Śmierć i dążenie

Rzadko się zdarza, żeby autor, którego kolejne tomy „Dzieł wybranych” właśnie trafiają do księgarń, wydawał książkę fundamentalną. Jeszcze rzadziej, by książka ta nie sumowała dotychczasowego dorobku, ale otwierała nową perspektywę. A tak właśnie jest w przypadku najnowszego dzieła Marii Janion, w którym życie i pisanie splata się w tragiczny węzeł.

06.01.2002

Czyta się kilka minut

„Żyjąc tracimy życie” stawia nas w obliczu - jak głosi podtytuł - „Niepokojących tematów egzystencji”. Jakie to tematy? Najważniejsze: śmierć, miłość i piękno. Trudno właściwie mówić tu o tematach. Raczej o tym wszystkim, co egzystencję od wewnątrz określa, co nadaje jej sens, choć jednocześnie ów sens podminowuje bezsensem, obecność naznacza nieobecnością, a mowę milczeniem. Filozofia Marii Janion nie jest bowiem filozofią ukojenia i pewności, lecz filozofią tragizmu, rozdarcia i niepewności. Jest to filozofia, która - jak poezja Różewicza - szuka „tego, co boskie między ludzkimi istotami i co ciągle poszukuje swojego wyrazu” (209), a co jednak nigdy adekwatnego wyrazu nie znajdzie.

O Różewiczu Janion napisze więc, że „pozostanie uwięziony w ciele i w słowie, gniewny, nieutulony w żalu, niepocieszony, ironiczny, tragiczny” (209). To samo można powiedzieć o niej samej: tragizm nie jest dla Janion „tematem”, o którym pisze swe kolejne rozprawy, lecz duchowym żywiołem, w którym rozgrywa się jej pisarstwo, jej - jak wyraziła to w przypadku Amiela -„gra z życiem”. Z życiem, owszem, przede wszystkim jednak ze śmiercią. Literatura bowiem, efekt „wyjątkowego zrośnięcia życia i pisania” (181), to ryzykowna „gra z nicością”, jak napisze Maria Żmigrodzka, a powtórzy za nią Maria Janion, nieustannie uobecniając w swojej książce imię utraconej przyjaciółki.

SKANDAL ŚMIERCI
Skąd tytuł książki? Otóż w eseju o amerykańskim pisarzu Paulu Austerze autorka przytacza za nim znamienną historię: polarnik ze strachu przed wilkami zbudował igloo, w którym miał nadzieję przeżyć. Nie mógł jednak nie oddychać, a z każdym zamarzającym na ścianie oddechem jego przestrzeń życiowa kurczyła się coraz bardziej. Własnym oddechem polarnik budował wokół siebie lodową trumnę. I tak jest właśnie z naszym życiem, które tracimy żyjąc. Paradoks ten dotyczy także pisarstwa, którego od życia oddzielić nie sposób. „Pisanie jest jak życie, a właściwie jest życiem samym, bezpowrotnie traconym, niedocieczonym, niepewnym, pełnym niepokoju i znużenia” (232). Piszemy wydzierając nicości kształty i formy, tym samym jednak do nicości nieodwołalnie się zbliżamy. Więcej nawet: wpuszczamy nicość w nasze życie, nasze życie zarażamy śmiercią i już za życia żyjemy - najczęściej o tym nie wiedząc - w grobowcach, które różnie nazywamy: ciałem, światem, literaturą.

Człowiek rozwijający zwój swego losu „sam sobie zadaje kres” i dlatego samobójstwo lub myśl o nim nie jest aktem, który przychodzi z zewnątrz, z mrocznej sfery zagubienia, lecz współtworzy „historię życia każdego człowieka”. Samobójstwo to tylko radykalna konsekwencja, do której zmusza nas nicość zadomowiona w naszej egzystencji, to próba „odrzucenia uwięzienia w egzystencji”, na jakie skazuje nas los. Dlatego cała książka zaczyna się od eseju o B alzakowskim „Jaszczurze”, którego bohater, posiadłszy talizman szczęścia (tytułowego jaszczura, wyprawioną skórę nieznanego - zapewne diabelskiego - pochodzenia) spełniający jego pragnienia, wraz z kolejnymi zachciankami traci swoje życie. „Nie każdy ma przed sobą obraz swego życia w postaci dziwnego hieroglifu, obraz kurczenia się życia, choć każde życie się kurczy” (7).

Jeden z bohaterów książki, założyciel zakonu trapistów ojciec Rance, pozostawił po sobie listy, które komentował papież dziewiętnastowiecznej krytyki literackiej, Sainte-Beuve. Uwagę jego przykuł fakt, że gdy tylko autor korespondencji zaczynał mówić o śmierci, używał „chrześcijańskiego eufemizmu”, czyli unikał słowa „śmierć”, mówiąc o „chwili, która na zawsze zdecyduje o naszych przypadkach”. Trapista piszący do umierającego ojca Nicaise wskazywał na pragnienie rzeczy niebiańskich i pisał, że jest to uczucie, którym powinno się żyć przez cały czas, a „zwłaszcza wtedy, gdy czujemy się blisko odczucia szczęścia z tego powodu, że je ukochaliśmy”. I tu Sainte-Beu-ve pyta: czy jest to łagodniejszy sposób stwierdzenia, że śmierć jest blisko? Starożytni, dodaje, powiadali w takich sytuacjach: si quid minusfeliciter contiget, gdy przydarzy się nam coś mniej szczęśliwego. Chrześcijanie zaś - odwrotnie: si quid felicius con-tigerit, gdy przytrafi się coś szczęśliwszego. Horacy mówił o śmierci jako wiecznym wygnaniu, aeternum exilium, chrześcijaństwo zaś zmieniło kierunek podróży: umierać to wracać tam, skąd się wyruszyło, ku wiekuistej ojczyźnie.

Piszę o tym dlatego, że w książce Janion śmierć nie jest ani obłaskawiona eufemizmem, ani też nie obiecuje powrotu do Ojczyzny, gdyż jedyną naszą ojczyzną jest nasza egzystencja, zawieszona chybotliwie między dwiema nieobecnościami, dwiema pustkami, „dwoma zasłoniętymi fantomami: Narodzin i Śmierci”. To właśnie o tej podwójnej nicości nieustannie mówi nam skandal śmierci. „Przeciwstawiłabym - powiada Janion w dyskusji o „Obrazach śmierci w sztuce polskiej XIX i XX wieku” - śmierć jako skandal i śmierć jako ukojenie” (146). Nie ma wątpliwości, który model jest jej bliższy. Ukojenie, czyli „wyzwolenie jednostki powracającej do Absolutu”, przeciwstawione jest „metafizycznej sile”, jaka wypływa z „potwornego wydarzenia”, kiedy to w świe-cie codziennym, w naszym życiu tworzy się wyrwa, otchłań, w którą spada sens. Śmierć rozrywa naszą egzystencję tak, jak - u Różewicza i nie tylko - rozrywa ją poezja. Nie przypadkiem Janion dokładnie tak samo mówi o śmierci i napisaniu wiersza, nie przypadkiem jest to dla niej „potworne wydarzenie”, „monstrualna katastrofa”, gdyż jedynym prawdziwym tematem pisania może być tylko śmierć, tak jak jedynym prawdziwym celem artysty powinno być otwarcie „perspektywy grobowej”.

GROBY I WIDMA
W książce Janion groby pojawiają się nader często i w różnych kontekstach. Pierwszy raz w przejmującym komentarzu do napisanej przez niemieckiego romantyka Jean Paula „Mowy wypowiedzianej przez umarłego Chrystusa ze szczytu kosmicznego gmachu o tym, że nie ma Boga”. Sam tytuł mówi wszystko. Chodzi o apokalipsę, której stawką nie jest odkupienie, lecz zapowiedź pustej, strasznej nocy bez zmartwychwstania. Pamiętamy słynne słowa księcia Myszkina z „Idioty” Dostojewskiego: gdy się patrzy na „Martwego Chrystusa” Hol-beina, można stracić wiarę, wiarę w Boga Zmartwychwstałego. Janion przywołuje w tym kontekście rozważania Pascala, który oddzielił Chrystusa Ukrzyżowanego od Chrystusa w Grobie, twierdząc, że Chrystus czerpie nowe życie nie z krzyża, lecz z grobu. Myszkin w obrazie Holbeina widział jedynie Krzyż i dlatego czuł pokusę niewiary. Pascal spoglądał do Grobu i tam dostrzegał nadzieję na zmartwychwstanie: Chrystusa i swoje własne.

To ostre przeciwstawienie Krzyża i Grobu, cierpienia i zbawienia, widzialnego i niewidzialnego, ciała i duszy, śmierci i zmartwychwstania, w książce Janion zostaje poddane w wątpliwość. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że grób kry-je w sobie nie tylko obietnicę życia wiecznego, ale jest też - jak u Amiela - „znakiem absolutnej samotności (...) rodzajem krypty, z której słyszymy bezustanny szept istnienia” (72). Grób nie jest więc oddzielony od życia, nie jest niewidzialną sferą skrywającą prawdziwy sens, lecz miejscem, z którego słychać opowieść o naszej egzystencji. Przeciwstawienie Krzyża i Grobu zakłada, że wiara odcina się od niewiary i nie chce mieć z nią nic wspólnego, tak jak pewność nie chce patrzeć w oczy zwątpienia. U Janion, która wyraźnie podąża tu tropami Różewicza, „jak wiara związana jest z nie-wiarą, tak obecność z nieobecnością” (205). Zmartwychwstanie można traktować jedynie jako wymiar egzystencji, nigdy zaś jako uwolnienie z niej.

Rozumiem to tak, że jeśli śmierć podmywa z każdą chwilą nasze istnienie, to zmartwychwstanie jest powrotem do życia, lecz nie życia wiecznego, tylko doczesnego. Jeśli śmierć idzie za nami w krok, to idzie wespół ze zmartwychwstaniem, które jest jedynie chwilową nieobecnością śmierci. „Żadnej idei wiecznego powrotu, żadnego marzenia o powtórzeniu jako odzyskaniu” (41). Nie da się tego rytmu zmienić, nie da oszukać, i świadomość tej ciągłej podwójności istnienia, z którego wyłączone jest zbawienie, jest świadomością tragiczną. Dlatego Janion „Mitologię” Kubiaka czyta jako „wspaniałą opowieść o strasznym trudzie bycia człowiekiem” i „męstwie wobec ironii i paradoksalności bytu”.

Dlatego też ulubioną jej figurą literacką i egzystencjalną jest widmo, fantom i dlatego - jak u Chateaubrianda - człowieka widać w jej książce „jako cień drżący na krawędzi życia i śmierci, twór bezustannie zagrożony, niejasny, zamglony” (47). Można też zacytować Austera: „przez całe swe życie był zawsze gdzie indziej, gdzieś pomiędzy tu i tam. Ale nigdy tak naprawdę tu. I nigdy tak naprawdę tam” (229). Można przywołać esej „Marzący: jest tam, gdzie go nie ma, a nie ma go tu, gdzie jest” z książki „Projekt krytyki fantazmatycznej. Szkice o egzystencji ludzi i duchów” (1991). Tak bowiem Janion definiuje ludzką egzystencję: ani tu, w więzieniu ludzkiego ciała, na krzyżu widocznego cierpienia, ani tam, pozaczasem i światem, lecz pomiędzy, pomiędzy Krzyżem a Grobem, między widzialnym a niewidzialnym, między obecnym a nieobecnym. Zamiast wiedzy o tym, co było i o tym, co będzie (znów Różewicz: „bo wszystkiego / nikt nie wie / ani o swoich narodzinach / ani o śmierci”) zostaje nam tylko ciągłe nawiedzenie: życia przez śmierć i śmierci przez życie. „Odczucie braku, utraty, żałoba i śmierć” (376) nie są przypadkami, które mogą, lecz nie muszą zdarzyć się w naszym życiu. Żałoba przystoi nie tylko Elektrze, lecz także Edypowi.

EMBLEMAT
Dzieło literackie jest dla Janion „emblematem egzystencji”. Wyrażenie to pojawia się w książce z niemal obsesyjną regularnością i musi skłonić czytelnika do postawienia zasadniczego pytania: dlaczego literatura jest „emblematem” życia i co to w ogóle znaczy. Otóż znaczyć może dwie rzeczy. Po pierwsze - i jest to wytłumaczenie, którego dopatruję się w książce - w literaturze znaleźć możemy rzeczy, o których wiemy, że są istot-ne dla naszego życia, że dość jasno pokazują to, co sprawia nam w życiu kłopot, że poniekąd literatura jest ilustracją egzystencji. Literatura ma w takim ujęciu znaczenie katartyczne, czyli oczyszczające, czytelnik zaś, jak widz w antycznym teatrze, obcując z tekstami przenosi na zmyślone postaci swoje własne namiętności i egzystencjalne troski, by uwolnić się choć na chwilę spod ich brzemienia. Literatura jest emblematem egzystencji, bo spełnia funkcję terapeutyczną. Bez ścisłego związku między tekstem a rzeczywistością roli tej nie mogłaby pełnić, więc emblemat traktować tu należy jako naturalny związek między znaczeniem, a tym, do czego znaczenie odsyła. Między tekstem a światem nie ma przepaści i czytelnik ma szansę na chwilę szczęścia, nawet jeśli podszewką szczęścia jest cierpienie.

Wydaje mi się, że tak właśnie rozumie emblematyczność literatury Maria Janion. Istnieje wszelako inne wytłumaczenie tej relacji, o wiele posępniejsze i mroczniejsze, choć być może równie dobrze oddające istotę książki. Czym bowiem jest emblemat? W sztuce barokowej był obrazkowym przedstawieniem jakiejś istotnej prawdy moralnej wyrażonej przez cytat z autorów starożytnych lub prawdy świętej oddanej przez odpowiedni cytat z Pisma Świętego. Emblemat był więc ilustracją tekstu, przy czym związek między obrazkiem a tekstem był konwencjonalny, to jest wymyślony przez twórcę emblematu. Między obrazkiem a podpisem nie było naturalnej zgodności, gdyż nie ma żadnego bezpośredniego związku między - powiedzmy - dymem z fajki a ulotnością ludzkiego życia, choć prawdą jest, że powinowactwo między dymem a ludzkim życiem odegrało olbrzymią rolę w naszej kulturze. Związek ten wszelako jest - trzeba to podkreślić - nienaturalny, skonstruowany, oparty na wymyślonym powinowactwie, które dla członka innej kultury nie byłoby już takie oczywiste.

Emblemat jest więc chwytem, który służy do podtrzymania rozpadającej się więzi między obrazem a tekstem, między dwoma niezgodliwymi porządkami, a więc także między egzystencją a literaturą. Traktowanie dzieła literackiego jako emblematu jest więc próbą przerzucenia pomostu między obcymi sobie żywiołami, między życiem a znakami, które starają się owo życie wyrazić. W istocie między tekstami a egzystencją zieje przepaść i dlatego - z jednej strony - możemy w ogóle o życiu pisać, z drugiej jednak - nigdy się nam nie uda tych dwóch wymiarów naszego istnienia pojednać. W emblemacie, mówiąc krótko, śmierć czyha i zerwanie, nie zaś pełnia i obecność i dlatego emblematyczność literatury wobec naszego życia pokazuje dobitnie, czym jest nasze „uwięzienie w egzystencji”: nic nie jest dane z góry, wszystko jest w naszych rękach, choć dobrze wiadomo, że zbawienie nie pojawi się w naszym świecie ex machina, nawet jeśli świetne umiemy budować maszyny.

Czy jednak skazani jesteśmy tylko na „ograniczenie, klęskę, śmierć”? Czy tylko gorsza część losu nam przypadła?

PIĘKNO I DĄŻENIE
„Jedyną pociechą w naszej kondycji pozostaje piękno” - pisze Janion na marginesie Kubiakowej „Mitologii”. W eseju o Edypie dodaje: „Poznanie tragiczne jest tak trudne do wytrzymania, że wymaga piękna jako ochrony przed okrucieństwem tego poznania. Aby móc je znieść, trzeba wielkości sztuki” (326). A jednocześnie pojawiają się Różewicz i Adorno ze sprzeciwem przeciwko estetyzacji ludzkiego cierpienia. Wbrew pozorom nie ma w tych tezach sprzeczności, gdyż dla Janion - jak rozumiem jej książkę - sztuka i piękno nie są zjawiskami estetycznymi, lecz etycznymi. Przekonują mnie o tym dwa teksty: „Nie wiem” oraz „Miłość: fundament Europy”.

Pierwszy z nich opowiada o Hannie Krall i możliwości zapisu tego, co niewyrażalne (a wiadomo, że śmierć jest „wielkim niewyrażalnym”), o możliwości przedstawienia Zagłady. Streszczając debatę wokół Szoah, Janion powołuje się na przemówienie Hanny Krall z okazji odebrania Nagrody Porozumienia Europejskiego: „Przyznano mi nagrodę za zrozumienie, choć piszę o rzeczach, których zrozumieć nie sposób. Czy w ogóle zrozumienie jest wartością nadrzędną? Może coś innego nią jest? Na przykład współczucie?”. Wiele lat temu Susan Son-tag napisała, że w zetknięciu z tekstami nie hermeneutyki nam trzeba, lecz erotyki. Dziś Janion, powtarzając gest Hanny Krall powiada: nie hermeneutyki nam trzeba, lecz współczucia, gdyż tylko ono połączy kruchą nicią nas wszystkich, którym odmówione jest zbawienie poza naszym światem. Tylko ono? Ależ nie, jest jeszcze miłość: hołd złożony temu, co niepowtarzalne, jedyne i niezamienialne, szacunek dla osoby, który „tkwi u podstaw Europy” (357). Tym właśnie jest sztuka: ocaleniem, jakie temu, co niepowtarzalne, przynosi współczucie i miłość. Nie podziw dla lśniącego blaskiem pozoru, lecz zgoda na przygodność ludzkiego istnienia, które należy chronić przed złem.

Gdzie więc, zapytajmy na koniec, wybawienie?

Odpowiedź znaleźć można, jak sądzę, w eseju „Pełnia Fausta czyli tragedia antropologiczna” z książki „Wobec zła” (1989). Otóż znajdujemy tam, w odniesieniu do Goetheańskiego „Fausta”, wyjaśnienie prawdziwego demonizmu. Na pytanie Ec-kermanna, czy Mefistofeles ma rysy demoniczne, Goethe odpowiedział: „Nie, Mefistofeles jest istotą zbyt negatywną, demonizm zaś objawia się jedynie w działalności pozytywnej”. Prawdziwy demonizm, komentuje Janion, „sfera świętego-przeklętego”, tkwi „w twórczości, która objawia się w ciągłym dążeniu”. I cytuje zakończenie tragedii, w której aniołowie porywają od Mefistofelesa nieśmiertelną cząstkę Fausta i unoszą do nieba, śpiewając: „Kto wiecznie dążąc trudzi się, / Tego wybawić możem”. Wieczne dążenie i trud, oto co zostało nam wszystkim, uwięzionym w egzystencji, wszystkim tym, którzy wiedzą, że między dążeniem (Streben) a umieraniem (Ster-ben) różnica jest minimalna.

MARIA JANION, „ŻYJĄC TRACIMY ŻYCIE. NIEPOKOJĄCE TEMATY EGZYSTENCJI”, Warszawa 2001, Wydawnictwo W.A.B., seria „Z wagą”.
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 1/2002