Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Albo dyrektor nie potrafi ułożyć planu, albo jest dużo zajęć dodatkowych” – tak wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski odpowiedział w zeszłym tygodniu na pytanie Roberta Mazurka (RMF FM) o przeciążenie uczniów. Wyposażony w plan lekcji własnego dziecka dziennikarz mówił o dziewięciu godzinach dziennie w klasie 8, uzbrojony zaś w przepisy minister kontrował: maksymalna liczba zajęć w tygodniu to od dwudziestu dla najmłodszych do trzydziestu kilku dla klas 7-8.
Zgadnijcie Państwo, co lepiej przystaje do rzeczywistości – wykute na pamięć przez wiceministra paragrafy czy harmonogram ósmoklasisty? Do zapisanej faktycznie w przepisach puli zajęć dochodzą (owszem, nieobowiązkowe, ale bardzo trudne do „upchnięcia” na początku albo pod koniec dnia) religia, wychowanie do życia w rodzinie lub ważne zwłaszcza po lockdownie i nauczaniu zdalnym zajęcia dydaktyczno-wyrównawcze (często trzy razy 45 minut w tygodniu).
A to daje nam już w sumie blisko 40 godzin w klasach 7-8 (i niewiele mniej w młodszych). A gdzie prywatne lekcje z angielskiego – pokłosie polskiej normy, w której oświata publiczna nie jest w stanie nauczyć dziecka języka? Gdzie odbywane masowo korepetycje z matematyki czy fizyki? Gdzie plaga główna polskiej edukacji, zadania domowe – efekt upychania treści w podstawach programowych tak, że nauczyciele nie są w stanie jej zrealizować nawet w ciągu owych 40 godzin? Polski uczeń to pracujący bezpłatnie, za to na półtora etatu stereotypowy „korpoludek” – jego tygodniowy harmonogram to świadectwo patologii tyleż ciężkiej, co uznanej od dawna za oczywistość. Niestety, nie tylko przez wiceministra.
A za moment do wyścigu na wyrabianie stachanowskich norm dołączą nauczyciele. Zwykle już ciężko pracujący: Instytut Badań Edukacyjnych ustalił dekadę temu, że polski pedagog poświęca pracy średnio 46 godzin i 40 minut tygodniowo. Teraz, zgodnie z wolą ministra Przemysława Czarnka, mogą mu dojść kolejne 4 godziny przy tablicy w ramach zwiększonego pensum. W ten sposób nauczyciel ma zapracować na wyższe pobory, co urzędnicy nazywają podwyżką.
Doktryna polskiej szkoły od lat brzmi: jak najwięcej pracy, jak najmniej pytań o jej sens. Ambitny duet Piontkowski-Czarnek doprowadza ją właśnie do mistrzostwa. ©℗