Świat na opak

Trudno w dziejach polskiej sztuki o większą indywidualność niż Witold Wojtkiewicz. Wiosną jego prace pokazywano w Grenoble, teraz można je zobaczyć w Warszawie. Jeśli wystawa francuska była podobna do warszawskiej, to strach pomyśleć, jak Wojtkiewicza odebrali Francuzi.

29.08.2004

Czyta się kilka minut

O tym, że w warszawskim Muzeum Narodowym od pewnego czasu dzieje się nie najlepiej, już pisałem. Wystawa Wojtkiewicza jest tego kolejnym dowodem. Zrobić wystawę, to nie znaczy powiesić obrazy na ścianach, to coś znacznie więcej. Urządzając złą ekspozycję, wyrządza się krzywdę wybitnemu artyście. Że to nie przypadek, dowodzi rozwieszona obok wystawa fotografii znakomitego Edwarda Hartwiga, ekspozycyjne kuriozum. Na wystawie Wojtkiewicza jakby lepiej, bo rzeczy wiszą na jednym poziomie, a nie na kilku, ale też za ciasno.

Trudno przy tym odnaleźć jakąś myśl jednoczącą; przecież chronologia w przypadku malarza żyjącego niespełna trzydzieści lat nie jest najważniejsza. A już przemieszanie obrazów z przekazami ikonograficznymi to błąd kardynalny: tymczasem na wystawie umieszczono kolorowe reprodukcje obrazów pokazywanych, zaginionych i istniejących, ale nieobecnych. To zresztą smutne, że choć spuścizna Wojtkiewicza jest raczej szczupła, i tak zabrakło kilku obrazów z krajowych muzeów. Rozumiem “inne plany właścicieli" (takiego zwrotu użyto w katalogu), ale rozczarowanie pozostaje.

Więcej szczęścia miał Wojtkiewicz do piszących o nim. Zachwycił się jego sztuką André Gide, doprowadził do wystawy w paryskiej Galerie E. Drouet i opatrzył katalog entuzjastycznym wstępem (o związkach Wojtkiewicza z Gidem pisał potem Tadeusz Boy-Żeleński). Po przedwczesnej śmierci malarza w 1909 roku wypowiadało się o nim wielu ówczesnych krytyków z Antonim Potockim na czele. Wydana w 1965 r. znakomita monografia Wiesława Juszczaka “Wojtkiewicz i nowa sztuka" (wznowiona w roku 2000) nadal zaskakuje przenikliwością i szerokością intelektualnej perspektywy. Jej dopełnieniem były uwagi Mieczysława Porębskiego zamieszczone w katalogu monograficznej wystawy krakowskiej z 1976 roku. A przed paroma laty biografią i twórczością Wojtkiewicza zajął się Jerzy Ficowski. W obecnym katalogu najciekawiej wypada opracowana przez Irenę Kossowską część dotycząca prac na papierze: akwarel, pasteli, rysunków i litografii.

***

“Wyobrażam sobie, jak mnie brak w Krakowie, jak mnie brak szczególniej w domu Państwa. Zjawiałem się, omal że nieproszony, dniami i nocami, byłem co dzień i co tydzień, bywałem w wilię święta, jak i święta również nie opuszczałem, mało tego, pojękiwałem jak jedynak psuty przez ciotki, skarżyłem się jak piękna histeryczka, obnaszałem się ze sobą jak paw, przykry dla jednych, nieciekawy dla drugich, ponury dla trzecich, niewidziany przez wybranych... Po wyjeździe takiego pana można odetchnąć, nawet oddychać szeroko, by móc powiedzieć: »Co za sympatyczny chłopiec, jaka szkoda, że go nie ma«. Jest się miłym, lecz milszym łącznie z nieobecnością". Tak Wojtkiewicz pisał z Paryża do zaprzyjaźnionej Elizy Pareńskiej, wspominając gościnny krakowski dom i nieco przekornie opisując swoją w nim obecność. Listy nie zachowały się; ten kawałek przepisał Boy-Żeleński i stąd go znamy. To jeden z pięciu takich fragmentów. Autoironia i dystans oraz specyficzne poczucie humoru; w słowach malarza szukamy odbicia jego osoby, wyjaśnienia jego zaskakującej sztuki.

Urodzony w Warszawie w 1879, słaby i chorowity, był typem nadwrażliwym, wcześnie naznaczonym śmiercią. Na studiach malarskich w Krakowie nie czuł się najlepiej, chyba odpowiedniejsza była dlań atmosfera salonu Pareńskich, tym bardziej, że spotkał tu swoją jedyną, choć niespełnioną miłość, czyli córkę Elizy i Stanisława Pareńskich Marynę; jej siostra Zofia została żoną Boya.

Artystycznie dojrzewał bardzo prędko. Prędko też ujawnił się jego talent rysowniczy. Dla pieniędzy wykonywał satyryczne rysunki do gazet. Miały niepodrabialną, miękką, secesyjną kreskę, gęstą i płynną. W obrazach indywidualność objawiła się jeszcze bardziej zdecydowanie: w triumfie groteski, we wprowadzeniu na tak dużą skalę dziecięcych bohaterów, w zainteresowaniu światem szaleństwa i wreszcie mocną obecnością obscenów, które do tego czasu w sztuce polskiej występują raczej śladowo czy wręcz wcale.

Jak na jedno i to krótkie artystyczne życie - całkiem sporo. Dzieło Wojtkiewicza to kompleksowa wizja świata groteskowego, wywróconego na opak. I choć zjawiają się u niego również wątki patriotyczne (cykl sześciu rysunków “Rok 1905"), realizowane są w sposób bardzo indywidualny. Można w nich szukać nawiązań do cykli Grottgera, a jednak odrębność ich jest niepodważalna. Zaskakuje ekspresyjna, przeczerniona stylistyka: nie ma heroizmu, patetyczności, nie ma bohatera, jest magmowaty, czarny tłum bez twarzy. Jedyna blada twarz to stojący z boku autor, patrzący przed siebie, na nas, którzy patrzymy na niego. Niewierny to autoportret, przerysowany, nie zostało nic z delikatnej urody malarza, ale skoro nikt nie jest piękny...

Inaczej dzieje się w portretach. Te nieodmiennie przykuwają nie urodą modeli, ale zawsze intensywną indywidualnością, uchwyconą w doskonały sposób. Portret Maryny z Pareńskich Raczyńskiej i jej najmłodszej siostry Lizy (żony poety Edwarda Leszczyńskiego, zmarłej przedwcześnie, po przedawkowaniu morfiny). Sugestywne męskie twarze Raczyńskiego, Skirgiełły, Rosena, zawsze robione jakby suchym pędzlem, trochę jakby brakowało farby albo nie wypadało się afiszować nadmiarem kolorów czy ich intensywnością. Nieduże kameralne płótna, zawsze doskonale trafione, chciałoby się napisać - bezbłędne.

Jednak o malarskiej, ale i intelektualnej specyfice dzieła Witolda Wojtkiewicza stanowią trzy tematy, czy raczej wątki, którymi w kolejnych etapach zajmował się najchętniej: cyrk, wariaci i dzieci. Malowanie tych motywów zwalniało artystę od posądzenia o zbytnią powagę, dawało możliwość mówienia nie wprost, uciekania przed jednoznacznością. Było przy tym wyrazem odmienności.

Najpierw więc dwa “Korowody dziecięce", potem znakomita, burzowo ciemna “Krucjata dziecięca", inspirowana prozą poetycką Marcela Schwoba. I, niemal zaraz potem, kompletny dziecięcy świat, z wszelkimi problemami znanymi dorosłym: porwaniami, pojedynkami, miłosnymi hołdami, śmiercią wreszcie. Nie broni przed nią ani trójgraniasta czapka z papieru, ani biała ślubna suknia. Et in Arcadia ego. Pejzaże zawsze swojskie, zabudowa też, ale wszędzie panuje sztuczność: kwiaty w doniczkach, a nie na grządkach, koniki na biegunach zamiast koni, tylko zatroskana twarz Chrystusa odbiega od obowiązującej w tym świecie konwencji. Obrazy, malowane farbami temperowymi, mają niezwykle żywe barwy, jakby je wczoraj dopiero skończono.

Wystawa w Grenoble była kolejną próbą wyeksportowania naszej wewnętrznej wielkości w szerszy świat. Jak wiele poprzednich, pewnie i ta zakończy się niczym. Nie powiodło się z Malczewskim w 2000 r. w paryskim Musée d’Orsay, podobnie dzieje się z trwającą tam właśnie skromną prezentacją dzieł Józefa Mehoffera, na której spotkać można więcej rodaków niż tubylców i turystów.

Sprawa recepcji naszej sztuki za granicą jest kwestią skomplikowaną i chyba w najbliższej perspektywie nierozwiązywalną. Skoro jednak u nas Wojtkiewicz nadal budzi zainteresowanie i przychylność zwiedzających, to starajmy się chociaż zapewnić jego dziełu należną wystawienniczą oprawę. Tymczasem stracono kolejną okazję do godziwego zaprezentowania tej niezwykłej twórczości. Następna zdarzy się pewnie za kilkadziesiąt lat; wszak poprzednia wystawa monograficzna Wojtkiewicza odbyła się w Krakowie w 1976 roku. Nie wiem, czy jej doczekam...

“Ceremonie". Witold Wojtkiewicz 1879-1909. Wystawa przygotowana przez Muzeum Narodowe w Warszawie z okazji wydarzeń Sezonu Polskiego we Francji 2004, prezentowana w Musée de Grenoble od 5 marca do 31 maja 2004, Muzeum Narodowe w Warszawie lipiec-sierpień 2004. Komisarz wystawy: Elżbieta Charazińska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2004