Syberyjski złoty pociąg

Latem 1918 r. Czesi i Słowacy zajęli wielkie połacie Syberii, likwidując tam władzę bolszewików. Epopeja Korpusu Czechosłowackiego zapisała się też w polskiej historii.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Plakat Františka Parolka z maja 1918 r. „Bílíme!!” („Wybielamy!”), wzywający czecho­słowackie legiony do usunięcia „czerwonych” z trasy kolei transsyberyjskiej. / FRANTIŠEK PAROLEK / WIKIPEDIA.ORG
Plakat Františka Parolka z maja 1918 r. „Bílíme!!” („Wybielamy!”), wzywający czecho­słowackie legiony do usunięcia „czerwonych” z trasy kolei transsyberyjskiej. / FRANTIŠEK PAROLEK / WIKIPEDIA.ORG

Gdy I wojna światowa zmierzała ku końcowi, w Rosji zaczynała się nowa nawałnica. Naprzeciw słabej jeszcze władzy bolszewików stanęły rozproszone siły dawnych carskich generałów, zwanych „białymi”. Rolę języczka u wagi mogli spełnić przebywający w Rosji jeńcy wojenni: setki tysięcy mężczyzn z armii austro-węgierskiej i niemieckiej reprezentowały wszystkie narodowości Europy Środkowej. Żadna z nich nie zdołała wyrwać się z panującego wokół chaosu w sposób tak spektakularny – i jednocześnie dać się we znaki obu walczącym stronom tak mocno – jak Czesi i Słowacy.

Do Rosji trafili z armii cesarsko-królews­kiej jako jeńcy. Pod koniec I wojny światowej na terenie Rosji mogło przebywać niemal 2 mln poddanych Karola I Habsburga, który w listopadzie 1916 r. został cesarzem Austrii i królem Węgier jako następca Franciszka Józefa. Wśród nich było ok. 200 tys. Czechów i Słowaków (teren obecnych Czech należał wtedy do Austrii, a Słowacji do Królestwa Węgier). Część słowiańskich narodów składających się na c.k. monarchię nadal postrzegała Rosję jako rzeczniczkę swych interesów. Na tej płaszczyźnie doszło najpierw do sformowania czeskiej brygady, która latem 1917 r. wzięła nawet udział w rosyjskiej ofensywie na froncie.

„Czerwoni” kontra Korpus

Upadek caratu w wyniku rewolucji lutowej 1917 r., a kilka miesięcy potem bolszewicki przewrót zastały brygadę na Ukrainie. Sytuacja polityczna była niestabilna, a końcowy efekt zaczynającej się wojny (zwanej niezbyt precyzyjnie domową, bo toczyła się także na froncie bolszewicko-ukraińskim czy bolszewicko-fińskim) był niewiadomą. Głównym zmartwieniem jeńców było zaś jedno: nie zginąć i wrócić do domu.

Czesi i Słowacy musieli w jakiś sposób określić swój stosunek wobec „białych” i „czerwonych”. Równocześnie władze alianckie, szczególnie Wielka Brytania i Francja, naciskały na czeskich polityków aktywnych na Zachodzie, by ich wojska w Rosji zaangażowały się po stronie sił anty­bolszewickich. W efekcie utworzenie w grudniu 1917 r. Korpusu Czechosłowackiego związane było z działaniami, jakie czeski mąż stanu Tomáš Masaryk podjął we Francji. Za jego sprawą państwa ententy uznały przebywające w Rosji wojska czesko-słowackie za integralną część Armii Czechosłowackiej we Francji. Uznawany przez aliantów za głowę przyszłego czeskiego państwa, Masaryk zdawał sobie sprawę, że szanse na niepodległość wzrosną, jeśli jego rodacy wspomogą państwa zachodnie w walce z bolszewikami.

Stosunek bolszewików do stacjonującego pod ich bokiem zgrupowania wojsk, którego celów nie byli pewni, cechowała nieufność. Do przesilenia doszło wiosną 1918 r., gdy bolszewicy – naruszając wcześniejszą umowę – próbowali rozbroić żołnierzy Korpusu i nie dopuścić do jego ewakuacji z Rosji. Starcia z Armią Czerwoną doprowadziły w końcu do wydania przez Lwa Trockiego, komisarza ds. wojskowych, rozkazu z 25 maja 1918 r., który nakazywał rozstrzelanie każdego uzbrojonego Czecha i Słowaka.

Ekspres transsyberyjski

Tymczasem Korpus Czechosłowacki rozrósł się i reprezentował sporą siłę: składał się z trzech dywizji piechoty, pułku kawalerii i liczył łącznie 40 tys. żołnierzy. Towarzyszyło mu kilka, może nawet kilkanaście tysięcy cywilów.

Po zerwaniu z bolszewikami Czesi zaczęli przemieszczać się na wschód – w nadziei, że nawiążą kontakt z zachodnimi aliantami, interweniującymi w kilku miejscach Rosji po stronie „białych”. Żołnierze Korpusu nie zamierzali ginąć za sprawę „białych” – chcieli jak najszybciej dostać się do Władywostoku, by stąd odpłynąć do Europy. Powód, dla którego nie wybrali drogi na zachód, był prosty: musieliby przejść przez tereny kontrolowane przez armię niemiecką i austro-węgierską – podczas gdy z punktu widzenia obu tych państw byli teraz zdrajcami.

Przemożna chęć powrotu do domu tkwiła też u źródeł narastającego napięcia między żołnierzami i dowództwem. Decydenci polityczni chcieli zgromadzić pod swoimi rozkazami jak najwięcej ludzi, by umocnić własną pozycję w oczach aliantów. Z kolei szeregowi żołnierze, w Rosji de iure jeńcy – w myśl zawartego w lutym 1918 r. pokoju brzeskiego – mieli prawo wracać do domu nie niepokojeni przez rząd bolszewicki. Dlatego zarówno w przypadku Korpusu Czechosłowackiego, jak też formowanych w różnych rejonach Rosji wojsk polskich delegaci werbunkowi nieraz uciekali się do przymusu, a wobec oficerów stosowano moralną presję.

Główną areną działań Korpusu stała się więc Syberia, przez którą wiodła trasa kolejowa na wschód. W początkach 1918 r. był to obszar w miarę spokojny. W miastach powoli władzę przejmowali bolszewicy, którzy skupiali się na zwalczaniu wszelkiego oporu.

Warunkiem zapewniającym kontrolę nad Syberią było opanowanie liczącej tysiące kilometrów transsyberyjskiej magistrali kolejowej, wiodącej od Wołgi aż po Władywostok. Magistrala była też jedyną nadzieją dla szukających drogi ewakuacyjnej Czechów. Wczesnym latem 1918 r. opanowali oni większość głównych węzłów kolejowych na tej trasie, zdobywając dużą część taboru kolejowego, w tym kilka pociągów pancernych.

Bitwa na Bajkale

W kilka miesięcy za sprawą Korpusu władza bolszewicka dosłownie wyparowała z wielkich obszarów Syberii. Jej miejsce szybko zajmowali „biali” generałowie, którzy szukali sposobu na porozumienie z Czechami.

Szczyt militarnego powodzenia Korpusu nastąpił 7 sierpnia 1918 r. wraz z opanowaniem Kazania. Stąd jego wojska ruszyły dalej na wschód, zdobywając Symbirsk i Samarę. Ciężkie walki toczyły się w rejonie jeziora Bajkał. Ze względu na fakt, że linia kolejowa i znajdujące się tunele zostały przez bolszewików zajęte i przygotowane do wysadzenia, czescy i słowaccy żołnierze postanowili obejść ich pozycje, wykorzystując do tego Bajkał. Mając do dyspozycji kilka zdobycznych i naprędce uzbrojonych parowców i transportowców, wydali bolszewikom bitwę morską. „Czerwona” flota dysponowała m.in. uzbrojonymi lodołamaczami i kilkoma motorówkami. Zwycięskie dla Czechów starcie można uznać za pierwszy akord w dziejach formalnie nieistniejącej jeszcze czechosłowackiej marynarki wojennej.

Świadectwem sprawności Korpusu może być relacja Jana Starościaka, byłego żołnierza armii austro-węgierskiej, który był świadkiem zdobycia Czelabińska: „Czesi cichaczem opuścili wagony i ze swą przednią strażą stanowiących przeszło 800 dobrze uzbrojonych ludzi obeszli miasto i połączywszy się z białą gwardią, runęli całą lawiną na nic nieprzeczuwającą załogę bolszewicką”. Inna sprawa, że Armia Czerwona dopiero się organizowała, a im dalej od Moskwy, tym bardziej przypominała pospolite ruszenie.

Zdradzony Kołczak

W trakcie ataku na Kazań doszło do najbardziej kontrowersyjnego epizodu w epopei Korpusu. W zdobytym mieście przejęto ogromne rezerwy złota, zdeponowane w Banku Rosji. Wedle różnych szacunków było tego ok. 600 ton złota, plus 500 ton srebra.

Początkowo Czesi i Słowacy przekazali zdobycz pod opiekę rządu, jaki na Syberii organizował „biały” admirał Aleksander Kołczak. Dzięki niemu mógł on zapłacić zaopatrującym go aliantom za broń i wyposażenie. Jesienią 1919 r., gdy Armia Czerwona zaczęła wypierać „białe” wojska z kolejnych prowincji, i także Kołczaka spychała coraz bardziej za Ural, admirał zdecydował o wysłaniu skarbu do Władywostoku. Złoto trzeba było transportować koleją transsyberyjską kontrolowaną przez Czechów. Cenny depozyt załadowano w 29 wagonów i złoty pociąg ruszył z Omska na wschód.

Na nieszczęście dla Kołczaka żołnierze Korpusu stracili przekonanie do walki za jego sprawę. Sojusz z „białymi” zawsze widzieli jako środek do celu, którym był powrót do domu. Także współpraca z wojskami Kołczaka była coraz trudniejsza, narastały pretensje na tle zaopatrzenia. Jeden z oficerów sztabowych Korpusu we wspomnieniach tak opisał nastroje wśród swoich kolegów: „Widzieliśmy chłopów w polu i byłych oficerów carskich na tyłach chodzących w naszych mundurach i jedzących nasze konserwy, kiedy my walczyliśmy w podartych mundurach i z pustymi żołądkami za carską Rosję”.

W styczniu 1920 r. pod Irkuckiem Korpus Czechosłowacki porozumiał się z miejscowym komitetem bolszewickim i zdradził Kołczaka: w zamian za wydanie „czerwonym” admirała i złota, uzyskał ich zgodę na wolny przejazd do Władywostoku (plus 30 wagonów węgla – paliwa dla lokomotyw). Kołczak został natychmiast rozstrzelany przez bolszewików, a kwestia, ile złota Czesi i Słowacy im wydali, a ile „zaginęło”, do dziś budzi dyskusje. Pojawiały się relacje naocznych rzekomo świadków, którzy widzieli zakopywane w tajdze skrzynie. Los skarbu stał się pożywką dla różnych teorii; jedna mówi, że niedobitki „białych” próbowały pociągiem przewieźć złoto przez Bajkał. Aby to zrobić, mieli ułożyć na zamarzniętym jeziorze szyny, ale lód nie wytrzymał i wszystko poszło na dno. W każdym razie skarbu szukano długo po wojnie.

Bez względu na losy złota Czesi i Słowacy musieli przede wszystkim zadbać o ewakuację. Dotarłszy do Władywostoku, Korpus rozrósł się już do 70 tys. ludzi. Nie wszyscy nosili mundury – część to były kobiety i dzieci, efekt kilkuletniej niewoli z dala od domu i nowych związków. Ostatecznie, w styczniu i lutym 1920 r., amerykańskie i japońskie statki przetransportowały ostatnich żołnierzy Korpusu i towarzyszących im cywilów do Europy.

Polska dywizja

Wojenne ścieżki Czechów i Słowaków w Rosji związane są również z losami Polaków. Równolegle z tworzeniem Korpusu Czechosłowackiego na wschodzie powstawały zręby formacji polskich. Ich bazę rekrutacyjną stanowili jeńcy, Polacy-ochotnicy mieszkający w Rosji (dotąd nieobjęci poborem), a także byli oficerowie armii carskiej pochodzenia polskiego. W sierpniu 1918 r. w Omsku powołano Polski Komitet Wojenny zajmujący się werbunkiem ochotników. Akcją kierował major Walerian Czuma, weteran II Brygady Legionów.

Takie były początki 5. Dywizji Strzelców Polskich na Syberii, która formalnie została podporządkowana Armii Polskiej we Francji (wedle podobnego mechanizmu co Korpus Czechosłowacki). Na początku 1919 r. liczyła ona już 11 tys. żołnierzy. Dywizja z miejsca przystąpiła do walki z bolszewikami, wspomagając wojska Kołczaka. Kluczowym zadaniem Polaków była współpraca z Korpusem Czechosłowackim w celu ochrony kolei transsyberyjskiej. Wykorzystując cztery pociągi pancerne – „Kraków”, „Warszawa”, „Poznań” i „Poznań II” – żołnierze Czumy prowadzili walki z Armią Czerwoną, jednocześnie pełnili rolę straży tylnej wojsk czesko-słowackich.

Ale stosunki między sojusznikami od początku były napięte. Roman Dyboski, uczestnik tamtych wypadków i potem autor wspomnień „Siedem lat w Rosji i na Syberii 1915–1921”, pisał: „Głęboka różnica charakterów narodowych, głucha niechęć między Polakami a Czechami w niewoli, wynikająca z ultra-moskalofilstwa Czechów, wreszcie echa zatargów w Europie o Śląsk – wszystko to zatruwało atmosferę między formacjami wojskowymi”.

Żołnierzom tworzącym polską dywizję daleko było też do wewnętrznej spójności. Kością niezgody była kwestia, czy przedzierać się do Polski. Dawni oficerowie z armii carskiej nad ewakuację przedkładali walkę z bolszewikami. Dyboski pisał: „Polski niektórzy z nich wcale nie widzieli i z ziemią rosyjską lub nawet z Syberią byli związani przez stosunki rodzinne, majątkowe i przyzwyczajenia całego życia”. Z kolei część żołnierzy, dawnych c.k. jeńców, miała dość wojny i chciała tylko przeżyć – ich wartość bojowa była nikła.

Wrócili nieliczni

Dramatyczny koniec dywizji nastąpił w styczniu 1920 r. na stacji kolejowej Klukwiennaja koło Krasnojarska. Magistrala była zablokowana przez kilkanaście czeskich pociągów oraz transporty łotewskie. Czesi, którzy byli już po porozumieniu z „czerwonymi”, nie spieszyli się, by umożliwić Polakom ewakuację. W odczuciu wielu żołnierzy dywizji zostali oni zdradzeni przez czeskich i słowackich sojuszników.

Wobec zbliżających się sił bolszewickich i braku możliwości kontynuowania walki dowództwo dywizji podjęło decyzję o kapitulacji przed Armią Czerwoną. Ale wtedy w szeregach nastąpił rozłam: część żołnierzy odmówiła złożenia broni i po utworzeniu kilku grup, razem z rozbitkami „białych”, dotarli do Irkucka, a później do Harbinu. Los tych, którzy trafili do bolszewickiej niewoli, był tragiczny: obozy jenieckie były w istocie obozami pracy przymusowej, a śmiertelność w nich – ogromna.

Inaczej niż w przypadku Korpusu Czechosłowackiego, tylko nielicznym żołnierzom Dywizji Syberyjskiej dane było wrócić do Polski – czasem nawet długo po tym, jak Warszawa i Moskwa w 1921 r. podpisały pokój. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018