Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szczególną rolę gra w nim górzysty boliwijski pejzaż, choć jego uroda kryje w sobie wiele okrucieństwa. I, jak łatwo się domyślić, w dużej mierze przyłożyła się do tego ręka ludzka. Większość zdjęć kręcona była na południu kraju, w nieurodzajnym i bardzo wyeksploatowanym regionie Potosí, zapomnianym dziś przez bogów i ludzi. Alejandro Loayza Grisi, urodzony w La Paz filmowy debiutant, zobaczył w tym miejscu nie tylko łudząco malowniczą scenerię czy schyłek tradycyjnego rolnictwa, wierzeń i stylu życia, lecz także nasze zmaterializowane lęki, związane z najbardziej podstawowym przetrwaniem. Bo w wiosce zamieszkałej przez rdzennych mieszkańców z etnicznej grupy Keczua od roku nie spadła ani kropla deszczu.
- „UTAMA, NASZ DOM” – reż. Alejandro Loayza Grisi. Prod. Boliwia/Urugwaj/Francja 2022. HBO Max, Player, Play Now
Historia podąża za rytmem głównych bohaterów: pary sędziwych „ostańców”, którzy wbrew powszechnej tendencji wywołanej zagrożeniem ekologicznym nie chcą emigrować do miasta. Virginio jest pasterzem lam i choć od pewnego czasu wypluwa sobie płuca targane nieznaną chorobą, chciałby dokonać żywota na ojcowiźnie, u boku swej żony Sisy. Łączy ich głęboka więź – codziennie, wracając z wypasu, mężczyzna przynosi kobiecie jakiś osobliwy kamyk.
CO OBEJRZEĆ W WEEKEND: Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika” >>>>
W postacie te wciela się małżeństwo José Calcina i Luisa Quispe, rzecz jasna naturszczycy, rdzenne obrzędy mieszają się z chrześcijańskimi, a miejscowy język będzie przełamany hiszpańskim dopiero w momencie, gdy do glinianej chaty zawita dawno niewidziany miastowy wnuk (Santos Choque). Przyjeżdża bowiem z rodzinną misją: wyrwać staruszków z tej ziemi jałowej i zapewnić im wreszcie „cywilizowaną” opiekę. Zostanie dłużej niż przypuszczał, zaś typowe konflikty w rodzaju „stare i nowe”, „ludowa mądrość kontra szkiełko i oko” rozwiną się bez stereotypowego wartościowania którejkolwiek ze stron.
Wiadomo od początku, że uparty i zgorzkniały Virginio umrze, a coraz bardziej spękana ziemia całkowicie się wyludni. Pozostaje tylko pytanie, jaki scenariusz wybierze Grisi dla tego odchodzenia. Na ile będzie je romantyzował i egzotyzował związane z nim rytuały. Boliwijski reżyser oczywiście czuje taką pokusę, ale potrafi zatrzymać się w pół kroku. Wybiera coś pomiędzy, zgodnie z logiką „umarł tak, jak żył” i nazwijmy ją umownie prostotą. Jest też ona główną zasadą nadającą kształt całemu filmowi, który rozsądnie dawkuje wszelkie atrakcje typu latynoamerykański realizm magiczny czy miejscowy folklor. Dostajemy historię o tym, że najtrudniej dzisiaj przeżyć właśnie życie najprostsze – być samowystarczalnym, skupionym na swoim poletku, a przy tym w harmonijnym kontakcie z naturą, bliskimi i swoją społecznością.
Co istotne, twórca „Utamy” zdaje się nie wierzyć w żadne utopie. Koncentrując się na fotografowaniu odchodzącego świata, nie popada w nadmierny sentymentalizm, raczej stara się uchwycić w kadrze to, co nieuchronne, i co Virginio rozpaczliwie próbuje zatrzymać. Pod tym względem kino Grisiego przypomina szlachetnie rozumiany rezerwat dla ginących kultur czy gatunków (patrz: przypowieść o kondorze). Oczywiście, nie jest to kino dla wszystkich. Choć zdobyło worek nagród na czele z Grand Prix ubiegłorocznego festiwalu Sundance, dla wielu może być po prostu kolejnym festiwalowym „snujem” w egzotycznych, acz mocno przykurzonych dekoracjach. Natomiast ci, którzy tęsknią za takim spowolnieniem czasu, za narracyjnym minimalizmem i dotknięciem tej bardziej szorstkiej urody dalekiego świata, odnajdą w „Utamie” swój dom.
PUSTKA PO ZIMNEJ WOJNIE. JAKUB MAJMUREK O NOWYCH SERIALACH SZPIEGOWSKICH >>>>