Szalony biały człowiek

Gdyby wspinanie było tylko zginaniem ręki w łokciu, tobym się nie wspinał – mówi Marek Raganowicz.

17.12.2019

Czyta się kilka minut

Marek Raganowicz w Sam Ford Fiord, Ziemia Baffina, 2017 r. / Marek Raganowicz
Marek Raganowicz w Sam Ford Fiord, Ziemia Baffina, 2017 r. / Marek Raganowicz

Levi mówi: – Są trzy najważniejsze cechy niedźwiedzi polarnych. Są szybkie, silne i nieprzewidywalne.

Regan pyta: – Co mam zrobić, jak któryś mnie podejdzie?

– Najpierw strzelasz w powietrze. A gdy napiera, musisz strzelać do niego.

– W łeb?

– Nie, nabój może się odbić, możesz nie trafić, zranić go i rozwścieczyć. Musisz mu strzelić w serce.

– Ale Levi, niedźwiedź biegnie do mnie, a ja mam mu strzelić w serce, które on ma pod lewą łapą? Przecież to niemożliwe.

– Musisz mieć do tego umiejętności.

– Ale ja nawet w wojsku nie byłem.

– No, ja wiem.

Levi (czytaj: Liwaj) Palituq zabił w życiu ponad dwadzieścia niedźwiedzi. W Clyde River, liczącej niespełna tysiąc mieszkańców kanadyjskiej wsi na północnym wybrzeżu Ziemi Baffina, największej wyspy Archipelagu Arktycznego, Inuita obsługuje niewielki ruch turystyczny.

A Regan – Marek Raganowicz – jest jednym z nielicznych, którzy wspinają się na samą krawędź. Na najwyższe skalne urwiska świata. Opowiada o nich, gdy spacerujemy po nabrzeżu w ­Ullapool na zachodnim krańcu Szkocji.

Dla nich wracałby tam co roku. Gdyby było go na to stać.

I gdyby nie on. Jego oddech. Ślady łap na śniegu.

W skalnych katedrach

Marek dorastał w Szczecinie lat 60. i 70., w rodzinie bez związków z górami. Zastępowały je eskapady z przyjaciółmi, tramwajem do końca trasy, i włóczęgi po Lesie Arkońskim. Bryza wolności wiała też ze stoczni. Grudzień 1970 r. – protesty, strzały milicji, zabici i ranni – zapadły mu w pamięć. Choć miał 9 lat.

Górskiego oświecenia doznał dopiero podczas wakacyjnego wyjazdu w Tatry. Objawieniem były też książki. Z „Moich gór” Waltera Bonattiego dowiedział się, że można się wspinać solowo. Gdy panował kult pracy zespołowej, indywidualizm nie mógł liczyć na aplauz.

Szczecińska młodzież w czynie społecznym jeździła w październiku do PGR-ów pomagać w kopaniu ziemniaków. Wracała zapita, zdarzały się niechciane ciąże. Dzięki podrobionemu przez brata zwolnieniu lekarskiemu uczeń Marek Raganowicz uniknął jednego z takich wyjazdów. I zrobił w Tatrach swoją pierwszą górską solówkę – filar Koziego Wierchu.

Potem przyszedł czas na zimowe wspinaczki w Kotle Kazalnicy. Wspinał się też z partnerami. Najważniejszy to Kubol – Dariusz Kubik, później dziennikarz radiowy.

Himalaizm go nie interesował. Wyjechał do Katowic na studia kulturoznawcze. Artur Hajzer, którego na nich spotkał, Rafał Chołda, Janusz Majer i inni traktowali alpejskie ściany jako szczebel na drodze w Himalaje. Marek jeździł do francuskiego Chamonix. Zdobywał północne ściany lodowych katedr skalnych, których nazwy – Les Droites, Aiguille Verte – brzmią dla wspinaczy jak Reims i Chartres w uszach miłośników gotyku.

W końcu trafił w góry najwyższe – choć nie na ośmiotysięczniki, lecz na wielkie ściany niższych szczytów. Uczestniczył w trzech wyprawach w Himalaje Garhwal. Szczytów nie zdobyto. W dodatku podczas wspinaczki na Bhagirati II latem 1988 r. zginął trafiony kamieniem Jan Nowak, Krzysztof Wielicki doznał zaś kompresyjnego złamania kręgosłupa. Odtąd Raganowicz nie będzie chciał już jeździć na wyprawy w większej ekipie. Do czasu kolejnej wyprawy upłyną 24 lata. W 2012 r. wyruszy po raz pierwszy na Ziemię Baffina.

Coś, co wstrząsa

Przyciąga go tam nagromadzenie skalnych ścian. A wśród nich te najwyższe. Północną ścianę Polar Sun Spire (Turni Polarnego Słońca), którą siedem lat temu pokonali z Marcinem Tomaszewskim, zwanym Yetim, wyznaczając na niej drogę „Superbalance”, uważa – za jej pierwszym zdobywcą Markiem Synnottem – za najwyższe urwisko świata. Odrzucając ściany, których wysokość mierzona jest często od podstawy zajmowanej przez stoki lub piargi. Bo wielkościanowego wspinacza interesuje tylko bezwzględna wysokość od początku skalnego terenu.

Za najwyższe niemal pionowe urwisko oficjalnie uchodzi Great Trango Tower w pakistańskim Karakorum. Ale pomiary Synnotta, który także wspinał się na obie turnie, wskazują, że przekraczająca półtora kilometra ściana Turni Polarnego Słońca jest najwyższa.

– Ziemia Baffina jest nierealna – próbuje mi wyjaśnić przyczyny swojej fascynacji na nabrzeżu w Ullapool, pośród białych domów i kontrastującej z nimi zieleni, które od północno-wschodnich wybrzeży Kanady oddziela Ocean Atlantycki. – Jesteś w przestrzeni, w której dominuje płaska powierzchnia zamarzniętych fiordów, a z niej wyrastają olbrzymie ściany. I gdzie nie spojrzysz, one są. Nadal możesz się tam poczuć jak ludzie przed stu laty, tyle że masz współczesną odzież, żywność i łączność. Łączność, która nie daje gwarancji bezpieczeństwa. Nie ma tam bowiem służb ratowniczych.

A jego przyciąga właśnie ta dzikość. I przestrzeń tak ogromna, że bliskość ścian i szczytów jest polarną fatamorganą: – Bierzesz plecak, strzelbę, idziesz, a góra, w której kierunku ruszyłeś, w ogóle się nie przybliża.

Wspinaczka Polaków na Polar Sun Spire wzbudza u Inuitów wielki szacunek. Gdy potem Regan wraca na wyspę samotnie, Levi mówi: – Jesteś crazy white man.

Szalonego białego człowieka przyciąga na wyspę przygoda: – Dzieje się coś, co tobą wstrząsa. Tak jak u dziecka, które ogląda film o Zorro i myśli, że chciałoby być jak on – tłumaczy. – Tyle że koń, na którego Zorro skacze w filmie, stoi w miejscu i nigdy się nie rusza. A w życiu najczęściej jest tak, że ten koń odjeżdża, a ty skaczesz i tłuczesz się o ziemię. Następuje konfrontacja z życiem weryfikującym marzenia, ale ciąg pozostaje niezmienny. Gdyby wspinanie było tylko zginaniem ręki w łokciu, tobym się nie wspinał – mówi Marek Raganowicz.

Prasowanie pieczątek

Konfrontację z życiem przyniósł rok 1989. Przemiany otworzyły nowe możliwości, odciągając wspinaczy od gór. Choć już wcześniej wyprawowy przemyt uczynił z tej grupy forpocztę polskiego wolnego rynku. Pierwszy przemytniczą dolę wybrał starszy brat Marka, Jacek, muzyk poszukujący funduszy na nową gitarę. Wszystkie drogi prowadziły do ­Delhi, na Pahar Ganj. Do Indii zaczął latać na trasie z Singapuru jako „przewalacz” z torbami pełnymi sprzętu elektronicznego, zyskując ksywę Muzyk. Po tragicznej wyprawie na Bhagirati II dołączył do niego także Kubol.

Regan wrócił do Polski. Zaczął sprzedawać sprowadzane z Azji kalkulatory. Przynosiło to dochody szybciej niż przemyt czy praca na wysokościach. Kontakty w Azji pozwoliły mu ominąć w łańcuchu sprzedaży berlińską hurtownię. Muzyk okazał się mistrzem przerabiania numerów seryjnych na kamerach i magnetowidach, zmywania pieczątek i adnotacji przewozowych z pokrytych uprzednio przezroczystym klejem kartek paszportów i ich prasowania. Niepowodzenie tych zabiegów zwiększało ryzyko wpadki, która groziła zarekwirowaniem towaru. Dopóki była nim elektronika, a zmieniająca się koniunktura nie skłoniła przewalaczy do przerzucenia się z „wideł” na „żółtko” – czyli złoto.

Brak wykrywaczy metalu na lotnisku w Kalkucie nie uchronił Kubola przed wpadką z niecałym kilogramem kruszcu wklejonym w podeszwy. Opis kalkuckiego więzienia Dum Dum z książki Raganowicza przypomina to tureckie z filmu Alana Parkera „Midnight Express” albo mumbajskie Artur’s Road z kultowej powieści Australijczyka Gregory’ego Davida Robertsa. Niektórzy czytelnicy będą nazywać potem „Zapisanego w kręgach” polskim „Shantaram”.

Wnioski o wypuszczenie Kubola za kaucją odrzucono. List do Regana zawierał więc plan więzienia i ucieczki z niego wraz z listą niezbędnego sprzętu wspinaczkowego. Więzień miał sforsować mur za pomocą przerzuconej przez niego liny oraz małpy – przyrządu samozaciskowego. A następnie opuścić Indie ze sfałszowanym paszportem. W tym prawdziwym Raganowicz miał z kolei sfałszowaną prolongatę singapurskiej wizy. Droga do Kalkuty prowadziła przez tamtejsze lotnisko Changi.

Prośba urzędnika o udanie się do biura była uprzejma. A ręce policjantów zakładających kajdanki zdecydowane i brutalne. Podejrzenie o przemyt w znanym z surowego prawa kraju budziło najczarniejsze myśli. Podsycały je opowieści spotkanych w sądzie obcokrajowców. Przygotowane w plecaku na powitanie kolegi sery bleu, camembert, brie i gruyère w areszcie szybko się kończyły. Na szczęście już po dziesięciu dniach wybawienie przyniosła decyzja o deportacji.

Przed więzieniem Dum Dum uratowała go decyzja niedoszłego uciekiniera o porzuceniu planu ucieczki i zmianie prawnika. Wyszedł za kaucją po niecałym roku. Przemytniczy biznes brata Marka zakończyła kolejna wpadka jego ludzi ze złotem. Przemiany demokratyczne otworzyły możliwości legalnych interesów w Polsce. Import koniaków i win z Francji okazał się niszą dla rodzinnego biznesu.

Zmieniające się przepisy celne wymusiły jednak zmianę handlowej działki. „Można powiedzieć, że z myśliwych zamienialiśmy się w hodowców” – będzie wspominał później. Jednak nie uchroniło to firmy przed bojem z urzędem skarbowym zakończonym upadkiem.

Podobnie jak produkującą górską odzież firmę Alpinus, założoną przez Artura Hajzera i Janusza Majera. Ale w czasie snów o potędze Regan został jej przedstawicielem handlowym w Szwajcarii i Chamonix. Sprzedawał polskie polary i goreteksy ubrany w czerwony garnitur Hugo Bossa i jedwabny krawat, jeżdżąc krwistoczerwonym camaro, jak komiwojażer z obwoźnego handlowego teatru szalonych lat 90.

Ale w tę sztukę także wpisana była katastrofa. Po kolejnym biznesowym i życiowym upadku znów wylądował pod ścianą, tym razem wyjątkowo trudną, kruchą i zacienioną. Zbudowaną z chaosu, smutku, emocjonalnego zgiełku.

Cisza nie do pojęcia

Levi pyta: – Czy jeśli w okolicy będą jacyś myśliwi, mogą zobaczyć, co z tobą?

Regan zgadza się i zostaje sam na sam ze ścianą. Z Dziobem Okrętu – Ship’s Prow. Wcześniej żegna się z Yetim, z którym powrócił na Ziemię Baffina po pięciu latach. Na początku wyprawy na działanie nie pozwalają temperatury. Zamiast normalnych w zimie minus 30, przy wietrze jest minus 55. Miejscowy posterunek policji rozwiesza rządowe ostrzeżenia, żeby ludność została w domach, aż temperatury wzrosną. W marcu mróz lżeje, ale tylko Regan może pozostać tu na kolejne siedem tygodni. Gdy już tkwi w sześćsetmetrowej pionowej zerwie zimnego granitu, ciszę – tak kompletną, jakiej wcześniej nie doświadczył – przerywa bzyczenie skutera. W oddali, na białej połaci lodu, kry, wypiętrzeń, dostrzega poruszające się punkty. Zatrzymują się.

– Myślałem, że podjadą pod ścianę, krzykną pytając, jak leci. Ale popatrzyli przez lornetki i pojechali w drugą stronę. Więcej się nie pojawili. Wiedzieli, że chcę zostać sam, i mieli dla tego szacunek – opowiada, a dźwięki nadbrzeżnej ulicy, szmer samochodów, przeciągły syk ekspresu do kawy, brzdęk szklanek wypełnionych whisky, muzyka bandu grającego szkocką muzykę mieszają się z szumem morza i syreną odpływającego promu.

W namiocie rozbitym pod ścianą ma mały budzik, który tyka. Jego tik-tok, tik-tok jest nie do zniesienia. Wyciąga baterie. Uświadamia sobie, że nie jest mu potrzebny czas. Wyznacza go tylko pora pobudek i drzemek. Oraz słońce.

Mike Libecki, który wspinał się tam przed nim, medytował. Dla Regana medytacją staje się samo bycie tam.

Na Dalekiej Północy nie potrzebuje też muzyki, choć w jego życiu odgrywała ona ważną rolę. Pierwszy koncert Milesa Davisa w Polsce, Tom Waits w Chicago, Wysocki, Kaczmarski, muzyka filmowa. Sam grał kiedyś na perkusji, myślał o jazzie. Stwierdził jednak, że jego świat jest gdzie indziej: w naturze, ciszy, która wszystko w człowieku wyczyszcza. Dopiero potem natrafi na książkę „Cisza” norweskiego podróżnika i pisarza Erlinga Kagge, który opisuje podobne doświadczenia z Antarktydy.

Drugą drogę, którą pokonuje na Dziobie Okrętu, nazywa „Secret of Silence” – „Tajemnicą Ciszy”. Gdy po jej ukończeniu Levi przyjeżdża z grupą kilkunastu turystów, Regan przeżywa szok kulturowy.

Inuita jest zachwycony nazwą.

Levi mówi: – Cisza jest tu absolutnie nie do zrozumienia.

Pomost między światami

Świat jego pracy stoi po przeciwnej stronie niż świat jego pasji. Trzeba chodzić w nausznikach, żeby nie ogłuchnąć. Czystość nieskażonej cywilizacją Dalekiej Północy stanowi dysonans wobec brudnej technologicznej scenerii platform wiertniczych. Ale pociągała go w nich izolacja, a do pracy predestynowała znajomość technik linowych nie tylko z granitowych ścian, ale też ze śląskich kominów w latach 80.

Po drodze do Szkocji i na Morze Północne było wejście Polski do Unii Europejskiej, zezwolenie Polakom przez Wielką Brytanię na pracę, przemysłowe Birmingham – „połączenie Łodzi z Katowicami” – i mycie szyb na wieżowcach. Oraz ochroniarz jednego z nich, pakistański Hindus i jego przypinane co tydzień do korkowej tablicy sentencje. „To nie droga jest trudna, lecz trudności są drogą” (Søren Kierkegaard) – zanotuje jedną z nich.

W październiku 2005, po ponad roku na Wyspach, jechał z Aberdeen do pracy w stoczni w Invergordon. Droga prowadziła na północ przez Inverness. Przez most rozpięty ponad uchodzącą tu do Morza Północnego rzeką Ness, z którego widać nisko zabudowane miasto z górującą nad nim neogotycką rekonstrukcją zamku Macbetha. Jeden rzut oka wystarczył, by pół roku później założył tam swoją bazę. Azyl i pomost pomiędzy światami.

Lata temu szkocki wspinacz, który odwiedził Tatry, napisał mu w dedykacji w albumie o ścianach swojej ojczyzny: „Ben Nevis czeka na twoje ręce, whisky czeka na twoje gardło”.

Czeka też na moje. Na powitanie w jego domu na przedmieściach Inverness.

– Nie wstydzę się tego, że pracuję na platformie. Jestem robolem wśród roboli. To mi odpowiada – mówi. – Ale rozumiem też protestujących z Greenpeace. Oni nie atakują wszystkich platform, lecz te, które powstają w nieodpowiednich miejscach, np. w okolicach Ziemi Baffina. To powinno być wyrugowane. Ale na Morzu Północnym pracuję na platformach, które mają bardzo wyśrubowane standardy ekologiczne.

Mając czterdzieści parę lat, w Szkocji odrodził się jako wspinacz. Skupił się na wspinaczce hakowej. Popularnej przed 50 laty, a dziś wypartej przez tę klasyczną. Napis, który swoim zwyczajem umieścił podczas jednej z wypraw na kasku, brzmiał „black sheep”.

– Bo jesteśmy takimi czarnymi owcami: robimy coś, co jest passé – tłumaczy.

Ten niemodny gatunek wspinaczki uprawia według ścisłych zasad stylu clean, czyli osadzając jedynie tymczasowe punkty asekuracyjne bez użycia młotka, a tym bardziej wiertarki. W sposób naturalny.

Równie ważnym jak cel i droga, jest dla niego styl. A w Szkocji liczą się także warunki. W ciągu jednego dnia przeplata się tu kilka pór roku. Playground stanowi połączenie trawy, lodu, skały i śniegu. Czasem jedna noga trzyma się zębami raków na oszronionej trawie, druga wbija się nimi w lód, jedna ręka szuka chwytu w skalnej rysie, a dzierżony w drugiej czekan opiera w śniegu.

Oddech króla

Niedźwiedź polarny się nie wspina. Można więc przed nim uciec na skały. Jeśli tylko się zdąży. Pierwszy niedźwiedź, który nawiedza Raganowicza na Ziemi Baffina, przychodzi w dzień. Obchodzi namiot i potyka się o linki namiotu. Odchodzi, ale w nocy wraca i kradnie worek z liną.

Regan: – Gdy już jest, naiwnie myślisz: „Cicho, nie oddychać, może on nie będzie wiedział, że tu jestem”. A przecież wiadomo, że on wie. Po to tu przyszedł.

Opowieść o ataku niedźwiedzia jest jednym z największych horrorów, które słyszy Regan.

Levi mówi: – Będąc w namiocie usłyszysz jego oddech [nachyla się i zaczyna naśladować]. Pamiętaj, jak usłyszysz taki oddech, to jest to niedźwiedź.

– No wiadomo, przecież nie sąsiad myśliwy!

– Musisz być gotowy do walki.

– „Gotowy do walki” oznacza broń w ręku?

– Musisz być przygotowany do strzału w jego kierunku.

– A co się dalej dzieje?

– On cię może zaatakować lub nie zaatakować.

– Ale co zrobi, jak zaatakuje?

– Ma bardzo ostre pazury. Wystarczy, że oprze łapę o namiot i namiot jest w strzępach. Wtedy go zobaczysz. Ale może też uderzyć namiot łapą. Zroluje cię wtedy razem z karabinem i całym namiotem.

– Co zrobi, jak w niego nie wceluję?

– Jak nie zabijesz go od razu, to on na ciebie naskoczy i pierwsze, co zrobi, to cię tak rozszarpie pazurami. On wie o tym, że jest ciężki.

Na Ziemi Baffina Regan odwiedza bibliotekę. W każdej bajce dla dzieci Inuita jest malutki, a niedźwiedź jest wielkim potworem. Nazywany jest Królem Arktyki. Król robi, co chce. Nie można go oswoić.

Miles Davis na ścianie

Natchnienia przed wyprawami szuka na plaży w Dores nad Loch Ness. Opowieści o nich płyną też z szumem wodospadów Foyers, nad którymi inspiracji szukali podróżnicy, angielscy poeci jezior John Keats i William Wordsworth oraz szkocki wieszcz Robert Burns: – Za swoją najpiękniejszą drogę uważam „Surgeon General” na El Capitanie. To droga Amerykanina Erika Kohla, osoby radykalnej w kwestii etyki wspinania. Wisisz na ścianie i widzisz, że na następnych pięciu metrach nie ma żadnej rzeźby, absolutnie nic. Następuje dezorientacja: „Tu się nie da przejść”. Robisz następny ruch, pół metra, i dopiero widzisz możliwość kolejnego.

Do kalifornijskich Yosemitów, mekki wspinaczki wielkościanowej, wraca co roku, od kiedy w 2006 r. wspiął się drogą „Zodiac”, która otrzymała nazwę od pseudonimu nieuchwytnego seryjnego mordercy. Do wspinaczki potrzebny jest tam portaledż, czyli wiszący namiot.

– Ja go nie miałem – przyznaje. – A że jestem z oldskulowej szkoły tatrzańskiej, zabrałem „gniazdo nietoperza”, rodzaj hamaka ortalionowego z kapturem. „Ty jesteś Regan” – mówili później. „Skąd wiesz?” – pytałem. „Wszyscy wiedzą. Przecież to ty robiłeś »Zodiaca« z hamakiem. Myśmy tu ostatnio 30 lat temu widzieli coś takiego”.

Wytyczonej z Marcinem Tomaszewskim w 2013 r. nowej drogi na północno-zachodniej ścianie Great Trango Tower, za którą dostał kilka nagród, nie uważa za najtrudniejszą. „Droga wojownika nie oznacza wcale walki, czasami wręcz przeciwnie” – napiszą po powrocie wspinacze.

Walczyć muszą trzy lata później zimą w siwej od szronu norweskiej Ścianie Trolli – najwyższym skalnym urwisku Europy. Choć to głównie walka ze sobą w katastrofalnych warunkach. Nową drogę nazywają „Katharsis”.

Yeti mówi: „Regan, nigdy w życiu nie związałem się liną z nikim, kto w taki dzień jak wtedy nie powiedziałby mi, żebyśmy się wycofali i wrócili do namiotu”. W ścianie spędzają 18 dni.

Regan wiąże się liną z Yetim po raz pierwszy pod ścianą Polar Sun Spire. Swoich najpoważniejszych przejść dokonuje, mając skończone 50 lat.

W 2017 r. jako pierwszy przechodzi zimą solowo drogę na Ścianie Trolli. Któregoś wieczoru na ścianie telefon, który podczas wypraw trzyma zazwyczaj wyłączony, włącza się i samoistnie puszcza „Don’t Loose Your Mind” Milesa Davisa.

– Nie mam żalu do życia o upływ czasu. Jest mi to zupełnie obce. Moje ciało zadziwia mnie z wiekiem – przyznaje w drodze powrotnej do miasta. I zmienia temat: – A teraz pokażę ci najbardziej kultowe miejsce w Inverness.

Stary antykwariat Leakey’s przypomina raczej świątynię lub skarbiec. Nie przypadkiem, bo 100 tysięcy książek mieści w dawnym XVIII-wiecznym gaelickim kościele. Przyroda zapełnia jedną z bocznych kaplic, poezja, przewodniki, książki podróżnicze i górskie wznoszą się na wysokich półkach w miejscu chóru. W czasie zawieszonym między zgiełkiem odwiertów a polarną ciszą Regan siada na antresoli i pisze. „Zapisany w kręgach” uznany zostaje w 2017 r. Książką Górską Roku.

On powraca

Rok później jest znów sam na Ziemi Baffina. Przez osiem tygodni nie spotyka nikogo. Powraca tylko on. Inny, duży. Obchodzi namiot, zachodząc pod wiatr, jak myśliwy. Regan budzi się około północy. Chce wyjść za potrzebą. Rozpina śpiwór i słyszy trzask. W miejscu, z którego codziennie odrzuca śnieg. Później okaże się, że on przeskoczył przez śnieżną hałdę.

Regan chwyta za strzelbę, podnosi się w śpiworze i czeka. Słyszy chrzęst śniegu. Dźwięk wędruje wokół namiotu, wiedzie za nim strzelbą. Dźwięk cichnie. Myśl, że może poszedł. Ale wtem znów się pojawia. Od strony, po której Regan miał głowę. Teraz klęczy ze strzelbą wycelowaną w przedsionek namiotu. Wie, że strzelba jest zepsuta. Cyngiel zardzewiał i nie wraca. Trzeba go pchnąć palcem. Regan ma szanse tylko na jeden strzał. Widzi parcie na namiot. On naciska pyskiem na ścianę.

Levi powie potem: – Nie znam przypadku, żeby w takiej sytuacji ktoś nie strzelił.

Regan: – Ale przecież ja go nie widziałem.

– Wszystko jedno, strzelałbym przez namiot.

– Ale ja nie strzeliłem.

Chór myśliwych: – Prawdopodobnie dlatego żyjesz.

Regan nie umie do dziś zrozumieć, jak wytrzymał ten moment. Ten nacisk.


Czytaj także: Bartek Dobroch: Ten trzeci


I nagle znowu dźwięk skoku, skrzypienie i cisza. Przypomina sobie zalecenie Levi Palituqa: „Delikatnie odepnij zamek namiotu, wystaw strzelbę i strzel przez szparkę”. Widzi go, naprawdę wielkie zwierzę. Strzał! On odskakuje, zatrzymuje się i patrzy. Drugi! On zaczyna odchodzić. Regan wyskakuje przed namiot. W samej bieliźnie. Minus 30. Ładuje karabin. Strzela w powietrze raz za razem. Widzi, jak on ucieka na drugą stronę fiordu.

Wie, że sam nie może stamtąd uciec. I że on może wrócić rano albo za pięć minut. Robi sobie selfie. Myśli: „Ostatnie zdjęcie. Może ktoś znajdzie aparat”.

Ale on nie wraca. Regan wyciąga telefon satelitarny. Dzwoni, prosząc o ewakuację. Przez trzy dni przeczekuje jeszcze burzę śnieżną.

Potem pokazuje myśliwym zdjęcia odcisków łap na śniegu. Należą do starego niedźwiedzia. Levi mówi: – Nie mieści mi się w głowie, że cię nie zeżarł. To, że przeżyłeś, znaczy, że on dał ci szansę.

Na pożegnanie daje Reganowi w prezencie futerał strzelby z foczej skóry: – Weź to ze sobą, wracaj do domu i żyj. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2019