Pierwsi spośród równych

Kolejne etapy kulturowej ewolucji człowieka wiązały się ze zmianą naszego stosunku do zwierząt. Dziś coraz bardziej jesteśmy skłonni obdarzyć je prawami.

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Słoń sumatrzański podczas kąpieli pod opieką pracownika organizacji ekologicznej. Park Narodowy Way Kambas, Lampung, Indonezja. Lipiec 2017 r. / ANDREW GAL / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Słoń sumatrzański podczas kąpieli pod opieką pracownika organizacji ekologicznej. Park Narodowy Way Kambas, Lampung, Indonezja. Lipiec 2017 r. / ANDREW GAL / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Zamieszkujący subsaharyjską Afrykę miodowód duży jest jednym z nielicznych ptaków, który trawi wosk i inne składniki plastra miodu. Bez trudu odnajduje też gniazda pszczół, dostęp do miodu utrudniają mu jednak agresywne owady. Boranowie, zaganiacze bydła z północnej Kenii, są z kolei w stanie otworzyć gniazda, ale mają problemy z ich odnalezieniem. Czasem miodowody przywabiają ludzi swoim śpiewem, wskazując im gniazda, ale bywa też, że to przygotowani do wyprawy po miód ludzie wzywają ptaki charakterystycznym zaśpiewem.

Naukowcy nazywają taką kooperację mutualizmem i choć między różnymi gatunkami zwierząt jest to zjawisko dość powszechne, to dziś rzadko zachodzi między światem zwierząt a ludźmi. Brytyjski antropolog Brian Fagan posłużył się przykładem miodowoda, by zobrazować ścisłą zależność, jaka dawniej łączyła człowieka ze zwierzętami. W wydanej niedawno po polsku książce „Zażyła więź” pisze, że fundamentem tego swoiście magiczno-siostrzanego sojuszu była „świadomość współistnienia i jedności zamieszkiwanego świata”.

Ludzko-zwierzęca wspólnota, oparta na wzajemnym szacunku, trwała dziesiątki tysięcy lat. Życie w czasach prehistorycznych zmuszało do uważnej obserwacji, doświadczenia i precyzyjnej komunikacji z siłami, które wydawały się nadprzyrodzone.

Ludzie wchodzili więc w skomplikowane relacje ze światem przyrody. Ich dobrym przykładem były bliskie więzi nawiązywane pomiędzy zwierzyną a myśliwymi. Łowcy spędzali całe dnie obserwując potencjalną zdobycz, zdobywając informacje o jej diecie i nawykach. Powstała w ten sposób relacja ze zwierzęciem przeniknęła do ludowych opowieści oraz legend, dając początek wielu mitom

Artystycznym wyrazem wspomnianej więzi są m.in. datowane na co najmniej 30 tys. lat słynne paleolityczne rysunki naskalne z Jaskini Chauveta we Francji. Ze ścian wyłaniają się niezwykle plastyczne obrazy: między skałami paradują stada koni, nosorożce, mamuty i wielkie byki. Wszystkie przedstawione są w wyrazistych barwach, z wyczuciem perspektywy i dużą liczbą szczegółów anatomicznych. Fagan przyznaje, że system religijny autorów tych malowideł, pradawnych łowców-zbieraczy, pozostaje dla nas zagadką, ale nie ma wątpliwości, że „kluczową rolę w tym porządku odgrywały zwierzęta, które obdarzone były specjalnym miejscem w sferze sacrum”.

Wedle brytyjskiego antropologa początek końca ludzko-zwierzęcej wspólnoty stanowiło upowszechnienie rolnictwa. Od tego momentu (ok. 10-12 tys. lat temu) człowiek przestał być całkowicie zależny od swojego ekosystemu, zaczął go przekształcać.

Uprawa ziemi oraz hodowla obniżyły „osobisty” prestiż zwierząt. Coraz rzadziej przypisywano im pierwiastki magiczne – odtąd stanowiły rzecz policzalną, miernik bogactwa. Regularny wzrost populacji miejskich, a w końcu rewolucja przemysłowa spowodowały zerwanie dawnych więzi. Chwila ostatecznego wypchnięcia zwierząt z historii nadeszła wraz z wyeliminowaniem ich z pól bitewnych na początku XX w. To, co stało się potem – chów przemysłowy i eksperymenty medyczne – jest mało chwalebną wizytówką relacji ludzi ze zwierzętami na przełomie XX i XXI stulecia.

Na początku był Singer

Do niedawna ludzie nie mieli wątpliwości, że zwierzęta z natury rzeczy zajmują niższą niż my sami pozycję w hierarchii bytów.

Ostatnie dekady przyniosły w tej kwestii zmianę. Kolejne odkrycia naukowe postawiły pod znakiem zapytania wyjątkowość ludzi, dowodząc, że różne gatunki zwierząt tworzą kulturę, złożone życie społeczne, a nawet posługują się językiem. Wszystko to dało początek nowym, ważkim pytaniom, jak to, czy historia zwierząt i ludzi faktycznie jest opowieścią o trwającej do pewnego momentu dobroczynnej dla obu stron współpracy?

Od najwcześniejszych czasów hodowla opierała się przecież na strategii eliminowania z procesu rozmnażania osobników, które nie podporządkowują się ludzkim potrzebom. Geny „rebeliantów” w postaci agresywnych psów czy krów, które nie chciały oddawać mleka, rezerwując je dla swojego potomstwa, nie mogły się tak łatwo reprodukować. W efekcie na przestrzeni wieków człowiek wytworzył lub co najmniej współuczestniczył w stworzeniu tysięcy ras zwierząt. Coraz bardziej świadomie dążył do zmiany ubarwienia, długości sierści i proporcji ciała. Wraz ze zmianami anatomicznymi szły nowe cechy behawioralne: przede wszystkim zmniejszony poziom agresji, utrata płochliwości, czujności oraz słabsza orientacja przestrzenna. Skutkiem tego procesu stał się niepomierny wzrost liczby zwierząt udomowionych przy równoczesnym zmniejszaniu się populacji gatunków dzikich.

Ambitny cel ponownego zdefiniowania – być może nawet destrukcji dominujących w świecie zachodnim schematów mówienia i myślenia o zwierzętach – postawił sobie australijski etyk Peter Singer. Jego książka „Wyzwolenie zwierząt” (wydana po raz pierwszy w 1975 r.) stała się pierwszym ważnym głosem w walce o prawa zwierząt, a jednocześnie wyznaczyła kierunki rozwoju animal studies. Posiłkując się przykładami farm przemysłowych i dokonywanych w laboratoriach eksperymentów, Singer pokazał zgubne konsekwencje ideologii antropocentrycznej, atakując jednocześnie ideę szowinizmu gatunkowego, który skutkuje hierarchicznym sklasyfikowaniem zwierząt jako niższych rangą. Zdaniem Singera dyskryminacja żywych stworzeń wyłącznie na podstawie gatunku, do którego przynależą, jest nie do obrony, analogicznie do dyskryminacji na tle rasowym. Zwierzęta mają bowiem swoje potrzeby, a celem ich życia nie jest przynoszenie korzyści ludziom.

Wytyczoną przez Singera ścieżką podążyli inni. Jednym z nich był amerykański zoolog James Serpell. W książce „W towarzystwie zwierząt” (1986) pokazał, że u podstaw nowożytnego, jawnie amoralnego stosunku wobec zwierząt stała zafałszowana wizja człowieka – w szczególności człowieka Zachodu – jako istoty wyższej, odgrodzonej od reszty stworzenia, a przy tym odpowiedzialnej za swe czyny jedynie przed Bogiem. Innym osiągnięciem Serpella było pokazanie roli, jaką w przemyśleniu naszego stosunku do zwierząt może odegrać język antropo- morfizacji. Rozumiany jako próba skupienia uwagi na „innym”, wyobrażenia sobie jego potrzeb i pragnień, może wywołać mobilizujący do działania odruch empatii.

Naruszenie dotychczasowej hegemonicznej pozycji człowieka pociągnęło za sobą zmiany na polu kultury. Pytanie: „po co patrzeć na zwierzęta?”, które w latach 70. XX w. zadał krytyk sztuki oraz pisarz John Berger, wywołało gorącą debatę. Stwierdziwszy, że człowiek stracił równowagę w relacjach ze zwierzętami, podporządkował je własnemu punktowi widzenia, Berger zasugerował, że nie potrafimy już znaleźć zrozumienia dla ich odrębności. Próby wykroczenia poza człowiecze „ja” podejmowali także inni twórcy. Za pomocą krzyżujących się na różnych poziomach niezwerbalizowanych przeczuć, drobnych gestów, śladów i opisów przedmiotów, Virginia Woolf umiejętnie stopiła ze sobą świat ludzki i zwierzęcy w książce „Flush”. Ryzyko odwrócenia antropocentrycznej perspektywy, poprzez rozszerzenie definicji „istot” na zwierzęta, podjęła również główna bohaterka powieści Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.

Innym interesującym eksperymentem na tym polu była książka Érica Barataya „Zwierzęcy punkt widzenia”. Zamiast o woźnicy, który powozi, wbijającym pikę toreadorze czy weterynarzu, Baratay pisze o koniu, który ciągnie, przeszytym byku i operowanej krowie. Sięgając po narzędzia naukowe, usiłuje on wykroczyć poza myślenie o komunikacji skupione na języku, w stronę odczytywania niewerbalnych sygnałów wysyłanych przez zwierzęta.

Na złość Kartezjuszowi

Ostatecznym ciosem wymierzonym antropocentryzmowi może być właśnie kwestia komunikacji. Dotąd język jawił się jako ostatni bastion naszej wyjątkowości. Posługiwanie się znakami symbolicznymi, których forma nie przypomina tego, do czego się odnoszą, uznawano za wyłączną domenę człowieka. W dobie oświecenia zwierzęta wykluczono z grona istot rozumnych właśnie dlatego, że nie używały języka. Kartezjusz porównał je więc do cielesnych maszyn – skoro nie mówią, to nie mogą być rozumne.

Wszystko to powoli traci na aktualności. W ciągu ostatnich kilku dekad naukowcy nie tylko odkryli rozbudowane systemy komunikacji wśród zwierząt, ale zdołali nauczyć niektóre gatunki sztucznych języków, które pozwalają uzyskać wgląd w ich preferencje czy zamiary. Część badaczy jest zdania, że różnica pomiędzy sposobami komunikacji używanymi przez braci mniejszych a tymi, którymi posługują się wspólnoty ludzkie, jest raczej ilościowa niż jakościowa. Austriacki zoolog Karl von Frisch już w latach 70. XX w. dowiódł, że pszczoły mają własny system komunikacji oparty na uniwersalnych zasadach (choć jest on dość ograniczony i nie sposób przekazywać w nim abstrakcyjnych treści). Delfiny butlonose i inne walenie wydają z siebie setki różnych gwizdów, których znaczenia możemy się tylko domyślać. Jednym z najbardziej znanych osiągnięć na polu komunikacji ze zwierzętami stało się wykorzystanie przez amerykańską badaczkę Sue Savage-Rumbaugh zaprojektowanego języka Yerkish. Posługując się abstrakcyjnymi znakami na monitorze komputera bonobo imieniem Kanzi spontanicznie nauczył się wyrażać swoje potrzeby, zamiary oraz informować o czymś inne osobniki (zarówno ludzi, jak i małpy).

Inni badacze, jak prymatolog Frans de Waal, wolą nie przeceniać znaczenia języka, ponieważ jest on stosunkowo niedoskonałym narzędziem opisu świata. Zdaniem de Waala rozziew między rzeczywistością a jej językowym obrazem jest tak duży, że warto więcej uwagi zwrócić na komunikaty niewerbalne, wykorzystujące dotyk czy zapach. To alternatywne wobec mowy sposoby komunikowania swoich myśli.

Wszystko to daje wyraz przekonaniu, że na świecie są istoty dysponujące takimi sposobami komunikacji i zdobywania wiedzy, które stawiają opór naszym wadliwym systemom językowym. Możemy więc uczyć szympansy używać języka graficznych symboli, lecz czy umożliwi on mówienie o ich „zwierzęcym” życiu, czy raczej wymusi naśladowanie ludzkich wartości i punktów widzenia?

W stronę dobrostanu

Skutkiem badań odsłaniających złożoność świata zwierząt było rozpoczęcie dyskusji o innym niż dotąd uregulowaniu ich statusu prawnego. W 1994 r. wspomniany już Singer oraz Paola Cavalieri zapoczątkowali „The Great Ape Project”. Ta zrzeszająca badaczy różnych specjalności organizacja stawia sobie za cel przyznanie małpom człowiekowatym (bonobo, szympansom, orangutanom, gorylom) podstawowych praw, jak prawo do życia, prawo do wolności oraz prawo do niebycia torturowanym.

Inicjatywa Singera od początku była jednak obciążona wieloma ułomnościami. Postuluje bowiem nadanie praw wyłącznie niektórym gatunkom (tym „wyżej rozwiniętym”), co sprawia, że automatycznie nasuwają się pytania, co z innymi zwierzętami lub jak w kategoriach praw ująć inteligencję roju pszczół czy stada owiec? Nieco mniej radykalnym nurtem w ramach dyskursu o prawach zwierząt jest abolicjonizm, który zasadza się na myśli, że zwierzęta nie mogą być niczyją własnością, nawet jeśli są dobrze traktowane.

Kompromisem między niczym nieograniczoną eksploatacją a radykalnymi koncepcjami porzucenia hodowli w duchu Singerowskiego „wyzwolenia zwierząt” jest działanie na rzecz ich dobrostanu, czyli maksymalnego zredukowania stresu, bólu oraz cierpienia. I choć wśród naukowców nie ma zgody co do dokładnej definicji dobrostanu, to jest to próba pozytywnego odczytania walki o prawa zwierząt, a punkt wyjścia dla niej stanowi uznanie ich zdolności do odczuwania cierpienia.

Niewątpliwą zaletą koncepcji dobrostanu jest możliwość walki o stawiane sobie cele drogą tradycyjnie rozumianej rywalizacji politycznej (w Holandii, Wielkiej Brytanii czy Niemczech od lat istnieją partie, których głównym celem jest poprawa bytu zwierząt) oraz wprowadzania w życie konkretnych norm prawnych (jak uchwalona przez UNESCO Światowa Deklaracja Praw Zwierząt).

Znajdujemy się dopiero na początku drogi otwierającej nas na świat nieznanego, nie-ludzkiego innego. Kluczowym czynnikiem w egzekwowaniu dobrostanu i ewentualnym poszerzaniu jego definicji wciąż pozostaje jednak człowiek. Homo sapiens ma w tym względzie wyłączną sprawczość, i to na nas spoczywa odpowiedzialność określenia przyszłych reguł współistnienia z innymi gatunkami. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019