Świętość nieokrzesana

Plotki i manipulacje służyły tak chwale, jak i zniesławianiu ojca Pio. Mija 130. rocznica urodzin świętego, który wciąż budzi kontrowersje.

15.05.2017

Czyta się kilka minut

Ojciec Pio po stygmatyzacji, 1919 r. / Fot. Archiwum czasopisma „Głos Ojca Pio”
Ojciec Pio po stygmatyzacji, 1919 r. / Fot. Archiwum czasopisma „Głos Ojca Pio”

Rzadko widziałem dusze tak antychrystusowe, jak osławiony padre Pio – wspominał Aleksander Wat.

– Odepchnął mnie od konfesjonału z krzykiem, kiedy dowiedział się, że ani razu się nie spowiadałem. Czułem się odtrącony przez Boga, skazany na mękę wiekuistą.

Wat, przedwojenny komunista, żyd z rodziny o chasydzkich tradycjach, ochrzcił się po powrocie z radzieckiego więzienia. Cierpiał na bóle głowy o nieznanej przyczynie, lekarze nie potrafili mu pomóc. Uwierzył, że bardziej niż leczenia potrzebuje egzorcyzmów. Znajoma zakonnica opowiedziała mu o cudotwórcy z małego miasteczka na półwyspie Gargano, w samej ostrodze włoskiego buta. W 1957 r., dzięki pomocy przyjaciół z Rzymu, wybrał się do „padre Pio”.

Krótkie spotkanie z zakonnikiem w klasztornym korytarzu mocno go rozczarowało. Ojciec Pio, gdy przedstawiono mu pisarza z Polski, zapytał: „No i jak tam sobie poradziliście z Rosjanami?”, po czym od razu, nie czekając na odpowiedź, odszedł. A popołudniowa spowiedź skończyła się katastrofą. Gustaw Herling-Grudziński skomentował to krótko: „Padre Pio był cudotwórcą dla ludzi prostych, którzy wszystko biorą na serio, a nie dla intelektualnych katolików, jak Wat”.

Słynny kapucyn z San Giovanni Rotondo, sam „słabo wykształcony” i po południwowłosku nieokrzesany”, był bez wątpienia świętym ludowym. Z prostego ludu się wywodził, mówił jego językiem, znał jego problemy. Ale przyjeżdżali do niego także artyści, pisarze, naukowcy. „Człowiek o tak słabym intelekcie powiedział do mnie dwa, trzy słowa, jakich nigdy dotąd nie słyszałem, a tym bardziej – i to jest najgorsze – nie znalazłem w księgach Kościoła” – pisał jeden z nich, Giuseppe De Luca w liście do poety Papiniego. Jedni więc wracali umocnieni w wierze, inni zawiedzeni. Bo ludzie kochali lub nienawidzili ojca Pio bez względu na tytuły naukowe czy stan społeczny. Mało kto pozostawał obojętny.

Zasłynął z cudów, których miał dokonywać już za życia. Ślepi odzyskiwali wzrok, głusi słuch, chromi rzucali kule, ateiści się nawracali, grzesznicy zmieniali na lepsze. Widziano go w różnych miejscach, choć nie opuszczał klasztoru, czytał w myślach, podczas spowiedzi potrafił wypomnieć zapomniany grzech. A przede wszystkim miał stygmaty – rany na dłoniach, stopach i piersi, w miejscu, gdzie tradycyjnie umiejscawiano ślady ukrzyżowania Chrystusa. To jedyny kapłan ze stygmatami w historii Kościoła.

2. Ułożony, posłuszny, pilny, choć nieco chorowity. Nie spostrzegłem w nim niczego nadzwyczajnego – zapisał wychowawca kleryków.

Na imię miał Francesco. Urodził się 130 lat temu – 25 maja 1887 r. – w Pietrelcinie, koło Benewentu. Jako dziecko często zapadał na zdrowiu i w przeciwieństwie do starszego brata nie był zbyt przydatny do pracy w polu. Lubił za to spędzać czas na modlitwie. Za sprawą kapucyna z pobliskiej miejscowości, zbierającego po wsiach jałmużnę, postanowił wstąpić do klasztoru. Rodzice wysupłali ostatni grosz na opłacenie nauczycieli. Nie był szczególnie zdolny, edukację dokończył dopiero w zakonie, do którego przyjęto go, gdy miał 16 lat. Otrzymał nowe imię: Pio z Pietrelciny.

Tuż po święceniach kapłańskich, w 1910 r., zapadł na tajemniczą chorobę, której objawy (osłabienie organizmu, wymioty, ponadczterdziestostopniowa gorączka) znikały, gdy opuszczał klasztor i jechał na rekonwalescencję do domu, a wracały, gdy ponownie przekraczał klasztorną furtę. Za zgodą przełożonych przez sześć lat pozostawał więc pod opieką matki w Pietrelcinie, a przełożeni zastanawiali się nawet nad wydaleniem go z zakonu.

Podczas krótkich pobytów w klasztorze doświadczał ekstaz, których świadkami byli przełożeni i wzywany lekarz. Każda zaczynała się od szatańskich pokus (diabeł ukazywał mu się pod postacią dzikich zwierząt, nagich kobiet, a nawet przełożonych i samego papieża), potem rozmawiał z Jezusem, Maryją i świętymi. Wyznał, że tego typu wizje są stałym elementem jego życia, i to już od dzieciństwa. Na żądanie prowincjała, który jednocześnie był jego kierownikiem duchowym, szczegółowo je opisał. W 1916 r. wrócił, w opinii mistyka, do życia w klasztornej wspólnocie. Został skierowany do San Giovanni Rotondo, gdzie mieszkał aż do śmierci w 1968 r.

3. Człowiek abuliczny, o ograniczonej świadomości i monotonnym procesie myślowym. (...) Nie znajdziemy w nim żadnych elementów charakterystycznych dla życia duchowego – napisał o. prof. Agostino Gemelli.

Pod koniec września 1918 r. gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo usłyszał od „pewnej pobożnej kobiety”, że ojciec Pio ma stygmaty na dłoniach. Wezwał go na rozmowę i zobaczył czerwone plamy, które – jak mówił młody zakonnik – nie znikały od miesiąca. Miejscowy lekarz sprawę zbagatelizował, uznając, że to ślady po środkach do dezynfekcji. Gdy jednak po kilku miesiącach nie zeszły, prowincjał poprosił o radę lekarza z sąsiedniego miasta.

Doktor, człowiek pobożny, przed rozpoczęciem obdukcji wyspowiadał się u swego pacjenta, a następnie dokładnie zbadał położenie i głębokość ran, pisząc w konkluzji, że nie da się ich wyjaśnić przyczynami naturalnymi. Kuria generalna, zaniepokojona nie na żarty, przysłała z Rzymu specjalistę patomorfologa, którego opinia była zgoła inna: uznał rany za powierzchowne i podejrzewał, że mogły powstać wskutek procesu chorobowego, a potem były sztucznie podtrzymywane, choćby mimowolnie, przez nadmierne i niepotrzebne odkażanie. W związku z tak różnymi ocenami generał zakonu zapowiedział trzecie badanie, które miał przeprowadzić zaprzyjaźniony lekarz. Ten jednoznacznie stwierdził, że ślady na ciele ojca Pio nie odpowiadają żadnym znanym jednostkom chorobowym, a skoro pacjent zaprzecza, by stosował środki dezynfekujące, pochodzenie ran musi być nadprzyrodzone.

W międzyczasie wiadomość o stygmatach zdążyła obiec świat. Do San Giovanni Rotondo zaczęli przybywać pielgrzymi.
Znalazł się wśród nich wspomniany o. Gemelli, franciszkanin, największy naukowy autorytet włoskiego Kościoła. Przed wstąpieniem do zakonu był agnostykiem, skończył medycynę, pracował naukowo u prof. Golgiego, przyszłego noblisty, nawrócił się pod wpływem kard. Achille Rattiego, przyszłego papieża. Po święceniach wysłano go do Niemiec na studia z neurologii, psychologii eksperymentalnej i psychiatrii. Był pierwszym rektorem katolickiego uniwersytetu w Mediolanie i przewodniczącym Papieskiej Akademii Nauk. W przyszłości jego imię otrzyma słynna rzymska poliklinika.

Czy misji do San Giovanni Rotondo podjął się na własną rękę (jak twierdzą kapucyni), czy robił to na zlecenie Świętego Oficjum (jak sam wielokrotnie oświadczał), trudno dociec. Przyjechał na krótko, rozmawiał z ojcem Pio, oglądał rany na jego dłoniach (jak mówił, bo kapucyni temu przeczyli). Po wizycie napisał dla Świętego Oficjum dwie krytyczne opinie, w których uznał stygmaty za wynik histerii lub samookaleczenia, wspomniał o „poważnych niedostatkach intelektualnych” ojca Pio, a jego posłuszeństwo i pokorę, które wszyscy podziwiali, uznał za przejaw upośledzenia umysłowego. Zalecał odcięcie „stygmatyka” od środowiska, które na jego popularności żeruje, zamknięcie w szpitalu, zagipsowanie szczelnie co najmniej jednej ręki i jednej nogi, zbadanie pod mikroskopem wydzieliny z ran.

W tym samym czasie, gdy Gemelli pisał list do Świętego Oficjum, przed biskupem Foggii zeznawało dwoje aptekarzy. Twierdzili, że ojciec Pio zamawiał u nich po kryjomu kwas karbolowy i weratrynę, i to w ilościach wykraczających poza zwyczajowe użycie.

4. Czy przysięga Ojciec na świętą Ewangelię, że nigdy nie spowodował żadnych zmian na swojej skórze – spytał inkwizytor. Przysięgam. Na miłość boską, przysięgam! O, jakże byłbym wdzięczny Panu, gdyby mnie od tego uwolnił!

Kardynałowie Świętego Oficjum zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Problem jest zarówno natury doktrynalnej (ludzie nazywają ojca Pio „drugim Chrystusem” czy wręcz Jego reinkarnacją), jak i dyscyplinarnej (grożą zamieszkami w przypadku przeniesienia ojca Pio do innego klasztoru), a nawet ekonomicznej (księża z sąsiednich parafii oskarżają kapucynów o bogacenie się na cudach). Do klasztoru zaczynają przyjeżdżać watykańscy inkwizytorzy. Każda taka wizyta wywołuje alarm w komitecie obrony stygmatyka, każde oskarżenie spotyka się z po wielekroć gwałtowniejszą odpowiedzią.

W archiwach Kongregacji Nauki Wiary, spadkobierczyni Świętego Oficjum, doliczono się 1200 dokumentów na temat ojca Pio, co na przestrzeni 50 lat daje średnią dwóch na miesiąc. Mają różną rangę i objętość, a co najmniej dwa z nich to obszerne raporty z inspekcji o decydującym znaczeniu dla dalszych losów zakonnika.

Pierwsza miała miejsce w czerwcu 1920 r. Jej przebieg poznaliśmy niedawno, gdy w 2006 r. Benedykt XVI udostępnił watykańskie archiwalia sprzed 1939 r. Prowadził ją bp Raffaello Rossi, trwała tydzień. Biskup-inkwizytor przesłuchał pod przysięgą wszystkich zakonników (sześć razy ojca Pio), kler diecezjalny i wybrane osoby świeckie. W raporcie pokontrolnym rozwiewa wątpliwości co do rzekomych cudów ojca Pio (żaden się nie potwierdził), opisuje rany na ciele stygmatyka (zmierzył je przy pomocy linijki i precyzyjnie narysował), przedstawia rys psychologiczny „podejrzanego”. W jego opinii zakonnik mówił jasno, rzeczowo, był skromny i pobożny. Protokoły z przesłuchań to pierwszy wiarygodny zapis słów ojca Pio, który opowiada o swoim życiu, sposobie modlenia się, doznawanych objawieniach, stygmatyzacji, bilokacjach. Pytany o cuda mówił, że – owszem – modli się za polecane osoby, ale nie wie, jaki jest tego skutek. Krążące na swój temat opowieści komentował z uśmiechem: „Ludzie mówią, co chcą”. Przyznał się do kupowania kwasu karbolowego, który wykorzystywał do dezynfekcji strzykawek, i weratryny, którą zamówił dla żartu, by dosypać ją do tabaki jednemu z braci.

Po wizytacji Święte Oficjum uznało, że problemem nie jest sam ojciec Pio, ale to, co się wokół niego dzieje, i od tej pory najwięcej uwagi poświęcało zachowaniu porządku i spokoju, dwóm bardzo cennym dla kościelnej władzy wartościom. W 1922 r. po raz pierwszy zakazano ojcu Pio publicznego odprawiania mszy, choć po zamieszkach przed klasztorem z udziałem 3 tys. ludzi zakaz cofnięto. Odstąpiono od zamiaru przeniesienia go do innego klasztoru, w obawie przed jeszcze większym tumultem. Wydano oświadczenie, że „fakty przypisywane ojcu Pio nie mają charakteru nadprzyrodzonego”. Zakazano pokazywania stygmatów „komukolwiek i pod jakimkolwiek pozorem”.

Jak wynika z dostępnych dokumentów, rany na ciele nigdy już nie były poddawane badaniom lekarskim. Miał je przez blisko 50 lat, zaczęły znikać dopiero pod koniec życia. Ostatni ślad, strup na lewej dłoni, odpadł w chwili śmierci.

5. Pachnie liliami, ciska kulami, ślepego wzrokiem obdarza, rozumem idiotę, łysemu włosy przywraca, a dziwce cnotę – kpiło z ojca Pio czasopismo „Italia Laica”.

Jego redaktor, Antonio Del Fante, sam wkrótce zostanie jednym z największych czcicieli i promotorów stygmatyka. Gdy pod koniec lat 20., dzięki modlitwie ojca Pio, wyzdrowiało ciężko chore dziecko jego siostry, opisał w dwóch książkach wszystkie przypadki uzdrowień, nawróceń, bilokacji i objawień, czym doprowadził do pasji kardynałów Świętego Oficjum.

Drugim oryginalnym czcicielem i obrońcą dobrego imienia ojca Pio był Emanuel Brunatto – oszust i szantażysta, który nawrócił się na dobrą drogę, ale starego fachu nie zapomniał. Gromadził kompromitujące papiery (i nie wahał się ich użyć) na księży i biskupów krytykujących stygmatyka, prowadził mętne biznesy, by zdobyć środki na budowę szpitala w San Giovanni Rotondo, wydał pierwszą biografię ojca Pio, która na lata ustaliła kanon informacji o cudownym dzieciństwie i młodości zakonnika, organizował – we współpracy z lokalnym aktywem partii faszystowskiej – bojówki strzegące klasztoru przed wysłannikami Watykanu.

Czci ojca Pio broniły też pobożne niewiasty, nad którymi sprawował opiekę duchową. Nazywały się jego córkami, dbały o odpowiednie żywienie zakonnika, prały mu ubrania, miały monopol na handel relikwiami (fragmenty zakrwawionych bandaży), organizowały ruch pielgrzymkowy, a nawet regulowały kolejkę do spowiedzi. Towarzyszyły mu aż do śmierci, choć zmieniał się skład personalny tego towarzystwa, co było powodem zazdrości i plotek. Gdy w 1930 r. jedna z nich, Elvira Serritelli, została odsunięta przez ojca Pio, zeznała przed gwardianem, że przez dziesięć lat grzeszyła ze stygmatykiem przeciwko czystości. A później oskarżała go o niemoralne kontakty ze swą następczynią, Cleonice Morcaldi.

„Nawet jeśli to nieprawda, to jednak dobrze wymyślona” – mawiają Włosi. Zgodnie z tym porzekadłem działały obie strony sporu: plotka, zmyślenie i manipulacja służyły tak chwale, jak i zniesławianiu ojca Pio. Biografowie od lat trudzą się, by pod warstwą mitu i legendy doskrobać się do tzw. prawdy historycznej, zapominając, że opowieści o świętych nigdy nie są po prostu zwykłym odbiciem rzeczywistości. Se non é vero é molto ben trovato.

6. Jest pewne, że ukrywa przede mną prawdę. Kluczy, wykręca się, kłamie – w ten sposób ucieka przed pytaniami – zapisał w relacji biskup Maccari.

Pod koniec lat 50., gdy zgodnie z życzeniem ojca Pio wybudowano w San Giovanni Rotondo okazały szpital, wybuchł konflikt pomiędzy jego zarządem (wybranym przez stygmatyka spośród zaufanych osób) a klasztorem. Formalnie spór miał podłoże finansowe: dyrekcja oskarżała braci o podbieranie pieniędzy z ofiar na szpital, zakonnicy mieli pretensje o złe nim zarządzanie. Ale pod spodem tlił się bunt części kapucynów przeciwko słynnemu współbratu. Powróciły pogłoski o jego niemoralnym życiu (a liczył już ponad 70 lat), założono podsłuchy w rozmównicy, gdzie spotykał się z córkami duchowymi, w jego celi i – prawdopodobnie – w konfesjonale. Generał zakonu poprosił o pomoc Stolicę Apostolską.

W lipcu 1960 r. dwumiesięczną wizytację przeprowadził papieski wysłannik Carlo Maccari. W zwaśnionym klasztorze nietrudno było znaleźć chętnych do wylewania żalów. Przesłuchał dziesiątki osób, a sporządzony po kontroli raport stał się nieocenionym źródłem oskarżeń, plotek i sensacji. Wizytator przytoczył wiele przykładów fanatyzmu i idolatrii (np. rozpowszechniano informację, że samo patrzenie na ojca Pio „przynosi ulgę dla duszy tym, którzy nie mogą się spowiadać”). Dużo miejsca poświęcił kobietom i ich – jak zanotował – „perfidnej naturze”. Nie dał co prawda wiary zeznaniom pani Serritelli, która podtrzymała oskarżenia o intymne stosunki z ojcem Pio, ale znalazł zakonników, którzy kontakty swego starszego współbrata z kobietami uważali za podejrzane (jeden twierdził, że po spotkaniu z wybrankami ojciec Pio miał zaróżowione policzki, drugi policzył, że w czasie mszy stygmatyk spojrzał w ich stronę 12 razy). Wizytator zaobserwował też, że o ile spowiedź u ojca Pio trwa średnio dwie minuty, to wybrane „córki” przebywają w konfesjonale znacznie dłużej – od 15 do 19 minut, a spowiadają się regularnie co trzy dni. Jedna z nich, Cleonice Morcaldi, miała przywilej spowiedzi twarzą w twarz, stojąc przed konfesjonałem – wtedy dyżurna rozstawiała za nią parawan. Maccari oskarżył ojca Pio o życie niezgodne z regułą (miał odmienny od pozostałych braci rytm dnia: wstawał wcześniej, oddzielnie się modlił, mało czasu spędzał ze wspólnotą) oraz kłamstwo pod przysięgą. Ostatni zarzut dotyczył kontaktów z panią Morcaldi, których wizytator kategorycznie zabronił. Stygmatyk przysiągł, że w czasie trwania wizytacji nie rozmawiał z nią ani nie otrzymał żadnej korespondencji. Jednak Maccariemu udało się przechwycić sześć listów, posłanych w tych dniach przez kobietę. Obrońcy ojca Pio przytomnie zauważają, że skoro tak, to jednak nie skłamał...

Wizycie Maccariego i stawianym przez niego, jak by nie było poważnym, zarzutom poświęcony został oddzielny tom tzw. positio w procesie beatyfikacyjnym.

7. Okazał się spowiednikiem mającym proste, jasne rozeznanie i do penitenta odnosił się z wielką miłością – wspominał Jan Paweł II, który również wyspowiadał się u stygmatyka.

W 1948 r. Karol Wojtyła, student rzymskiego Angelicum, pojechał do San Giovanni Rotondo, by uczestniczyć w sprawowanej przez ojca Pio mszy. Opowiedział o tym spotkaniu w 1974 r., kiedy po raz drugi odwiedził klasztor, jako metropolita krakowski. A gdy został papieżem, bracia kapucyni przypomnieli sobie o jego sympatii i liczyli na szybkie odblokowanie procesu

beatyfikacyjnego (Kongregacja Nauki Wiary dwukrotnie odmawiała zgody na jego rozpoczęcie). Intuicję mieli dobrą. Nowy papież poprosił prefekta Kongregacji o ponowne przyjrzenie się dokumentom. Wynajęto nowych ekspertów, którzy uznali, że „zarzuty wobec ojca Pio nie są na tyle uzasadnione, aby uniemożliwić proces”.

Szybko odkryto jeszcze jeden ślad osobistych relacji Wojtyły ze słynnym kapucynem – były to dwa listy, napisane w 1962 r. i przekazane przez zaufane osoby do rąk własnych ojca Pio. W pierwszym biskup – przebywający w Rzymie na obradach Soboru – prosił o modlitwę za swą przyjaciółkę, Wandę Półtawską, u której zdiagnozowano nowotwór i zarządzono pilną operację. Gdy po kilku dniach przyszła wiadomość z Polski, że zabiegu nie będzie, bo zmiany chorobowe same ustąpiły, Wojtyła napisał drugi list z podziękowaniem.

Od niedawna wiemy, że przyszły papież pisał do San Giovanni Rotondo także później. Podczas jego procesu beatyfikacyjnego odnaleziono w krakowskiej kurii kopię listu, w którym biskup Wojtyła prosi o modlitwę „także w swojej intencji, w obliczu olbrzymich trudności duszpasterskich, jakie napotyka moja skromna osoba w obecnej sytuacji”. Po śmierci kardynała Sapiehy przez 10 lat komunistyczne władze blokowały obsadzenie krakowskiej metropolii. Gdy wreszcie udało się uzgodnić na to stanowisko kandydaturę biskupa Baziaka, jego niespodziewana śmierć pokrzyżowała plany i zaczęły się nowe, trudne negocjacje. List ma datę 14 grudnia 1963 r. Pięć dni później premier Cyrankiewicz poinformował prymasa Wyszyńskiego, że rząd PRL nie sprzeciwia się objęciu przez Karola Wojtyłę wakującego od ponad roku stanowiska.

Nic dziwnego, że Jan Paweł II osobiście zaangażował się w proces ojca Pio. Bp Edward Nowak, od 1990 r. sekretarz Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, opowiadał, że przy każdym spotkaniu papież pytał go o postępy. Często uczestnikiem rozmów była dr Półtawska. „Ona dręczyła mnie jeszcze bardziej – wspominał bp Nowak. – Mówiła: ci z Kongregacji nic nie robią! Pracują za wolno!”. W listopadzie 1996 r. Jan Paweł II napisał do Kongregacji oficjalną prośbę o przyspieszenie prac. Miał nadzieję ogłosić nowego błogosławionego w 30. rocznicę jego śmierci.

Komisja teologów nie zajmowała się nadzwyczajnymi fenomenami, przypisywanymi ojcu Pio. Badano natomiast „heroiczność cnót”, co w tym przypadku oznaczało po pierwsze konieczność dokładnego wyjaśnienia każdego zarzutu, po drugie stwierdzenia, czy ojciec Pio może być wzorem świętego życia dla współczesnego człowieka. Podkreślano jego posłuszeństwo decyzjom zakonu i Kościoła, pokorne znoszenie cierpień fizycznych i duchowych, szczególny charyzmat kierownictwa duchowego (cierpliwa, wielogodzinna posługa w konfesjonale oraz porady udzielane listownie), życie modlitewne. Proces zakończył się w grudniu 1997 r. Po stwierdzeniu nowego cudu za wstawiennictwem ojca Pio (te dokonywane za życia nie liczą się w procesie beatyfikacyjnym i nie są badane), Jan Paweł II ogłosił w 1999 r. ojca Pio błogosławionym, a w 2002 r. – świętym.

Święty kapucyn był pochowany w krypcie, którą jeszcze za jego życia przystosowano do tego celu. Na grobie tysiące pielgrzymów każdego dnia zostawiało karteczki z intencjami i podziękowaniami. W 2008 r. ekshumowano jego ciało i przy pomocy specjalistów z Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud przygotowano do ekspozycji w nowo wybudowanym kościele. W ubiegłym roku, na życzenie papieża Franciszka, było ono wystawione w Watykanie w ramach obchodów Jubileuszowego Roku Miłosierdzia.

8. Straszny to święty! Cały ulepiony z cierpienia, z bólu. Wie pan, że ma stygmaty, ale te stygmaty można odkryć w jego oczach, w olśniewającym świetle, w twarzy bladej i spalonej nieziemską gorączką. Nigdy i w nikim innym nie spotkałem się z obecnością tak okrutnego Boga, qui proprio Filio suo non pepercit [który własnego Syna nie oszczędził] (z listu G. De Luki do F. Minellego). ©℗

AUTOR opublikował m.in. książki „Ojciec Pio – święty na przekór”, „Pietrelcina. Miasto narodzin” oraz „Jan Paweł II i Ojciec Pio”, a także przetłumaczył dokumenty z tajnego archiwum watykańskiego (książki: „Przesłuchanie Ojca Pio” oraz „Ojciec Pio i Święte Oficjum”). Jest fotoedytorem „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2017