Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Casus Wioletty opisywała przez kilka tygodni "Gazeta Wyborcza": kobietę wysterylizowano bez jej wiedzy przy porodzie, a potem arbitralnie odebrano jej dziecko. "GW" oburza się, nie pozostawiając suchej nitki na lekarzach i na wymiarze sprawiedliwości, gdyż przed sądem toczy się sprawa o odebranie Woźnej praw rodzicielskich także do pozostałych dzieci. Sporo wątków wymaga dokładniejszego wyjaśnienia, ale nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z naruszeniem praw człowieka i etyki lekarskiej.
Kłopot w tym, że w Polsce jest to sytuacja nagminna. Sterylizuje się po cichu i bez zbędnego stresu - pacjentka i tak się nie zorientuje. Jeszcze kilka lat temu kobiety poddawano tego typu zabiegom rutynowo po każdym trzecim cesarskim cięciu, w obawie przed pęknięciem macicy w razie ewentualnej kolejnej ciąży. Według obowiązujących przepisów, jeśli pacjentka się uprze, lekarz może zaproponować tylko antykoncepcję w postaci wkładek wewnątrzmacicznych lub terapii hormonalnej. Oficjalnie, bo w praktyce jest zupełnie inaczej...