Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sterylizacja, czyli trwałe pozbawienie płodności, jest w Polsce tematem wstydliwym i jak się okazuje niebezpiecznym. Polski Kodeks Karny nakłada bowiem bezwzględnie karę do 10 lat pozbawienia wolności za wykonanie tego typu zabiegu.
Nagłośniony przez media casus Wioletty Woźny rzucił cień podejrzenia czy przypadkiem w naszej rzeczywistości szpitalnej nie funkcjonuje sterylizacyjne podziemie. "Tygodnik" postanowił to zbadać. Statystyki, jakimi dysponuje NFZ, zdają się pokazywać, że problem nie istnieje: w Polsce przeprowadzono w ubiegłym roku 27 zabiegów sterylizacji kobiet. Tymczasem z naszego nieoficjalnego śledztwa wynika, że mogło ich być o wiele więcej.
Potwierdzają to w zakulisowych rozmowach lekarze, położne oraz same pacjentki. Część zabiegów w szpitalach państwowych i prywatnych klinikach wykonuje się na życzenie kobiet, część bez ich wiedzy zwykle przy okazji cesarskiego cięcia. Niektóre z przypadków uzasadnia się względami medycznymi. Lekarze jednak nie wpisują ich do kart wypisowych by uniknąć więzienia.
Wiele Polek, którym odmawia się ubezpłodnienia wyjeżdża wysterylizować się do innych krajów Europy.
Czy sytuację tą można zmienić? Jak twierdzi w rozmowie z Tygodnikiem, poseł PiS i ginekolog, Bolesław Piecha, kodeks jest zbyt surowy, a "pewne względy medyczne mogłyby być przyczynkiem, żeby nie traktować tak ostro sterylizacji".
Więcej w najnowszym numerze "Tygodnika Powszechnego", nr 38/2009