Stanisław Mancewicz: Polskie pytania

Wysyłamy dziś aparaty badawcze w najduszniejsze zakamarki kosmosu, każemy im penetrować ciasne norki wewnątrz pędzących Bóg wie dokąd komet, cykamy jasne fotki w najciemniejszych stronach Wszechświata, ale zajrzeć pod myślące czółko kibica nie potrafimy.

12.12.2022

Czyta się kilka minut

Fot. Grażyna Makara
FOT. GRAŻYNA MAKARA

Było to zdarzenie nadzwyczaj przykre, ale też dające nam dziś pretekst do – jak zwykle – znakomitych przemyśliwań o charakterze ogólnym. Oto prezydent – zacznijmy od tego – kompletnie obcego nam państwa, którego obywateli nauczyliśmy jeść widelcami, nauczyliśmy manier i – bądźmy szczerzy – nauczyliśmy ich po francusku, oto ten prezydent bardzo dokładnie przewidział wynik ostatniego na mistrzostwach świata meczu naszej reprezentacji, wraz ze wszystkimi najważniejszymi, precyzyjnie opisanymi okolicznościami tego wydarzenia.

Jego celność mniemania to był afront. I cios. W nasze znane w świecie wszechznawstwo, ale i w poczucie godności, a także podważenie naszej gibkości i skoczności w każdym sensie. W stanie rozgoryczenia pytamy, gdzie był, do diaska, nasz prezydent, gdy trzeba było przewidywać. Przewidywać cokolwiek. Dlaczego nie może on, w ramach rewanżu, przewidzieć jakiegoś wyniku reprezentacji Francji, choćby teraz, gdy nasze orły odleciały już z katarskiej pustyni?


PRZECZYTAJ TAKŻE:
STANISŁAW MANCEWICZ: KEBAB ZABRANY. Niepokojące wieści płyną szerokim strumieniem z Półwyspu Arabskiego >>>>


Nie może on i nie przewiduje. Może smaruje narty, może ostrzy krawędzie, może przymierza ocieplacz i gogle, może się czegoś uczy. Wiadomo. Ale zaraz. Moment, hola, hola! Są to wszystko – popatrzmy – niewolne od złośliwości mniemania kibica opuszczonego i upokorzonego. Niekoniecznie przecież futbolowego. Kibica naszości, kibica tutejszego poczucia wyższości, ale też okropnej niższości, kibica każdego. Ale też – popatrzmy – człowieka jednak. Pogrubić tu musimy ostatnie słowa, bycie bowiem kibicem to jedno, a bycie człowiekiem to drugie. To zgoła, i czasem, i często, coś innego, nie to samo. Szukanie wspólnych cech człowieczeństwa i kibicostwa musi być zajęciem pełnym niespodzianek logicznych, zagadek psychologicznych, neurologicznych, fizjologicznych, zagadek z nauk społecznych, z polskiej odmiany teologii i liturgii, z poezji i muzyki, też ze scenografii i z kostiumologii. Jest pomiędzy byciem kibicem a byciem człowiekiem jakaś konieczna do zbadania różnica. Jest to – popatrzmy uważnie w okular – jakaś czarna żyłka, może ścięgienko, torbiel, brzydki ząbek, może jakiś pulsujący tętniaczek, który bije w kibicu, a nie bije w człowieku. Bądź na odwrót. Jest to – co przyzna każdy z nas, jak tu ponuro siedzimy – ciekawe, holistycznie nieopisane i niezbadane, a więc tragiczne.

Wysyłamy dziś aparaty badawcze w najduszniejsze zakamarki kosmosu, każemy im penetrować ciasne norki wewnątrz pędzących Bóg wie dokąd komet, cykamy jasne fotki w najciemniejszych stronach Wszechświata, ale zajrzeć pod myślące czółko kibica nie potrafimy. Aż dziw bierze, że do dziś antropolodzy społeczni i antropolodzy fizyczni nie siedli wespół z patomorfologami przy jednym stole i nie rozcięli, i nie zbadali kibica – za przeproszeniem – plasterek po plasterku, chrząstka po chrząstce, kropelka po kropelce. Że nie pomierzyli pierw jego ciałka, by potem te pomiary wrzucić w otchłań wielkiego procesora. Szkoda. Każdy to powie. Zostają nam zatem domniemania, a gdy one nie wystarczają, gdy są nietrafione, zaczyna się festiwal złośliwości, szyderstw i nieuprzejmości.

W skrajnych, ale jakże częstych przypadkach na kibiców wysyła się zmotoryzowane jednostki policji, kibiców się pałuje i polewa, skuwa i karze. Tak oto próbuje się iść na skróty, na łatwiznę, byle zamieść problem pod dywan i nie myśleć, że być może kibic jest gatunkiem osobnym, który winien się znaleźć w atlasach, na kolorowych rycinach przestawiających go we właściwym mu biotopie. Zamiast tego kibica się bije. Albo robi się posłem do parlamentu, albo ministrem, albo prezydentem. Tak czy owak się go krzywdzi, idzie utartym tropem, zamiast zaufać nauce. I to nas dziwi. Na tyle i bardzo, że nie starczyło nam dziś miejsca na zastanowienie się, czy polscy piłkarze dali nam radość czy nie, czy oni sami czuli radość z gry, czy takoż nie czuli. Czy dostali pieniądze, czy też właśnie nie dostali, nie wiemy bowiem, czy im je obiecano, czy też, na odwrót, że im ich wcale nie obiecano. Są to zwykłe, codzienne, polskie pytania. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Polskie pytania