Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Złagodzenie napięć między ugrupowaniami wszelkich zawieranych koalicji - uzasadnienie oficjalne zmian - byłoby korzystne. Jednak grupowanie list tylko napięcia zwiększy. Dotąd brały się one stąd, że w walce o wyborcze "łupy" najłatwiej było przejąć wyborców od politycznego sąsiada. Tego grupowanie nie zmieni, doda natomiast nowe źródło konfliktu: walkę o podział "łupów" w obrębie bloku stworzonego dzięki grupowaniu list. Głosy zdobywane przez poniekąd sojuszniczą listę będą po takiej zmianie w większym stopniu grozić stratą mandatu kandydatom pozostałych członków bloku, niż kandydatom "obcych" partii.
Grupowy zysk rządzącej koalicji jest przy tym wątpliwy. W wyborach samorządowych znaczna część głosów pada na lokalne komitety - często są one jednak zbyt słabe, by zdobyć istotną pozycję. Pogrupowane, mogą zagrozić ogólnopolskim partiom znacznie bardziej. Można się też spodziewać, że PO będzie na nie znacznie bardziej otwarta niż nieufny wobec samodzielności PiS. Można się też spodziewać, że część wyborców PiS, z mniejszym entuzjazmem odnoszących się do Samoobrony i LPR, nie zagłosuje na taki wspólny blok.
Jednak nawet jeśli grupowanie list nie zmienia równowagi sił między partiami, to na pewno wprowadza do naszego życia politycznego wiele złego: zaciemnia i tak już mętne reguły. Uderza także w partie polityczne, tworząc nowy impuls do rozłamów i taktycznych przegrupowań. Nie ma takiej perspektywy - nawet z punktu widzenia koalicji - w której byłaby to zmiana na lepsze.