Telefon z Grecji

29.06.2003

Czyta się kilka minut

1. Starożytna Grecja została za nami. Obserwować ją możemy już tylko w ciemniejącym lusterku wstecznym. Konstruujemy nieprzerwanie, pokolenie za pokoleniem, wyobrażenia tamtego świata. I w tej paradoksalnej sytuacji obecności/nieobecności, kiedy starożytni Grecy stali się dla nas, jak to z nie zawsze uświadomioną dwuznacznością powiadamy: przedmiotem wyrafinowanych studiów akademickich, pytać możemy, a może nawet powinniśmy, o czym w istocie mówimy.

Jaki obraz greckiej starożytności skłonni uznać jesteśmy za prawdziwy i autentyczny? I dlaczego? Mieliśmy już i olimpijskie słońce Winckelmanna, i dionizyjską frenezję Nietzschego. Jaki obraz przemawia do nas dzisiaj?

2. Materia przydatna badaczom do rekonstrukcji przeszłości to świadectwa zmysłowo postrzegalne, a dokładniej rzecz ujmując, dane naocznie. Obojętne, czy mamy do czynienia z rzeźbą, architekturą, czy z zapisem tekstu tragedii. Bezwzględny tryumf oka.

No dobrze, ale co z głosem? Co z muzyką grecką? Jak ona brzmiała? Jak była wykonywana? Jakie było jej miejsce i rola w życiu codziennym, a jak używano jej w misteriach i tragediach? Obraz grecki - prawda, że fragmentarycznie i szczątkowo - zachował się jednak do czasów współczesnych; fonię wyłączono nam całkowicie.

Ci, którzy znaleźli się w pewien majowy wieczór w krakowskiej „Rotundzie”, mieli rzadką okazję, by - okiem i uchem - zmierzyć się z zarysowanymi wcześniej trudnościami. Odbyła się tu bowiem prezentacja książki Johna G. Landelsa „Muzyka starożytnej Grecji i Rzymu”. Wydawnictwo Homini opublikowało ją niezwykle starannie. Mam na myśli nie tylko zgrabny projekt graficzny oraz sprawne językowo i wsparte kompetencją muzykologiczną tłumaczenie Macieja Kazińskiego. Ale i coś jeszcze: książka została zaopatrzona w płytę kompaktową z nagraniem muzyki grec... Cierpliwości, o tym za moment, bo materia sprawy wielce delikatna.

3. Na początek oddajmy na krótko głos - Landelsowi; praxis musi być poprzedzona przez theoria. Książka brytyjskiego filologa, znawcy nie tylko języka starogreckiego, ale i również problemów mechaniki starożytnej, jest jednym z najlepszych studiów wprowadzających w świat historii muzyki antycznej od czasów Homera po cesarza Hadriana. Nas interesować będzie jej grecka odsłona.

Kreśli autor bardzo sugestywną i przekonującą wizję muzyki w greckiej starożytności. Pokazuje, jak ważna wówczas była to sfera życia. Na równych prawach spotykają się tu wątki mityczne i religijne z precyzyjnymi informacjami na temat greckich skal, interwałów, wyglądu i funkcji instrumentów.

Mamy też kompetentny wykład zasad greckiej nauki o akustyce. I chociaż Landels dłuższy fragment poświęca Orfeuszowi i Marsjaszowi, dwóm najważniejszym personom greckiej „muzycznej” mitologii, najbardziej odkrywcze i najciekawsze partie książki to te, w których z filologa przedzierzga się on w muzykologa, akustyka czy wręcz budowniczego instrumentów. Kto z nas wie, jak naprawdę działały aulos, kitara, syringa (o ile słyszał wcześniej o ich istnieniu), jaki rodzaj dźwięku można było z nich wydobyć?

Kto ma pojęcie o tym, co to były organy wodne? Kto wie, że plagiaulos (rodzaj fletu poprzecznego) był instrumentem dętym „o stroiku wkładanym do gniazda znajdującego się blisko końca instrumentu pod kątem prostym lub rozwartym w stosunku do piszczałki”? Retoryczne, jak sądzę, pytania.

Takich „inżyniersko” precyzyjnych fragmentów jest w książce bez liku, co zdaje się potwierdzać domniemanie, że na temat technicznej strony uprawiania muzyki w Grecji Landels wie niemal wszystko. Fascynujący jest też rozdział o związkach między muzyką i słowem. Przyzwyczajonych do rozróżniania jedynie między czarnym i białym, czyli między dur i moll, zadziwi zapewne rozrysowana przezeń detalicznie lista skal używanych w Grecji.

Już z tego skrótowego anonsu widać, że w wielu partiach nie jest to książka łatwa. I choć Landels pisze niezwykle klarownie, bez elementarnego muzycznego przygotowania ciężko przebrnąć przez niektóre najeżone muzykologiczną terminologią strony. Tych jednak, których nie przestraszy „tetrachord enharmoniczny” czy „ska-
la miksolidyjska”, czeka odkrycie nowego, nieznanego i może nieprzeczuwane-go wcześniej świata dźwięków. Landels, jak mało kto, pozwala zorientować się w bogactwie i różnorodności greckiej fonosfery.

4. Podczas spotkania w „Rotundzie” po • wielce zajmujących filologicznych i historycznych rozmowach przyszła pora na żywą lekcję muzyki. Wystąpiła Orkiestra Antyczna, której nagranie zawiera wspomniana płyta. Założoną przez Macieja Rychłego i Tomasza Rodowicza formację znamy już z wcześniejszej płyty z muzyką do „Metamorfoz” według Apulejusza, spektaklu teatru „Gardzienice”. Teraz Orkiestra usamodzielniła się. W dalszym ciągu występują w niej gardzieniccy aktorzy, ale jest to już autonomiczny projekt muzyczny.

A właściwie coś więcej: pomyślany na kilka lat projekt czytania znaków greckiej przeszłości. Jego osobliwość w tym, że zakłada w punkcie wyjścia aktywną - a to oznacza: twórczą rekonstrukcję świata greckiej muzyki. Chodzi nie tylko o „archeologiczne” poszukiwania, ale też o wykonywanie greckiej muzyki. Mało tego: projekt obejmuje też rekonstrukcję greckich instrumentów. Kilka z nich można było zobaczyć i usłyszeć na koncercie.

I tu wracamy do wielokropka. Czy muzyka zaprezentowana przez Orkiestrę to prawdziwa muzyka starożytnej Grecji? Przyznajmy, trudno nie mieć wątpliwości. Nie tylko dlatego, że do dzisiaj zachowało się ledwie kilkadziesiąt fragmentów greckich oryginałów. Rzecz w tym, że nie wiemy i wiedzieć nie będziemy, jak ta muzyka faktycznie brzmiała. Żadne odkrycia muzykologiczne niczego tu nie zmienią. Sama, choćby prawidłowo odczytana, notacja muzyczna, to jeszcze nie śpiew. Dopiero uświadamiając sobie tę deprymującą poznawczo okoliczność, znajdziemy właściwą miarę do oceny tego, co jest przedmiotem studiów Orkiestry Antycznej. Nikt przecież nie upiera się (daję głowę za Rychłego i Rodowicza), że w jej wykonaniach słyszymy prawdziwą muzykę greckiego antyku. Nikt tu na siłę nie wciska się w chiton, nikt nie udaje Greka. Nazwałbym ich projekt muzykologią światów możliwych. Nie prawda, ale prawdopodobieństwo byłoby tu wartością przewodnią. Muzycy mają pełną świadomość nie tylko rekonstrukcji (co oznacza również uzupełnianie, dopisywanie „greckich” nut) wątłego materiału muzycznego, ale też i nieusuwalnego poczucia przynależności do swojego czasu.

Ale dystans czasowy nie jest tu przeszkodą. Niezwykle cenne w projekcie Orkiestry jest żywe podejście do przeszłości. Podejście, które sytuuje się na antypodach tak wykpiwanej przez Nietzschego postawy antykwarycznej. Antykwaryzm historyczny - przypomnijmy jadowite frazy z „Niewczesnych rozważań” - daje w efekcie „obrzydłe widowisko ślepej manii kolekcjonerstwa”; antykwarysta „potrafi jedynie zachowywać życie, nie umie go tworzyć”. Skazany jest na jałową celebrację bytów martwych.

Łatwo, naturalnie, ględzić, że to, co robi Orkiestra Antyczna, nie jest „prawdziwą muzyką greckiego antyku”. Przede wszystkim dlatego, że możliwość weryfikacji tej tezy jest z definicji żadna. Nie mamy dostępu do owej mitycznej pierwotności rzeczy minionych. Zdani jesteśmy na podbudowaną erudycją pracę wyobraźni. Bo tylko ona ma moc wyczarowywania z niebytu żywego obrazu przeszłości. A jak to było naprawdę? Mój Boże, to już naprawdę nie mamy lepszych zajęć...

W swojej ostatniej, niezwykle intrygującej książce „Grammars of Creativity” George Steiner sięga po telefon. No dobrze, po „telefon”. Śledząc fascynujące związki między tradycją a innowacją, pytając o to, co w istocie znaczy tworzyć, pisze tak: „Chociaż składniki tego słowa są tak stare jak antyczna Grecja, każde zdanie zawierające termin »telefon« jest innowacją w stosunku do wszystkich zdań wcześniejszych od Alexandra Grahama Bella”. „Telefon”, przypomnijmy, jest złożeniem dwóch językowych cząstek: tele -daleko i phone, dźwięk, co w efekcie daje sugestię głosu, dźwięku płynącego z oddali.

W moim przekonaniu tylko porównanie z tym, co zrobiono dotąd w materii odpo-minania greckich dźwięków, ma jakiś sens. Dopiero ustawiając obydwie płyty Orkiestry Antycznej na tle nagrań - by wybrać coś z górnej półki - Paniaguy czy Tabourisa, można uzyskać obraz bardziej wyrazisty. Telefon Orkiestry brzmi dla mnie i ciekawiej, i bardziej przekonująco. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Antropolog kultury, redaktor kwartalnika "Konteksty", eseista, recenzent muzyczny. Profesor, wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Opublikował: Metamorfozy ciała. Świadectwa i interpretacje (red.), 1999;… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2003