Tako rzecze Zorba

Czy da się żyć radośnie, ale bez nadziei, jaką daje wiara, i bez lęku przed śmiercią? I czy da się żyć w ten sposób z innymi, będąc pożytecznym dla wspólnoty?

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Anthony Quinn i Alan Bates w filmie  „Grek Zorba”, reż. Michael Cacoyannis.  20th Century Fox, 1964 r. / ART CREDIT EVERETT COLLECTION / EAST NEWS
Anthony Quinn i Alan Bates w filmie „Grek Zorba”, reż. Michael Cacoyannis. 20th Century Fox, 1964 r. / ART CREDIT EVERETT COLLECTION / EAST NEWS

Fabuła „Greka Zorby” jest ostentacyjnie prosta. Anonimowy narrator, trzydziestopięcioletni intelektualista w kryzysie, wraca po latach na rodzinną Kretę. W porcie Pireus spotyka zagadkowego włóczęgę, który proponuje mu swoje towarzystwo i pracę. Nazywa się Alexis Zorba i pochodzi z Macedonii. Popłyną razem na wyspę, aby uruchomić tam małą kopalnię węgla brunatnego. Będą pracować – jeden w kopalni, drugi pisząc; a także jeść, pić, tańczyć, kochać. Spędzą ze sobą siedem miesięcy i rozstaną się na zawsze.

Nie perypetie i zwroty akcji są sednem i siłą powieści Nikosa Kazantzakisa. Jej porywająca moc tkwi w ciągłych starciach dwójki bohaterów – Szefa i Zorby. Nierozstrzygnięty agon toczy się o jedną fundamentalną kwestię: „jak żyć”. A precyzyjnie rzecz biorąc: jak żyć z radością i bez nadziei, czyli ze świadomością nieuniknionej śmierci. Tych nauk udziela narratorowi, a w istocie czytelnikom „Zorba, »prawdziwe uosobienie« współczesnego Greka, który kształci zachodniego intelektualistę, wprowadzając go w misterium życia” – pisze Ilias Wrazas we wprowadzeniu.

Całkowicie niepoprawne

Czytam „Greka Zorbę” po raz trzeci, teraz we wspaniałym przekładzie Ireneusza Kani (Znak 2021), ale tym razem mój zachwyt nieco mnie zawstydza. Podobne odczucia wypowiedziała niedawno w „Wysokich Obcasach” Dorota Warakomska, która zapamiętała dawną lekturę jako pochwałę życia, ludzkiego braterstwa, szaleństwa wyzwalającego z rutyny codzienności. Tymczasem… „Uświadomiłam sobie, jak bardzo się zmieniłam w ciągu ostatnich kilkunastu lat. I jak zmienił się świat! Jak dobrze, że wreszcie zaczynamy to zauważać. Jak dobrze, że protestujemy. Że nie zgadzamy się na seksizm, na agresję słowną. Na powielanie »prawd«, »mądrości«, czczych bzdur na temat kobiet”.

Zgodny co do konstatacji naszej zmiany, nie mam dość pewności, aby „Greka Zorbę” odesłać na kulturowe wygnanie. Przede wszystkim dlatego, że życie i literatura to (na szczęście) różne porządki. Słowa, zdania, obrazy – niedopuszczalne lub piętnowane w życiu publicznym – są możliwe, a nawet potrzebne w sztuce. Jako literatura są bowiem „nie nasze”, nawet nie autorskie, ale jako słowa narratora lub postaci zostają wystawione na pokaz. Służą czytaniu, oglądaniu, używaniu dla przyjemności i pożytku; jako ćwiczenie wyobraźni, moralnej wrażliwości, intelektualnej sprawności, pobudzania naszych afektów.

Każda literatura? Nawet otwarcie rasistowska? Homofobiczna? Epatująca przemocą? A co jeśli jest doskonale napisana, jak „Lolita”? Czy to zbawia złą treść od potępienia? Widać, że i autorce felietonu drży ręka ogrodniczki trzymającej nożyce nad niechcianą, choć intrygującą rośliną, więc zostawia nas z pytaniem: „Jak bardzo literatura oswaja przemoc, wykorzystywanie? Jak wiele jawnie seksistowskich zachowań nie jest uważanych za nic złego albo dziwnego dlatego, że czynią tak literaccy bohaterowie?”.

Mimo że adresat pytania jest nieznany, nie powinniśmy uchylać się od odpowiedzi. Ani też tłumaczyć pokrętnie, że „Grek Zorba” (1946) został napisany w czasach zupełnie innej polityki wrażliwości i wówczas mało kogo bulwersowały takie zdania o kobietach: „Kobieta to tajemnica, szefie. Tysiąc razy upadnie i tysiąc razy wstaje, znów dziewica. A dlaczego? – zapytasz. Otóż dlatego, że nie pamięta”. „Mów, co chcesz, szefie, ale kobieta to nie człowiek, to coś innego. Dlaczego nie jestem zły? Bo kobieta jest czymś niepojętym, mylą się co do niej wszystkie zasady społeczne i religijne. Nie wolno ich stosować do kobiet, absolutnie! Są zbyt okrutne i niesprawiedliwe. Gdyby było w mojej mocy ustanawianie praw, inne odniósłbym do mężczyzn, inne do kobiet”.

Czy mimo podobnych zdań nadal należy umieszczać „Greka Zorbę” w kanonie XX-wiecznej klasyki? Upieram się, że tak.

Życie oddane życiu

Jak wiemy dzięki biografom Kazantzakisa, Zorba miał swój pierwowzór w osobie Georgiosa Zorbasa, a epizod z kopalnią także jest prawdziwy. Rozgrywał się nie na Krecie, a na Peloponezie na przełomie 1916 i 1917 r., a Szef (Kazantzakis) chciał w ten sposób uniknąć udziału w I wojnie światowej. Nawet porażka próby uruchomienia zrujnowanej kopalni jest prawdziwa. Po tym epizodzie razem pojechali realizować rządowy plan przesiedlenia kaukaskich Greków do Grecji, czemu w powieści odpowiada wątek przyjaciela.

Wbrew linii fabularnej to nie słynna „piękna katastrofa”, czyli zniszczenie kolejki do zwózki pni z góry na plażę, jest kulminacyjnym wydarzeniem powieści, ale śmierć czterech postaci – dwóch kobiet w ramach właściwej akcji powieści oraz Zorby i przyjaciela narratora poza planem przedstawienia.

Najważniejsze są śmierci obu wdów. Pomyślane jako ostry kontrast dwóch faz kobiecości, a szerzej jako obraz niszczącej przemiany ludzkiego życia, postacie Bubuliny (madame Hortensji) i Surmeliny będą dziś budzić najwięcej kontrowersji. Obie bohaterki wydają się zbudowane z seksistowskich i mizoginicznych stereotypów, a ich rymujące się imiona motywują czytanie ich w parze. Pierwsza jest zniszczoną przez życie tancerką, śpiewaczką i kurtyzaną, której groteskowy wygląd i zachowanie skutecznie blokują sympatię, a nawet współczucie czytelnika. Szef i Zorba wynajmą u niej mieszkanie, a Zorba będzie jej ostatnim kochankiem. Surmelina jest piękną dojrzałą kobietą, komiksową figurą czystej seksualności, banalnym męskim fantazmatem, katalizatorem żądzy.

Kobiecość funkcjonuje jednak w tej powieści w dużo bardziej złożony sposób niż seksizm i mizoginia, a komplikacje kobiecości wciela „wdowa po trzech admirałach” – Bubulina. „Mała pulchna kobiecinka o spłowiałych włosach wynurzyła się spośród topoli, rozwierając ramiona. Szła chwiejnie na pałąkowatych nogach, na podbródku miała pieprzyk z paroma szczeciniastymi włoskami. Szyję owijała jej czerwona aksamitka, zwiędłe zaś policzki kryła gruba warstwa różowego pudru. Na jej czoło opadał filuterny loczek”.

Już w przedmowie autora dostajemy sygnał, aby nie dać się zwieść groteskowemu wyglądowi madame Hortensji. To dla niej – obok Zorby i Stavridakisa (przyjaciela narratora) – powstaje na naszych oczach powieściowe requiem: „Cień Zorby splótł się z innym bardzo mi drogim cieniem, za nim zaś dostrzegłem jeszcze jeden – cień ku mojemu zaskoczeniu kobiety, ongiś strojnej i kochanej przez wielu, później dotkniętej nędzą, kobiety, którąśmy razem z Zorbą spotkali na piaszczystym wybrzeżu Krety nad Morzem Libijskim...”.

Śmierci Bubuliny, Zorby i Stavridakisa zostają zrównane w swej godności i wymowie powieściowej. Pseudonim, jaki nadaje Zorba madame Hortensji, czyni z nich symbolicznych sojuszników w tej samej walce o życie warte przeżycia. ­Laskarina Bubulina była grecką bohaterką narodową w walkach z Turkami. Dla Kazantzakisa ta trójka reprezentuje bohaterstwo poświęcenia się życiu aż do zatracenia, bez konwencjonalnych hamulców – życiu jako pięknej katastrofie.

Największe ryzyko podejmują Zorba i Bubulina, ponieważ oddają życie nie idei czy sprawie politycznej, ale życiu samemu. Wiążą się z czymś najbardziej nietrwałym i przemijającym – ludzkim ciałem, zmysłowym doznawaniem rzeczywistości, drobnymi erupcjami zachwytu. Ich opisane w powieści wzajemne pożądanie pozwala Bubulinie po raz ostatni w miłosnej namiętności skupić nieobjętą urodę świata.

Starość jako czas wyczerpania ludzkich pragnień nie istnieje w „Greku Zorbie”. Młodsi i starsi ludzie mają w sobie nieustanną gotowość do miłości, namiętności, celebrowania uroków życia. Pragnienia się nie starzeją. Nie należy wierzyć nobliwym panom i statecznym damom; ich zmienione ciała to kostiumy tej samej energii życia, która wybuchła w nas przy poczęciu. Życie trzyma nas w objęciach do samego końca – zdaje się mówić Kazantzakis ustami i czynami Zorby i Bubuliny.

To samo pragnienie, które ich uskrzydla, budzi lęk Szefa. „Wydaje mi się, że walcząc z wdową, posłuszny jestem jakiemuś potężnemu, kosmicznemu rytmowi”. Jako intelektualista boi się, że ulegając urodzie świata w ciele Surmeliny, straci suwerenność, stanie się marionetką w grze natury o przetrwanie gatunku. Jest mizoginem, który manifestuje niechęć do kobiet, uznając za Schopenhauerem, Nietzschem i Weiningerem, że są one pułapką zastawioną przez naturę na męski intelekt. Jego wyraźnie homoerotyczna więź z przyjacielem sugeruje wyższość miłości między mężczyznami, wolnej od tyranii prokreacji.

Zorba nie obawia się, że uleganie urodzie świata odbierze mu podmiotowość. Pożądanie jest u niego zarówno popędowe, „zwierzęce”, jak i głęboko ludzkie; nosi w sobie wirusa humanizmu. Zorba nie ceni natury, gdyż w jej porządku pojedyncza śmierć nie ma znaczenia, podczas gdy dla niego głównym wrogiem jest każda śmierć pojedynczego ludzkiego istnienia. Wielokrotnie wypowiada fundamentalną niezgodę na śmierć – własną i cudzą. Jego zachłanna seksualność nie ma nic wspólnego z drapieżnością Don Juana. Zorba nie uwodzi, nie poniża, nie gardzi. Afirmuje kobiecość jako ekstrapolację miłości własnej. To, co kocha w sobie, kocha w kobietach. Jest w nim bezwzględność demaskowania nędzy ludzkiej kondycji i bezgraniczna czułość wobec groteskowej łysiejącej śpiewaczki. Większość brutalnych, często obscenicznych określeń kobiet w powieści pochodzi od Zorby.

Dlaczego Zorbie wolno, a nam nie? Ponieważ jest literaturą, a tylko wybitna literatura i czasem miłość potrafią wydobyć słowa z ich społecznych, konwencjonalnych znaczeń. Tak dzieje się czasem w komunikacji zakochanych, że słowa, które dla innych stanowiłyby obelgę, dla nich są najczulszą pieszczotą. Jak to działa, można sprawdzić, czytając Rabelais’go, Bataille’a, Hrabala. Czytajmy, ale nie próbujmy tego powtarzać w domu.

Kazantzakis odkupia mizoginię i seksizm bohaterów wspaniałą opowieścią o wspólnej egzystencjalnej biedzie, z której usiłujemy się wydobyć dzięki religii, sztuce i miłości. Wszystkie je pospołu Zorba wydrwi i doprowadzi do wyjawienia swojej bezradności, aby je zastąpić w nic nieznaczącym epizodzie miłosnym z Bubuliną. Dla niego nie ma sensu wspólnego, jest tylko sens konkretnego słowa, gestu, działania.

To relacje z kobietami najdobitniej ilustrują idee moralne, polityczne i filozoficzne powieści. Szef opiera się materialnej atrakcyjności świata, widząc w nim zagrożenie dla czystości idei. Wyznaje religię zaangażowanego humanizmu – kontemplacyjnego lub politycznego. Zorba nie wierzy w nic. A raczej podejrzewa każdą ideę, że jest maską popędu władzy i chęci ograniczenia cudzej wolności: „Bzdury! – krzyknął ze złością. – Wstyd! Chłopcze, kiedy wreszcie człowiek stanie się człowiekiem? Nosimy spodnie, kołnierzyki, kapelusze, a nadal jesteśmy mułami, wilkami, lisami, świniami. Twarze mamy podobno od Boga! Kto? My? Z tymi naszymi mordami?”.

Pozycja kobiety w wiejskiej społeczności Krety najostrzej demaskuje pozorne człowieczeństwo. Panowanie nad kobietą jest w tej powieści przedstawiane na wiele sposobów, ale najbardziej brutalnie ukazuje to śmierć drugiej wdowy, Surmeliny. Cała męska społeczność wsi pożąda jej ciała. Kiedy odtrącony przez nią wnuk Mawrandonisa popełnia samobójstwo, wieś chce wdowę ukamienować. Zorbie nie udaje się jej ocalić: „Stary Mawrandonis spadł na nią jak błyskawica, przewrócił ją, trzykrotnie owinął jej włosy wokół swego nadgarstka i jednym ciosem noża odciął jej głowę. – Biorę tę zbrodnię na siebie! – zawołał, odrzucając głowę na próg kościoła. I przeżegnał się”.

Dionizos przeciw Patriocie

Jeśli ktoś czytał „Greka Zorbę” dawno albo widział tylko film Kakojanisa i ma przed oczyma roześmianą twarz Anthony’ego Quinna, proponuję, aby zaczął lekturę od rozdziału XX. Zobaczy tam mroczne tło polityczne powieści o urodzie śródziemnomorskiego życia. Zorba-patriota brał udział w walkach partyzanckich o niepodległość Grecji. Mordował Turków i Bułgarów w sposób niezwykle okrutny. Ma na sumieniu wiele istnień i jego afirmujący życie pesymizm można pojąć dopiero, kiedy znamy jego rodowód.

Zorba współczuje człowiekowi, ale w niego nie wierzy. Jest bliżej natury niż jego uduchowiony Szef, ale w równym stopniu nie wierzy człowiekowi naturalnemu, co cywilizowanemu. Obaj dystansują się od politycznego zaangażowania w służbie Grecji. Dla intelektualisty prowadzenie kopalni ma być częściowym odkupieniem bezproduktywnego życia „gryzipiórka”. Zorba wyleczył się z patriotyzmu: „Teraz, gdym nabrał już trochę rozumu, zastanawiam się, jakiż to szał każe nam rzucać się na innych i ich kąsać – ludzi, którzy nic nam nie zrobili – obcinać im uszy, rozpruwać brzuchy i wzywać Boga, żeby nam w tym pomagał, to znaczy, żeby on też obcinał nosy i uszy i rozpruwał brzuchy! (...) W młodości człowiek jest zwierzęciem, dziką bestią pożerającą ludzi! – Potrząsnął głową. – Zjada jagnięta, kury i prosięta, ale nasyci się dopiero, gdy zje człowieka – dodał, zgniatając niedopałek w spodku. – Dopiero wtedy ma dość!”.

Zorba nienawidzi polityki i wojny, bo są dla niego maskami śmierci naturalnej, tzn. takiej, która niweluje znaczenie jednostkowego życia w imię racji zbiorowości: partii, narodu, gatunku, rasy. Narrator, pozorny buddysta, pragnie wyzwolenia z jakiejkolwiek iluzji, a zarazem obawia się, że wyzwolenie doprowadzi go do rezygnacji, do jeszcze większej pasywności. Z tego impasu wyzwala go Zorba swoim antydogmatycznym, indywidualistycznym, zbratanym z każdą istotą zaangażowaniem w życie; konkretne, rzeczywiste, bez nadziei na inne.

Łatwo uczynić z Zorby symbol powierzchownego hedonizmu, fetyszystycznego celebrowania każdej drobiny życia. Tymczasem u źródeł powieści leży egzystencja i polityka jako największe wyzwania stojące przed myślącym i czującym człowiekiem. Z tego źródła wyrastają kluczowe zagadnienia, z którymi zmagają się w rozmowach Szef i Zorba: jak żyć radośnie, ale bez nadziei, jaką daje wiara, i bez lęku przed śmiercią? I jak żyć w ten sposób z innymi, będąc pożytecznym dla wspólnoty?

Kazantzakis daje na nie najmocniejszą odpowiedź w postaci Zorby, wywiedzionej z nietzschańskiego człowieka tragicznego, który tańczy na własnym grobie. Największym wyzwaniem dla kogoś, kto głosi pochwałę życia, jest powiedzieć „tak” – radośnie i afirmująco – bytowi całemu, razem z jego obojętnością, naturalnym i wymyślonym przez człowieka okrucieństwem i niesprawiedliwością. Szef jest w stanie to uczynić w osłonie buddyjskiego współczucia, we wspólnocie cierpienia ze wszystkim, co żyje i cierpi. Zorba odrzuca buddyzm. Mówi światu „tak”, ale u niego to przysłówek, który wskazuje nie na rozwiązanie, ale na sposób życia, na szalone, miłosne zaangażowanie w byt – tak to należy robić.

Zorba przypomina starożytnego Greka, który w odpowiedzi na aporię Zenona o nieistnieniu ruchu wstał i zrobił kilka kroków. Tak robi Zorba wobec bezradności rozumu i mowy. Artykulacją jego filozofii życia jest taniec. To jego mowa Zaratustry; jego Kazanie na Górze.

Bo też nie chodzi Kazantzakisowi o rozwiązanie własnych dylematów egzystencjalnych, ale o generalną naukę życia. Jak pisze Ilias Wrazas w znakomitej książce „Zbawca Boga. Kuszenia Nikosa Kazantzakisa” (fragment przedrukowano jako wprowadzenie do edycji w Znaku), autor „Greka Zorby” nie chciał być tylko pisarzem, ale dostarczać historii i polityce samorozumienia za pomocą literatury; odsłaniać tajne pismo wielkich przełomów politycznych. Wielcy przywódcy to dla niego maski Boga. Dionizos, Zaratustra, Chrystus, Mojżesz, Budda, a nawet Lenin. „Istota jest ta sama, wieczna istota człowieka, ulepiona z nadziei i lęku; zmieniają się tylko imiona”.

Jest w tym coś podejrzanego. Poszukiwanie „autentyczności” życia poza małym egoizmem prywatnego życia domowego, jak również poza polityką systemową wydaje się projektem apolitycznym, a więc wolnym od przemocy. Tymczasem, jak przenikliwie pisze Wrazas: „Nie da się oddzielić pragnienia wewnątrzświatowego zbawienia i dążenia do wolności od pragnienia przebudowy świata”. Aktywizm Zorby ma negatywny impet pogardy dla liberalnych cnót życia w demokratycznych wspólnotach. Gotów jest zbratać się z każdą antymieszczańską doktryną, która głosi konieczność odzyskania doświadczenia autentycznej egzystencji, tłamszonej normami i konwencjami. Sam autor miotał się między zaangażowaniem politycznym a poszukiwaniem pozaludzkiej pozycji Boga. II wojna położyła brutalny kres tym dywagacjom, jego rodzinnej Krecie przyniosła ogromne cierpienia i zniszczenia, a z niego zrobiła światowego pisarza. Swoje najważniejsze powieści wydał po wojnie.

Polak Zorba

„Trzymaj dystans, szefie, dobrze ci radzę!” – brzmi jedno z głównych przykazań politycznych Zorby. Myślę o tym dystansie wobec wspólnych ludzkich spraw, czyli polityki, patrząc na zdewastowaną polską scenę publiczną, zwłaszcza zaś na erozję lub niszczenie autorytetu instytucji publicznych. Reżim PRL-owski niszczył ludzi, instytucje były jednak dla komunistów ważne, było więc w nich miejsce nie tylko dla swoich. Obecnie patrzymy na głęboki kryzys instytucji państwa. Niebezpieczny podwójnie. Bo dopiero uczymy się je cenić, jako że na instytucjach w Polsce ciąży brzemię kolejnych obcych reżimów, które nimi władały. Po drugie dlatego, że bez nich jesteśmy słabi wobec bezprawia i niesprawiedliwości, obnażeni w kruchości naszych ciał, którymi musimy – zamiast prawem i procedurami – dochodzić swoich racji w manifestacjach i protestach.

Od wolności politycznej wciąż bardziej cenimy indywidualną. Polak Zorba jest piewcą wolności indywidualnej. Ostatnia lektura „Greka Zorby” uświadamia mi, że dokonaliśmy w Polsce sprywatyzowania wolności politycznej. Wolność słowa, obiektywne media publiczne, wolny rynek, dostęp do kultury i edukacji, swoboda podróżowania zostały przez większość Polaków uznane za atrybuty życia osobistego – własność jednostek i wspólnot rodzinnych – a nie za wspólne dobro, o które państwo powinno dbać. Ten potworny błąd wynika z iluzji życia niepolitycznego, czyli przekonania, że można wieść życie w dystansie do polityki, poza jej granicami, gardząc nią, lekceważąc lub obdarzając zainteresowaniem w dniu wyborów.

Ta powieść sprzyja, wręcz afirmuje taką postawę – projekt życia niepolitycznego. Aby uchwycić sens tego błędu, warto przywołać greckie początki demokracji, w której życie ludzkie, bios, oznaczało właśnie życie polityczne, rozumiane jako życie z innymi w sposób wolny, pozbawiony przemocy, którą zastępują prawa i retoryka jako sposób dochodzenia swoich racji i przekonywania do nich innych. Spośród rozmaitych odmian tego życia najbardziej godne uznania zdaniem Arystotelesa jest „życie poświęcone sprawom polis, w którym doskonałość prowadzi do pięknych czynów; wreszcie życie filozofa poświęcone badaniu i kontemplacji rzeczy wiecznych” (Hannah Arendt, „Kondycja ludzka”, przeł. Anna Łagodzka). Takie życie starają się wieść w powieści Szef – filozof i poeta, oraz jego nieobecny przyjaciel Yannis Stavridakis, który wybrał życie czynne w służbie prześladowanych na obczyźnie Greków.

Zorba je kwestionuje i umieszcza siebie oraz Szefa w miejscu pomiędzy prywatnym i politycznym, na brzegu morza, w przestrzeni rozmowy, przyjaźni, upojenia, praktykowanej bliskości z ludźmi i naturą. Nie dbają o dobra osobiste ani publiczne. Nie ufają ani jednej, ani drugiej formie ludzkiego życia. Przekaz jest jasny. Stając się częścią wspólnoty rodowej, narodowej lub politycznej umierasz za życia, grzebiąc bezpowrotnie najcenniejszy dar, jaki dostajesz na tej ziemi – zdolność odnawialnego co dzień doświadczania przeżywania życia, ekstatycznie, bez hamulców innych niż współczucie dla wszystkiego, co żyje.

Ostatecznie projekt życia niepolitycznego kończy się katastrofą, którą może jedynie opowiedzieć instytucja zwana literaturą. Krzywimy się, kończąc powieść, że Szef okazuje się jednak tchórzliwym – jak my, jak my – gryzipiórkiem, bardziej zatroskanym o kulturę, prawo, demokrację, szkolnictwo niż o odzyskanie poczucia pełni własnego życia. A jednak dziś nie tylko ze smutkiem, ale także ze sporą ulgą żegnam Zorbę, niebezpiecznego nauczyciela.

„Dobranoc Szefie. Wstał, szybkim krokiem odszedł po żwirze, nie obróciwszy się ani razu. Dotarł do linii piany i zniknął mi z oczu w ciemności”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, profesor w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego, od 2020 r. jego rektor. W 2010 roku otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii „Eseistyka” za książkę „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy”. Wydał również… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021