Śledztwo Juliana Leszczyńskiego

Odnalezione przez nas w Warszawie prywatne archiwum zawiera nieznane historykom dokumenty i teksty dotyczące początków Holokaustu.

22.01.2018

Czyta się kilka minut

Transport Żydów z getta w Łodzi do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof); zdjęcie niemieckie z kwietnia 1942 r. / AKG-IMG / BEW
Transport Żydów z getta w Łodzi do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof); zdjęcie niemieckie z kwietnia 1942 r. / AKG-IMG / BEW

Życie właściciela tego archiwum, Juliana Leszczyńskiego, jego ocalenie z warszawskiego getta i prowadzone przez niego przez kilkadziesiąt lat prywatne w gruncie rzeczy śledztwo w sprawie jednego z „pionierów Zagłady” – Rolfa-Heinza Höppnera, szefa poznańskiej Służby Bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst) w tzw. Kraju Warty – to opowieść na sensacyjny film.

Prokurator

W końcu 1946 r. ukazały się drukiem opowiadania Zofii Nałkowskiej „Medaliony” – zapis wrażeń autorki z prac w Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce [patrz „Śledztwo Nałkowskiej”, „TP” 23/2017 – red.]. Dzięki wprowadzeniu „Medalionów” do kanonu lektur szkolnych miały one ogromny wpływ na kształtowanie świadomości kilku pokoleń Polaków. To w tym właśnie zbiorze pisarka umieściła opowiadanie „Człowiek jest mocny”, w którym opisała zbrodnie popełnione przez Niemców w obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof), który zaczął funkcjonować 8 grudnia 1941 r. Był pierwszą tego typu „fabryką śmierci”, gdzie ludzi gazowano w tzw. samochodach specjalnych. Według różnych obliczeń w Kulmhofie zginęło blisko 250 tys. ludzi.

Po latach okazało się, że Nałkowska oparła swoje opowiadanie na protokole przesłuchania miejscowego handlarza bydłem Michała Podchlebnika.

Podpisał je 9 czerwca 1945 r. uczestniczący w przesłuchaniu ocalonego świadka prokurator Julian Leszczyński.

Archiwum w piwnicy

Lipiec 2017 r. Spotykamy się z dwiema córkami Juliana Leszczyńskiego w niewielkiej willi na Saskiej Kępie. Od śmierci ich ojca przez ponad 30 lat nikt nie zaglądał do pozostawionych przez niego dokumentów. Chodzi o kilka tekturowych pudeł z precyzyjnie opisaną zawartością. Są tu zdjęcia, listy i mikrofilmy z kopiami z archiwów z całego świata.

Najcenniejsze są prywatne notatki i maszynopisy Leszczyńskiego z uwagami do tworzonych przez niego do samej śmierci tekstów i fragmenty planowanego doktoratu. Są też listy, m.in. od świadka i badacza Zagłady, dyrektora archiwum Yad Vashem Józefa Kermisza, a także Stefana Kurowskiego (szefa polskiej delegacji na proces norymberski) czy znanego amerykańskiego historyka Holokaustu Raula Hilberga.

– Ojciec korespondował i rozmawiał z każdym, kto interesował się i zajmował Zagładą – opowiada Krystyna Bratkowska, córka Leszczyńskiego. – Badania finansował z własnych oszczędności, bo komuniści i niechętne mu środowiska w kraju blokowali jego doktorat i na każdym kroku starali się dyskredytować to, czym się zajmował.

– Nie szukał sławy – dodaje druga córka, Hanna. – Nie zależało mu na tym. Pomagał np. Jerzemu Ficowskiemu w tłumaczeniu „Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie” Icchaka Kacenelsona, ale jego nazwiska nie ma w opublikowanej książce... Bo tego po prostu nie chciał.

Człowiek wielu talentów, poliglota, prawnik i historyk (nawet jeśli nie z wykształcenia). Z jego zapisków wyłania się postać konsekwentnego badacza przeszłości, który większość zawodowego życia poświęcił rekonstrukcji początków Zagłady.

Idel, czyli Julian

Urodził się w Łowiczu 30 września 1909 r. jako Idel, syn Abrama i Cywii z domu Riterband (formalnie imienia Julian mógł używać po decyzji administracyjnej dopiero od 1948 r.). Leszczyńscy byli majętną spolonizowaną rodziną żydowską, należącą do łowickiego okręgu bożniczego. Gdy Idel miał cztery lata, zmarła jego matka, czworo rodzeństwa wychowywał ojciec.

Chłopiec początkowo pobierał nauki w szkole ludowej, do której uczęszczał przez dwa lata. Po odbyciu rocznego kursu przygotowawczego wstąpił w 1920 r. do znanego łowickiego Gimnazjum im. księcia Józefa Poniatowskiego. Po zdaniu egzaminu dojrzałości typu humanistycznego w 1928 r. został przyjęty w poczet elitarnego grona studentów Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Podczas studiów miał możliwość poznania wielu wybitnych prawników, m.in. autorytetu z zakresu prawa międzynarodowego prof. Zygmunta Cybichowskiego.

Czas studiów to dla Leszczyńskiego nie tylko intensywna nauka, ale też spotkanie z rosnącym w latach 30. XX w. w Polsce antysemityzmem. Było to zapewne ciężkie doświadczenie dla spolonizowanego Żyda wchodzącego w dorosłość, który po uzyskaniu dyplomu z prawa postanowił kontynuować edukację na Wydziale Lekarskim UW. Twierdził, według wspominających go po latach córek, że „w Polsce żydowskim lekarzem będzie mu łatwiej być niż żydowskim prawnikiem”.

Jednak złożone przez niego podanie zostało odrzucone przez dziekana Wydziału Medycznego. W tym okresie była to standardowa procedura, związana ze stosowaniem numerus clausus, czyli zasady zmierzającej do ograniczenia liczby studentów pochodzenia żydowskiego proporcjonalnie do liczebności tej społeczności w państwie (a więc ok. 9-10 proc.). Z tego też powodu w ostatnim roku akademickim przed wybuchem II wojny światowej liczebność żydowskich studentów na polskich uczelniach wynosiła ok. 8 proc. ogółu studentów, podczas gdy wcześniej było to nawet 20-40 proc.

Leszczyński postanowił w tej sytuacji podjąć pracę w wymiarze sprawiedliwości. Po zdaniu w 1938 r. egzaminu został aplikantem w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Z nowego miejsca pracy szybko jednak odszedł na własną prośbę. Jak pisał w swoim życiorysie: „Na jesień [1938 r.] występuję z sądownictwa pod presją Prezesa Apelacji Warszawskiej p. [Kazimierza] Rudnickiego w związku [z unarodowieniem] aparatu sądowego przez ówczesnego ministra [sprawiedliwości Witolda] Grabowskiego”.

Wojna, getto, ucieczka

Ojciec Juliana, Abram, zmarł w lutym 1940 r. na białaczkę i został pochowany na cmentarzu żydowskim w Łowiczu (choć od końca lat 20. Leszczyńscy mieszkali w Warszawie). Osiem miesięcy później Niemcy utworzyli w stolicy żydowską „dzielnicę zamkniętą”. Do getta poza Julianem trafili też jego dwaj bracia, Władysław i Stanisław, oraz siostra Gustawa, która po latach wspominała, że zostali zakwaterowani przy ul. Śliskiej 18, „w małym pokoiku i wielkiej biedzie”.

Julian opuścił getto pierwszy. Miał w miarę „dobry” wygląd, mówił po niemiecku. Utrzymywał się ze sprzedaży rzeczy z rodzinnego majątku. Dzięki temu mógł organizować żywność dla rodzeństwa, pozostawionego za murami getta. Później zaczął pojedynczo wyprowadzać na „aryjską” stronę bliskich: najpierw żonę brata Reginę, później siostrę.

Rodzeństwo Leszczyńskich zamieszkało w wynajętym pokoju przy ul. Ateńskiej na Saskiej Kępie. Julian mieszkał tam najpierw z siostrą, która podawała się za jego żonę. Później dołączyli do nich bracia, których Leszczyński wyprowadził z getta tuż przed tym, jak w kwietniu 1943 r. wybuchło tam powstanie.

Brat Władysław wspominał w powojennych (nieopublikowanych) zapiskach, że całe dnie spędzali pod stołem kreślarskim: „po bokach i od przodu zwisa [z niego] gruby lniany obrus – do samej podłogi. Od tyłu ściana i o nią się opieramy. Nie widzimy nic, tylko tę szarą sfałdowaną materię – ociera się o nasze twarze i nic, nic więcej”.

W sierpniu 1944 r., ponad dwa tygodnie po wybuchu powstania warszawskiego, Julian z grupą sześciu osób (w tym dwoma ­braćmi) opuszcza Warszawę. Front sowiecki dociera do Wisły. Julian trafia do Lublina i tu angażuje się w pracę Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej (CŻKH) pod przewodnictwem historyka dr. Filipa Friedmana. Zajmowała się ona – już od 1944 r. – badaniem zbrodni popełnionych na ludności żydowskiej w okupowanej Polsce.

Pierwsze śledztwo

W końcu stycznia 1945 r. Julian zgłosił się do ministerstwa sprawiedliwości powstającego przy Polskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego, rządzie utworzonym z woli Stalina i mającym administrować powojenną Polską. Niemniej podjął on sprawę zbrodni niemieckich, a Julian postanowił właśnie temu się poświęcić.

Poprosił o zatrudnienie w sądownictwie specjalnym, które zajmowało się ściganiem zbrodni niemieckich. W podaniu o pracę zaznaczył, że ze względu na to, iż CŻKH w styczniu 1945 r. przeniosła się do Łodzi, on z tego właśnie powodu prosi o przydzielenie do sądu w tym mieście, albo w Piotrkowie Trybunalskim lub Częstochowie. W marcu otrzymał nominację na asesora (okręg Sądu Apelacyjnego w Warszawie), a wkrótce został delegowany do pracy w łódzkiej prokuraturze.

Jeszcze w 1944 r. PKWN wydał specjalną ustawę dotyczącą odpowiedzialności za zbrodnie popełnione podczas okupacji (był to jeden z pierwszych takich przepisów w Europie). Nazywany potocznie „sierpniówką”, dekret z 31 sierpnia 1944 r. dotyczył „kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego”.

Na początku maja 1945 r. Prezydium Krajowej Rady Narodowej powołało Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (GKBZNwP). W jej skład wszedł Leszczyński. Wkrótce potem z inicjatywy Prezydium GKBZNwP został zawiązany Oddział Głównej Komisji w Łodzi, pod przewodnictwem Nałkowskiej i pierwszego prezesa Sądu Najwyższego Wacława Barcikowskiego. Swą działalność łódzki oddział zaczął „zbiorowymi oględzinami miejsca straceń w Chełmnie nad Nerem, w powiecie kolskim” – i z inicjatywy Nałkowskiej wszczęto w tej sprawie śledztwo.

Pierwsze ekshumacje

Już jako prokurator Leszczyński – delegowany przez prokuratora Specjalnego Sądu Karnego w Warszawie – w maju 1945 r. wziął udział w pierwszym wyjeździe Komisji do Chełmna nad Nerem.

Na zachowanych zdjęciach Julian ubrany jest w prochowiec i kapelusz, nosi charakterystyczną teczkę. Razem z innymi członkami Komisji jedzie przez Poddębice, Uniejów, Dąbie i Chełmno do Koła, gdzie zostają dokonane oględziny synagogi, a na terenie fabryki Ostrowskiego – samochód pełniący funkcję mobilnej komory gazowej. 4 czerwca 1945 r. Julian przesyła sprawozdanie do ministra sprawiedliwości za pośrednictwem prokuratora Jerzego Korytkowskiego.

Komisja w Chełmnie nad Nerem z okolicznymi mieszkańcami, 1945 r. Zaznaczono Leszczyńskiego / NACHMAN ZONABEND / YAD VASHEM

10 dni później na zebraniu Łódzkiej Wojewódzkiej Komisji dla Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce zapada decyzja, że sędzia śledczy Władysław Bednarz wraz z prokuratorem Sądu Specjalnego Julianem Leszczyńskim mają ponownie udać się do tych miejscowości w celu „zabezpieczenia dowodów, zbadania zamieszkałych w okolicy świadków, sporządzenia protokołów oględzin budynków, w których więziono skazanych i przechowywano zrabowane im mienie, oraz przystąpienia do ekshumacji pogrzebanych w Lesie Rzuchowskim”.

Jesienią Leszczyński zostaje nominowany na podprokuratora i przeniesiony do prokuratury w Łodzi. Nadal pomaga Bednarzowi; 20 października 1945 r. dokonują oględzin wartościowych przedmiotów znalezionych w Chełmnie, które należały do zamordowanych.

W listopadzie Leszczyński z Bednarzem dokonują wizji lokalnej z jednym z oskarżonych na terenie byłego niemieckiego obozu Kulmhof. W tym samym czasie w Lesie Rzuchowskim, na polanie obsadzonej młodą brzeziną, rozkopują teren, ujawniając warstwę ok. 50 cm popiołu ze szczątkami przepalonych kości i włosów. Odnajdują tam też spody butów i łyżki należące do ofiar.

Odkrycie w Łodzi

Kilka miesięcy wcześniej, w maju 1945 r., Leszczyński zabezpieczał i porządkował – ocalałe w stanie niemal nietkniętym – archiwum tajnych akt łódzkiej ekspozytury tzw. Centrali Przesiedleńczej w Poznaniu (Dienststelle-LitzmannstadtUmwanderer­zentralstelle in Posen; UWZ).

W Łodzi, noszącej za okupacji nazwę Litz­mannstadt i należącej do tzw. Kraju Warty – jednego z obszarów Polski jesienią 1939 r. anektowanych w granice III Rzeszy – siedziba UWZ znajdowała się przy ul. Piotrkowskiej (wtedy Adolf-Hitler-Strasse).

Dokumentom groziło... przemielenie. Jak pisał po latach w nieopublikowanym tekście Leszczyński: „Taka bowiem była decyzja kierownictwa instytucji, która zainstalowała się w budynku po Centrali, i której spieszno było zwolnić zajęte pomieszczenie w ten właśnie najprostszy sposób. Na szczęście, zamiar doszedł do wiadomości Zofii Nałkowskiej, w tym czasie zaan­gażowanej czynnie w pracach pierwszego zespołu komisji badania zbrod­ni (....). Na jej to alarm przerwano rozpoczętą już dewastację i zabezpieczono jeden z najcenniejszych zespołów akt hitlerowskich, jaki kiedykolwiek dostał się w nasze ręce”.

Kilka z tych dokumentów miało zaważyć na dalszych losach Leszczyńskiego. Były to kopie kancelaryjne memoriału zatytułowanego „Lösung der Judenfrage” do RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) w Berlinie i przewodnie pismo do Adolfa Eichmanna („Lieber Kamerad Eichmann”), datowane na 16 lipca 1941 r. Autorem obu był SS-Sturmbannführer Rolf-Heinz Höppner, szef poznańskiej Służby Bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst) w tzw. Kraju Warty.

Dokumenty te stały się inspiracją do prywatnego śledztwa, któremu Leszczyński poświęcił resztę życia.

Sturmbannführer Höppner

Był niespełna rok młodszy od Juliana. Prawnik, do NSDAP wstąpił podczas studiów. Po wybuchu wojny jego kariera nabrała tempa: dostawał odznaczenia i coraz wyższe stopnie, przełożeni chwalili go za gorliwość.

W dokumencie odnalezionym po wojnie przez Leszczyńskiego (określanym jako „Memoriał Höppnera”), a przesłanym do Berlina w połowie lipca 1941 r., Rolf-­Heinz Höppner zauważał, że jego propozycje mają na razie czysto teoretyczny charakter, a dotyczą „oczyszczenia” przejętych przez III Rzeszę terenów nie tylko z ludności żydowskiej, ale też słowiańskiej.

Rolf-Heinz Höppner w więzieniu, 1946 r. / ARCHIWUM IPN

Höppner proponował m.in., by Żydów sprowadzić w jedno miejsce, „gdzie zostaną wykończeni szybko działającym środkiem (…) co będzie przyjemniejsze (…) i bardziej humanitarne, niż pozwolić im umrzeć z głodu”. Niemniej w swym memoriale rozważał też możliwości „wyniszczenia przez pracę” przy niskich racjach żywnościowych. A także konieczność sterylizacji Żydówek.

Propozycje padły na podatny grunt. Od czerwca 1941 r. trwała wojna Niemiec ze Związkiem Sowieckim, na froncie działały „grupy specjalne” dokonujące masowych egzekucji Żydów. „Problem żydowski” stawał się priorytetem.

Po wojnie Höppner został skazany w Polsce na dożywocie, m.in. za udział w wysiedlaniu Polaków i ich przymusową germanizację. Przed sądem reprezentował go adwokat, który bronił też innego niemieckiego zbrodniarza, namiestnika Kraju Warty Arthura Greisera – mecenas Stanisław Hejmowski. Wiele lat po wyroku, w kwietniu 1955 r., w prośbie o ułaskawienie Höppnera mecenas pisał, że „akt wspaniałego przebaczenia wrogowi jest dowodem siły przebaczającego. A Naród Polski, którego moc wzrasta nieustannie, może sobie na wspaniałomyślność pozwolić”.

Ułaskawiony, w 1957 r. Höppner trafił do Niemiec Zachodnich. Zmarł w 1998 r., w wieku 88 lat, nie niepokojony już przez wymiar sprawiedliwości.

Śledztwo prywatne

W 1965 r. Leszczyński napisał na temat Höppnera artykuł, który został zamieszczony w pierwszym numerze Zagranicznego Biuletynu Informacyjnego Zachodniej Agencji Prasowej. Stał się on podstawą do wszczęcia śledztwa przeciw Höppnerowi przez prokuraturę w Bonn, w Niemczech zachodnich. Jednak nie doprowadziło ono do procesu.

Leszczyński nie dawał za wygraną: jeździł do zagranicznych archiwów, publikował teksty w czasopismach naukowych, brał udział w konferencjach i z roku na rok rozbudowywał swoje prywatne archiwum. Od końca lat 60. przygotowywał też pod kierunkiem prof. Tadeusza Cypriana rozprawę doktorską pt. „Geneza ludobójstwa hitlerowskiego w Polsce”, opartą na dokumentacji niemieckiej. W maju 1970 r. starał się o otwarcie przewodu doktorskiego na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, ale Rada Wydziału Instytutu Prawa Karnego ustosunkowała się do tych zamiarów negatywnie. Argumentem odrzucenia przewodu było to, iż „genezy ludobójstwa szukać należy poza Polską i nie można wysuwać na pierwszy plan ludobójstwa w Polsce”.

W 1979 r. Leszczyński opublikował na łamach „Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego” swój ostatni tekst. Pisał w nim m.in., że wybór Kraju Warty do odegrania kluczowej roli w Zagładzie Żydów był nieprzypadkowy. „Wystarczy sięgnąć do zadań – pisał Leszczyński – jakie wyznaczył sobie od początku ten wcielony do III Rzeszy teren o wiele obiecującej nazwie dodatkowej »Mustergau« [pol. okręg wzorcowy – red.] i »Exerzierplatz« [poligon]. (…). Szczególną gorliwością w wynajdywaniu coraz [to] nowych zadań z dziedziny tzw. polityki narodowościowej wyróżnił się tu przybyły z końcem kwietnia 1940 r. nowy szef krajowej placówki służby bezpieczeństwa (…) w Poznaniu ­SS-Hauptsturmführer (wkrótce Sturmbannführer) 30-letni Rolf-Heinz Höppner”.

Wolny strzelec

Pisał to człowiek, który już od 1949 r. był poza prokuraturą. Leszczyńskiego zwolnił z pracy ówczesny minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski, nie podając konkretnej przyczyny swojej decyzji (Świątkowki, przed wojną członek PPS, a potem komunista, pełnił tę funkcję w najgorszym okresie: od maja 1945 r. do wiosny 1956 r., gdy sądy i prokuratura były jednym z głównych narzędzi w procesie instalowania władzy komunistycznej).

Julian Leszczyński został więc wolnym strzelcem. Pracował m.in. jako radca prawny Metra Warszawskiego (wtedy na etapie planów). Pomagał też historykom i dziennikarzom zajmującym się problematyką Zagłady. Przygotowywał np. Krzysztofa Kąkolewskiego do jego rozmowy z Höppnerem (ukazała się ona w książce „Co u pana słychać?”, zbiorze wywiadów z żyjącymi nadal niemieckimi zbrodniarzami). Wynajmował też mieszkanie młodemu stypendyście z Austrii Martinowi Pollackowi (późniejszemu pisarzowi, autorowi m.in. głośnej książki „Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu”, w której Pollack odkrywa swą historię rodzinną).

Julian Leszczyński zmarł w Warszawie 8 lutego 1985 r. Pochowano go na stołecznym cmentarzu żydowskim.

Dziś jego nazwisko cytowane jest w licznych opracowaniach, a przede wszystkim w literaturze zachodniej na temat początków Zagłady. W Polsce jest on postacią niemal nieznaną.

Odkryte przez nas prywatne archiwum prokuratora Leszczyńskiego ma trafić do opracowania i digitalizacji w Żydowskim Instytucie Historycznym.©

Korzystaliśmy z archiwum J. Leszczyńskiego, dokumentów przechowywanych w IPN, ŻIH, ministerstwie sprawiedliwości, Archiwum Akt Nowych, Archiwum UW i tekstów Leszczyńskiego publikowanych na łamach „Dziejów Najnowszych” i „Biuletynu ŻIH”. Pragniemy podziękować Patrykowi Montague za cenne merytoryczne uwagi nt. materiałów archiwalnych związanych z działalnością Leszczyńskiego w 1945 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2018