Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bracia pokłonili się przed nim i prosili, by im teraz odpuścił wszystkie grzechy, im, „sługom Boga ojca twego”. Oznajmili: jesteśmy twoimi niewolnikami. „I płakał Józef, gdy to mówili do niego. (...) I rzekł do nich Józef: Nie bójcie się; bo ażem ja wam za Boga? Wyście złe wymyślili przeciwko mnie, ale Bóg obrócił to w dobre, chcąc uczynić to, co się dzieje, aby zachował tak wielki lud” (Rdz 50, 15-20).
Odpowiedź Józefa była ambiwalentna. Nie widzi w nich niewolników, ale też nie chciał im wybaczać. Powiadał: nie jestem Bogiem, by w jasny sposób rozstrzygać, co jest złem, a co dobrem, co grzechem, a co cnotą. Mówił im: nie bójcie się, zastrzegając, że wybaczać i osądzać może tylko Wiekuisty. Wypowiadał słowa, które już wcześniej ojciec jego mówił Racheli, gdy ta skłopotana swoją bezpłodnością prosiła Jakuba o pomoc. Pamiętamy, że rozzłoszczony na żonę mówił: czy jestem Bogiem i czy w mojej mocy jest zawiązanie płodu? Józef mógł czuć się przez ojca odtrącony. Jego przywódcze miejsce zajął Juda, ojciec zapowiedział mu, że nie będzie miał sam udziału w przyszłym losie Izraela. Tym bardziej bracia bali się faraonowego zastępcy, bo wracając z pogrzebu ojca, jak czytamy w jednym z midraszy, Józef chciał raz jeszcze obejrzeć dół, w którym się znalazł. „Kiedy stanął nad dołem, braci ogarnął strach. „Zapewne – pomyśleli – obudziło się w nim pragnienie zemsty za doznane krzywdy. Surowo się z nami rozprawi”. Czując ich strach, Józef rzekł: „Bądźcie spokojni, jeśli dziesięć świec nie mogło przyćmić jednej świecy, to z całą pewnością jedna świeca nie zgasi dziesięciu świec”. Nie mówił tego z miłością. Nie czuł z braćmi bliskości. Ale też czuł się związany ojcowską wolą i podjętymi przez siebie zobowiązaniami, by być rodzinie opiekunem i przewodnikiem w Egipcie.
Józef żył 110 lat. A na łożu śmierci poprosił braci swoich: „Ja umrę, ale Bóg zapewne nawiedzi was, i wyprowadzi was z ziemi tej do ziemi, którą przysiągł Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. I poprzysięgł Józef syny Izraelowe, mówiąc: Gdy was nawiedzi Bóg, wynieście też kości moje” (50, 24-25). Józefa po śmierci namaszczono, włożono do trumny w Egipcie, ale nie pochowano.
Opuścił Egipt niesiony przez Żydów. Jego ciało wędrowało przez pustynię. Na czele pochodu szli tragarze ze świętym przybytkiem, a zaraz za nimi znalazła się trumna z Józefem w środku. Gdy się pytano, co niosą, odpowiadali: w pierwszej skrzyni niesiemy tablice Boga, w drugiej tego, kto owe prawa wypełnił. Ciało Józefa spoczęło w Szechem, na ziemi, którą Jakub zakupił od synów Hamora.
Tu się kończy historia rodziny Abrahama i Jakuba. Ich potomkowie znajdą w patriarchach wzory do naśladowania, w ich objawieniach pewność swej misji przed Bogiem jedynym, w ludzkich przemianach, pokusach, błędach, tragediach – naukę, jak żyć w niekończących się trudach. Co najważniejsze: odkrywają w sobie duszę, bez której dobre i mądre życie nie jest możliwe. W tej księdze nie ma nauki, co się dzieje po śmierci. Prawa jeszcze nie zostały nadane. O Bogu poznawanym w Jego imionach niewiele się dowiadujemy, choć potomkowie Abrahama zyskują w trwodze i wdzięczności pewność, że On ich prowadzi.