Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Może po upływie dwudziestu lat Polacy wreszcie się uwolnią od masochistycznej pasji niszczenia pamięci o jednym z najważniejszych wydarzeń swojej najnowszej historii, jeśli nie jednego z ważniejszych w historii Europy: Okrągłego Stołu?
By się uwolnić od czarnej, ale i od złotej legendy Okrągłego Stołu, poświęcamy temu wydarzeniu znaczną część obecnego numeru. Oglądamy je oczyma uczestnika po "naszej" stronie (stanowczo radzę przeczytać rozmowę z Andrzejem Wielowieyskim) oraz z perspektywy ówczesnych władz PRL-u i innych krajów "bloku": NRD, Czechosłowacji i Węgier.
Efekty Okrągłego Stołu przerosły oczekiwania i plany stron: solidarnościowej i rządowej. I choć dziś zwalenie berlińskiego muru stało się powszechnie przyjętym tego symbolem, to historycznie początkiem były obrady Okrągłego Stołu. Wymiana symboli, jeśli w ogóle możliwa, nie jest łatwa.
Jednak waga historycznych faktów jest daleko większa. To po Okrągłym Stole i czerwcowych wyborach 1989 r. nastąpiła ewolucyjna zmiana systemu.
Bp Bronisław Dembowski, który z ramienia Kościoła obserwował negocjacje, tak o nich pisał ("Panorama" nr 17/1989): "To, że obrady Okrągłego Stołu były potrzebne i możliwe, uważam za największe osiągnięcie (...). Ludzie, którzy zasiedli przy Okrągłym Stole, nie mieli wcześniej żadnej szansy spotkania się ze sobą, nie mieli możliwości wymienienia swych różnych poglądów i opinii. Polska to wielość społeczeństw, środowisk, które niekiedy nie mają żadnego styku (...). Obrady Okrągłego Stołu, mówiąc bardzo syntetycznie, nie zamknęły żadnych drzwi, nie pozbawiły żadnych nadziei. Udowodniły, że mimo wszystko coś możemy zrobić".
Dwa tygodnie po podpisaniu porozumień Okrągłego Stołu Lech Wałęsa i delegacja solidarnościowych negocjatorów udała się do Watykanu na spotkanie z Janem Pawłem II. Jak wspominał Bronisław Geremek (w rozmowie z Jackiem Żakowskim): "Solidarność - nękana i represjonowana - nie ostałaby się, gdyby nie miała horyzontu nadziei, który wskazywał Papież. W latach dzielących wprowadzenie stanu wojennego od rozpoczęcia rozmów Okrągłego Stołu w elitach politycznych, ale także w samym polskim Kościele górę brały opinie, że rozdział »Solidarności« należy zamknąć. Papież nie zamknął go nigdy".
"To jest proces, który zmierza do ukształtowania życia narodowego w sposób zgodny z prawami suwerennego społeczeństwa" - mówił Papież 9 kwietnia, zamykając cykl modlitw stanu wojennego i polecał Matce Boskiej zalegalizowaną "Solidarność" oraz modlił się, aby Polacy "wykazywali w dalszym ciągu potrzebne męstwo, mądrość i rozwagę, służąc wspólnemu dobru (...), aby wysiłek podjęty przez ludzi, którzy wznieśli się ponad dzielące ich uprzedzenia, urazy i krzywdy, otworzył nową szansę dla kraju...".
Kilka miesięcy później, 5 października, z okazji składania listów uwierzytelniających przez pierwszego ambasadora Polski Ludowej (jeszcze!) przy Stolicy Apostolskiej (Jerzego Kuberskiego) dał wyraz swoim uczuciom. Mówił więc, że "mają [te wydarzenia] profetyczną moc dla tych zwłaszcza miejsc, w których wciąż jeszcze cierpi człowiek, cierpią grupy społeczne czy wyznaniowe, w których brakuje powszechnej ugody wokół tego dobra, jakim jest osoba ludzka..." i cytując słowa premiera Tadeusza Mazowieckiego, mówił o konieczności wielkiego pojednania.
Nie mam wątpliwości, że Jan Paweł II duchowo wspierał dzieło Okrągłego Stołu, że jego konsekwencje uznał za wielkie, historyczne i ewangeliczne osiągnięcie.