Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zostawiam tu na boku "brak pamięci". Nie można o wszystkim naraz. Wspomnę tylko, że byłabym w stanie wyliczyć dziesiątki tytułów książkowych zaprzeczających temu brakowi (m.in. działalność wydawniczą prof. Elżbiety Feliksiak na polonistyce Uniwersytetu w Białymstoku), i dodam, że jeśli "nie ma pamięci", to może także sprawa samych ekskresowiaków, bo doprawdy nawet w PRL dało się wychowywać własne dzieci w pamięci o korzeniach stron rodzinnych i małych ojczyznach, a od dziesiątków już lat (także przed transformacją) miejsca rodzinne odwiedzać. Ale najważniejsza jest dla mnie owa sprawa muzeum Kresów, o którą upominają się autorzy. Chcę stwierdzić, iż myśl tę uważam nie tylko za niewykonalną, ale za najgłębiej nienadającą się do realizacji. To nie byłaby pamięć, lecz wskrzeszenie jakiegoś tektonicznego poruszenia o niewyobrażalnych konsekwencjach.
Muzeum organizuje się według jakiegoś klucza. Kresy to przeszłość, ale te ziemie mają swoją teraźniejszość, złożoną i różną. Co byłoby kluczem? Nostalgia? Udowadnianie niesprawiedliwości decyzji zapadłych siedemdziesiąt i sześćdziesiąt kilka lat temu? Mobilizacja oskarżeń na wszystkich szczeblach odpowiedzialności, od góry do samego dołu? Nawet bez takich intencji wyłoniłyby się one z samego wspominania. A jak odnieśliby się do tych samych problemów dzisiejsi gospodarze i mieszkańcy tych ziem, dla nich już nie kresowych?
Chcemy przecież, by nasze doświadczenie historyczne niosło mądrość dla przyszłości. No właśnie...