Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można nie mieć cienia wątpliwości, że intencje ludzi stawiających wielki krzyż dębowy obok głazu upamiętniającego Janapawłowe Msze na Błoniach, były jak najlepsze. Można zrozumieć i popierać oburącz postawę stróżów porządku, by prawo było szanowane, i to szczególnie wtedy, gdy aż się narzuca pokusa uświęcania środków, bo cel tak wzniosły. Ale w żaden sposób nie potrafię pogodzić się ze szkodą, która już powstała. Z tym, że w wyniku nieprzepartej chęci uczczenia Jana Pawła jeszcze lepiej i jeszcze mocniej niż dotąd, a także w wyniku sposobu działania tak projektodawców, jak patronów inicjatywy, jak również jej kontrolerów, musieliśmy w sobotę 15 maja oglądać na Błoniach (utrwalony w serwisie prasowym) krzyż leżący po zdemontowaniu, porzucony pod plandeką nieopodal papieskiego głazu. A w tle, już niewidoczni, rozgoryczeni ludzie, zaraz też namiętne komentarze prasowe i radiowe. I myśl-pytanie: to tak będziemy wypełniać testament Jana Pawła II, jego zostawione nam dziedzictwo?