Śledztwo sędziego Bednarza

Pierwszy niemiecki obóz zagłady w okupowanej Polsce ruszył w grudniu 1941 r.: w Chełmnie nad Nerem. Po 1945 r. śledztwo w sprawie Chełmna podjął Władysław Bednarz, jeden z pierwszych, którzy zajęli się niemieckimi zbrodniami.

28.01.2017

Czyta się kilka minut

Władysław Bednarz (1908–1997) / Fot. ARCHIWUM UW
Władysław Bednarz (1908–1997) / Fot. ARCHIWUM UW

Trwała jeszcze II wojna światowa, gdy na początku maja 1945 r. powstała Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (GKBZNwP). W jej skład weszła m.in. pisarka Zofia Nałkowska – autorka słynnych „Medalionów”, w tym rozgrywającego się w obozie w Chełmnie jednego z opowiadań z tego zbioru, pt. „Człowiek jest mocny”.

Również w maju tego roku został zawiązany Oddział Głównej Komisji w Łodzi, pod przewodnictwem Nałkowskiej i pierwszego prezesa Sądu Najwyższego Wacława Barcikowskiego.

Główna Komisja w Łodzi rozpoczęła działalność od oględzin miejsca funkcjonowania obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem, w powiecie kolskim, 26 maja 1945 r. Wziął w nich udział sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Łodzi Władysław Bednarz oraz m.in. inicjator przeprowadzenia oględzin na terenie obozu, ocalały z Zagłady Jakub Waldman. Rok później tak opisywał on swoje spostrzeżenia: „Mimo usilnych starań Sonderkommando [tj. załogi obozu], aby zatrzeć ślady zbrodniczej działalności, wyniki badań terenu i zeznania świadków, wzajemnie uzupełniając się i potwierdzając, pozwoliły na zrekonstruowanie potwornej prawdy”.

W obozie zginęło, według Bednarza, od 300 tys. do 340 tys. ludzi. Głównie Żydów, ale też Romów, jeńców sowieckich i Polaków. W tym – polskie dzieci z Zamojszczyzny, a także czeskie ze słynnej spacyfikowanej wsi Lidice.

Ludzi przywożonych do Chełmna zabijano w specjalnych samochodach-komorach gazowych, a ciała grzebano na terenie Lasu Rzuchowskiego. Bednarz formalnie prowadził śledztwo od połowy czerwca 1945 r. do początku stycznia 1946 r. W tym czasie przesłuchał osobiście 178 świadków.

Kim był człowiek, który prowadził dochodzenie w sprawie pierwszego niemieckiego obozu zagłady, funkcjonującego na okupowanych podczas II wojny światowej terenach polskich, zwanych wtedy Krajem Warty?

Urodzony w więzieniu

Narodziny Władysława Bednarza zbiegły się w czasie ze śledztwem carskiej Ochrany, która dzięki siatce donosicieli rozpracowała jego rodziców: małżeństwo Bednarzów, Józefa i Aleksandrę (z domu Radzimińską, z pierwszego małżeństwa Bitschan).

Józefa Bednarza oskarżono m.in. o to, że „przygotował i osobiście dostarczył do mieszkania Wandy Krahelskiej (primo voto Dobrodzickiej) przy ulicy Natolińskiej [w Warszawie] pociski wybuchowe, rzucone 5 sierpnia 1906 roku podczas przejazdu po wymienionej ulicy Warszawskiego Generał-Gubernatora” Gieorgija Skałona. Powóz, którym jechał gubernator, obrzucono kilkoma ładunkami, z których jeden nie wybuchł, a inny ranił kilka osób. Cel zamachu – rosyjski namiestnik – uszedł z życiem.
Z kolei matkę Władysława Rosjanie osadzili w więzieniu politycznym dla kobiet, nazywanym „Serbią”, które sąsiadowało z Pawiakiem. 26 marca 1908 r. przyszedł tam na świat Władysław Konrad Bednarz. Podczas trwającego śledztwa Aleksandra wraz z nowo narodzonym synem Władysławem zostali zwolnieni 9 listopada 1908 r. Józef opuścił więzienie w styczniu 1909 r.
Wyrok w sprawie kilkunastu polskich rewolucjonistów okazał się – dzięki wręczonej prokuratorowi sądu wojennego łapówce – łagodny: Bednarzowie nie trafili do więzienia, ale musieli opuścić Królestwo Polskie. Tak trafili do Galicji, do Lwowa.

Wkrótce małżeństwo się rozpadło, a Józef przejął opiekę nad małoletnim Władysławem. Później ojciec z synem przenieśli się do Petersburga. Do Polski, już wolnej, wrócili w 1921 r. Józef, z zawodu psychiatra, pracował m.in. w szpitalach w Tworkach, lwowskim Kulparkowie i Świeciu.

Pomorski Korczak

Władysław dorastał więc w Rosji i Lwowie: mieście uniwersyteckim, w środowisku żyjącym odzyskaną przez Polskę niepodległością, a zarazem związanym kiedyś z PPS-Frakcją Rewolucyjną Piłsudskiego, w której przez wiele lat działał jego ojciec.

To we Lwowie Władysław zaczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza, by po sześciu trymestrach przenieść się do Warszawy (w związku z pracą ojca). Tu skończył studia w czerwcu 1932 r. Przeszedł kolejne szczeble kariery prawniczej: przez ponad trzy lata był aplikantem sądowym, a później m.in. asesorem w warszawskim sądzie apelacyjnym i okręgowym. Tuż przed wybuchem II wojny światowej został sędzią sądu grodzkiego w Łodzi.

Ojca stracił na samym jej początku.

Józef Bednarz był we wrześniu 1939 r. dyrektorem szpitala psychiatrycznego w Świeciu nad Wisłą. Gdy po wkroczeniu Niemców zaczął tam działać tzw. sąd ludowy, posypały się wyroki na Polaków i Żydów. Miejscowe więzienie okazało się za małe na szybkie działanie niemieckich „trybów sprawiedliwości”.

Okupanci postanowili więc „opróżnić” szpital psychiatryczny. I tak, w drugiej połowie października 1939 r., niedaleko Świecia w masowych egzekucjach Niemcy zamordowali ponad tysiąc jego pacjentów.

Mimo ostrzeżeń i możliwości ucieczki – dyrektor Bednarz został. Zginął razem ze swoimi pacjentami i spoczął w zbiorowym grobie ofiar tych egzekucji, na żwirowni w Mniszku. Z tego powodu nazywany jest „Pomorskim Korczakiem”.

Władysław przeżył wojnę, m.in. pracując fizycznie w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach. W lutym 1945 r. wrócił do prawniczej profesji w łódzkim Sądzie Okręgowym, jako sędzia śledczy. Pracę zaczął od dochodzenia w sprawie wymordowania przez Niemców pacjentów szpitala psychiatrycznego w Kochanówce pod Łodzią (dziś to Szpital im. Babińskiego przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi).

Gdy umilkły krzyki

Na początku czerwca 1945 r. Władysław Bednarz uczestniczył w zebraniu łódzkiej Wojewódzkiej Komisji dla Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. To tam zapadła decyzja, że wspólnie z prokuratorem Sądu Specjalnego Julianem Leszczyńskim ma pojechać do Chełmna nad Nerem, gdzie funkcjonował pierwszy niemiecki obóz zagłady w okupowanej Polsce.

Poza Chełmnem Bednarz z Leszczyńskim mieli też odwiedzić Poddębice, Dąbie, Uniejów oraz Koło – w celu zabezpieczenia dowodów, przesłuchania zamieszkałych w okolicy świadków i sporządzenia protokołów oględzin budynków, w których Niemcy więzili ofiary oraz przechowywali zrabowane im mienie. Wreszcie, mieli też przystąpić do ekshumacji zagazowanych ofiar, pogrzebanych w Lesie Rzuchowskim.

Bednarz wynajął kwaterę w Kole przy ul. Toruńskiej 64 – i już 9 czerwca zaczął przesłuchiwać świadków. Pierwszym był jeden z ocalałych uciekinierów z obozu: Michał Podchlebnik, którego zeznanie okazało się kluczowe dla sprawy.

Podchlebnik trafił do obozu na początku stycznia 1942 r. z pobliskiego Koła. Ze względu na młody wiek i dobre warunki fizyczne został wybrany do komanda więźniów-robotników żydowskich, którzy porządkowali rzeczy pozostawione przez ofiary masowego gazowania, a przede wszystkim kopali doły i grzebali w nich pomordowanych.

Podchlebnik tak opisuje proces masowego zabijania, który rozgrywał się na niewielkim terenie miejscowego pałacu: „Z samego rana, mniej więcej koło godziny 8, zajechało (...) auto. Słyszałem głos Niemca przemawiającego do przybyłych. Mówił on między innymi: »Pojedziecie na wschód, tam są duże tereny do pracy, trzeba tylko przebrać się w czyste ubranie, które będzie wam dane, i wykąpać się«. Rozległy się oklaski. W jakiś czas później usłyszeliśmy szuranie bosych nóg na korytarzu piwnicznym – w pobliżu piwnicy, w której byliśmy zamknięci. Słyszeliśmy wołanie Niemców: »prędzej, prędzej!«. Zrozumiałem, że korytarzem prowadzą Żydów na wewnętrzne podwórze. Po pewnej chwili usłyszałem stuk zamykanych drzwi samochodu. Rozległy się krzyki, pukanie w ścianę auta. Następnie usłyszałem, jak zapuszczano auto, i po 6-7 minutach, gdy już krzyki zcichły, samochód wyjechał z podwórza”.

Wkrótce Podchlebnik trafił do pracy przy zakopywaniu zwłok w Lesie Rzuchowskim. Gdy zobaczył, jak z jednego z samochodów-komór gazowych wyrzucono zwłoki jego żony i dwojga dzieci, położył się obok nich, prosząc, aby go zastrzelono. Jednak Niemcy darowali mu życie, tłumacząc, że „jeszcze ten drab może dobrze pracować”.

Któregoś dnia, podczas drogi powrotnej z lasu, udało mu się zbiec. Okupację przeżył m.in. ukrywając się u polskich chłopów.

Oględziny i przesłuchania 

Jako prowadzący śledztwo, 10 czerwca 1945 r. Bednarz dokonał oględzin bożnicy, domu komitetu żydowskiego i kąpieliska rytualnego w Kole.

Wykonano wówczas bezcenne zdjęcia napisów pozostawionych przez ofiary, które spędzały noc w tej bożnicy przed śmiercią w samochodach-komorach lub przed wysyłką na roboty do Niemiec.

Od 14 czerwca Bednarz przesłuchiwał świadków w Chełmnie, zaczynając od Andrzeja Miszczaka mieszkającego obok obozu. Mężczyzna zapamiętał, jak w połowie listopada 1941 r. przyjechała do Chełmna grupa gestapowców, by obejrzeć miejscowy pałac. Wkrótce po ich wyjeździe wokół pałacu wzniesiono szczelny parkan z desek wysokości ok. 2,5 metra. Poza pałacem Sonderkommando Kulmhof zajęło „plebanię i kościół, lokal starej gminy, remizę oraz domy gospodarzy wsi Chełmno”. Początkowo mieszkańcy nie wiedzieli, „do czego ma służyć obóz”.

„Dopiero 9 grudnia 1941 roku – zeznawał Miszczak – nadjechał pierwszy transport samochodowy Żydów od strony Koła. (...). Żydów przywieziono nad wieczorem – trzymano całą noc w pałacu, a z rana wywożono »ciemnymi« autami (które później nazywaliśmy »auta-piekła«) w stronę lasku chełmińskiego. Wspomniane auta wracały po stosunkowo krótkim czasie (w przybliżeniu po godzinie) i zabierały nowe transporty Żydów z pałacu. Zwracało uwagę, że na podwórzu zaczęły się piętrzyć stosy ubrań. Wieczorem nadszedł nowy transport, który po spędzeniu nocy w pałacu został również z rana wywieziony do lasku chełmińskiego. Powtarzało się to przez kilka dni”.

Na przełomie czerwca i lipca Bednarz przesłuchał kolejnego uciekiniera: Szymona Srebrnika. Spisał też zeznania aresztowanego urzędnika z Zarządu Getta Litzmannstadt, Rudolfa Krampa, który wysyłał Żydów na śmierć do Chełmna. 31 lipca w Kole Bednarz przesłuchał trzeciego uciekiniera z obozu, Mordkę Żurawskiego.

Aby nie został ślad

Srebrnik i Żurawski byli świadkami masowego zabijania podczas drugiego etapu funkcjonowania obozu w Chełmnie po wysadzeniu pałacu.

„W lesie – zeznał Żurawski – były dwa piece krematoryjne zbudowane identycznie. Znajdowały się one na jednym poziomie z ziemią (tworzyły jakby dół). Głębokość takiego pieca wynosiła 4 metry, szerokość 6 metrów, długość 10 metrów. Ściany pieca zwężały się stopniowo i u spodu przy rusztach miały może metr i pół szerokości na dwa metry długości (w przybliżeniu). Ruszty były zrobione z szyn kolejowych kolejki wąskotorowej”.

W piecach tych spalano zwłoki zagazowanych. Jednorazowo w jednym piecu można było spalić około 100 ciał.

We wrześniu 1945 r. Bednarz rozkopał teren w okolicach spichlerza dawnego majątku w Chełmnie, gdzie trafił na obszerną jamę wypełnioną dużą ilością przedmiotów należących do ofiar obozu. W tym czasie prawdopodobnie kwaterował we wsi Chełmno. W końcu października przesłuchał kolejnego kluczowego świadka w dochodzeniu: żandarma z Sonderkommando Kulmhof – Brunona Israela.

„W grudniu 1944 – zeznał Israel – przystąpiono do likwidacji obozu. Zburzono piece krematoryjne. Cegłę wywieziono, nie wiem dokładnie gdzie. Przyjeżdżała specjalna komisja, która kontrolowała, czy prace są odpowiednio prowadzone. Stwierdzono, że beton w jednym z pieców pozostał na dole, i nakazano go wyrzucić. Obecnie nie ma ani śladu po piecach”.

Norymberga 

Na początku grudnia 1945 r. przewodniczący Głównej Komisji Henryk Świątkowski zwrócił się do oddziału łódzkiego o pilne dostarczenie materiałów dowodowych, dotyczących „zbrodniczej działalności Niemców w Chełmnie” dla grupy prokuratorów w Norymberdze.

W tym samym czasie przeprowadzona została kwerenda w archiwum Żydowskiej Komisji Historycznej w Łodzi w poszukiwaniu dokumentów dotyczących obozu. W śledztwie przesłuchano też kolejnych świadków. Od grudnia 1945 r. z rzeczy wykopanych przez Bednarza na terenie obozu w Chełmnie przygotowywano dowody rzeczowe, prawdopodobnie w związku z procesem norymberskim.W połowie grudnia sędzia Bednarz skierował do Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Koninie pismo z dziewięcioma pytaniami dotyczącymi losów ludności żydowskiej, które kończy uwagą: „Sprawę proszę z uwagi na Proces Norymberski traktować jako bardzo pilną. Szczególną uwagę proszę zwrócić na dane liczbowe”.

Wzorując się na tym piśmie, sporządził ankietę z tymi samymi zapytaniami, którą rozesłał 17 grudnia 1945 r. do Komend Powiatowych MO na terenie byłego Kraju Warty.

7 stycznia 1946 r. Bednarz – z uwagi na toczące się procesy zbrodniarzy (wśród nich proces w Norymberdze) – postanowił ujawnić materiały zebrane w śledztwie w sprawie niemieckiego obozu zagłady w Chełmnie. W tym dniu wygłosił referat na ten temat w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce w Łodzi, do którego dołączył odpisy i wyciągi protokołów przesłuchania świadków, fotografie z Chełmna i inne dokumenty.

Referat ten Główna Komisja opublikowała w formie książki w 1946 r. i w wersji skróconej w tomie pierwszym swego biuletynu. Ten pierwszy zeszyt biuletynu został wydany również w języku angielskim i dostarczony do Norymbergi. Przetłumaczono go też na francuski. Wiadomo jeszcze, że z biuletynu tego korzystał Lord Russell of Liverpool pisząc o obozie zagłady w Chełmnie w swej słynnej wtedy książce „Pod biczem swastyki. Krótka historia hitlerowskich zbrodni wojennych”.

Proces w Norymberdze trwał od 20 listopada 1945 r. do 1 października 1946 r. Jednym z przedstawicieli prokuratury Związku Sowieckiego był młodszy oskarżyciel płk Smirnow (zastępca głównego oskarżyciela sowieckiego). 27 marca 1946 r., 69. dnia rozprawy, referując część dotyczącą tajnych ośrodków eksterminacyjnych, przytoczył on trzy fragmenty zeznania sędziego Bednarza, złożonego przed Główną Komisją dla Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, dotyczące właśnie Chełmna.
Pierwszy fragment dotyczył opisu obozu, drugi metody eksterminacji, a trzeci liczby ofiar. Zeznanie to stanowiło oficjalny załącznik do sprawozdania rządu w Warszawie, złożone jako dowód przez przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości Związku Sowieckiego.

Ostatni Polak

Akta śledztwa w sprawie obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem zgromadzono w dziewięciu tomach, zawierających 899 kart, które nazywane są „dochodzeniem Bednarza”. Jednak w marcu 1947 r., mimo obszernego materiału dowodowego, Sąd Okręgowy w Łodzi zawiesił to postępowanie.

Poza procesem w Norymberdze materiały ze śledztwa Bednarza wykorzystano na początku lat 60. XX wieku podczas procesu niemieckiej załogi obozu w Chełmnie. W Bonn, w Niemczech zachodnich, skazano wówczas dwunastu Niemców, którzy byli członkami załogi. Najwyższy wyrok wynosił 13 lat więzienia.

W 1967 r. wydziały śledcze reaktywowanych Okręgowych Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce wszczęły dalsze śledztwa o zbrodnie popełnione w niemieckich obozach koncentracyjnych i zagłady. Nie kontynuowano ich od drugiej połowy lat 40. XX wieku, zaległości było więc sporo. Wtedy też wszczęto śledztwo w sprawie obozu w Chełmnie nad Nerem. Prowadzono je kilkakrotnie.

Po ponownym wszczęciu śledztwa, już w wolnej Polsce, 2 listopada 2000 r. na jednym ze szczecińskich cmentarzy zatrzymano Henryka M. – ostatniego żyjącego z grupy ośmiu Polaków pracujących na terenie obozu w Chełmnie w latach 1941-43. Osadzono go w areszcie w Poznaniu. Do Sądu Okręgowego w Koninie skierowano przeciwko niemu akt oskarżenia. Był pierwszą osobą w Polsce, przeciwko której prokurator IPN skierował akt oskarżenia w sprawie ludobójstwa w obozie zagłady.
6 lipca 2001 r. ogłoszono wyrok: 8 lat pozbawienia wolności za współudział w ludobójstwie. 5 lutego 2002 r. wyrok ten podtrzymał Sąd Apelacyjny w Poznaniu. W apelacji Henryk M. pisał: „Jestem niewinny. Byłem więźniem. To, co mi się zarzuca, nie zrobiłem. Wnoszę o sprawiedliwy wyrok”. Sąd Najwyższy 8 kwietnia 2003 r. odrzucił kasację i podtrzymał wyroki sądów niższych instancji.

Córka skazanego i on sam bezskutecznie starali się o ułaskawienie przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. 14 listopada 2002 r. Sąd Apelacyjny w Poznaniu wydał negatywną opinię co do ułaskawienia Henryka M. i pozostawił prośbę córki skazanego bez dalszego biegu. Ze względu na stan zdrowia po niecałym roku od aresztowania Henryk M. opuścił więzienie i dostał przerwę w odbywaniu kary. Zobowiązany został przez sąd do systematycznego dostarczania aktualnego zaświadczenia od lekarza o stanie zdrowia. Do więzienia już nie wrócił.

Wymiar paradoksu oraz tragizmu dla sprawy i osoby Henryka M. nadaje przyznanie mu w 1959 r. Brązowego Krzyża Zasługi PRL. Zgodnie z ustawą Krzyż Zasługi został „ustanowiony celem odznaczenia osób, które od chwili wskrzeszenia Państwa Polskiego położyły względem niego lub jego obywateli zasługi spełniając czyny nie leżące w zakresie ich zwyczajnych obowiązków, a przynoszących korzyść Państwu lub poszczególnym obywatelom”.

Zapomniany

Złotym Krzyżem Zasługi odznaczono natomiast sędziego śledczego Władysława Bednarza. Stało się to w 1946 r. W uzasadnieniu wniosku napisano, że „zasługuje na odznaczenie za swe prace badawcze nad zbrodniami niemieckimi w obozie koncentracyjnym w Chełmnie”.

Bednarz do prowadzonego przez siebie śledztwa w sprawie Chełmna już nie powrócił. W latach 50. XX wieku pracował m.in. w Sądzie Okręgowym oraz w Sądzie Najwyższym w Warszawie. Później przez wiele lat aż do emerytury był adwokatem w Białymstoku. Zmarł w 1997 r.

Dzisiaj ten jeden z pierwszych polskich śledczych, którzy po 1945 r. rozpoczęli dokumentowanie niemieckich zbrodni w okupowanej Polsce, jest postacią zupełnie zapomnianą. ©

Korzystaliśmy m.in. z Archiwum Sekcji Historii Psychiatrii Polskiej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, Archiwum ŻIH, Archiwum UW, Archiwum IPN, Archiwum Ministerstwa Sprawiedliwości, Archiwum Muzeum Okręgowego w Koninie, tekstu Tadeusza Nasierowskiego „Józef Bednarz – psychiatra z »Dziejów jednego pocisku«” (w tomie „Andrzej Strug – dzieło i czasy”, red. A. Kargol, 2014) i tekstu „Henryk M. – ostatni Polak skazany za współudział w zbrodni Holocaustu” (z antologii „Zjawisko ludobójstwa w XX i XXI wieku”, 2016).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2017