Siła i bezsilność sztuki

Ludzie odczuwają w sobie pustkę, religia w tym nie pomaga – wyznaje Damien Hirst. Ale jednocześnie brytyjski artysta pokazuje, że odpowiedzią jest sztuka religijna podejmująca pytania o Boga i śmierć.

30.08.2015

Czyta się kilka minut

Damien Hirst, widok wystawy „New Religion” / Fot. Paweł Jóźwiak / CENTRUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ ŁAŹNIA
Damien Hirst, widok wystawy „New Religion” / Fot. Paweł Jóźwiak / CENTRUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ ŁAŹNIA

Większość powierzchni kaplicy zaaranżowanej w gdańskiej CSW Łaźnia zajmują sitodruki przedstawiające różnego rodzaju medykamenty opisane religijnymi etykietami. Na próżno jednak widz szuka związków między konkretnym lekarstwem a biblijnym wydarzeniem, nazwą księgi Pisma Świętego czy imieniem apostoła. Dominuje wrażenie przypadkowości. O wiele ciekawsze są za to rzeźby i instalacje wykorzystujące symbolikę chrześcijańską. To one zdradzają dwie obsesje angielskiego artysty Damiena Hirsta, którymi są śmierć i religia. Wystawa „Nowa religia” ma postawić nie tylko pytanie o to, co stanowi przedmiot wiary współczesnego człowieka. To także próba obłaskawienia osobistych demonów artysty.


Tabletki z krzyżykiem


Na środku sali-kaplicy stoi ogromna, otwarta skrzynia, która przypomina skrzyżowanie przenośnego ołtarza z kredensem na ornaty. Wieko jest podniesione, więc można zajrzeć do środka. Skrzynia jest prawie pusta, tylko niewielki obrazek błękitnego motyla jest na swoim miejscu. Wszystko inne zostało wyjęte i rozmieszczone w sali. Pod ścianą, niczym ołtarz przedsoborowy, ustawiono stół, a na nim drewniany krzyż inkrustowany kolorowymi tabletkami, czaszkę, serce poprzebijane igłami i żyletkami, wielką, marmurową imitację tabletki paracetamolu, która – w tym miejscu – przywołuje nieodparte skojarzenie hostii. Nad „ołtarzem” dwie grafiki: biała gołębica na błękitnym tle i coś, co przypomina wykres kołowy, tabletkę podzieloną na trzy części albo połamaną hostię. To diagram przedstawiający Trójcę Świętą. Każda Osoba Boska to jedna trzecia całości.


Na ścianach po obu stronach teologiczno-farmaceutyczne sitodruki niby medyczna interpretacja historii biblijnej. Widz odruchowo próbuje dopasować lekarstwo do teologicznej idei. Dlaczego agonii w Ogrójcu przyporządkowano aspirynę, Zesłaniu Ducha Świętego tylenol, czyli paracetamol, a Judaszowi lek na nadciśnienie? Sam autor w wywiadzie stanowiącym program wystawy rozwiewa nasze wątpliwości: „Tak naprawdę nie wiem, na co są te tabletki. Tu chodzi bardziej o kwestie formalne”. I podaje przykłady: „Symbol na tabletce reprezentującej św. Jana wskazuje w górę, bo w przeciwieństwie do innych apostołów, którzy zostali zamordowani, on zmarł ze starości. Św. Andrzej zginął na krzyżu w kształcie litery X, stąd ukośna linia”. I właśnie w tym momencie obnażona zostaje miałkość tego artystycznego zamierzenia.


Sztuka wysoka


Już na początku wywiadu Hirst przyznaje: „w pierwszej kolejności zwracam uwagę na formalne rozmieszczenie prac – na przykład szafki z lekarstwami są zaaranżowane kolorystycznie. (...) chodzi o kolor, kształt. Trzeba tylko znaleźć sobie jakąś przykrywkę, żeby można było podejmować te staroświeckie artystyczne decyzje o rozmieszczeniu koło siebie rzeczy, które dobrze wyglądają: kolorów, kształtów, form”.


Ta szczerość rozbraja, ale wystawa i cała artystyczna droga Hirsta potwierdzają prawdziwość tej deklaracji. Jak się okazuje, medyczny koncept nie jest wcale taki nowy, gdyż został już wykorzystany w pracy „Apteka”. Hirst opowiada z nieukrywaną nonszalancją: „Punktem wyjścia była tapeta w »Aptece«. To dość podobne prace, ale zmieniliśmy nazwy firm farmaceutycznych na odniesienia do Biblii (...). Nie mamy pojęcia, do czego zmierzamy. Ale wygląda to dobrze. W ogólnym rozrachunku to jest właśnie wspaniałe w sztuce – jeśli ładnie się prezentuje w salonie, wszystko ujdzie ci na sucho”.


Czy nie brzmi to cynicznie? Brytyjski artysta idzie jednak jeszcze dalej w obnażaniu swojego warsztatu: „Można sięgnąć po jakiś oklepany motyw, trochę go zmienić i gotowe. Poza tym ja znalazłem się w kategorii sztuki wysokiej, z czym wiąże się dodatkowy bagaż. Takie rzeczy mogą mi ujść na sucho”. Hirst podaje przykład. Zwykła kartka urodzinowa może stać się dziełem sztuki tylko dlatego, że pojawi się na jego wystawie. Przecież każdy pomyśli: „To musi być ważne, skoro się tutaj znalazło”.


Po takich deklaracjach artysty trudno uwierzyć w ideowe zamierzenie, które ma przyświecać wystawie. Hirst twierdzi, że – wychowany w Kościele katolickim – zawsze borykał się z problemem wiary. Mimo tego, że dzisiaj ani nie wierzy, ani się nie modli, wiara pozostaje dla niego problemem. Trudno mu zrozumieć, dlaczego ludzie wciąż uciekają się do religii, która przecież nie daje – jak sam twierdzi – żadnej pewności wobec śmierci. Jednakże religia ma współcześnie wielu konkurentów: to nauka, sztuka i miłość, czyli „narzędzia, które pozwalają odnaleźć drogę w mroku”. Nie dają pewności, ale pomagają. Jednak to wcale nie sztuka wysuwa się obecnie na prowadzenie, lecz nauka: „tak jak religia daje cień nadziei na to, że może na końcu wszystko będzie dobrze”.


Teza ciekawa, szkoda tylko, że nie została obroniona. Hirst bowiem sprowadza całą naukę do medycyny, która wcale nie zapewnia nieśmiertelności, a jedynie – jeśli można tak powiedzieć – pozwala umrzeć będąc zdrowszym. Bo czy rzeczywiście medycyna stała się dzisiaj nową religią? O wiele bardziej niż leczenie chorób funkcję quasi-religijną spełnia kult ciała, młodości i zdrowego stylu życia, dbanie o jego jakość, a nie poszukiwanie dróg do nieśmiertelności.


Religia nowa i stara


Wystawa Hirsta niewiele mówi o nowej religii. Przeciwnie – jest świadectwem tego, że stara religia ma się dobrze. O wiele ciekawsze od apteczno-biblijnych grafik są rzeźby, które współtworzą wystawę: krzyż, czaszka, serce oraz plakat z gołębicą. Te i inne symbole religijne „pod pewnymi względami są oklepane. Ale oklepane motywy są takie tylko dlatego, że są naprawdę dobre. Weźmy tę gołębicę. To banał, który wciąż jest potężny. (...) Nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie przepracować tajemnicę z obrazów tego rodzaju. Te symbole – gołąb, czaszka, krucyfiks – są w stanie przetrwać właśnie dlatego, że są tak wymowne. Mogą przetrwać nawet w formie kiczu” – przyznaje Hirst.


„Każda osoba wychowana w religii rzymskokatolickiej będzie obciążona tym bagażem” – przyznaje brytyjski artysta. Oczywiście, Hirst wielorako przetwarza znane motywy religijne: krzyż inkrustuje tabletkami, serce – bardzo dobrze znane z ikonografii Serca Pana Jezusa – przeszywa igłami i żyletkami, gołębicę zanurza w formaldehydzie, hostię zamienia w ciężki, marmurowy krążek paracetamolu. Wszystko jest wyolbrzymione, przesadzone, zdeformowane. Wygląda jak próba rozprawienia się z religijną przeszłością. „Wiara tak po prostu nie znika, prawda?” – pyta retorycznie Hirst.


Z przymrużeniem oka?


W wywiadzie artysta niejednokrotnie powraca do kwestii lęku przed śmiercią. „Ja mam obsesję na punkcie śmierci i śmiertelności, zwłaszcza mojej własnej” – przyznaje. I choć najpierw deklaruje, że w pracy artystycznej nie chce nikomu narzucać swoich odczuć czy przekonań, to z wywiadu wynika, że ten fragment wystawy jest bardzo osobisty. „Ludzie odczuwają w sobie pustkę. Wszyscy. Ja też”. Tę pustkę trzeba czymś zapełnić. „Religia w tym pomaga, chociaż tak naprawdę poniosła klęskę” – uważa artysta. Ale coś musi ją zastąpić, ludzie nie mogą zostać sami wobec śmierci. „(...) ja w podobny sposób wykorzystuję sztukę – żeby zapełnić pustkę”. Ale – co znamienne – jest to sztuka religijna podejmująca najważniejsze pytania: o Boga i śmierć.


Największe wrażenie robi na wystawie krzyż skomponowany z sześciu fotografii przedstawiających fragmenty poranionego ciała: głowa, bok, dłonie, nogi i otwarte serce, na którym dokonywana jest właśnie operacja. Nie waham się powiedzieć, że to sztuka na wskroś sakralna, choć dosłowna i niemetaforyczna. Hirst mówi, że sama religia nie wypełni pustki, ani sama sztuka, ani sama medycyna. „Trzeba na to wszystko patrzeć z przymrużeniem oka” – uważa.
Ten prześmiewczy ton jest obecny w całym wywiadzie. Brytyjski artysta chce nas przekonać, że nie należy brać życia poważnie, a najważniejsze wcale nie jest to, jak na jego dzieła zareagują odbiorcy, ale czy się sprzedadzą, czy nie: „Nie obchodzi mnie, co robią, byle tylko je kupili”. Czasami jednak maska prześmiewcy opada. I wtedy padają słowa: „Tak naprawdę świat to dość popieprzone i przerażające miejsce, dlatego właśnie poszukujemy odpowiedzi, nadziei, odrobiny światła”. Czy da się z tego wybrnąć bez religii? Nie – zdaje się odpowiadać Hirst. „Człowiek nasiąka tym wszystkim. To ma ogromne znaczenie nawet wówczas, gdy przestajesz wierzyć. Ma ogromne znaczenie, dzięki czemu jesteśmy w stanie przetrwać”. I pokonać medyczne namiastki. ©

DAMIEN HIRST, NEW RELIGION, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Gdańsk, wystawa czynna do 27 września 2015 r.

DAMIEN HIRST (ur. 1965) jest najbardziej znanym brytyjskim artystą współczesnym. Zasłynął cyklem prac „Natural History”, na który składały się wypchane sylwetki zwierząt zanurzone w formalinie. Jego najsłynniejsza praca „Fizyczna niemożliwość śmierci w umyśle istoty żyjącej” (2004) przedstawia rzeczywistych rozmiarów rekina w szklanym kontenerze. Sprzedano ją za 8 mln dolarów. W 2007 r. Hirst użył 8601 diamentów do stworzenia najdroższego dzieła sztuki w historii. Był to platynowy odlew ludzkiej czaszki, inkrustowany szlachetnymi kamieniami o wartości prawie 24 mln dolarów. Koszta poniósł sam Hirst. Specjaliści szacowali, że zostanie sprzedana za około 100 mln dolarów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2015