Bardziej po ludzku

Od przyszłego roku NFZ będzie refundował porody domowe. Czy to przełom w polskim myśleniu o położnictwie, czy gest, który nie zmieni tradycyjnego schematu, ze szpitalem w roli głównej?

02.11.2010

Czyta się kilka minut

/ fot. Hiep Vu / First Light / Corbis /
/ fot. Hiep Vu / First Light / Corbis /

Pierwsze dziecko Maria Kołodziejczyk, krakowska psycholożka, urodziła w szpitalu, 7 lat temu. Nie znalazła wówczas położnej przygotowanej do przyjęcia porodu w domu. Do szpitala szła z dużą pewnością - przeczytała kilka książek, wiedziała, jak powinien przebiegać poród naturalny, całe zdarzenie traktowała jak kolejne zadanie do wykonania.

Cała wiedza okazała się jednak mało warta w obliczu twardych szpitalnych konieczności. Po latach opowiada, że w szpitalu "przyblokowała taśmę produkcyjną" - ponieważ poród nie postępował, a w kolejce czekały kolejne rodziny, lekarze wbrew woli kobiety podali oksytocynę, przyśpieszającą akcję porodową. Ta spowodowała zaburzenia tętna dziecka. Zaburzenia tętna spowodowały zaś konieczność cesarskiego cięcia. W ten sposób na świat przyszedł Bruno. Kiedy Maria Kołodziejczyk wychodziła ze szpitala, przyrzekła sobie, że zrobi wszystko, by przy kolejnych ciążach uniknąć powtórki sytuacji. Duma z posiadania dziecka mieszała się w niej z poczuciem goryczy i upokorzenia.

- Przy drugiej ciąży byłam już zdecydowana na poród rodzinny - wspomina. Ta decyzja zepchnęła młodą, wykształconą kobietę na margines statystyk medycznych, w świat działań traktowanych jak fanaberia, głupota, zabobon i przejaw skrajnej nieodpowiedzialności kobiety.

Jedyną instytucją, która prowadzi statystyki dotyczące porodów domowych, jest stowarzyszenie "Dobrze urodzeni", zrzeszające położne i osoby zainteresowane promocją porodu fizjologicznego poza szpitalem. W 2008 r. w domach urodziła się blisko setka dzieci, w 2009 ponad 120. Chętnych przybywa, ale położne stosują ostrą kwalifikację - tylko w ubiegłym roku nie przeszło jej 40 proc. kobiet. Urodziły w szpitalach.

W całym kraju pracuje zaledwie 20 położnych wyspecjalizowanych w przyjmowaniu porodów domowych. Lekarzy jest jeszcze mniej - do współpracy przy porodach domowych przyznają się bardzo niechętnie, ze względu na ostracyzm środowiskowy. Na dodatek rozporządzenie krajowego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa prof. Stanisława Radowickiego, który zobowiązał tradycyjne domy narodzin do zakładania sal operacyjnych na wypadek konieczności cesarskiego cięcia, wycięło z położniczej mapy Polski izbę porodową w Lędzinach - ostatnią tego typu w kraju.

Garstka kobiet, położnych i pracowników organizacji pozarządowych, którzy wierzą, że w nowoczesnym kraju poród domowy nie powinien być ekscesem, odniosła jednak ostatnio wielki sukces: Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia ogłosiły tekst rozporządzenia w sprawie standardu opieki okołoporodowej. Najważniejszą decyzją jest wciągnięcie porodu domowego na listę zabiegów refundowanych, co oznacza, że staje się on pełnoprawną częścią polskiego systemu medycznego.

Czy to przełom w polskim myśleniu o położnictwie, czy też kosmetyczny gest, który nie będzie w stanie zmienić tradycyjnego schematu, ze szpitalem jako centralnym miejscem dla kobiety ciężarnej?

I czy taka zmiana jest w ogóle potrzebna?

Coraz więcej cesarek

Nie są to pytania bezzasadne. Rozporządzenie spełnia częściowo postulaty zwolenników odmedykalizowania porodów i wygląda jak jednoznaczny sygnał wysłany ze strony państwa, które chce doprowadzić do równouprawnienia domu i szpitala w sytuacjach, gdy poród przebiega prawidłowo. Także w szpitalu kobieta zyskuje daleko posuniętą autonomię i staje się pełnoprawną uczestniczką porodu. Jeżeli wszystko przebiega prawidłowo, może np. chodzić po sali porodowej i decydować o wyborze najwygodniejszej pozycji. Osoba prowadząca poród ma wręcz obowiązek do tego zachęcać.

- To krok do przodu - przyznaje Anna Otffinowska, prezeska Fundacji "Rodzić po ludzku", która brała udział w przygotowywaniu rozporządzenia. - Nie wiem, czy porody domowe staną się bardziej popularne, choć mam wielką nadzieję. Ale równie ważne są zmiany, które to rozporządzenie wymusza na szpitalach. Oficjalne przyznanie kobiecie prawa do współdecydowania o przebiegu porodu nadal wydaje się w Polsce czymś niesłychanym.

Wbrew wysiłkom akcji "Rodzić po ludzku", położnych i nielicznych ginekologów, w Polsce upowszechnia się jednak tendencja przeciwna: liczba cesarskich cięć rośnie z roku na rok. Tendencja jest stała - o 3 proc. więcej w porównaniu z rokiem poprzednim. Plateau na razie nie widać. Duża część cesarskich cięć nie jest powodowana wskazaniami medycznymi, tylko strachem przed bólem.

Anna Otffinowska: - Ja jednak upatruję przyczyn tej tendencji w prymacie szpitala. Mamy to w głowach wdrukowane bardzo głęboko. Od kilkudziesięciu lat szpital jest dla przeciętnej Polki, przestraszonej opowieściami koleżanek, jedynym rozwiązaniem.

Maria Kołodziejczyk: - Poród stał się w ostatnich latach towarem jak każdy inny. Obecna sytuacja przypomina wybór człowieka, który stoi przed półką sklepową i ma do wyboru wiele możliwości. Gdzieś na dole, niemal niewidoczny, poród domowy. Trochę wyżej poród fizjologiczny w szpitalu. A na miejscu najbardziej eksponowanym cesarskie cięcie. Może być na umówiony termin, może być wtedy, gdy zacznie się akcja porodowa. Może być ze znieczuleniem zewnątrzoponowym albo podpajęczynówkowym. Najważniejsze, żeby sprawa potoczyła się szybko i nie absorbowała za bardzo ani matki, ani personelu. To nie jest mój wybór, ale nie mogę go do końca krytykować, bo taka jest cena wolności, o którą walczyły kobiety - kończy psycholożka.

Prof. Bogdan Chazan, ginekolog, dyrektor warszawskiego Szpitala Świętej Rodziny: - Nasze życie ma być zaplanowane co do minuty, żeby nie tracić cennego czasu. Moda na cesarskie cięcia świetnie wpisuje się więc w szerszy plan. Na dodatek utrwaliła się opinia, że poród to przede wszystkim ból, krew i trauma. Radość z życia, które przychodzi na świat, skutecznie zepchnęliśmy na drugi plan i taka hierarchia pokutuje do dzisiaj.

Mimo ostrzeżeń, że po cesarskim cięciu poród naturalny bez komplikacji będzie mało prawdopodobny, Maria Kołodziejczyk znalazła w Krakowie położną, która zgodziła się na przyjęcie porodu domowego. Mira przyszła na świat zimą, bez komplikacji.

Czekać za karę

Rozporządzenie nie odpowiada na pytanie, czy w przypadku przebiegającej prawidłowo ciąży warto decydować się na poród domowy - nie takie jest bowiem jego zadanie. Jednak ślady wahań i odmiennych wizji rozwoju polskiego położnictwa widać w nim aż nazbyt wyraźnie. Oprócz przełomowych w polskiej rzeczywistości akapitów, w których lekarze zostają zobowiązani do stosowania oksytocyny czy zabiegu nacinania krocza tylko w wyjątkowych przypadkach, albo do umożliwienia akcji porodowej w pozycjach innych niż na fotelu, możemy znaleźć oczywiste niekonsekwencje. Zaraz po zdaniu: "Ciężarnej należy umożliwić wybór miejsca porodu (warunki szpitalne albo pozaszpitalne)" czytamy: "Ciężarną należy poinformować, że zaleca się prowadzenie porodu w warunkach szpitalnych". Inaczej mówiąc: niech rodzą, gdzie chcą, ale mimo wszystko trzeba wywrzeć presję, by poród odbył się w szpitalu.

Katarzyna Oleś, jedna z najbardziej doświadczonych polskich położnych specjalizujących się w porodach domowych, prezeska stowarzyszenia "Dobrze urodzeni": - I tak jest lepiej niż kiedyś, bo na hasło "poród domowy" nie słyszę już inwektyw ze strony personelu szpitalnego. Nadal jednak sytuacja, kiedy w domu występują komplikacje i trzeba rodzącą zawieźć do szpitala, jest traumatyczna. Na przykład za karę trzeba czekać 40 minut na izbie przyjęć.

Prof. Stanisław Radowicki: - Dyskusja dotycząca bezpieczeństwa porodów domowych toczy się nie tylko w Polsce. Moim zdaniem, ryzyko jest wyższe niż w warunkach szpitalnych. W czerwcu w magazynie "American Journal of Obstetrics and Ginecology" ukazały się badania, z których wynika, że poród domowy niesie ze sobą trzykrotny wzrost umieralności noworodków.

Prof. Bogdan Chazan: - Takie przerzucanie się statystykami nie ma sensu, bo wszystko zależy od sposobu przeprowadzenia badań. Weźmy choćby pod uwagę, że w Ameryce nie ma położnych pracujących w domach. Statystyki holenderskie pokazują jednoznacznie, że porody domowe są równie bezpieczne jak szpitalne. Sam byłem do niedawna przeciwnikiem porodów domowych. Nie ma jednak powodu uchylać się przed świadomością, że istnieje bardzo dużo wiarygodnych medycznie źródeł, które pokazują inną prawdę - dobrze zaplanowany poród domowy ma bardzo wielkie szanse powodzenia i przywraca należną rangę temu wydarzeniu. Poród nie powinien być zdarzeniem medycznym, jego natura jest zupełnie inna.

Kolejny termin

Maria Kołodziejczyk nieustannie słyszy pytanie: jaka jest właściwie wyższość domu rodzinnego nad szpitalem? Że intymność, inne światła, brak poczucia, że jest się kolejnym ciałem na pasie transmisyjnym - to oczywiste. Ale co daje poród domowy w głębszym sensie? Jaka jest natura porodu?

Psycholożka opowiada, jak uczestniczyła ostatnio w zorganizowanym na KUL sympozjum poświęconym porodom domowym. Jedna z uczestniczek (pięcioro dzieci, trzy porody domowe) mówiła o tym, jak możliwość wsłuchania się w siebie i swoje ciało w momencie porodu przybliża kobietę do tajemnicy życia i, co może wydawać się dziwne, śmierci. O tym, że trudno o głębsze doświadczenie egzystencjalne. - To również moje doświadczenie. Bez histerii, spazmów, czułam, że wchodzę na teren, na którym nigdy wcześniej nie byłam. Poród pomaga lepiej zrozumieć nie tylko życie - opowiada Kołodziejczyk.

W najbliższym czasie poczuje to raz jeszcze. Jest w trzeciej ciąży i po raz drugi chce urodzić w domu.

Termin wypada w Boże Narodzenie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2010