentarzu do tego dokumentu stwierdziła: „W nauczaniu uroczystym [dogmat – JM] nieomylność dotyczy orzeczenia doktrynalnego, nie zaś argumentów, które służą jego objaśnieniu”. Innymi słowy: jeśli wraz ze zmianami historyczno-kulturowymi coś złego zaczyna się dziać z argumentacją za daną doktryną lub nawet jeśli konkretna argumentacja upada, nie oznacza to, że coś złego dzieje się z samą doktryną czy też że ta doktryna upada. W tej sytuacji powstaje konieczność nie odrzucenia doktryny, ale poszukiwania nowych argumentów – pozbawionych elementów dyskryminujących kobiety czy mizoginicznych, które w nowym kontekście kulturowym będą w stanie ukazać tę doktrynę jako wciąż życiodajną i błogosławioną prawdę.


Czytaj także: Puchar na cześć sumienia: Ks. Alfons Skowronek o kapłaństwie kobiet


I Kongregacja zaproponowała nowy argument przeciwko święceniom kobiet. Można go nazwać argumentem „z podobieństwa naturalnego”, który ściśle wiąże się z tajemnicą Eucharystii. Czytamy w „Inter insigniores”: „Kapłan, który ma władzę sprawowania Eucharystii, działa w tym przypadku (...) w osobie Chrystusa (in persona Christi), to znaczy podejmując Jego działanie w taki sposób, że staje się Jego obrazem, gdy wypowiada słowa konsekracji. Kapłaństwo chrześcijańskie posiada więc charakter sakramentalny. Kapłan jest znakiem, którego nadprzyrodzona skuteczność wynika z przyjętych Święceń; powinien to być znak wyraźny i łatwy do odczytania przez wiernych. Cała ekonomia sakramentalna opiera się na znakach naturalnych, bliskich psychice człowieka. »Znaki sakramentalne – jak mówi św. Tomasz z Akwinu – oznaczają coś przez podobieństwo naturalne«. (...) Ponieważ w Eucharystii należy w sposób sakramentalny wyrazić działanie Chrystusa, dlatego trzeba pamiętać o tym, że nie byłoby tego podobieństwa naturalnego, jakie powinno zachodzić między Chrystusem i Jego kapłanem, gdyby nie był on mężczyzną; w takiej sytuacji trudno byłoby dostrzec w kapłanie obraz Chrystusa. Chrystus bowiem był i pozostaje mężczyzną”.

Argument spotkał się z ostrą krytyką. Podkreślano, że KNW dokonała swoistej sakramentalnej absolutyzacji męskości, co prowadzi do teologicznej degradacji kobiecości w stopniu niespotykanym do tej pory w dziejach teologicznego mizoginizmu. Przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze – w przeszłości, absolutyzowano nie płeć Jezusa, ale Jego człowieczeństwo, co wyraźnie doszło do głosu w fundamentalnej zasadzie teologicznej Ojców Kościoła: co nie zostało przyjęte przez Drugą Osobę Boską we Wcieleniu, nie podlega odkupieniu. W tym sensie wszystkie istoty ludzkie, mężczyźni i kobiety, na równi pozostają w zbawczej relacji z Chrystusem. Absolutyzacja Jego męskiej płci wyklucza z tej relacji kobiety lub grozi takim wykluczeniem, w każdym razie domaga się – rzecz niespotykana w historii doktryny – dwóch różnych koncepcji odkupienia.

Po drugie – absolutyzacja męskości Chrystusa wyklucza możliwość podobieństwa kobiety do Niego, rezerwuje to podobieństwo wyłącznie dla mężczyzn. Mężczyźni, stojąc w obliczu Chrystusa, którego męskość niejako idzie przed człowieczeństwem, nie mają istotnych kłopotów z pełnym przeżywaniem własnej tożsamości jako istot podobnych Zbawicielowi. Natomiast kobietom nie jest to dane. Innymi słowy – obraz i podobieństwo Boga noszą w sobie i kobieta, i mężczyzna, ale obraz i podobieństwo Chrystusa może nosić wyłącznie mężczyzna.

Męska Oblubienica

Argument „z podobieństwa naturalnego” KNW ściśle powiązała z biblijną symboliką, w której Chrystusa pojmuje się jako Oblubieńca, a Kościół jako Oblubienicę (por. Ef 5, 25-32; 2 Kor 11, 2). W języku łacińskim i greckim słowo „Kościół” – ­Ecclesia, Ekklezja – jest rodzaju żeńskiego, podobnie jak w hebrajskim – ­Qahal. KNW założyła, że oblubieńcza symbolika Nowego Testamentu mogłaby posłużyć jako biblijny kontrargument przeciwko argumentowi z „podobieństwa naturalnego” – i dlatego z góry zdecydowała się go odeprzeć. Czy jednak to się jej udało?

KNW przyjęła, że rozumowanie w takim kontrargumencie wyglądałoby w następujący sposób: Kościół – z jednej strony – naucza, że kapłan w Eucharystii działa in persona Christi, czyli w osobie Oblubieńca, który jest mężczyzną. Wynika z tego – zgodnie z logiką sakramentalnego „podobieństwa naturalnego” – że kapłan z konieczności i bezwzględnie musi być także mężczyzną. Z drugiej jednak strony Kościół tradycyjnie naucza również, że kapłan w Eucharystii działa in persona Ecclesiae, czyli w osobie Kościoła, Oblubienicy, która jest kobietą. Wynikałoby zatem z tego – również zgodnie z logiką sakramentalnego „podobieństwa naturalnego” – że kapłan z konieczności i bezwzględnie musi być kobietą. KNW odrzuca jednak takie wnioskowanie, stwierdzając: „To prawda, że kapłan rzeczywiście reprezentuje Kościół, który jest Ciałem Chrystusa, ale dzieje się tak dlatego, że przede wszystkim reprezentuje samego Chrystusa, który jest Głową i Pasterzem Kościoła”.

Co oznacza takie stwierdzenie KNW? Że mężczyźni mogą sakramentalnie, symbolicznie reprezentować zarówno Chrystusa, Oblubieńca, czyli to, co męskie, jak i Eklezję, Oblubienicę, czyli to, co kobiece. Inaczej rzeczy się mają z kobietami, które sakramentalnie, symbolicznie mogą reprezentować tylko Kościół, Oblubienicę, czyli wyłącznie to, co kobiece. Męskie zatem jest uniwersalne, symbolicznie zdolne obejmować obie płcie. Z kolei kobiece jest partykularne, symbolicznie ograniczone do jednej, własnej płci. Sakramentalnie między tym, co męskie, a tym, co kobiece, panuje zatem znacząca asymetria.

Stwierdzenie KNW oznacza dalej, że mężczyzna symbolicznie może przedstawiać sobą zarówno to, co boskie, niestworzone, wieczne i święte, jak i to, co ludzkie, stworzone, śmiertelne i grzeszne, natomiast kobieta symbolicznie może przedstawiać sobą tylko i wyłącznie to, co ludzkie, stworzone, śmiertelne i grzeszne. To, co męskie, symbolicznie może przekraczać swoją skończoność i grzeszność, transcendując w nieskończoność i świętość, ale temu, co kobiece, nie jest to dane – to, co kobiece, ogranicza się tylko i wyłącznie do tego, co skończone i grzeszne...

Chyba łatwiej teraz pojąć, dlaczego w języku doktryny i liturgii Kościoła Bóg ma oblicze ekskluzywnie męskie, nawet jeśli – jak ujmuje to Katechizm Kościoła Katolickiego – „Bóg w żadnym wypadku nie jest obrazem człowieka. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Bóg jest czystym duchem, w którym nie ma miejsca na różnicę płci” (370). Doktryna i liturgia Kościoła wzywa i nazywa Boga konsekwentnie po męsku, przede wszystkim jako Ojca, Syna i Ducha Świętego, chociaż istnieją biblijne racje, by przynajmniej Ducha Świętego nazywać po kobiecemu. Wydawałoby się, że można by to robić, skoro w Biblii hebrajskiej słowo „Duch” jest rodzaju żeńskiego, a w grece Nowego Testamentu – nijakiego.

KNW jak dotychczas nie widzi takiej możliwości. W 1997 r. oświadczyła: „W wierności natchnionemu Słowu Bożemu ma być zachowana tradycyjna biblijna praktyka nazywania osób Trójcy Świętej jako Ojca, Syna i Ducha Świętego. Podobnie w zgodzie z tradycją Kościoła [ale inaczej niż w natchnionym Słowie Bożym, wbrew Pismu Świętemu! – JM], żeńskie i neutralne zaimki nie mogą być stosowane w odniesieniu do osoby Ducha Świętego”.

***

Prezentowana w dokumentach KNW w XX i XXI w. tradycyjna i nowa argumentacja za doktryną wykluczającą kobiety ze święceń kapłańskich – z „podobieństwa naturalnego”– ma swoje słabe strony i nie przekonuje. Wciąż czekamy na racje, które – respektując przemiany historyczno-kulturowe naszych czasów w aspekcie antropologicznym – w pełni będą pozbawione elementów dyskryminujących kobiety.

Niemniej problemy z argumentacją za doktryną rezerwującą święcenia kapłańskie dla mężczyzn wiążą się nie tylko z zagadnieniami antropologicznymi, lecz także z pytaniem o model kapłaństwa w niej zakładany. Czy jest to model odpowiedni dla czasów, w których przyszło nam, świeckim i duchownym, dziś żyć i Kościołowi pełnić swoją misję? To już pytanie na kolejny artykuł. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2018