Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli ktoś teraz myśli, że odniesiemy się do aktywności naszych piłkarzy czy też piłkarzy w ogóle, ten się najzwyczajniej pomylił. Znaczenie ma coś ważniejszego, a są to bardzo żywe emocje, ale znów – to ważne – nie abstrakcyjnego kibica, tylko Polaka pijącego i jedzącego.
No więc weźmy kilka tytułów znalezionych w internecie. Rzecz jasna, mamy na myśli polską odmianę tego mechanizmu. Są to treści bardzo wyraźnie wybijające, świadome bądź podświadome, działania chyba jednak antypolskie organizatorów trwających właśnie mistrzostw świata w futbolu. Przejdźmy do rzeczy i zacznijmy od tzw. bolączki głównej, która rzeczywiście „rozrywa serce”, by posłużyć się klasycznym już w polskich mediach określeniem-wskazówką, co oto powinien odczuwać czytelnik spożywający towar wyprodukowany przez dzisiejszego pracownika mediów. Oto przeczytaliśmy takiego newsa: „Ceny wódki w Katarze zwalają z nóg”. Zaiste w pierwszej chwili zachwialiśmy się w starczym przekonaniu, że nic nas już nie jest w stanie zaskoczyć. A tu proszę, tkwiące w tym zdaniu zaskoczenie nas zaskoczyło. Gdy złapaliśmy równowagę, gdy uspokoiliśmy łomot serca, zadaliśmy sobie pytanie, pozornie rzeczowe: po co mieszkaniec kraju picia rytualnego, niemal motywowanego religijnie, jedzie do kraju ludzi rytualnie niepijących z powodów religijnych? Kraju z surowym w tej kwestii prawodawstwem i, rzecz jasna, z klimatem do picia wódki raczej niedobrym. Żeby tam pić? Cierpieć? Żeby pójść do kicia? Żeby zwalić się z nóg na trzeźwo? Tego nie wie nikt prócz Polaków. Ludzie! – chciałoby się zawołać – nie lepiej w domu siedzieć i napić się przy choince? Z jedną żoną, ubraną po naszemu? Doprawdy, pytać można od rana do wieczora i nie otrzymać żadnej sensownej odpowiedzi. Tekst „Ceny wódki w Katarze zwalają z nóg” należy uznać za atak na logikę.
Idźmy dalej, robi się bowiem mocniej: „Polacy są zdumieni cenami kebabu w Katarze”. Próbujemy teraz znaleźć pasującą parabolę do tej podszytej rozpaczą informacji. Potrzebne by było jakieś klęskowe, malownicze porównanie, ale jesteśmy bezradni. Polskie zdumienie cenami kebabu w Katarze nie potrzebuje dodatków, egzaltacji, tragizowania ani żadnych przymiotników, jest bowiem samo w sobie czymś szokującym. Próbujmy jednak nie dać się emocjom i skaczącemu ciśnieniu. Weźmy sprawę chłodno i profesjonalnie, jak to w dziennikarstwie bywało za króla Ćwieczka. A więc nie mamy wątpliwości, że pracownik mediów, który skonstruował to zdanie, musiał płakać. Albo mu się chciało. Bo oto narodowe polskie danie w Katarze, w odróżnieniu od Polski, nie jest jedzeniem na każdą kieszeń. Jest takoż uzurpacją, kulturowym rabunkiem, jest zaanektowaniem polskich wartości z typową semicką chęcią zysku. Nawiasem, tu wtręt dla słabych uczniów: tak, Arabowie są Semitami. No więc dramat. No więc krzywda. No więc rozpacz – to jakby cytaty z Dariusza Szpakowskiego. Interpretacja? Po co. Wszystko widać jak na dłoni. Kebab został nam zabrany. ZA-BRA-NY.
Jakby tego było mało. W katarskich sklepach „spożywka” pozostawia oczywiście „wiele do życzenia” – czytamy tu i ówdzie. Ceny cenami, to już wiemy, gdyż każdy może sobie obejrzeć „katarskie paragony grozy”, ale chodzi przecież o jakość i smak. O poczucie zagubienia i oderwania. Od kraju. Oto – czytamy – w tamtejszych sklepach jest „zupełnie inne jedzenie niż w Polsce”. Serio? Lekturze tych nowin musi towarzyszyć szok i niedowierzanie, są to już nieodłączne emocje podczas lektury polskich mediów. Jeżeli zaś chodzi o ich pracowników, posłanych w nieznane bez wsparcia psychologów i antydepresantów, trzeba by ich z Kataru ewakuować, najlepiej polskimi F-16 wysłanymi w alarmowej misji przez p. M. Błaszczaka. To by było piękne. Na razie, chyba, polecą zabrać tylko naszych piłkarzy. Tak czy owak, już teraz na granicy polsko-katarskiej można by postawić niemieckie patrioty.©