Szkło, drzazgi, płomień

Marta Syrwid. Bogactwo | Siłą tej książki jest zarazem język i dramatycznie ostre odczuwanie okrucieństwa, z jakim się do siebie odnosimy. Słowa tryskają tu niczym krew z przeciętej krtani.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Nowa powieść Marty Syrwid wrzuca nas w pułapkę międzyludzkich więzi, dotkniętych skażeniem, przemocą, bólem. Toczonych trądem.

Bogactwo pamięci – mówimy, myśląc może o ciemnych wodach, na powierzchnię których wypływają z rzadka głębinowe ryby dawnych chwil. Co się jednak dzieje, gdy pod wpływem nieszczęścia przeszłość gwałtownie wzbiera, zalewa nas fala rozpaczliwie dyszących i umierających wspomnień? Pamięć, osobowość, nasz świat rozpadają się. Jak świat Patrycji – bohaterki powieści „Bogactwo” – która „zagrzebała się w samym środku Miasta, „uwiązana do pamięci”, ta zaś „odmierza jej ciemność łyżeczką”.

Studentki realistyki

To już trzecia książka Marty Syrwid, urodzonej w roku 1986, ciągle jeszcze „młodej pisarki”, filmoznawczyni po Uniwersytecie Jagiellońskim, przez Piotrków Trybunalski, Łódź, Olsztyn, Kraków i Warszawę w drodze do kolejnych miast swojego życia. Debiutującej zbiorem opowiadań „Czkawka” (2004), zaś w późniejszej o pięć lat powieści „Zaplecze” posługującej się postacią anorektyczki, by opowiedzieć o głodzie głębszym, o „chorobie jednej dziewczyny, ale też o chorobie relacji międzyludzkich, czymś emocjonalnie nie do zniesienia”. Podobna choroba, wyniszczająca i śmiertelna niczym trąd, patroszy międzyludzkie więzi w „Bogactwie”.

Dwudziestoparoletnia „Pat”, zabarykadowana w mieszkaniu, niemogąca uciec z traumy upokorzenia, bólu, gwałtu. Penetruje przeszłość, ale porządek jej działań i myśli został zgruchotany: Syrwid opowiada historię swej bohaterki w mikroscenach o zaburzonej chronologii, każąc nam odczuć chaotyczność cierpienia, pozbawienia ciągłości, spójności, zmuszając do samodzielnego nanizywania rozsypanych chwil na cierniową nić czasu, jego szubieniczną pętlę. Stajemy się współuczestnikami, współsprawcami – niczym widzowie reality show, którego metaforyczną formułą posługuje się pisarka. Czytamy początkowy treatment i napisy końcowe, scenopis działań, zaś wokół mieszkania Pat natrętnie krążą kamery i wozy transmisyjne. Jesteśmy wszechobecnym okiem, a nasze spojrzenie nie jest niewinne – podglądamy, podniecamy się, przeżuwamy życie tej dziewczyny, sami też wykorzystywani przez innych, przez wszechobecne, dobierające się do nas, pisane wielką literą, Miasto. Tego Molocha, który domaga się ofiar, pożera, mieli w swych trybach, choć jednocześnie, mimo całej ekspresywności obrazowania, Syrwid fotografuje też wiernym, panoramicznym obiektywem naszą małą kapitalistyczną stabilizację, z precyzją szczegółowej obserwacji i darem syntezy pochwytując i pasażerów luksusowych terenówek, i te studentki pierwszych lat „realistyki”, które bilety autobusowe wystawiają na parapet, by słońce wywabiło tusz kasownika.

Nie ma w tym świecie żadnego spełnionego dobrego uczucia, ale nie ma też chłodu. Jest gorejące okrucieństwo i tresura, której kolejni mężczyźni poddają młodziutką, jeszcze właściwie bezwolną dziewczynę, służącą im za poligon dla sadystycznych potrzeb, materiał do nadziewania, rozdzierania, niszczenia, przekształcania w straszną bellmerowską lalkę. W powieści Syrwid kobieta jest dla mężczyzny możliwością dominacji, potwierdzenia swej siły, on sam to jedynie chłopiec – okrutny, niepewny, zapatrzony w siebie, bojący się własnej matki. Prawdziwe relacje wydają się niemożliwe, jakikolwiek kontakt przynosi przemoc: nawet zapachy perfum walczą z sobą, a męska woda toaletowa ma w sobie cedru nie nuty czy pasma, ale „drzazgi”. My zaś, podglądacze, jesteśmy oprawcami, ale i sami doznajemy przemocy: wpychamy dłoń w ciało Pat, by poczuć, jak pod paznokcie wbijają się nam okruchy szkła. „Nigdzie stąd państwo nie pójdą” – wyjaśni usłużna narratorka, bo obsceniczny spektakl, pornografia przemocy i śmierci nie pozwala uciec. Na arenie walczą baconowskie skrwawione korpusy, mężczyźni i kobiety, ale pod tymi zmaganiami kryje się jeszcze coś więcej: niewypowiadalne do końca zło, jakieś skażenie, diabelskość świata. W końcu nie przypadkiem jeden z prześladowców Pat nosi nazwisko „Dusza”.

Płonąca benzyna

Rzeczywistość, jak ją odczuwa Pat, to makabra, oparta na przemocy i strachu. Wszystko tu broczy, krwawi, kruszeje – „lipiec umiera pośrodku lata i brakuje mu oddechu”, ze starych baterii wycieka żółta maź, warzywa są „obdarte” ze skóry, powietrze „przepalone słońcem i płonącą benzyną”. Fizycznie, a przede wszystkim duchowo okaleczona dziewczyna chce zejść jeszcze niżej, na dno bólu, w czarny ogień, mając nadzieję, że dzięki niemu się odrodzi, odzyska siebie. Powstanie jak Feniks z popiołów – powiedzielibyśmy, bo trauma jest niczym oblepiający brud, ropiejąca rana, próbując ujść wstydowi trzeba siebie wydrapać, wymazać, polać domestosem, skąpać w kwasie, wypalić.

Czy jej się to uda? Dowiesz się, odbiorco, gdy odnajdziesz w książce ostatni odcinek programu, transmisji live spod okien mieszkania Patrycji. Wcześniej dziewczyna przynajmniej zemści się na swych „chłopakach”, co mogłoby nam przypomnieć choćby niedawne „Cwaniary” Sylwii Chutnik, ale tonacja książki Syrwid jest inna, bez porównania mroczniejsza, wysnuta z ducha Elfriede Jelinek, bardziej bezkompromisowa, niezalecająca się do czytelnika. Chwilami nużąca, bo „Bogactwo” – trudno, powiedzmy to banalne, irytujące dla autora, „recenzenckie” zdanie – jest jednak cokolwiek za długie, zbyt drobiazgowe, zbyt obsesyjne może.

Tylko chwilami, gdyż siłą Syrwid jest język i jakieś dramatycznie ostre odczuwanie. Wymawiam słowa „trauma” czy „relacja”, grzęznąc w bezbarwnym stylu psychologii, nie mogąc znaleźć niczego drapieżniejszego, tymczasem w „Bogactwie” – mimo pozornego chłodu, sarkastycznego tonu – te stany odsłaniają się gwałtownie, wybuchają niczym krew z przeciętej krtani słów, rozszarpują i uładzone frazy, i nasz czytelniczy spokój. Pisarka jednocześnie śledzi słowne zbitki, style, którymi się dziś posługujemy, i narusza nasze przyzwyczajenia, zaskakuje, konfrontuje z nieoczywistością. Jej język stawia nas w stanie zagrożenia, otacza, wciąga w pułapkę. Montujemy historię Pat, by zamieniła się w naszą własną celę.

***

Na fasadzie wrocławskiego Domku Miedziorytnika, w której pracownię miał Eugeniusz Get-Stankiewicz, widnieje płaskorzeźba, kamienna repryza wcześniejszej, znanej pracy tego artysty. Oto obok siebie mały krzyżyk, figurka Ukrzyżowanego, trzy gwoździe. I jeszcze podpis: „zrób to sam”. My też to robimy – powiedziałaby Marta Syrwid. Stojąc na codziennej Golgocie patrzymy z lubością, nie tracimy okazji, by kogoś ukrzyżować. Albo wrzucić w ogień.

Marta Syrwid, Bogactwo, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2013

ANDRZEJ FRANASZEK (1971) jest krytykiem literackim, redaktorem „Tygodnika Powszechnego”, wykładowcą Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Opublikował książki „Ciemne źródło. Esej o cierpieniu w twórczości Zbigniewa Herberta”, „Przepustka z piekła. 44 szkice o literaturze i przygodach duszy” oraz „Miłosz. Biografia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013