Jeszcze jeden cud ojca Pio

"Ojciec Pio: bezgraniczne oszustwo, taki tytuł na pierwszej stronie "Corriere della Sera musiał wywołać wstrząs. Wdodatku czytelnik dowiadywał się, że tytuł zaczerpnięto zzapisków Jana XXIII. Dwie najbliższe Włochom postacie Kościoła XX w. zostały zakwestionowane bezpośrednio. Pośrednio uderzono wJana Pawła II, który ojca Pio beatyfikował ikanonizował.

21.11.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Okazją był druk kilku fragmentów mającej się dopiero ukazać w wydawnictwie Einaudi książki znanego włoskiego historyka Sergia Luzzatto, "Padre Pio. Miracoli e politica nell'Italia del Novecento" ("Ojciec Pio. Cuda i polityka we Włoszech w XX wieku"). Recenzując tę pracę jeszcze przed premierą, Vittorio Messori ocenił ją jako "ważną i poważną". "Trzeba było - pisał - młodego, lecz już doświadczonego uczonego, wywodzącego się z tradycji żydowskiej, by wypełnił lukę w informacjach o zakonniku, którego nieco żartobliwie nazwał »najważniejszym Włochem ubiegłego stulecia«, będącym, obok Jana XXIII, przedmiotem niezwykle szerokiego kultu ludowego". Paradoksem jest to, że obaj, święty zakonnik i błogosławiony papież, choć zostali wyniesieni na ołtarze niemal w tym samym czasie, za życia nigdy się nie spotkali. Więcej: "Dobry Papież" był zaliczany do "prześladowców" ojca Pio.

***

Luzzatto zwraca uwagę na to, że o. Pio, który przez pół wieku na krok nie ruszył się z klasztoru położonego głęboko na południu Włoch, jest dziś obecny wszędzie: na ogromnych plakatach i w srebrnych rameczkach na biurku VIP-a, w torebce gospodyni domowej i w portfelu profesora uniwersytetu. Historyk nie zajmuje się prawdziwością stygmatów i cudów kapucyna z San Giovanni Rotondo. Zjawiska te interesują go o tyle, o ile ukazują wielobarwny świat wokół o. Pio: zakonników, księży, świeckich, niewykształconych i uczonych, wierzących i niewierzących w nadprzyrodzony charakter jego działalności. Rygorystycznie trzymając się obowiązujących w historiografii zasad, Luzzatto zbadał i opisał obudzoną przez mnicha "wiarę prostaczków", wiarę narodu włoskiego spragnionego po wojnie cudów, a raczej "magicznych znaków". "Ten zakonnik z klasztoru San Giovanni Rotondo - czytamy - stał się symbolem kraju zawieszonego między archaizmem a nowoczesnością, a jego kult do dziś jest mieszaniną średniowiecza i postmodernizmu. To pobożność autentycznie ludowa, gigantyczna, znieruchomiała".

***

Jak powiedziano wyżej, przed ukazaniem się książki, "Corriere della Sera" zamieściło kilka jej fragmentów, nadając im posmak sensacji. Chodziło głównie o znajdujące się w aktach procesu beatyfikacyjnego dokumenty omawiające zdarzenia z lat 1919 i 1920, udostępnione Luzzattowi przez Watykan. Biskup Manfredonii, Pasquale Gagliardi, zaciekły przeciwnik ojca Pio, dostarczył wówczas do Świętego Oficjum oświadczenie 28-letniej Marii De Vito, która będąc nabożną wielbicielką o. Pio spędziła miesiąc w San Giovanni Rotondo. Przed jej wyjazdem zakonnik poprosił o dostarczenie mu czterech gramów fenolu, wyjaśniając, że potrzebuje go do dezynfekowania strzykawki, którą szczepił nowicjuszy. Później raz jeszcze, listownie (chodzi o krótki bilecik) powtórzył to zamówienie, prosząc dodatkowo o cztery gramy veratriny i o zachowanie dyskrecji, także wobec współbraci. Wtedy u Marii, a bardziej jeszcze u jej kuzyna-farmaceuty, u którego próbowała zdobyć veratrinę, zbudziły się podejrzenia, że środki te mogą służyć ojcu do okaleczania sobie rąk (właśnie zaczynało być głośno o jego stygmatach). Takie wyjaśnienie chętnie powtarzał biskup Gagliardi: "rany wypala sobie fenolem, a potem perfumuje je wodą kolońską".

Tu encyklopedyczna informacja: fenol (C6H5OH), inaczej hydroksybenzen, znany także jako benzenol, kwas karbolowy i karbol, powoduje oparzenia i martwicę przenikającą do głębszych warstw skóry. Veratrina natomiast jest wyciągiem z rośliny o tej samej nazwie, używanym w medycynie np. przy nadciśnieniu i chorobie Basedowa - niewłaściwie dozowana jest niezwykle niebezpieczna, stąd niepokój wobec zamówienia o. Pio.

Donos farmaceutów spowodował reakcję Watykanu. 28 października 1919 r. wyznaczony do zbadania stygmatów prof. Festa złożył szczegółowe sprawozdanie, z którego wynika, że nie są one wynikiem zranienia zewnętrznego ani działania podrażniających substancji chemicznych. Zachowana jest też relacja z badań przeprowadzonych przez doktora Bignami, który nałożone na stygmaty opatrunki opieczętował i pozostawił w tym stanie na dwa tygodnie. Po zdjęciu bandaży rany krwawiły jak poprzednio: nie wystąpiły stany zapalne ani zabliźnienie. Sprawa była podczas procesu dokładnie zbadana i nie jest żadnym odkryciem.

W "Corriere" opublikowano jednak także fragment zapisków Jana XXIII, który notuje swoje reakcje na doniesienia, jakoby o. Pio prowadził się niemoralnie i był oszustem. Papież mówi o straszliwym zgorszeniu i pisze zdanie, które posłużyło dziennikowi za tytuł. Dodaje wprawdzie: "jeżeli to wszystko jest prawdą", ale to zastrzeżenie przeszło niezauważone.

***

Jedynie ignorancją można tłumaczyć wywołaną wokół tej sprawy sensację. Ignorancją tych, którzy nie wiedzą, że podstawą beatyfikacji jest stwierdzenie praktykowania przez kandydata na ołtarze chrześcijańskich cnót w stopniu heroicznym, nie zaś stygmaty (one raczej komplikują postępowanie procesowe). "Adwokat diabła", dziś określany jako "promotor sprawiedliwości", z urzędu wysuwa wszelkie możliwe zastrzeżenia, które następnie są wnikliwie badane. Decyzje papieża o wyniesieniu na ołtarze są przygotowywane z niezwykłą starannością. Pracuje nad nimi zawsze kilka komisji (teologów, historyków, kardynałów i biskupów).

Przekonanie o autentyczności stygmatów kosztowało o. Pio wiele cierpień i upokorzeń. Zakonnik był pilnie śledzony, wręcz podglądany i podsłuchiwany, skazywany na długie okresy milczenia i izolacji. Wobec udokumentowanych i sprawdzonych świadectw chrześcijańskich cnót: silnej wiary, nadziei, miłości, roztropności, sprawiedliwości, męstwa, życia modlitwy, pokory, wierności ślubom zakonnym, zarzut potwornego, cynicznego oszustwa brzmi absurdalnie.

Być może jego absurdalności nie są w stanie zauważyć nie tylko ludzie, którzy nie mają pojęcia o procesach kanonizacyjnych, ale także ci, którym nie przychodzi do głowy, że Kościół i Stolica Apostolska to nie zgraja zimnych oszustów i że to, co dla ludzi niemożliwe, możliwe jest dla Pana Boga. Że Bóg może powoływać świętych i działać przez świętych.

***

Ta medialna sensacja przyniosła także dobre owoce. Na forach internetowych rozpętała się fascynująca debata, w której uczestniczyli wierzący, sceptycy i niewierzący, ignoranci w materii kanonizacji i ludzie bardzo kompetentni. Dyskutowano o stygmatach, ale także o wierze i o mającym niekiedy znamiona magii kulcie takich postaci jak o. Pio. Zawierające setki wypowiedzi forum na stronach "Il Giornale" jest znakomitym dokumentem wielkiej, żarliwej rozmowy o sprawach najważniejszych. Czyli: jeszcze jeden cud świętego ojca Pio.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007