Słodycz zgodnych dźwięków

Co słychać u naszych najbliższych sąsiadów? Naprawdę jest w czym wybierać.

26.09.2022

Czyta się kilka minut

Koncert w ramach festiwalu Sacrum Profanum. Piotr Peszat w programie „Clicking / Activities”. Kraków, 3 września 2022 r. / JOANNA GAŁUSZKA / MATERIAŁY PRASOWE FESTIWALU
Koncert w ramach festiwalu Sacrum Profanum. Piotr Peszat w programie „Clicking / Activities”. Kraków, 3 września 2022 r. / JOANNA GAŁUSZKA / MATERIAŁY PRASOWE FESTIWALU

Świat muzyczny pozbierał się po miesiącach lockdownów, by stawiać czoło nowym wyzwaniom. Brexit potężnie utrudnił wymianę kulturalną między Wielką Brytanią a starym kontynentem. Inwazja Rosji na Ukrainę postawiła na głowie całą organizację życia koncertowego i operowego, rodząc problemy nie tylko natury logistycznej i repertuarowej, lecz przede wszystkim moralnej. Strajki, anulowane loty i chaos na lotniskach pokrzyżowały plany niejednego artysty. Teatry i filharmonie pustoszeją: ludzie wciąż nie czują się w nich bezpiecznie, stracili nawyk czynnego uczestnictwa w kulturze albo zwyczajnie ich nie stać na coraz droższe bilety.

Mimo to znów spróbuję Państwa nakłonić do rozsmakowania się w pokarmie miłości – jak nazwał muzykę Szekspirowski książę Orsino – zwłaszcza że w tym sezonie nie grozi nam śmierć z przejedzenia. Są różne sposoby, żeby zaradzić na pustkę w sercach i portfelach, a przy okazji wyzbyć się dawnych przyzwyczajeń. Mnogość muzycznych doznań zastąpić ich jakością, a pasję melomana połączyć z zamiłowaniem do sztuki, historii i piękna krajobrazu. Rozejrzeć się w najbliższej okolicy i sprawdzić, czy za węgłem nie czeka nas odkrycie.

Polacy lubią festiwale, nie tylko ze względu na ich odświętną atmosferę, ale też możliwość obcowania z obfitością muzycznych zdarzeń w stosunkowo krótkim czasie. Właśnie skończyła się Warszawska Jesień, wciąż jedna z ważniejszych w Europie imprez poświęconych muzyce współczesnej. Kilka dni wcześniej dobiegła finału Wratislavia Cantans, ciesząca się niezmienną popularnością od przeszło pół wieku, choć część melomanów nie może odżałować, że większość koncertów odbywa się w siedzibie NFM, nie zaś w zabytkowych wnętrzach Wrocławia, znacznie bardziej licujących z charakterem wykonywanej muzyki [więcej o festiwalu w tekście Jakuba Puchalskiego na stronie powszech.net/wrcantans22 – red.]. Obydwa festiwale płyną we flocie okrętów flagowych polskiego życia koncertowego i zapewne odbędą się także za rok, choć ich program poznamy nieprędko.

Dotyczy to zresztą większości imprez muzycznych w Europie, nawet tych najszacowniejszych, planowanych z wieloletnim wyprzedzeniem. Nową codziennością teatrów i sal koncertowych stały się ciągłe roszady obsadowe, zmiany repertuarowe i nagłe odwołania. Trzeba się z tym pogodzić, licząc na markę imprezy, odpowiedzialność jej organizatorów i łaskę mecenasów – w Polsce głównie państwowych i samorządowych – która na pstrym koniu jeździ.

Ci z melomanów, którzy festiwalowe szaleństwo zamierzają połączyć z dłuższym urlopem, mogą uwzględnić w swoim raptularzu dwa prestiżowe i coraz bardziej „wszystkożerne” festiwale warszawskie: Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena i sierpniowy Chopin i jego Europa. Miłośnicy muzyki dawnej, którzy lubią słuchać tych wykonawców, których już znają (w czym nie ma przecież nic zdrożnego), mogą wybierać między prowadzonym dziś przez KBF festiwalem Misteria Paschalia a kolejną imprezą autorską Filipa Berkowicza w postaci gdańskiego Actus Humanus. Ci, którzy wolą twórczość nową skrzyżowaną z innymi nurtami muzycznej współczesności, nacieszą się krakowskim Sacrum Profanum bądź tyskim Auksodrone (gdzie w tym roku odbędzie się prawykonanie nowego utworu Aleksandra Nowaka, tym razem na motywach „Baśni o wężowym sercu” Radka Raka – o nim więcej w dziale Kultura w następnym numerze).

Wierni bywalcy imprez o nieco bardziej niszowym charakterze z pewnością nie zapomną o warszawskiej Kwartesencji – intymnym festiwalu twórczości kameralnej, organizowanym przez muzyków Royal String Quartet; o Festiwalu Bachowskim w Świdnicy, który od dwudziestu lat z górą jest oczkiem w głowie Jana Tomasza Adamusa; a także o jarosławskiej Pieśni Naszych Korzeni, imprezie łączącej koncerty z warsztatami oraz nieustającą dyskusją nad tradycją i tożsamością muzyczną Europy – od czterech lat, po przedwczesnej śmierci Macieja Kazińskiego, prowadzonej z sukcesem przez estońskiego śpiewaka Mariusa Petersona, związanego m.in. ze słynnym zespołem wokalnym Graindelavoix.

Pisząc ten artykuł, nieuchronnie ujawniam swoje osobiste preferencje: do wydarzeń, których pomysłodawcy próbują osadzić muzykę w głębszym kontekście kultury, słuchaczy nie tylko zachwycić, ale i czegoś nauczyć, a przede wszystkim wciągnąć na dobre w muzyczną wspólnotę. Dlatego pomijam nieraz bardzo popularne festiwale gwiazd. I dlatego – ze smutkiem – odnotowuję brak rodzimych festiwali operowych z prawdziwego zdarzenia.

Gorąco zachęcam, żeby skupić się przede wszystkim na muzycznej codzienności: na tym, co wciąż po bardzo przystępnej cenie oferuje NOSPR, dysponujący jedną z najnowocześniejszych i najpiękniejszych sal koncertowych w Europie, a zdaniem Krystiana Zimermana pod względem akustycznym jedną z najlepszych na świecie; na tym, co dzieje się w zaniedbywanej przez dekady Filharmonii Poznańskiej, której obecny szef Łukasz Borowicz wydobywa z mroków zapomnienia perły muzyki polskiej i nie tylko, gdzie 21 października, pod jego batutą, zagrają laureaci opóźnionego przez pandemię 16. Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego; na tym, czym już teraz kusi mieszkańców stolicy centrum Sinfonia Varsovia, z podziwu godną cierpliwością wyczekujące otwarcia nowej siedziby na prawym brzegu Wisły; na tym, jak zmienić politykę polskich teatrów operowych, których kurcząca się z sezonu na sezon oferta coraz częściej trafia w gusty niewyrobionych muzycznie snobów niż prawdziwych entuzjastów formy.

A może odrobinę zacisnąć pasa i przekonać się, co słychać u naszych najbliższych sąsiadów? Zapoznać się z ofertą Elbphilharmonie w Hamburgu albo przejechać się – choćby i bez noclegu – do odległego od granicy o sto kilometrów Berlina, gdzie w przebogatym programie tamtejszej filharmonii można odnaleźć nie tylko koncerty symfoniczne, ale też recitale pieśni i estradowe wykonania nieznanych w Polsce oper? Coraz liczniejszych miłośników Wagnera może skusić nowa inscenizacja „Pierścienia Nibelunga”, zapowiadana jako najważniejsze w tym stuleciu przedsięwzięcie berlińskiej Staatsoper – premiera już 2 października, i to – niespodziewanie – pod dyrekcją Christiana Thielemanna. Przykładem, jak należy programować sezony operowe, świecą nasi południowi sąsiedzi, zwłaszcza Teatry Narodowe w Pradze i Brnie, konsekwentnie uzupełniające repertuar o dzieła kompozytorów rodzimych i wskrzeszane do nowego życia utwory mistrzów modernizmu.

Jeśli jechać do Wiednia, to lepiej na koncert do Musikverein, sali idealnej, która w swoim czasie wyznaczyła wzorzec akustyczny większości nowo powstających instytucji na świecie, a zarazem siedziby wciąż niezawodnych Filharmoników Wiedeńskich, niż do słynnej Staats- oper, która w ostatnich miesiącach stała się ulubionym przybytkiem muzycznych „symetrystów”, kwestionujących zasadność sankcji wobec zwolenników reżimu Putina. Jeśli do Wielkiej Brytanii, to zdecydowanie ciekawiej na któryś z coraz liczniejszych „wiejskich” festiwali, nie tylko operowych, które można połączyć z eksploracją malowniczych okolic i zwiedzaniem zabytków położonych z dala od głównych szlaków turystycznych.

Można też ruszyć na Północ – choćby do Bergen, na festiwal muzyki eksperymentalnej Borealis; do Oslo, żeby zobaczyć bodaj najpiękniejszy nowy teatr operowy na świecie, spływający jak góra lodowa wprost w wody Oslofjorden; albo do Helsinek, na dowolny koncert lub przedstawienie pod batutą Hannu Lintu, jednego z najinteligentniejszych i najbardziej intrygujących dyrygentów epoki. O atrakcjach włoskiego Festival Barocco Alessandro Stradella pisałam niedawno: wart polecenia nie tylko melomanom, ze względu na niedoceniane bogactwo kulturowe regionu Tuscia.

Naprawdę jest w czym wybierać. Prędzej niż świat skończą nam się pieniądze. Tymczasem zawierzmy słowom Lorenza z „Kupca weneckiego” – tutaj w przekładzie Stanisława Barańczaka – „Ktoś, kto muzyki w samym sobie nie ma, (…) to człowiek zdolny do zdrad, spisków, gwałtu; (…) takiemu nigdy nie ufaj. Słuchajmy!”. Popatrzeć też nie zawadzi.©


Jakub Puchalski: Festiwal Wratislavia Cantans jest co roku wyjątowym świętem muzyki

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022

Artykuł pochodzi z dodatku „Jesienny włóczykij kulturalny